Boska Komedia (Stanisławski)/Czyściec - Pieśń III
Tymczasem, kiedy w tej ucieczce nagłej
Wszystkie się cienie rozbiegły po błoniu,
Dążąc ku górze, gdzie nas rozum pędzi,[1]
Jam do wiernego wrócił towarzysza,
Bo jakże mógłem iść dalej bez niego?
Któżby na górę wydźwignąć mnie zdołał?
Wódz był widocznie sam sobą zgryziony.[2]
O ty, przezacne i czyste sumienie,
Jak ci najmniejszy błąd doskwiera srodze!
Gdy stopy jego zbyły się pospiechu,
Co wszelkiej sprawy powadze uwłacza,
Myśl moja, przedtem zasklepiona w sobie,
Znów żądna wiedzy szerzej się rozwarła,
I znowu oczy zwróciłem ku górze,
Która najwyżej ku niebu się wspina.
Słońce, co za mną pałało czerwone,
Przed mą postacią łamało się cieniem:
Bo byłem tamą dla jego promieni.
Zauważywszy, że tylko przedemną
Ziemia czerniała, lękliwie spojrzałem
Na stronę, myśląc żem był opuszczony.
A Pocieszyciel mój wzburzony rzecze:
Przecz ta niewiara, nie ufasz mi chyba
Że jestem z tobą i że cię prowadzę?
Wieczór jest teraz, gdzie złożono ciało,
W którem mieszkając mógłem cień wydawać.
Z Brunduzy wzięte, dziś jest w Neapolu.[3]
Więc gdy ode mnie nie masz teraz cienia,
Nie dziw się, jak się nie dziwisz niebiosom,
Że swych promieni nie tamują wzajem.
Znosić katusze lodów i płomieni
Istotom takim każe Moc, co sprężyn
Czynności swoich odkryć nam nie raczy.[4]
Głupi, kto marzy, że rozum nasz może
Przebiegać ową przestrzeń nieskończoną,
Co trzy osoby łączy w jednej treści.
Rodzaju ludzki! kontententuj się quia;[5]
Gdybyście bowiem wszystko widzieć mogli,
Radzić nie trzeba byłoby Maryi.[6]
A widzieliśmy bezpłodne pragnienia
Takich, co godni byli ich spełnienia;
Dziś to jest dla nich wiekuistą męką.
O Arystocie mówię i Platonie
I innych wielu...[7]“ I pochylił głowę,
I nic już nie rzekł, i był zasępiony.
Tymczasem u stóp stanęliśmy góry,
I taką stromą znaleźliśmy skałę,
Że próżno chyże mielibyśmy nogi.
Najdziksze i najprzykrzejsze urwisko
Między Lericy a Turbją, to schody
Łatwe i jasne, z temtem w porównaniu.[8]
Wstrzymując kroki, Mistrz do siebie rzecze:
Któżto wie, kędy jest pochyłość taka,
By mógł wejść po niej, kto bez skrzydeł chodzi?“
Tymczasem, póki w dół spuściwszy oczy,
Mistrz badał myśli swoje względem drogi,
A jam dokoła skał rozważał szczyty,
Po lewej stronie tłum duchów się zjawił,
Którzy swe kroki ku nam poruszali
Nieznaczni prawie — tak szli opieszale.
Rzekłem do Mistrza: Podnieś oczy twoje:
Oto przychodzi, kto nam radę poda,
Jeśli sam w sobie znaleźć jej nie możesz.
Spojrzał on na mnie pogodnie i rzecze:
„Ruszajmy ku nim, bo zbyt wolno idą;
A ty, krzep w sobie nadzieję, mój synu.“
Już z tysiąc kroków zrobiliśmy może,
I duchy jeszcze były tak daleko,
Jako na dobry rzut kamienia ręką,
Gdy u skał twardych wysokiego brzegu
Wszystkie się nagle zwarły i skupione
Bez ruchu stały, jak zwyczajnie staje,
Patrząc przed siebie, kto niepewny drogi.
