Boska Komedia (Stanisławski)/Czyściec - Pieśń IV

PIEŚŃ CZWARTA.

Gdy pod wrażeniem rozkoszy, lub bolu,
Co którąkolwiek z władz naszych ogarnie,
Dusza się cała skupi w onej władzy; —
Na inne, zda się, nie baczy już wcale.
Dowód to przeciw błędnemu mniemaniu.
Że w nas nad jedną druga dusza płonie.[1]
A przeto, gdy ktoś słyszy, albo widzi,
Co mocno duszę do siebie przykuwa,
Czas bieży, a człek ani się spostrzega;
Inna jest bowiem władza, która słucha,
Inna, co w duszy nietknięta się chowa:
Ta niby w więzach, tamta zasię wolna.
Dowodnie o tem sam się przeświadczyłem,
Gdym ducha tego słuchał i podziwiał,
Albowiem słońce o pięćdziesiąt stopni
Wzbiło się, a ja anim zauważył
Kiedyśmy przyszli, gdzie dusze w głos jeden,
„Oto jest, czego pytacie,“ krzyknęły. —
Częstokroć wieśniak szerszy otwór grodzi
Wiązeczką ciernia suchego w tej porze,

Gdy winogrona rumienić się poczną,
Niż była ścieżka, po której samotni,
Wódz i ja za nim, poczęliśmy piąć się,
Kiedy nas duchów opuściła rzesza.

Wejść do Sanleo, spuścić się do Noli,
Na Bismantowy szczyt wdrapać się można
Przy nóg pomocy;[2] lecz tu lecieć trzeba:
Lecieć, powiadam, skrzydłami chyżemi,
Piórem gorącej żądzy, wślad za wodzem,
Co mi dodawał światła i nadzieji.

Szliśmy więc w górę rozpadliną skały,
Która nam boki gniotła brzegi swemi,
A grunt pod nami nóg i rąk wymagał.
Gdyśmy stanęli przy ostatnim krańcu
Urwiska tego, na odkrytem błoniu,
Mistrzu mój, rzekłem, jaką pójdziem drogą?
A on mi na to: „Ani kroku na dół,
Aż doświadczony przewodnik się zjawi.“

Szczyt był wysoki nad wzroku potęgę,
A boki stromsze daleko niż linja
Środkiem kompasu od centra idąca.
Byłem znużony i wołać począłem:
Ojcze mój słodki, obróć się i uważ,
Że sam zostanę, jeśli się nie wstrzymasz.
— „Synu mój, odrzekł, ciągnij się aż tutaj,“

I wyżej nieco wydatność mi wskazał,
Która z tej strony otaczała górę.
Słowa te takim bodźcem dla mnie były,
Żem sił dobywał, czołgając się za nim,
Aż w końcu taras uczułem pod stopą.
Siedliśmy oba, zwróceni do wschodu,
Zkąd właśnie tutaj weszliśmy; bo człowiek
Rad zwykle patrzy na przebytą drogę.
Naprzód zwróciłem oczy na niziny,
Potem ku słońcu wzniosłem, i zdumiałem
Że nas raziło blaskiem z lewej strony.[3]

Wieszcz się domyślał mego osłupienia
Na widok wozu światła, co się toczył
Pomiędzy nami i Akwila łożem;
Rzecze więc: „Jeśliby Kastor i Pollux
Towarzyszyli owemu zwierciadłu,
Co tu i owdzie światłem przewodniczy,
Widziałbyś jeszcze bliżej Niedzwiedzicy
Płomieniejące zodijaka koło,
Jeżeli z dawnej swej nie zbacza drogi.
Kiedy chcesz pojąć, jak to się dziać może,
Zagłąb się w sobie i rozważ, iż Syon
I góra Czyśca tak na ziemi stoją,
Że obie poziom wspólny sobie mają
W różnych półkulach; a ztąd, ową drogę,
Po której jeździć nie umiał Faeton,[4]
Ujrzysz idącą tutaj w jedną stronę,

