Czarny tulipan (1928)/Rozdział VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny tulipan |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Tulipe noire |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Czytelnik domyśla się, bezwątpienia, że opisany wypadek był szatańskim dziełem Izaaka Bokstel.
Przypominamy, że za pośrednictwem swego teleskopu, był świadkiem odwiedzin Korneljusza de Witt u van Baerla, jak również, iż nic nie słyszał, lecz wszystko widział.
Przypominamy, że domyślił się ważności papierów powierzonych przez Ruarta swemu chrzestnemu synowi, wnosząc ztego, iż ukrył je pomiędzy zbiorem swych najrzadszych cebul.
Z tego wynikło, że Bokstel, który nie był tak obojętnym na politykę jak jego sąsiad, dowiedziawszy się o uwięzieniu Korneljusza de Witt obwinionego o zdradzę stanu, zaraz wpadł na myśl, iż dość będzie powiedzieć kilka słów, ażeby i chrzestny syn los swego ojca podzielił.
Jednakże jakkolwiek Bokstel pałał zemstą, zadrżał na myśl oskarżenia, wskutek którego nietylko van Baerle byłby uwięziony, lecz i na śmierć skazany.
Złe myśli mają tę okropną własność, że złe umysły oswajają się z niemi stopniowo.
Przytem mynher Isaak Bokstel zachęcał siebie podobnemi sofizmami:
„Korneljusz de Witt jest złym obywatelem, ponieważ jest obwiniony o zdradę stanu i uwięzionym“.
„Co się mnie tyczy, jestem dobrym obywatelem, ponieważ mnie o nic nie obwiniają i jestem wolny jak ptak w powietrzu“.
„Więc kiedy Korneljusz de Witt jest złym obywatelem, tym samym i wspólnik jego Korneljusz van Baerle także jest złym obywatelem“.
„Więc kiedy ja jestem dobrym obywatelem, i gdy obowiązkiem dobrych obywateli jest ostrzegać władze o szkodliwych zamiarach złych obywateli, winienem zatem podać oskarżenie na van Baerla“.
Lecz to rozumowanie jakkolwiek proste, nie byłoby może w zupełności nakłoniło Bokstela do tego kroku i być może zazdrośnik nie chwyciłby się tej drogi do zemsty trawiącej jego serce, gdyby duch zawiści nie połączył się z duchem chciwości.
Bokstel odkrył, do jakiego stopnia doszedł van Baerle w odkryciu wielkiego zadania o czarnym tulipanie.
Jakkolwiek Korneljusz był skromny, nie mógł jednakże ukryć przed zaufanymi przyjaciółmi, iż ma prawie niewątpliwą nadzieję, iż otrzyma w 1673 nagrodę ofiarowaną przez towarzystwo ogrodnicze harlemskie.
To zaufanie Korneljusz van Baerle zatruwało życie Izaaka Bokstel.
Gdyby przyszli aresztować Korneljusza niewątpliwie powstałoby w jego domu zamieszanie i nieład. Tej nocy szczególniej nikt nie będzie pilnował ogrodu. Tak tej nocy Bokstel przejdzie przez mur i gdyby było znane mu miejsce, gdzie była zasadzona cebula mająca wydać czarny tulipan, mógłby ją z łatwością wykopać; tak więc zamiast co miałby zakwitnąć u Korneljusza, zakwitnie u niego, otrzyma przeto sto tysięcy nagrody i nadto będzie mógł nadać kwiatu nazwę tulipa nigra Bokstelensis.
Na jawie myślał tylko o wielkim czarnym tulipanie, we śnie ciągle o nim marzył.
Nakoniec 19 sierpnia około drugiej po południu Izaak nie mogąc się oprzeć pokusie, ułożył bezimienne doniesienie i odesłał je pocztą.
Wieczorem władza otrzymała to doniesienie, wskutek, którego wydała polecenie sędziemu van Spennen, pójścia na miejsce, zabrania papierów i aresztowania winnego.
