Czarny tulipan/Rozdział XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny tulipan |
Wydawca | Skarbiec Powieści |
Data wyd. | 1932 |
Druk | Druk. Sikora |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kareta jechała cały dzień. Mijając Dordrecht na lewo, przebyła Rotterdam i o 5-tej wieczór stanęła w Delft, przebywszy blisko dwadzieścia mil.
Korneljusz zadawał pytania towarzyszącemu oficerowi, lecz jakkolwiek te były obojętnemi, pozostawały bez odpowiedzi.
Korneljusz żałował prawie żołnierza z Löwenstein, który nie dał się prosić, ażeby mówić, sam uprzedzał jego ciekawość.
Przepędzono noc w pojeździe. Nazajutrz o świcie, kareta minęła Lejdę, jadąc drogą, mającą z lewej strony morze Północne, a z prawej morze Harlemskie.
W trzy dni potem wjeżdżała do Harlem.
Pozostawimy ją tam i powrócimy do Róży.
Wiadomo, iż Róża i czarny tulipan, pozostawione zostały przez księcia pod opieką prezesa van Herysen.
Tegoż dnia wieczorem przybył do domu burmistrza, zapraszając Różę w imieniu księcia, ażeby się udała z nim do ratusza.
Tam zastała księcia w sali narad; siedział pisząc.
Był sam, u nóg jego leżał piękny chart fryzyjski, którego wzrok, ciągle zwrócony na swego pana, zdawał się przenikać myśl jego.
Wilhelm pisał jeszcze przez niejaki czas, poczem podniósłszy oczy spostrzegł Różę stojącą przy drzwiach.
— Zbliż się, panna — mówi pisząc.
Róża postąpiła parę kroków.
— W. K. Mość kazałeś mi przyjść.
— Dobrze usiądź.
— Róża usłuchała go. Lecz zaledwie książę rozpoczął znów pisać, powstała i miejsca rozumiejąc, iż niestosownie postąpiła.
Książę kończył swoje pismo.
W tymże czasie chart zbliżył się do Róży, łasił się.
— Ah, ah, — mówi Wilhelm — widać, że poznał swoją rodaczkę.
Poczem, zwracając się do Róży, z badawczem spojrzeniem, odzywa się:
— Moja córko — jesteśmy sami, możemy więc pomówić otwarcie.
Książę miał lat dwadzieścia trzy, Róża osiemnaście, właściwiej przeto byłoby, gdyby ją nazwał siostrą.
Róża drżała, pomimo, że w powierzchowności księcia malowała się łagodność i dobre usposobienie.
— Cóż W. K. Mość rozkaże?
Wszak masz ojca w Löwenstein?
— Tak, M. Książę.
— Czy kochasz go bardzo?
— Przyznaję, że nie kocham go tak, jak powinnam kochać.
— To źle moje dziecię nie kochać ojca, lecz to dobrze mówić prawdę swemu księciu.
Róża spuściła oczy.
— Z jakiej przyczyny nie kochasz ojca twego?
— Mój ojciec jest złym.
— W jaki sposób okazuje złość swoją?
— Mój ojciec źle się obchodzi z więźniami.
— Ze wszystkimi?
— Ze wszystkimi
— Lecz głównie, czy nie to jest przyczyną twej niechęci ku niemu, że postępuje zbyt surowo z jednym?
— Mój ojciec uwziął się szczególnie dokuczać panu yan Baerle, którego...
— Który jest twoim kochankiem.
— Róża cofnęła się o krok.
— Którego kocham — odpowiedziała z dumą.
— Od jak dawna?
— Od chwili jak go poznałam.
— Kiedyż to było?
— Było to nazajutrz po okropnem morderstwie popełnionem na osobach Jana i Korneljusza Witt.
Usta księcia zawarły się, czoło się zmarszczyło, powieki się przymknęły, zakrywając oczy jego na chwilę.
Po chwili milczenia zapytuje.
— Lecz na cóż przyda ci się kochać człowieka, który jest skazany na wieczne więzienie?
— Postanowiłam los jego dzielić M. Książę — żyć z nim i umierać w więzieniu.
— I chciałabyś być żoną więźnia?
— Byłabym najszczęśliwszą i najdumniejszą z niewiast, gdybym nosiła nazwisko van Baerla, lecz...
— Lecz co?
— Nie śmiem tego wyrazić W. K. Mości.
— W twoim głosie przebija się nadzieja... czegóż się spodziewasz?
Wzniosła swe piękne oczy na Wilhelma, oczy niewymownej przenikliwości i pełne powabu, które zdawały się wzywać miłosierdzia, uśpionego w posępnem sercu, snem podobnym do śmierci.
— Ah! pojmuję ciebie.
Róża uśmiechnąwszy się złożyła ręce.
— Masz więc we mnie nadzieję? — zapytuje książę.
— Tak M. Książę.
— Hum!
Książę zapieczętował list, który pisał i zawołał jednego ze swych oficerów.
— Panie van Deken — jedź z tym do Löwenstein, przeczytasz wraz z gubernatorem to pismo i wykonasz moje rozkazy ciebie dotyczące.
Oficer skłoniwszy się wyszedł i wkrótce słychać było tentent galopującego konia.
— Moja córko — mówi książę, — w niedzielę przypada uroczystość tulipanu, a ta niedziela jest po jutrze. Oto pięćset guldenów na twój ubiór, gdyż życzeniem mojem jest, ażeby ten dzień był i dla ciebie uroczystością.
— Jakże W. K. Mość życzy sobie, ażebym była ubraną? zapytuje nieśmiało Róża.
— Spraw sobie ubiór weselny używany w Fryzji, będzie ci w nim do twarzy.