Bezimienna/Tom II/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bezimienna |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukiem Piotra Laskauera |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nim z pod Maciejowic wyruszyli zabrani jeńcy, między którymi znajdował się naczelny wódz, ostatnia kraju nadzieja — wiedziała cała Warszawa o klęsce, a rodziny nieszczęśliwych, skazanych na losy nieobrachowane, o ile ówczesne położenie dozwalało, usiłowały opatrzyć na drogę zabranych i przynieść im choć niewielką ulgę.
Dla Kościuszki przysłano powóz jego z Warszawy, innym, co kto mógł i co Rosyanie pozwolili.
Z pobojowiska maciejowickiego przychodziły do stolicy wieści... wiedziano, co się tam działo po 10 października, i jaki los spotkać miał ukochanych. W ten sposób z ust do ust podawana, na skrzydłach wiatru przyszła do Warszawy wiadomość z pobojowiska, że na niem znaleziono śmiertelnie ranną, długo za umarłą poczytywaną kobietę, która okazała się przebraną żoną jenerała rosyjskiego. Mówiono, że sam mąż znalazł trupa na pobojowisku, i że cudownie ocalił wielkiem staraniem, wielką miłością kobietę, którą miał wywieźć z sobą do Rosyi. Wiedziano, że ta bohaterka Polką była, a niektórzy utrzymywali nawet, iż równie miłość dla ojczyzny, jak dla Kościuszki, poprowadziła ją na pole bitwy... Historya ta miała cały pozór legend, które nazajutrz po strasznych wypadkach lęgną się w kałużach krwi i wylatują ze zgliszczów... Niedowiarkowie śmieli się ze źle wymyślonej bajki, ale były osoby, na których ona czyniła wrażenie tajemniczego, prawdziwego dramatu.
Jedną z tych była wdowa po wojewodzie, zamieszkująca w Warszawie, która od śmierci męża nieustannie zajmowała się odszukaniem znikłej Heli. Nowe położenie, wyswobodzenie z pod groźby, rozwiązało jej serce, ściśnięte dotąd trwogą... ale poszukiwania wszelkie były niedostatecznie. Dopiero nierychło po bitwie maciejowickiej dowiedziała się wojewodzina o losie żony jenerała, o jej życiu i o tem, że w głąb krajów rosyjskich uprowadzona być miała. Zręczna pośredniczka zawiązała stosunki pomiędzy osamotnioną rezydencyą bogatej pani a ubogiem schronieniem Ksawerowej. I miłosierna kobieta wzięła do siebie dla pielęgnowania te dwie istoty nieszczęśliwe, które długo żyły z Helą, a od nich dowiedziała się reszty dziejów i uczuć biednej wygnanki. Nie było więc dla niej wątpliwości najmniejszej, że jenerałowa z własnej woli nie poszłaby za mężem, ale zmuszona, wleczona jak niewolnica, jechała za nim. W sercu wojewodziny zrodziło się gorące pragnienie uwolnienia jej. Powiedziała sobie, że bądź co bądź powinna to uczynić.
Zadanie wprawdzie było niesłychanie trudne, nawet wśród polskiego kraju, bo kozacy i konwój strzegli jenerałową, a Puzonów się lękał, sam nie wiedząc czego, i nie spuszczał jej z oka; ale miłość macierzyńska nie zna niezwyciężonych zapór, bo niema granicy poświęceń.
Jak tylko można było się upewnić, że istotnie jenerałowa żyła i więziona była przez męża, choć w największej tajemnicy, wojewodzina gorączkowo poczęła się troszczyć o wyrwanie jej z rąk nienawistnego jej męża. — Wysłano na zwiady szpiegów, a ci przynieśli szczegółowe o chorej wiadomości i prawdopodobną wskazówkę drogi, którą wieziona być miała.
Natychmiast potem spostrzeżono, iż mieszkanie wojewodziny zostało zamknięte i właścicielka jego — jak mówiono — miała na wieś wyjechać... Ksawerowa jej towarzyszyła.