Czarny orzeł (Dubrowski)/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Puszkin
Tytuł Czarny orzeł
Podtytuł (Dubrowski)
Wydawca Tow. Wydawnicze "Rój" i Księg. E. Wende S-ka
Data wyd. 1926
Druk Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Lange
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIV.

W dwa dni po tej wizycie Cyryl Piotrowicz wybrał się z córką w gościnę do księcia Werejskiego. Podjeżdżając do X., nie mógł dowoli nasycić się widokiem czystych i wesołych chat chłopskich i kamiennego dworu pańskiego, budowanego w stylu angielskich zamków. Przed domem słała się gęsta i zielona łąka, na której pasły się szwajcarskie krowy, brzękając dzwoneczkami. Ze wszystkich stron otaczał dom rozległy park. Gospodarz przywitał gości na ganku i podał rękę młodej piękności. Weszli do wspaniałej sali, gdzie był nakryty stół na trzy osoby. Książę podprowadził gości do okna, skąd roztaczał się prześliczny widok. Pod oknami przepływała Wołga, a po niej płynęły ładowne barki pod wydętemi żaglami i śmigały rybackie łodzie, tak wymownie nazwane „duszegubkami“. Za rzeką ciągnęły się wzgórza i pola; kilka drzew ożywiało okolicę. Potem zajęto się oglądaniem galerji obrazów, zakupionych przez księcia w obcych krajach. Książę wyjaśniał Marji Cyrylównie ich rozliczne zalety i braki. Mówił o obrazach nie konwencjonalnym językiem profesorskim znawcy, lecz z uczuciem i wyobraźnią. Marja Cyrylówna słuchała go z przyjemnością. Usiedli przy stole. Trojekurow uczcił w całej pełni wina swego amfitrjona i sztukę jego kucharza, zaś Marja Cyrylówna nie czuła najmniejszego nawet zakłopotania lub przymusu w rozmowie z człowiekiem, którego widziała dopiero po raz drugi. Po obiedzie gospodarz zaproponował przechadzkę do ogrodu. Pito kawę w altanie, na brzegu rozległego jeziora, usianego wyspami. Nagle rozebrzmiała łagodna muzyka i sześciowiosłowa łódź przybiła do samej altany. Pojechali po jeziorze, obok wysp i zwiedzali niektóre z nich; na jednej znajdowali marmurowy posąg, na drugiej samotną pieczarę, na trzeciej pomnik z tajemniczym napisem, budzący w Marji Cyrylównie dziewczęcą ciekawość niedostatecznie zaspokojoną umyślnemi niedomówieniami księcia. Czas przeszedł niepostrzeżenie. Zapadał zmierzch. Książę pod pozorem chłodu i rosy przynaglał do powrotu; oczekiwał ich samowar. Książę prosił Marję Cyrylównę, aby gospodarzyła w domu kawalerskim. Ona zaś nalewała herbatę, słuchając niewyczerpanych opowieści uprzejmego gadacza. Naraz rozległ się wystrzał i rakieta zabłysła na niebie... Książę podał szal Marji Cyrylównie i poprosił ją i Trojekurowa na balkon. Przed domem w ciemności zapłonęły rożnokolorowe ognie, zawirowały, sypnęły w górę jak kłosy, polały się jak fontanny, padały jak deszcz, jak gwiazdy gasły i znów płonęły. Marja Cyrylówna cieszyła się jak dziecko. Książę Werejski radował się jej zachwytem, a Trojekurow był niezwykle zadowolony z niego, gdyż przyjmował tout les frais księcia, jako dowód szacunku i chęci dogodzenia sobie.
Wieczerza niczem nie ustępowała we wspaniałości obiadowi. Goście odeszli do komnat przeznaczonych i nazajutrz rozstali się z uprzejmym gospodarzem, dając sobie wzajemne przyrzeczenie zobaczenia się znów w krótkim czasie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Puszkin i tłumacza: Antoni Lange.