„O zmarli w Bogu! o dusze wybrane:
W imie pokoju, którego, jak mniemam,
Czekacie wszyscy — ozwał się Wirgili —
Powiedzcie, gdzie jest pochyłość, po której
Wstąpim na górę, bo kto doświadczeńszy,
Temu dotkliwiej strata czasu boli.“
Jako owieczki wychodzą z zagrody
Po jednej, po dwie, po trzy, — inne zasię
Lękliwe stoją, pysk utkwiwszy w ziemię,
A potem wszystkie niewiedząc dla czego,
Robią jak pierwsza, a gdy się ta wstrzyma,
Reszta na grzbiet jej zwaliwszy się staje; —
Tak, stanowiący czoło szczęsnej trzódy,
Skromni w swych ruchach, wstydliwi na licu,
Widziałem, jako ku nam się pomknęli.
Gdy przodkujący ujrzeli, że światło
Po mej prawicy łamało się cieniem,
Który ode mnie na skał padał ściany,
Stanęli i wstecz cofnęli się nieco;
A wszyscy inni, którzy szli za nimi,
Nie wiedząc czemu, zrobili toż samo.
„Wyznaję, choć mnie o to nie pytacie,
Że ludzkie ciało widzicie; dla tego
Słoneczne światło po ziemi się łamie.
Niech was to wcale nie dziwi: lecz wiedzcie,
Że nic bez Woli, która z nieba idzie,
Szuka on jakby wdarł się na tę ścianę.“
Tak mówił Mistrz mój, a te dusze zacne,
Znak nam podając odwrócone dłonią,
„Wracajcie, rzekły i idźcie przed nami.“
W tem jedna do mnie: „Ktokolwiek ty jesteś,
Zwróć oczy na mnie, nie przestając kroczyć,
Przypomnij, czyś mnie nie widział tam kiedy?“
Jam się obrócił i spojrzał nań bystro:
Piękny był blondyn, szlachetnej postawy,
Lecz mu brew jednę rozdwoiła blizna.
Gdym się pokornie wymówił, że nigdy
Go nie widziałem, on rzecze: „Patrzajże!“
I ranę wskazał u góry swej piersi.
Potem z uśmiechem: „Manfred jestem, rzecze,[9]
Wnuk Cesarzowej Konstancji, i proszę,
Kiedy ztąd wyjdziesz, pójdź do córki mojej,
Tej rodzicielki nadobnej zaszczytów
Równie Sycylji jak i Aragony,
Objaw jej prawdę, gdy wieść inna kłamie.[10]
Kiedy me ciało dwukrotnie przebito
Śmiertelnym ciosem, z płaczem się udałem
Do Tego, który chętnie nam przebacza.
Straszne zaiste grzechy moje były;
Lecz nieskończonej dobroci ramiona
Wszystkich obejmą, kto się do nich garnie.
Gdyby ów Pasterz, którego z Casenzy
Wyprawił Klemens by polował na mnie,
Dobrze się wczytał był w tę bożą kartę,
Jeszczeby dotąd blizko Benewentu
Kości me były w przedmostowym wale,
Pod wierną strażą ciężkich jego murów.
Dziś słota płócze, wicher je zamiata
Wzdłuż ponad Verde, zewnątrz granic państwa,[11]
Gdzie przy zgaszonych światłach je zniesiono.
Klątwa ich wprawdzie tak nas nie pozbawia
Miłości wiecznej, by wrócić nie mogła,
Gdy źdźbło nadzieji jeszcze się zieleni.[12]
Ale kto krnąbrny wyrokom kościoła
Umiera, choćby się w ostatku kajał,
Zostawać musi zewnątrz tego kraju
Trzydzieści razy dłużej, niż zostawał
W uporze swoim, jeśli wyrok taki
Szczeremi modły nie będzie skrócony.
Rozważ więc, jakie sprawisz mi wesele,
Jeśli mej dobrej Konstancji objawisz
Jak mnie widziałeś i co mnie wstrzymuje;
Bo pomoc ztamtąd wielce czas pomyka.[13]“
- ↑ Ku górze Czyśca, jako miejscu oczyszczenia się od grzechów, pędzi człowieka rozum, niezaćmiony namiętnością.