Lecz czy to wskutek żalu lub też słabości w zbrodni, Izaak Bokstel dnia tego nie miał odwagi skierować swego dalekowidza ani na ogród, ani na suszarnię sąsiada.
Wiedział dobrze co dziać się będzie w domu biednego Korneljusza i dlatego nie był ciekawym. Z rana nawet powiedział swemu służącemu:
— Dziś nie wstanę z łóżka.
Około dziewiątej, usłyszał wielki hałas na ulicy i zatrwożył się; w tej chwili był bledszym niż prawdziwy chory, bardziej drżący, niż cierpiący prawdziwą febrę.
Służący jego znów przyszedł. Bokstel ukrył się pod kołdrę.
— Ah panie — zawołał nie wiedząc, że oznajmując o nieszczęściu van Baerla, przynosi pożądaną nowinę swemu panu — nie wiesz pan, co się dzieje?
— O czem mam wiedzieć? — zapytuje ledwo zrozumiałym głosem.
— W tej chwili przyszli aresztować sąsiada pańskiego van Baerla, obwinionego o zdradę stanu!
— Czy to być może!
— Tak mówią, a przytem widziałem wchodzącego tam sędziego van Spennen i żołnierzy.
— Jeżeliś widział to co innego.
— Pójdę się jeszcze przekonać, bądź pan spokojny dowiesz się o wszystkiem.
Bokstel dał znak zezwalający.
W kwadrans potem służący powrócił.
— Oh panie, wszystko prawda co mówiłem.
— Pan van Baerle jest aresztowany i odesłano go do Hagi.
— Do Hagi?
— Tak, i jeżeli to prawda co słyszałem, to tam nie długo pobędzie.
— Cóżeś słyszał?
— Mówią, lecz to jeszcze nie jest pewnem, że lud w dniu dzisiejszym postanowił zamordować obu braci Wittów.
— Oh! to tylko? wyjąkał Bokstel zamykając oczy dla zakrycia obrazu, który zapewne w tej chwili przedstawiał mu się.
— Do djabła! — mówi do siebie wychodząc służący — mój pan musi być bardzo słaby, że nie wyskoczył z łóżka na podobną wiadomość.
W istocie Isaak był bardzo słaby, jak człowiek, który zamordował bliźniego.
Izaak zamordował tego człowieka w podwójnym celu; pierwszy został już osiągnięty, drugi pozostawał do wykonania.
Upragniona noc nadeszła.
Skoro się zmierzchło wstał z łoża.
Poczem udał się na swoje dawne stanowisko za mur graniczny. Przypuszczenie jego było trafne, nikt nie pilnował ogrodu.
Tam słyszał bijący zegar gadziny dziesiąta, jedenasta, dwunasta.
O północy z bijącem sercem, z drżącemi rękoma, z wybladłą twarzą, zeszedł z drzewa, wziął drabinę, przystawił ją do muru, wstąpił na przedostatni szczebel i słuchał.
Zupełna cisza panowała. Żaden szelest nie dał się słyszeć.
Jedyne światło przenikało z okna mieszkania mamki.
Ta cisza i ciemność ośmieliły Bokstela.
Okrążywszy mur zatrzymał się w tej postawie na chwilę, poczem upewniony, że niema przyczyny obawiać się, przestawił drabinę ze swego ogrodu do ogrodu Korneljusza i zeszedł po niej.
Następnie znając dokładnie miejscowość, a szczególnie, gdzie były, cebule przyszłego czarnego tulipana, pobiegł w tym kierunku, jednakże uważał na to, ażeby iść ścieżkami nie pozostawiając śladów po sobie: przybywszy do wiadomego miejsca z radością tygrysa zanurzył paznogcie w pulchnej ziemi.
Nie znalazłszy nic, sądził, że się omylił.
Zimny pot spływał mu z czoła.
Grzebał we wszystkich kierunkach, na prawo, na lewo, z przodu, z tyłu, nic! Nakoniec rozpoznawszy, że ziemia było świeżo poruszona o mało nie oszalał z wściekłości.
