Bajka o Brońci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bajka o Brońci |
Pochodzenie | Bajeczki i powinszowania |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
Mama bierze w ręką młotek,
Ciap, ciap, cukier na kawałki.
Brońcia skrada się jak kotek,
Chaps, łaps z ziemi cukier miałki.
Mama krzyknie na rabusia:
»A tuś ptaszku! pfe nieładnie!
Nie rusz cukru, choć upadnie,
Bo pogniewa się Mamusia.«
Nie słuchała Brońcia bury.
Chyłkiem sunie, ani pyta,
Co z papieru zleci z góry,
Chaps do pysia, — chrup i kwita.
Mama prosi raz i wtóry,
Nie skutkują prośby, bury,
Więc małego rozbójnika,
Stawia Mama do kącika.
Stała Brońcia przez godzinę,
Płacz, krzyk, upór nadaremny.
Uznała swą wreszcie winę,
Opuściła kącik ciemny.
Gdy całuje i przeprasza,
Rzecze Mama: »Słuchać trzeba,
To powinność dzieci, wasza,
Bo tak każe Bozia z nieba«.
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Estreicher (starszy).