- ↑ Wirgiljusz gryzł się tem, że i on nawet dał się uwieść pięknością śpiewu Caselli i na chwilę zapomniał o celu wędrówki swojej.
- ↑ Wirgiljusz umarł w Brunduzjum, później dopiero przeniesiono popioły jego do Neapolu, jak o tem świadczy napis u wnijścia do groty Pauzylipu:
Mantua me genuit: Calabri rapuere: tenet nunc
Parthenope: cecini pascua, rura, duces. - ↑ Wirgiljusz, uprzedzając pytanie jakie mu Dante mógł zrobić, objaśnia, że jest to tajemnicą Boga, jakim sposobem istoty pozbawione ciała, mogą jednak uczuwać boleści fizyczne, na które skazani są grzesznicy.
- ↑ Według Arystotelesa dowodzenie może być dwojakie: jedno propter quod, czyli a priori, kiedy z poznanej przyczyny wnioskujemy o skutkach drugie quia, czyli a posteriori, kiedy ze skutków wnioskujemy o ich przyczynie. — Wirgiljusz zaleca ludziom, aby się nie zagłębiali napróżno w badaniu istoty Boga, a byli zadowoleni rozpoznawaniem wszechmocności boskiej.
- ↑ To jest: gdybyście własnym rozumem wszystko pojmować mogli, nie potrzebowalibyście objawienia boskiego, które przyniósł wam Chrystus.
- ↑ Gdyby rozumem można było wszystkiego dochodzić, to zapewne godziło się marzyć o tem Platonowi, Arystotelesom i innym geniuszom starożytnego świata; a przecież ponieważ zeszli ze świata przed Chrystusem, nie doczekawszy się światła prawdziwej wiary, który by rozumy ich oświecił; dziś w przedsieniu piekieł dręczą się tem, że ich pragnienia nigdy zaspokojonemi być nie mogą. (Che senza speme visano in disio. Inferno, Canto IV.) W liczbie tych duchów starożytnych znajduje się i Wirgiljusz, i dla tego, wspomniawszy o tem, zasępił się.
- ↑ Lerici i Turbia, dwa miasteczka w okręgu Genueńskim położone, między niemi leżą wysokie i strome góry.
- ↑ Jest to Manfred, król Neapolu i Sycylji, syn nieprawy cesarza Fryderyk II., którego, powodowany żądzą panowania, zabił, również jak i brata swojego Konrada. Za takowe zbrodnie Kościół rzucił nań klątwę, na którą Manfred mało zważał. — Król ten zginął w bitwie pod Benewentem, broniąc królestwo swoje przeciwko królowi francuzkiemu Karólowi Andegawskiemu. Zwyciężca Karol nie pozwolił grzebać w poświęconym miejscu ciała swego przeciwnika, jako zmarłego pod klątwą Kościoła; ale żołnierze Karola ceniąc męztwo zabitego Manfreda, złożyli ciało jego w pobliżu przedmostowego wału i zniosłszy kamienie uformowali tym sposobem rodzaj pomnika. Papież Klemens IV., kazał legatowi swemu, arcybiskupowi Cosenzy, odgrzebać zwłoki Manfreda i przy obrzędzie zgaszonych pochodni, zwykle używanym przy grzebaniu osób wyłączonych od Kościoła, wyprowadzić je za granice Królestwa Neapolitańskiego, które uważanem było za część Państwa Kościelnego.
- ↑ Córka Manfreda, również jak i babka jego nosiła imie Konstancji. Była ona matką Fryderyka króla Sycylji i Jakóba króla Aragonji.
- ↑ Verde, rzeka na granicy Królestwa Neapolitańskiego.
- ↑ Klątwa papieżów i biskupów.
- ↑ To jest: modły żyjących wielce się przyczyniają do przyspieszenia wybawienia dusz w Czyścu bolejących.