Szaro wokół. Wśród wichury
Tłum demonów, zda się, leci.
Rydwanami są im chmury,
Rumakami, wir zamieci.
Grozą jakąś wszystko zieje,
Las się słania, chata chwieje.
Trzeszczą krokwie pod przyciosem.
Dzwon z wieżyczki począł dzwonić,
Czarne chmury chce rozgonić Uroczystym swoim głosem.
Odlecieli. Noc się skrada.
Słychać jakby tentent koni.
Duch w zadumę jakąś wpada,
Myślą ślady wichrów goni;
Zda się, leci gdzieś w lazury
I z gwiezdymi łączy chóry.
Szczęśliw, kto te chwile miewa.
Kiedy z gędźbą sfer tych całą
Niesie Stwórcy dań wspaniałą ''«Magnificat» sławne śpiewa.
Są to chwile, gdy w twem łonie
Coś się naraz rozedźwięczy:
Jak skowronek na zagonie,
Coś, jak pszczółka w ulu, brzęczy.
Uczuć takich człowiek strzeże,
Dałby życie zań w ofierze!
Ach, bo raj na ziemi prześni
Ten, co miewa takie chwile,
Gdy mu w sercu szemrze mile Nieskalanej źródło pieśni.
Nim się głowa na pierś skłoni,
Nim zapadnie świat ten w ciszę,
Coś tam jeszcze szepce; dzwoni,
Coś się pieści i kołysze, —
Lecz, gdy przyjdzie snu godzina,
Duch twój wszystko zapomina.
Wtem cię budzą jakieś szumy,
Snać z powrotem burza leci,
Z nią demonów — piekła dzieci — Niezliczone pędzą tłumy.
U mych okien bieg wstrzymali,
A ja słyszę te ich słowa:
— Piersi nasze, jak ze stali,
Harde czoło, dumna głowa,
W oku wzgarda, zaród gniewu,
W sercu ziarno czyste siewu.
Gdybyś wiedział, mógł to orzec,
Ile krwi tu się wylało,
Nim zajaśniał nasz proporzec:
Dawnoby się odezwała
Pieśń twa nutą, co nie łzawi,
Nutą, jaką ziemia cała
Za deszcz burzę błogosławi!
Zmilkli. Lecą w dzikim pędzie
Niosąc zgubę, zda się, wszędzie.
Drzewem miota wiatr, jak kłosem.
Dzwon z wieżyczki począł dzwonić
Czarne chmury chce rozgonić Uroczystym swoim głosem.
Szaro wokół. Gwiazdy bledną
Przed jaśniejszym blaskiem zorzy;
Widzę ziemię moją biedną
Nad nią nimb promienny tworzy Słońce pół-bóg złotolicy...
Wciąż w pogodne to zaranie
W uszach dźwięczy mi pytanie: — Kto wy, dziwni bojownicy.