<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Strug
Tytuł Bogowie Germanji
Pochodzenie trylogia Żółty krzyż
tom II
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XV

Front wypiętrzył się w fantastyczną linję ku zachodowi, ku morzu i wygiął się na południe, zaciężył, wisiał nad Paryżem. Zerwała się więź między armjami sojuszniczemi, w samym ich styku ziała pustka i nie było czem jej wypełnić. Armja angielska zdawała się być zniszczoną na długo, może na zawsze, bo gdy Niemcy uderzą jeszcze raz, zgniotą ostatnie resztki, otoczą i zmuszą do kapitulacji i wreszcie w czwartą rocznicę tej wojny staną nad morzem, do którego parli w olbrzymich bojach od początku. Już toczyły się spory o zniszczenie portów Boulogne i Calais, zanim wpadną w ręce nieprzyjaciela. Anglicy nastawali, Francuzi wzdragali się jeszcze...
Szala losów wojny przechylała się groźnie na stronę Niemców.
Jeszcze jedno potężne uderzenie i wypełnią się czasy — nadejdzie koniec. W wyniku czterech lat krwawego sporu, obustronnych zwycięstw i klęsk, miljonowych strat, nadludzkiego wysiłku, bohaterstwa, okrucieństwa, wszystkich cnót i wszelkich zbrodni zbliżał się ostateczny wyrok. Z potwornego napiętrzenia codziennych faktów, niezliczonych, zapomnianych, wyłaniało się zimne i nieomylne widmo, które, zastępując oszalałych ludzi, liczyło i pamiętało każdy miniony dzień.
O tej porze nikt nie znał ani własnych sił, ani przeciwnika. Pomieszały się kunsztowne wyliczenia sztabowych rachmistrzów, którzy w ciągu lat mozolili się nad wykradzeniem z chaosu życia, z chaosu wojny wyraźnej cyfry, jasnej odpowiedzi na pytanie — jak długo starczy jeszcze żywej siły narodu, ilu żołnierzy, bohaterów, ile dywizyj da się jeszcze wycisnąć na mięso armatnie? Niezbite, zimne kolumny cyfr mącił szary żołnierz nieznany, obalał je bezimienny niewiadomy, uciemiężony i do końca posłuszny człowiek z masy, albowiem w każdym z nich tkwił okruch globalnej cyfry, każdy niósł w swojej znękanej duszy, w strudzonem ciele zaledwie ułamek żołnierza i resztkę wytrzymałości. W tej wojnie cyfr przeciwko cyfrom ani po tej ani po tamtej stronie nikt nie znał i nie zdołał odkryć tajemniczego „X“, niematerjalnej, nieobliczalnej wartości, tej mistycznej poprawki, które taiły się w każdym starym żołnierzu i w każdym nowym, powoływanym pod broń. Brak było na to metody i oceny w ścisłej, wszechogarniającej wiedzy, w niezawodnej matematyce wojny. Każdy wódz miał na zawołanie raport ścisłych cyfr, które roztrząsały i sumowały wszystko, temi cyframi myślał i sądził, na nich opierał swoje plany i odgadywał możliwości przeciwnika, na nich budował zwycięstwo — ale o tej porze były one martwe i nie wyrażały nic z tego, co było prawdą. Zawodziła rachuba oparta na oficjalnej literze cyfry, pełnej wewnętrznego fałszu, ludzie kierujący wojną teraz o jej schyłku wchodzili w mgłę...

Generał Foch, postawiony na czele wszystkich sił zbrojnych koalicji, drżał patrząc na mapę frontu, rozwieszoną w olbrzymiej starożytnej komnacie na zamku Bombon. Drżał generał Pétain, rozpaczliwie zgadując zamiary nieprzyjaciela, i pchał na podejrzane odcinki frontu swoje ostatnie rezerwy. Drżał marszałek Douglas Haig, przeglądając „ordre de bataille“ sił brytyjskich i licząc szczątki swojej armji. Zwycięstwo przechylało się na stronę Niemiec — niech uderzą jeszcze raz...
Nie uderzali.
W wielu punktach zagmatwanej linji frontu wabiły ich miejsca słabe, tu i owdzie ziały nieosłonięte luki. Nastręczały się olbrzymie rozstrzygające zadania strategiczne, osiągnięcie morza, marsz na Paryż czekały na zwycięzcę, licząc ostatnie godziny swych możliwości. Gdyby ruszyć jeszcze dziś, można przełamać ostatni opór przeciwnika, zgnieść, rozproszyć jego ostatnie siły i zwyciężyć — dokonać cudu — zakończyć wojnę. Ale jutro będzie zapóźno.
Cisza i spokój na stanowiskach niemieckich... Niepodobna rzucić rozkazu — naprzód! Zawiodła olbrzymia, sprawna, pierwsza na świecie niemiecka machina wojny. Wystrzelały amunicję armaty, zużyły się rezerwy, wyczerpała się ostatnia resztka sił w niezłomnym żołnierzu niemieckim — pierwszym na świecie... Nie dała się oszukać, nie dała się przeskoczyć oporna, nieubłagana moc czasu. Trzeba było odnowić stargane siły, trzeba było zaczekać...
Przemijała jedyna chwila dziejowa, na obliczu wojny zamierał uśmiech zwycięstwa, już zastyga ono w śpiżowym, nieodgadnionym wyrazie, groźne, mrożące strachem.
Więc drży w kamiennem swojem sercu pierwszy na świecie człowiek wojny, Ludendorff, pierwszy generał kwatermistrz armji niemieckiej. Najbliższe jutro przechylało się na stronę koalicji...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Strug.