Antimonachomachia/Pieśń I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Dzieła Krasickiego
Podtytuł Antimonachomachia
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło skany na Commons
Indeks stron
PIEŚŃ I.



Jędza niezgody dostawszy xięgę wojny mnichów, rzuciła ją do mieszkania doktora. Mędrzec czyta ją z uśmiechem; lecz ojciec Honorat ciężkim zapala się gniewem, który w nim napróżno doktor łagodzić usiłuje.


Często pozory łudzą słabe oczy,
Zwłaszcza, gdy staną na widok gromadnie:
Często i malarz w dziele zbyt ochoczy
Zmyli się, obraz chcąc wydać dokładnie;
I w kunszcie nie raz rzemieślnik wykroczy,
Kiedy się w złoto szych podły zakradnie;
Nie traci przeto kruszec swej korzyści,
Szych pełznie w ogniu, a złoto się czyści.

Jędzo niezgody! twoje to są sztuki:
Ty, co się w dziełach zjadliwych objawiasz,
Mieszasz się w kunszta, mięszasz i w nauki,
Słodycze żółcią mięszasz i zaprawiasz:
Wkładasz obmierzłe jarzmo twej przynuki,
A gdy się tylko niesnaski zabawiasz;
Nie dość dla ciebie państw, narodów klęski,
W cienie zakonne rzucasz grot zwycięski.

Twójto kunszt zdradny, żeś zacisze święte,
Nowem podejściem mięszać zamyślała:
Jużeś poczęła dzieło przedsięwzięte,
Jużeś na poły z twych sztuk korzystała.
Niebo sług swoich niewinnością tknięte,
Niedopuściło, byś tryumfowała.
Opowiem, jakeś padła z piekieł łona,
Opowiem, jakeś była zwyciężona.

Nie podła gnuśność rządziła klasztorem,
Gdzie się te sceny wydały tragiczne:
Klasztor był cnoty zawołanym wzorem,
Klasztor obfity w dzieła heroiczne,
Klasztor od wieków wsławiony wyborem,
Budował wszystkie miejsca okoliczne.
Dzielny przykładzie! ach któż cię wychwali!
Tyś tarczą twoich, co ciebie dawali.

Święte więzienia miłość cnoty wzniosła,
Niewinność twierdzą otoczyła wieczną.
Żarliwość z świeckiej marności uniosła,
Pokora skryciem czyniła bezpieczną,
Przykładność dzielna w ich cieniu urosła,
Wiara obronę znalazła waleczną.
Ukryte światło stanęło na korcu,
W nauczycielu świętym cudotworcu.

W takiem schronieniu, lepszy, niż wiek złoty,
Trawiły prawe dla Boga ofiary,
W straży ubóstwa, posłuszeństwa, cnoty,
W zaszczycie pewnej nadziei i wiary,
W czułych zapędach żarliwej ochoty;
A niebieskiemi obdarzona dary
Miłość, rękojmia cnoty i załoga,
Słodziła prace dla bliźnich i Boga.

Te Jędza przerwać zabawy gdy chciała,
Zbliża się, kędy w głębokiem ukryciu
Xięga zakonnej wojny zostawała,
Płód żartobliwy. Chcąc ją mieć w użyciu,
Tyle przewrotnych kunsztów używała,
Że wpadł w jej ręce; a w klasztornem życiu
Chcąc wzniecić pożar, raduje się zjadła,
Że dzieło przyszłej niezgody wykradła.

Wzbiła się w górę, a jak jabłko owe
Co poróżniło i ludzi i bogi,
Niesie płód żartów; gmachy klasztorowe
Skoro zoczyła, wydała krzyk srogi.
Cieszy się, widząc klęsk przyszłą osnowę.
Forty warownej już przebyła progi.
A myśląc wściekła o przyszłym pożarze,
Przebiega szybkim krokiem kurytarze.

Staje przed drzwiami mieszkania doktora,
Pewna, że starzec rozkosznie spoczywa:
Omyliła się; najpierwszy z klasztora
Do służby bożej śpieszy i przybywa:
W chórze północna trzymała go pora,
W chórze wraz z bracią chwały boże śpiéwa.
Wielka rzecz! z zasług być od prawa wolnym,
Większa! z zasługą być prawu powolnym.

