Bajki i przypowieści (1856)/Puhacze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bajki i przypowieści |
Wydawca | Kazimierz Józef Turowski |
Data wyd. | 1856 |
Druk | Karol Pollak |
Miejsce wyd. | Sanok |
Indeks stron |
Małżonka puhaczowa, męża swego godna,
A więc płodna,
Urodziła sześć sowiąt, puhaczków też nieco.
Zrazu słabe, dalej lecą,
Raz, gdy na zwykłe igrzyska
Ponad puste stanowiska
Nabujawszy się do sytu,
Wróciły do swego bytu,
To jest w dziurę przy kominie:
Pani matka w córce, w synie,
Wnukach, wnuczkach spoważniona,
Przyjmując do swego łona,
Jakto zawsze panie matki,
Rzekła: Cóż tam moje dziatki?
Cóż tam słychać? —
A więc wzdychać:
Za naszych czasów wszystko coś szło sporzej,
Teraz razwraz wszystko gorzej. —
W tej tak wielkiej troskliwości
Najmłodsze puhaczątko, faworyt jejmości,
Ozwało się: Jakeśmy tylko wyleciały,
Wszystkie ptakie zaniemiały,
W kąty każdy jął się cisnąć,
Żaden nie śmiał ani pisnąć,
My tylko same bujały.
Coś tam w krzaczkach ptaszek mały,
Co go to zowią słowikiem,
Odzywał się smutnym krzykiem;
Ale i ten nieśmiał mruczyć,
Skorośmy zaczęły huczyć. —
Po sercu (jakto mówią) matkę pogłaskało,
Że się tak pięknie udało,
Najbardziej, iż pieszczoszek tak dzielnie wymowny.
Myśląc jednak, iż trzeba dać obrok duchowny,
Rzekła: Choć wasz głos piękny, chociaż lot tak skory,
Uczcie się miłe dziatki! i z tego pokory.
Dobrze to jest, iż cudzą ułomność przebaczem;
Nie każdemu dał pan bóg rodzić się puhaczem.