Tam zasię w drugą, — jeśli dosyć jasno
Rzecz tę rozumem swoim objąć zdołasz.“
Mistrzu mój, rzekłem, iście nigdym jeszcze
Nie widział jasno, jak dziś rozpoznaję
Rzecz, w której umysł mój zdał się za słaby.
Owo półkole niebieskiego ruchu,
Co się równikiem zwie w pewnej nauce
I zawsze między słońcem jest a zimą,
Tu — dla przyczyny, którąś mi objawił
Skłania się więcej na północ, tam za się
Żydzi je widzą w stronie letnich skwarów.
Lecz, jeśli łaska, radbym się dowiedział,
Czy nam daleka droga; bo ta góra
Wyżej się wznosi, niż me oczy mogą.
A on mi na to: „Jest to góra taka,
Że zawsze zrazu ciężka, lecz im wyżej
Wstępujesz na nią, tem mniej cię utrudza
A więc gdy tobie zda się tyle łatwą,
Że, wchodząc na nią, będziesz iść tak lekko,
Jak gdybyś łodzią płynął z prądem wody; —
Naonczas będziesz u tej ścieżki kresu:[5]
Tam wypoczynek po trudach cię czeka.
Więcej nie powiem, a com rzekł, to prawda.“ —

W chwili gdy Mistrz mój dokończył swej mowy,
Głos jakiś blizki zabrzmiał: „Może nawet
Zmuszonym będziesz usiąść przedtem jeszcze.“
Na dźwięk ten obaśmy się obrócili,

I w lewo skałę ujrzeliśmy wielką,
Której z nas żaden pierwej nie uważał.
Idziemy ku niej; a tam były duchy,
Które za głazem w cieniu jego stały,
Jak stawać zwykli ludzie opieszali.
Jeden z nich, który zdał mi się znużonym,
Siedział kolana obejmując własne,
I twarz spuściwszy wdół pomiędzy niemi.
— Mistrzu mój słodki, rzekłem, spójrz na tego,
Który się bardziej gnuśnym być wydaje,
Niżby lenistwo siostrzycą mu było.
Naonczas ku nam zwrócił się i spojrzał,
Oczy podnosząc na nas z pod goleni,
I rzekł: „Idź wyżej, ty, coś taki dzielny!“
Poznałem wtedy kim był; a choć jeszcze
Znużenie oddech przyspieszało nieco,
Szedłem ku niemu, a gdym się przybliżył,
On ledwie trochę w górę podniósł głowę,
I rzekł: „Czyś dobrze widział jak tu słońce
Wóz od lewego zatacza ramienia?“
Leniwe ruchy, krótkie słowa jego,
Złożyły usta moje do uśmiechu;
Potem doń rzekłem: Belacqua! już teraz
Nie żal mi ciebie; ale powiedz czemu
Siedzisz w tem miejscu? Czy na przewodnika
Czekasz? czy nałóg owładnął cię dawny?[6]
A on mi: „Bracie! pocóż iść na górę,
Gdy anioł boży, siedzący u bramy,

Do miejsc pokuty dojść mi nie pozwoli?
Potrzeba pierwej by zewnątrz tej bramy
Niebo nademną tyle lat krążyło,
Ile za życia, albowiem do końca
Zbawienne żalu westchnienia zwłóczyłem.
Chyba mnie przedtem wspomoże modlitwa,
Idąca z serca, które w łasce żyje.
Cóż może inna? — nie słucha jej niebo.“ —
Tymczasem, pnąc się na górę przedemną,
Wieszcz wołał: „Chódź już; wszak widzisz że słońce
Już o południk trąca, a u brzegu
Noc stopy swemi przykrywa Marokko.“







  1. Niektórzy filozofowie utrzymywali, że człowiek ma dwie dusze: czuwającą i myślącą. Kościół potępił taką naukę w kanonie XI. ósmego koncyljum: „Apparet quondam infatum impietatis venisse, ut hominem duas animas habere impudenter dogmatizent.“
  2. Sanleo — miasto położone na wysokiej górze w księstwie Urbino; Noli — port leżący między stromemi górami w okręgu Genueńskim; Bismantowa bardzo wysoka i stroma góra w Lombardji, w okolicach Reggio.
  3. Treść następującego ustępu jest taka: Jeruzalem i góra czyśca są względem siebie antypodami; pierwsza znajduje się na północnej, druga na południowej półkuli: jeżeli więc mieszkaniec płónocnej półkuli, zwrócony twarzą ku wschodowi, widzi słońce w prawo od siebie; w Czyścu i w ogóle na półkuli południowej, patrzącemu na wschód, słońce ukazywać się musi z lewej strony.
  4. Droga słońca.
  5. Myśl tej pięknej allegorji, łatwo odgadnie czytelnik.
  6. Belacqua — współczesny Dantemu artysta na cytrze i fabrykant instrumentów muzycznych, niedbały i leniwy, jak wielu artystów.