Armata (Coppée, 1882)

>>> Dane tekstu >>>
Autor François Coppée
Tytuł Armata
Pochodzenie Biesiada Literacka, 1882, nr 336
Redaktor Władysław Maleszewski
Wydawca Władysław Maleszewski
Data wyd. 1882
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Klemens Junosza
Tytuł orygin. Le Canon
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ARMATA.
(Z POEZYI FRANCISZKA COPPE’GO)
przekład
KLEMENSA JUNOSZY.



Noc posępna ukryła w tajemniczym cieniu
Stary szaniec, na którym wśród wiatru i chłodu
Stał smutny młody żołnierz, z bronią na ramieniu,
Strzegąc wielkiéj armaty zwróconéj do wschodu…

Szaniec był jednym z takich, co znały dni krwawe,
A gdy jego obrońców mężnych w pień wycięto…
Czuł na swych pochyłościach wrogów kroki żwawe,
I odtąd — obcy sztandar nad nim rozwinięto…

Téj armaty ogromnéj prusak nie brał wcale,
Bo, zbyt ciężka, w pochodzie byłaby kłopotem;
Więc została jak przedtem, samotna na wale,
A zawsze w stronę wschodu zwrócona wylotem…

Żołnierz Alzacyi dzieckiem był — i przez traktaty
Kraj jego do niemieckiéj wcielono imperyi…
Dziś z pruskim karabinem strzeże téj armaty,
Gdyż został jako rekrut wzięty do bateryi…

O smutnoż mu téj nocy i gorzko zarazem,
A dusza, co marzyła zawsze o odwecie,
Jęła wątpić… kraj zniszczał ogniem i żelazem,
On sam tylko, wśród gruzów, stoi przy lawecie…

Marzy o swojéj wiosce, co się ciągnie długa;
Héj! nie masz tam młodzieży! nie masz przyjaciela!
Stary ojciec bezsilny… już nie dźwignie pługa,
A siostrom nie doczekać słodkich chwil wesela!..

Zgliszcza wszędy. O jakże myśleć o odwecie,
Kiedyż się lud podźwignie w walkach wyniszczony?
A prusak już pod Metzem stawia fortów siecie,
I Strasburg opasuje nowemi bastyony…

Wszystko tu przypomina wojny okropności,
Los wygnańców… sieroty zgłodniałe i wdowy,
A sztandar, co się z wichrem szamocze w ciemności —
To chorągiew żałobna… bo to sztandar nowy!

Zdjęty gorączką żalu, w smutnym myśli biegu,
Co go niósł w ciężkiéj troski i zwątpienia światy,
Jak niegdyś Napoleon grzęznąc w głębiach śniegu,
Przytknął skroń rozpaloną do zimnéj armaty…

Lecz nagle zadrżał z trwogi i wstrząsnął się cały,
Bo go ktoś dźwięcznym głosem wołał po imieniu…
W spiżowém gardle działa jakieś pieśni brzmiały,
Podobne szmerom wody, albo wiatrów tchnieniu:

„Nie rozpaczaj!.. cierpliwość miejmy i nadzieję…
Posłuchaj tego wiatru, co od kraju wieje,
Od Renu pięknych wybrzeży!
On mi tu codzień wieści przynosi z ojczyzny,
On mówi czy łzy oschły… czy zgojone blizny…
O czém kto myśli… w co wierzy…


Słuchaj… słuchaj! tam stary nauczyciel w szkole
Garstkę dzieci alzackich gromadzi przy stole…
Drzwi zamknął szczelnie… głos zmniejsza…
O wielkich dziejach Francyi malcom opowiada…
I piękną, dużą mapę przed nimi rozkłada,
Ale to mapa… dawniejsza!


Z karczmy piosnka wojenna rozbrzmiewa po siole;
O! gdyby ją słyszały niemieckie patrole —
Byłyby sztrafy i kary;
Wszystkichby zgromadzonych do więzienia wzięto,
Bo całują, jak świętość, jakąś szmatę zmiętą…
Francuzki sztandar to stary!

Tam wieśniak lotarynski, schylony nad pługiem,
Stanął nagle jak wryty i z natchnieniem długiém
Patrzy się w bruzdę zagonu…
Trupia głowa tam leży… blaszka rdzą pokryta —
To guzik… Chłop go połą ociera i czyta,
Którego batalionu?

Słyszę pacierze starca, co mu włos się bieli,
Chwytam ciche westchnienia dziewic przy kądzieli,
I jęk co przerywa ciszę…
I łkania matek, sierot, i cichy żal wdowy,
I szmer łez spadających na kamień grobowy.
Ja wszystko słyszę! och słyszę!!

I ty, ty śmiałeś wątpić! kiedy każdy wierzy,
Że godzina swobody nareszcie uderzy…
I oków spadnie z nas brzemię…
Wszakże Bertrand du Gueschin, wojownik wsławiony,
Joanna, co angielskie gromiła legiony…
Mieli za matkę tę ziemię!

W wojnach świętych narody przez wieki się żarły,
Pokolenia wzrastały przez ten czas i marły,
Drżał Paryż od najezdników…
Długo włócznie brytańskie nasze piersi bodły…
Karol szósty był waryat! Karol piąty podły!
Lecz dziś… już niema anglików!!

Odejdą ztąd i niemcy — kiedy? nie w méj mocy
Jest określić czas trwania téj haniebnéj nocy,
Co nas otacza w około…
Lecz kiedyś ujrzę jeszcze, z fortu wysokości,
Jak się naród poruszy wśród alzackich włości
I konie zarżą wesoło.

Pociągniecie za sobą lekkie działa polne,
Które mosty i góry przebywać są zdolne,
W promieniach słońca skąpane;
A ja, ja stara… ciężka, świadek dni niedoli,
Nie podążę za wami po skrwawionéj roli…
Ja tu, na miejscu zostanę.

Ale potrafię, gdyby pierś z piersią się zwarła,
Obwieścić naszym ludom, z potężnego gardła,
Tryumf, szczękając radośnie…
Wszak Francya bohaterów rodzić zdolna przecie,
A z prostego żołnierza, co śpi w méj lawecie,
Może Tureniusz wyrośnie!!”





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: François Coppée i tłumacza: Klemens Szaniawski.