Weszła: a widząc i sprzęty i łoże,
Jęknęła z złości, czując baśnie płonne:
Zamiast kotary wytarte rogoże,
Wszędzie ubóstwo zastała zakonne.
Xiąg mnóstwo których zrachować nie może,
Ledwo objęły pokoje przestronne:
Sprzęt godny mędrca, godny zakonnika,
Jadem ją nowym żarzy i przenika.

Rzuciła pismo: a zawywszy wściekła,
Powróciła się do swego łożyska;
Z nią zazdrość zjadła i zemsta przewlekła,
Fanatyzm straszny zdaleka i zbliska.
Wpadły, zkąd wyszły, Jędze w otchłań piekła,
Wpadły w zwyczajne sobie stanowiska;
Tam z źródła jady nanowo czerpały,
Aby tym dzielniej truły, zarażały,

Wrócił się doktor; a gdy pismo czyta,
Rozśmiał się, taka zemsta wielkiej duszy;
Trwoga występnym tylko przyzwoita;
Kto się złym czuje, tego zarzut wzruszy,
Cienia się swego boi hipokryta,
Gdy go wewnętrzne przeświadczenie głuszy.
Ubezpieczona w niewinności swojéj
Prawdziwa cnota, krytyk się nie boi.

Tak brzeżna skała, gdy niebo się chmurzy,
I groźne coraz zbliżają obłoki,
Wzrusza się morze, grzmi chmura wśród burzy;
A choć uderza bałwan w brzeg wysoki,
Chociaż się w fluktach zapienionych nurzy,
Chociaż szturm srogi rwie twarde opoki;
Trwa niewzruszona pełzną wiatry chyże,
A bałwan hardy, piasek pod nią liże.

Wchodzi Honorat, a pismo podane
Z rąk od doktora, kiedy czytać bierze,
Na pierwszą strofę znać po nim odmianę;
Mięsza się, płoni, blednieje w cholerze,
Karty nie skończył, już rzuca o ścianę.
Chce drzeć; lecz doktor hamuje w tej mierze.
Sroży się starzec dziki i surowy,
Temi nakoniec obwieszcza gniew słowy:

«Tażto nam korzyść za tyle podjętych
«Prac, trudów! takie wdzięczności zadatki!
«Targa się śmiałość na mądrych i świętych;
«Wyszydza zjadła i ojce i matki:
«A niekontenta z bluźnierstw przedsięwziętych
«Hańbi różaniec. Jeżeli ostatki
«W nas jeszcze cnoty żarliwej zostały,
«Niechaj jej dozna bluźnierca zuchwały.

«Heretyk sprośny, Turczyn, Jansenista,
«Ateusz piekła zarażony jadem,
«Oszczerca, z cudzych defektów korzysta,
«Godzien największej być kary przykładem;
«Niechaj go hańba ogarnie wieczysta,
«I wszystkich, którzy tym będą iść śladem,
«Niech go —» Dech ustał ojcu żarliwemu;
Wtem tak się doktor odezwał ku niemu:

«Złorzeczyć, nie wiem, jeżeli przystoi
«Tym, którzy tylko winni błogosławić.
«Jad bardziej ranę rozjątrza, niż goi.
«Na cóż się próżnem narzekaniem bawić?
«Nie z zemsty pozna Bóg, którzy są swoi,
«Jeśli należy? jemu ją zostawić;
«A choć nas boleść najsrożej dotyka,
«Cierpieć, a milczeć, podział zakonnika.

«Ten, który swoim naśladowcom wiernym,
«Za złe, stokrotnie dobrem kazał płacić,
«Potrafi ulżyć troskom choć niezmiernym,
«Potrafi oddać, co możem utracić.
«Zyskiem się zemsty nie zmożem mizernym,
«Cierpliwość lepiej nas zdoła zbogacić.
«Darujmy.» — Uciekł Honorat, i mruczał,
A doktor westchnął, który go nauczał.

Mógł był ukarać, ile przełożony,
Ale, że starszy, nie śpieszył się z karą.
Starzec był laty i pracą zwątlony,
A zwykłą wieku swemu tchnąc przywarą,
Nadto był w zdaniu swojem uprzedzony,
Gdy kładł zakonność w równej szali z wiarą.
Choć zdrożność widział, ale że przy cnocie,
Przebaczył doktor żarliwej prostocie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.