Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część ósma/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

I Lewin przypomniał sobie zajście, jakie miało niedawne miejsce pomiędzy Dolly a jej dziećmi. Dzieci, pozostawione same, zaczęły smażyć konfitury z malin nad świecą i strumieniem lały sobie mleko prosto do ust.
Matka, schwyciwszy je na gorącym uczynku, zaczęła im przekładać w obecności Lewina, że to, co one niszczą, kosztowało starszych bardzo dużo pracy; mówiła im, że jeżeli będą tłuc filiżanki, to nie będą miały z czego pić herbaty, a jeżeli będą rozlewać mleko, to nie będą miały co jeść i pomrą z głodu.
Lewina uderzyło spokojne, apatyczne niedowierzanie, z jakiem dzieci przyjmowały wymówki matki. Widocznem było, iż przykro im, że matka przerwała wesołą zabawę i nie wierzyły ani słowa temu, co mówiła; nie mogły nawet wierzyć, gdyż nie były w stanie zdać sobie sprawy, jak ważnem jest to wszystko, z czego korzystają, nie były więc w stanie pojąć, że to, co niszczą, jest tem właśnie, co stanowi główną podstawę ich życia.
„To wszystko istnieje samo przez się — myślały — i nic ciekawego ani ważnego w tem niema, gdyż zawsze tak było i będzie... my nie potrzebujemy myśleć o niczem... mamy już wszystko gotowe... my chcemy wymyśleć coś swojego i zupełnie nowego, wpadłyśmy więc na pomysł, aby w filiżance smażyć nad świecą maliny i żeby lać sobie mleko strumieniem prosto do ust. Są to rzeczy wesołe i nowe, nic a nic nie gorsze od picia z filiżanek.“
„Czyż nie to samo czynimy i my; czy ja postępuję inaczej, usiłując rozumowaniem odkryć znaczenie sił przyrody i cel życia ludzkiego?“ — myślał w dalszym ciągu.
„A czy inaczej czynią wszystkie teorye filozoficzne, naprowadzając człowieka na dziwną drogę, wręcz przeciwną naturze jego; drogę, po której krocząc, dochodzi do poznania tego, co mu już oddawna jest wiadomem, i to tak dokładnie, że bez wiedzenia o tem nie byłby w stanie żyć. Czyż w rozwoju teoryi każdego filozofa nie widać wyraźnie, że zna z góry, również napewno jak Fedor, i wcale a wcale nie lepiej od niego, główny cel życia, a tylko wątpliwą umysłową drogą chce powrócić do tego, co już wszystkim wiadomo.“
„Sprobójmy pozostawić dzieci samym sobie, aby musiały myśleć o swych potrzebach: przygotowywaniu naczyń, dojeniu krów i t. d Czy dokazywałyby wtedy?... pomarłyby z głodu. Gdybyśmy tak zostali puszczeni samopas z naszemi namiętnościami, rozumowaniami, bez żadnego pojęcia o jedynym Bogu i o Trójcy!... lub też bez pojęcia, że dobro istnieje, bez zrozumienia na czem polega zło moralne.“
„Spróbujmy zbudować cobądź bez tych pojęć!“ „My burzymy tylko, bośmy syci duchowo... zupełnie jak dzieci!“
„Skąd pochodzi u mnie radosne, wspólne z chłopem poczucie, jedyne, mogące zapewnić mi spokój duchowy? — Skąd ja je wziąłem?“
„Ja chrześcijanin, wychowany w pojęciu Boga, korzystając przez całe życie z tych darów duchowych, jakimi obdarzył mnie chrześcijanizm; ja, jak dziecko nieletnie, nie poznając się na nich i nie oceniając ich, burzę, a mówiąc właściwiej, pragnę burzyć to, co stanowi podstawę mego życia. A jak tylko następuje ważna chwila w życiu, ja, jak dziecko, gdy mu głodno i chłodno, idę do Niego, i mniej jeszcze od dziecka, łajanego przez matkę za swawolę, czuję, że me dziecinne usiłowania, aby marnować to, co stanowi istotę mego istnienia, nie zostaną mi wzięte za złe.“
„Doprawdy, to co wiem, wiem nie przez rozum... ta świadomość jest mi objawioną i daną przez serce i przez wiarę w to, co wyznaje Kościół.“
„Kościół!... Kościół!“... — powtórzył Lewin, odwrócił się na drugą stronę i opierając się na ręku, zaczął spoglądać w dal na stado zbliżające się ku rzece na drugim brzegu.
„Ale czy mogę wierzyć we wszystko, czego naucza Kościół?* — myślał, chcąc wypróbować samego siebie i obmyślić wszystko, co może zburzyć jego obecny spokój. Naumyślnie zaczął przypominać sobie dogmaty Kościoła, które zawsze wydawały mu się najbardziej zagadkowymi i które dawały mu najwięcej do myślenia. — „Stworzenie? A ja w jaki sposób tłómaczyłem sobie istnienie? Istnieniem? Nicością... Djabeł i grzech? A ja w jaki sposób objaśniam sobie zło?... Kto to jest Zbawiciel?“...
„Ja właśnie nic nie wiem i nie mogę wiedzieć, tylko to, co mi powiedziano, tak samo jak i innym.“
I zdawało mu się teraz, że niema ani jednego dogmatu kościelnego, sprzeciwiającego się najgłówniejszemu: wierze w Boga i w dobro, jako w jedyne przeznaczenie człowieka.
Na miejsce każdego dogmatu Kościoła może być podstawiony dogmat: służenie prawdzie, a nie swym potrzebom. I żaden nietylko nie przeszkadza temu, owszem, każdy koniecznym jest, aby odbywał się ten główny cud, objawiający się nieustannie na ziemi, polegający na tem, że każdy człowiek bez wyjątku może razem z milionami najróżniejszych ludzi, mędrców i ubogich duchem, dzieci i starców, ze wszystkimi: z chłopem, ze Lwowem, z Kiti, z nędzarzami i królami, pojmować bez żadnych wątpliwości jedno i to samo, i tworzyć to życie duchowe, dla którego, choćby nic prócz niego nie istniało, żyć warto, a które powinniśmy cenić nadewszystko.
Leżąc na wznak, spoglądał teraz na wysokie, wolne od chmurek niebo. „Czyż ja nie wiem, że to nieskończoność, a nie okrągła kopuła? Gdybym nawet jaknajbardziej wysilał wzrok, nie mogę widzieć tego sklepienia nieokrągłem i nieograniczonem, i chociaż wiem o nieskończonej przestrzeni, mam jednak najzupełniejszą słuszność, gdy widzę ograniczoną niebieską kopułę; mam słuszność w tym razie bardziej, niż wtedy, gdy wytężam wzrok, usiłując dojrzeć cobądź po za nią.“
Lewin przestał już myśleć i zdawał się tylko przysłuchiwać tajemniczym wewnętrznym głosom, które zdawały się ochoczo porozumiewać w nim.
„Czy to miałaby być wiara?“ — pomyślał, lękając się wierzyć swemu szczęściu. — „Boże mój, dziękuję Ci!“ — przemówił-, tłumiąc łkania i obcierając ręką łzy, napełniające mu oczy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.