[94]Bolesławita.
1868.
W lwiéj jamie Daniel klęczał strącony
Sam i bezbronny — i splugawiony,
Ale miał w oku pożary żrące
[95]
I fałsz z wstecznością, razem, spienione
Sprzągł, w rydwan prawdy, w drogi natchnione!...
Miał usta bólem niemym drgające
Na ludzkie trądy ogień ziejące!
I nie na ludzi — co go lwią jamę
Zepchnęli podle — nie przed lwów kłami
Drżał smutny prorok — lecz przed pianami
Złego, co dobra zrywało tamę!...
Świat się w pogaństwa otchłań wstecz toczył,
A tyran święte naczynia zbroczył!...
Ale zwierzęta w podziemnéj jamie
Przed szpony ludzi go ochroniły,
Aż go znak nowy na gruzów bramie
I nowy, jasny dzień uwolniły…
I młodzi z krzykiem głośnym wesela
Znowu witali postać Daniela —
Lepiéj od szponów zwierzęcych ginąć
Niżli od ludzkich, na to by słynąć.
I ocierając krwawy pot z czoła,
Gdy go znów ciżba ludzka zawoła
Mógłby rzec w drogi cierniowéj trudzie
Chwilą zbolały, człek z apostoła —
Cześć wam zwierzęta, a hańba ludzie!...