Capreä i Roma/Część II-ga/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Capreä i Roma |
Podtytuł | Obrazy z piérwszego wieku |
Wydawca | Józef Zawadzki |
Data wyd. | 1860 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cała część IIga |
Indeks stron |
Wybuch ten straszliwy, który tysiące ludzi życie kosztował, nietylko nie powstrzymał szerzenia się wiary, ale urok jéj i siłę powiększył.
Na placu męczeństwa, w tłumach, mnóstwo ludu nawróconego zostało siłą, która nań od stosów spłynęła... uczuli kędy jest prawica Boża, co człeka nad ziemskie podnosi męczarnie; zmienił się tylko obyczaj i swoboda z jaką wprzódy wyznawcy żyli i obrzędy swe odprawiali; musiano z imieniem i wiarą ukrywać się, szukać schronienia i słabszych od nowego prześladowania zasłaniać.
Do koła przedmieść Rzymu, nad Via Appia, po ogrodach i willach otaczających Pomoerium, pełno było od najdawniejszych czasów wykutych w ziemi pieczar i ciemnych podziemiów, z których kamień i piasek brano do budowania gmachów. W te pieczary i jamy puste zrzucano czasem ciała zmarłych niewolników, którym pożałowano stosu... inne stały próżne....
Tu teraz, w głębiny opuszczone, wilgotne i niezdrowe, po wielkim pożarze Neronowym począł się lud chronić ubogi, wśród którego najwięcéj było chrześcijan; — tu, po wielkiém męczeństwie, gdy noc skryła przed oczyma siepaczów resztki krwiożerczéj biesiady, pilnujący w tłumach chrześcijanie, niepoznani — unieśli piérwsze ciała i kości męczenników swoich, nie mając gdzie ich zachować.
Potrzeba ukrycia tych ciał, uświęconych piérwszą za Chrystusa ofiarą, zagnała ich do Katakumb naówczas pustych jeszcze i nieznanych nikomu prócz fossorów, co z nich kamień i piasek wozili do miasta; — ztąd zrodziła się myśl owego podziemnego żywota, który jest jedną z kart najwspanialszych w piérwszych chrześcijaństwa wiekach.
I gdy na Palatynie Cezar co najśpieszniéj wznosił swój Dom Złoty, biedni wyznawcy Chrystusowi, wśród cieniów podziemi ryli się coraz głębiéj, szukając schronienia w ciemnościach od prześladowania i ucisku.
Katakumby poczęły się w jednym dniu z pałacem Cezara, ale go przetrwać miały, bo je budowała wiara, gdy tamten pycha wznosiła...
Dom ten Złoty Nerona, był jednym z najcudniejszych gmachów, jakie kiedy wzniosła ręka ludzka; Severus i Celer, dwaj architekci i ogrodnicy, pod których rozkazy oddano niewolników tysiące, przedsięwzięli to dzieło, mające zdumieć świat i zgasić wszystko co oglądały oczy człowieka. Od jeziora Avernu chciano wykopać kanał żeglowny do ujścia Tybru, przez puste pola i góry wyniosłe, aby wody dostarczyć ogrodom — ale ta praca olbrzymia ledwie poczęta, nigdy dokonaną nie była. Z Tybru tylko i błot Pontyńskich potworzono stawy wśród zajętéj na ogrody przestrzeni, poosadzano je drzewami, a wśród gajów umyślnie szerokie pola puste i zielone zostawiono łąki, strojąc je w kwiaty rozliczne, wodotryski i posągi... Rozszerzony plac otaczający pałace, obejmował w sobie wszystko cokolwiek gdzieindziéj tworzy natura sama, sypane sztuką góry, przywożone zdala skały, kopane jeziora, sadzone lasy, a wśród nich wille, portyki, grody, oblane wodami rzek nowych i marmurami okutych sadzawek.
Wpośród tych dziwów, jakby czarami dźwigniętych na pogorzeliskach, stanął pałac nowy, przenoszący wysokością swą świątynie i wieże Rzymu starego... a opierający się o górę Esquillinu.
W przedsieniach jego [1] arcydzieło Zenodora [2], stał u wnijścia posąg Cezara-Boga, na sto dziesięć stóp wysoki i cały złocony.
Portyki miały po trzy rzędy kolumn z najdroższych marmurów; błyszczał tu i biały góry Hymettu i Pentelicki i Frygijski czerwonemi poprzerzynany żyłami, i żółty z Kóryntu, i Thessalijski zielony, i wyłamany z gór Caristus i Scyros i Lesbijski i Sigejski, i drogi ów czarny Lucullowym zwany, którego piérwszy w Rzymie użył Lucullus.... Głowy kolumn zdobił bronz i złoto, a długość tych dróg krytych, obsadzonych słupy różnobarwnemi, milę przechodziła. Ściany całe okryto blachami złocistemi, nasadzono drogim kamieniem i perłami.
Ogromne sale górne na zimę, chłodne a ciemne podziemia, skryte w sklepieniach, rozciągały się do koła jezior przezroczystych, wprowadzonych wewnątrz obejmujących je gmachów. Stropy tych sal, z desek słoniowych z otworami złocistemi, w czasie biesiady, na łoża ucztujących dozwalały rękom niewidomym sypać kwiaty i zlewać rosę wonną.
W pośrodku była krągła z kopułą komnata, któréj strop zasklepiony misternie, dzień i noc jak świat się obracał...
Do thermów Cezara wody sprowadzono z morza i źródeł Albuli...
Ale tego wszystkiego mało dlań jeszcze było, a Severus i Celer za całą nagrodę otrzymali wzgardliwy uśmiech i słowo:
— Przecież już teraz mieszkam po ludzku!
Gdy tysiące rąk dźwigało marmury, dniem i nocą, na to dzieło przepychu, w ciszy, przy modlitwie, motyka fossorów kopała pod Rzymem grób na męczenników ciała, domy modlitwy i przytułek, mający ochronić od mogącego co dzień wybuchnąć prześladowania.
I tam ubodzy Chrystusowi słudzy starali się przystroić przybytek, w którym codzień straszliwa powtarzała się ofiara, i tam, po drobnym kamyczku, znoszono litostroty na posadzki, maluczkie okruchy na mozajkowe sklepienia; dźwigano szczątki marmuru ze spalonego Rzymu... ale tylko na ołtarze Boga... do trumien błogosławionych Jego, do kaplic, w których klęczała modlitwa... Słońce patrzało na jasne dachy domu Cezara, noc wiekuista otaczała Katakomby wyrastające powoli — ale słońce i zburzenie tych gmachów widzieć miało i ich gruzy pokryte rdzą i pleśnią, a z podziemi wyszedł krzyż co światu i Rzymowi panuje.