[251]CUD BOŻY.
(Z PETÖFIEGO.)
Odkąd gwiazda dziejów jasno
W mroku zbiegłych wieków płonie:
[252]
Ach! my zawsze ręką własną,
Miecz topili w naszem łonie.
Ileżkroć pod tym mieczem krew ściekała w bród:
Że Węgry dotąd żyją — ach! to Boży cud!
Niezleczeni długie wieki
Z naszą krwawą żyjem blizną,
A kto balsam niósł na leki,
Wszak płacono mu trucizną.
Zły duch ujął nas w matnię swych piekielnych złud:
Że Węgry dotąd żyją — ach! to Boży cud!
Jak psy, wciąż się gryźlim sami,
Rozgrzebując własne śmiecie;
A tymczasem, dzwoniąc kłami,
Lwy siadały nam na grzbiecie.
Srogi Turczyn i Tatar gniótł nieszczęsny lud:
Że Węgry dotąd żyją — ach! to Boży cud!
Patrzcie, oto wody Sawy
Toczą nurty tak czerwono:
Ach! to Mogoł wssał się krwawy,
Jak pijawka w nasze łono.
Szła w trop za nim pożoga, blady mór i głód:
Że Węgry jeszcze żyją, — ach! to Boży cud!
[253]
Oto Mohacz — król śród błota
Zgrząsł stawiając wrogom opór,
Włócznia jego, już sierota
Przekowana w srogi topór.
Wciąż spada nam na karki i krew toczy w bród:
Że Węgry jeszcze żyją — ach! to Boży cud!
Co dziś począć biedny ludu?
Mrok tajemny przyszłość słoni...
Mamyż z nieba czekać cudu?
Mamyż ufać własnej dłoni?
O! bracia, skrzepmy barki na prace i trud:
Że Węgry jeszcze żyją — ach! to Boży cud.
Seweryna Duchińska.