Błogosławieni miłosierni

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucyna Czechowska
Tytuł Błogosławieni miłosierni
Pochodzenie O lepsze harcerstwo
Wydawca Warszawska Fundacja Skautowa
Data wyd. 2016
Druk Drukarnia GREG, ul. Sołtana 7, 05-400 Otwock
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Błogosławieni miłosierni

nr 10-11/2015


Zacznę od tego, że jestem osobą wierzącą. Czytając dalej, godzicie się więc podążyć za określonym tokiem myślenia. Ci z was, którzy jak ja należą do wspólnoty kościoła katolickiego, na pewno wiedzą, że powyższy tytuł zaczerpnęłam z hymnu Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w Polsce latem 2016 r. Mam nadzieję, że podążą również za mną w refleksji, że wspomniane motto jest dowodem na to, iż nic nie dzieje się przypadkiem, a Opatrzność wyprzedza nas na naszej drodze, stawiając konkretne wyzwania i zostawiając odpowiednie wskazówki.

Z pewnością nie tylko mnie ubiegłe miesiące upłynęły pod znakiem dyskusji, jak Polska i Polacy powinni się zachować wobec problemu syryjskich uchodźców. Dość zdumiona spostrzegłam, że nie tylko wiele osób nie odróżnia imigranta zarobkowego od uchodźcy, ale także ilu moich rodaków autentycznie obawia się innowierców, w tym wypadku wyznawców islamu. Tym smutniejsze było moje odkrycie, że wśród osób jawnie nawołujących do zamykania naszych granic i serc dominują osoby równie jawnie przyznające się do wiary katolickiej. Nie mieści mi się w głowie, jak chrześcijanie mogą nawoływać do obojętności, a nawet aktów przemocy wobec potrzebujących, i to w imię trwania przy naszych szczytnych wartościach. Czy bowiem nie uczono nas, głodnych nakarmić a nagich przyodziać?

Czasy, w których wezwanie to było sformułowane, nie były wcale łatwiejsze od naszych. Żydzi zamieszkiwali okupowaną przez Rzymian Palestynę, cierpiąc niedostatki, otoczeni cudzoziemcami i innowiercami. Z pewnością nie było im lekko oprzeć się niechęci, a nawet nienawiści wobec obcych. Skąd więc w nas – ludziach globalnej Północy – przekonanie, że nas to nie dotyczy? Że pomagać mamy tylko polskim, białym, katolickim rodzinom i to najlepiej tak, aby nas to nie zabolało – tylko akcyjnie, niewielką kwotą, bez emocjonalnego zaangażowania. Oczywiście i w naszym kraju jest wiele osób, które potrzebują wsparcia. Nie twierdzę, że fala uchodźców z Bliskiego Wschodu jest ważniejsza niż polscy repatrianci z Kazachstanu czy Polacy uciekający ze wschodniej Ukrainy. I tu, i tu są ludzie w potrzebie. Parafrazując Ewangelię: jedno trzeba czynić, a drugiego nie pomijać. Strach przed muzułmanami, z których część dała się światu poznać jako terroryści lub/i radykalni obrońcy szariatu, nie usprawiedliwia naszego braku miłosierdzia.

Strach ten nie wziął się jednak z powietrza i nie powinien być bagatelizowany. Lęk jest naturalną reakcją na coś nieznanego. Pomoc osobom w potrzebie nie musi iść w parze z ekkomyślnością. Ufam, że państwo polskie ma wolę i środki do tego, aby faktyczną ochronę uzyskały tylko te osoby, które spełniają kryteria przewidziane w prawie międzynarodowym. Jestem przekonana, że można być miłosiernym bez bycia naiwnym. Wymaga to jednak ciągłej pracy nad swoimi lękami i niechęcią z jednej strony oraz nad skutecznymi mechanizmami pomocy z drugiej. Jeśli chcemy być nowoczesnym narodem, zakorzenionym w rodzimych wartościach, nie możemy w obliczu problemów chować głowy w piasek.

Im szybciej wszyscy (bez względu na obraną stronę barykady) zaprzęgniemy swoje umysły do pracy nad optymalnymi rozwiązaniami, tym szybciej dokonamy zmiany na lepsze – odpowiemy na wezwanie zawarte w testamencie Naczelnego Skauta Świata. Kryzys syryjski i tak nas pośrednio dosięgnie – lepiej, aby się to stało na naszych warunkach.