I rzeczywiście, gdy Bokstel leżał w łóżku, Korneljusz zeszedł do ogrodu, wykopał cebulę i i jak widzieliśmy rozdzielił ją na trzy nasienniki.
Bokstel ledwo mogąc ruszyć się z miejsca, rozgrzebał kilkanaście stóp kwadratowych ziemi.
Upojony gniewem, powrócił tą samą drogą do siebie.
Wtem przyszła mu nowa myśl do głowy:
Nasienniki mogły znajdować się w suszarni.
Szło tylko o to, ażeby się tam dostać, co nie było rzeczą trudną, albowiem okna były tam tak urządzone jak zwykle w cieplarniach, to jest otwierały się zewnątrz i nie były, opatrzone ryglami wewnątrz; przytem Korneljusz otworzywszy je z rana, nikt ich, nie pozamykał.
Trzeba było wystarać się o dłuższą drabinę, Bokstel przypomniał sobie, że widział ogromną drabinę przystawioną do pobliskiego domu.
Bokstel pobiegł tam i przydźwigał z wielkiemi trudami do swego ogrodu, poczem zdobywszy się na resztę sił przystawił ją do suszarni Korneljusza.
Bokstel zaopatrzywszy się w latarkę ślepą, dostał się do suszarni.
Tam odetchnął przy stole, nogi się pod nim chwiały, serce biło mu gwałtownie.
Tu doznał przykrzejszego wrażenia, niż w ogrodzie; zdaje się, że pod gołem niebem własność mniej jest szanowaną; niejeden, który śmiało przez płot lub mur przeskakuje, zatrzyma się wahający przed drzwiami lub oknem.
W ogrodzie Bokstel nie mógł być uważanym za podejrzanego; w obcem mieszkaniu nocną porą, mógł być posądzonym o złodziejstwo.
Pomimo tego odzyskał odwagę, przecież tu nie przyszedł bez celu.
Lecz nadaremnie szukał, przewracał we wszystkich szufladach, szczególniej zaś w tej, gdzie były zachowane papiery Witta; znalazł wprawdzie bardzo porządnie ułożone z etykietą cebule pięknych tulipanów; Joanny, Wittów, nawet tulipany ciemno-brunatne i koloru kawy palonej; lecz o czarnym tulipanie ani wzmianki, a raczej o nasientnikach jego.
A przecież w księdze spisu nasion i cebul utrzymywanej przez van Baerla, z większą dokładnością może jak księgi najznakomitszego domu handlowego Amsterdamu, Bokstel wyczytał co następuje:
„Dziś 20 sierpnia 1672 r., wykopałem cebulę wielkiego czarnego tulipana, którą udało mi się rozdzielić na trzy doskonałe nasienniki“.
— Gdzież on ich podział! — zawył Bokstel.
Poczem uderzając się w czoło.
— Oh! nikczemny człowieku — zawołał, — oh! po trzykroć zgubiony Bokstelu, alboż to można rozłączyć się z nasiennikami! Czyż można je pozostawić w Dordrechtcie, gdy się wyjeżdża do Hagi? Czyż można żyć bez nasienników, które mają wydać czarny tulipan? Oh! on je uwiózł ze sobą niegodziwiec?
Ta myśl ukazała Bokstelowi bezskuteczność zbrodni, której się dopuścił.
Bokstel uderzył głową o ten sam stół, przed którym kilka godzin poprzednio van Baerle napawał się tak długo z rozkoszą widokiem nasienników czarnego tulipana.
— Z tem wszystkiem — mówił nikczemnik podnosząc głowę — jeżeli ma je przy sobie nie zatrzyma ich przecież dłużej jak do śmierci... a wtedy...
Koniec tej okropnej myśli wyraził szatańskim uśmiechem.
— Nasienniki są w Hadze — mówił, — a zatem niema co robić w Dordrechtcie.
— Do Hagi zatem po nasienniki, do Hagi! Poczem Bokstel nie zwracając uwagi na obfite zbiory cebul, tak dalece był zajęty jedyną myślą; wyszedł przez okno na drabinę, którą odniósł na poprzednie miejsce i nakoniec powrócił do siebie.