Czary i czarty polskie/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Czary i czarty polskie
Pochodzenie Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawniczego „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CZARY I CZARTY POLSKIE



I.

„Ubique daemon!” Ten okrzyk powtarzał pewno nieraz biedny pater Richalm z opactwa wirtemberskiego, strasznych bowiem doznawał cierpień ów mnich nieszczęśliwy. Djabły wlazły mu do brzucha, przyprawiały go o mdłości i zawrót głowy, odbierały władzę rąk, tak że nie mógł się przeżegnać, sprowadzały sen podczas nabożeństwa, same zaś chrapały, aby inni braciszkowie sądzili, że to opat grzeszny chrapie w kościele; jego głosem mówiły, sprowadzały kaszel i duszności, zatykały mu nos i gardło, tak że nie mógł westchnąć pobożnie, gryzły go jako pchły, męczyły we śnie i czyniły go ofiarą przypadłości, jakie zdarzają się tylko małym dzieciom, gdy się przed snem ogniem bawią. Szelest szaty zakonnej był sykiem djabelskim; powietrze — niczem innem, jak roztworem drobniutkich demonów; człowiek oblepiony jest djabłami jak żółw skorupą; każdy krok, dźwięk i ruch otoczony jest rojowiskiem biesów! Oto np. mnich: słucha mszy świętej, lecz wokół palca okręca sobie bezmyślnie jakąś słomkę — a to przecież sieci szatańskie[1]. Ubique daemon!
Tak jak uczeni współcześni, dla wytłumaczenia zjawisk przyrody, napełnili przestwór atomami, elektronami, jonami, emanacją eteru czy radu, tak świat średniowieczny pełen był biesów, czartów, djabłów i demonów. Jeden z ojców teologów określił liczbę ich na 10 000 biljonów. Ks. Bohomolec oblicza[2], że jest ich mniej: tylko 15 miljardów, najskromniejsi zaś są kabaliści: twierdzą, że na każdego śmiertelnika przypada tylko 11.000 djabłów — tysiąc z prawej strony, a dziesięć tysięcy z lewej. W każdym razie musiało ich być doprawdy mnóstwo nieprzeliczone, jeżeli zważyć, że z jednej tylko pacjentki jednego egzorcysty (św. Ubalda) wyszło 400 tysięcy demonów. I to skromnie licząc!
Były to według nauki kościoła duchy niematerjalne, „z waporów ziemskich utworzone”, lecz ta abstrakcja nie zadowoliła fantazji wystraszonego ludu. Ludzie widzieli djabła jako postać realną, osobę, względnie zwierzę, a nawet roślinę i przedmiot, słowem objekt zmysłowy. Był tedy mnich, na którego spadł deszcz rzęsisty szatanów; Grzegorz W. opowiada o siostrzyczce zakonnej, która połknęła czarta w sałacie; jeden z uczni św. Hilarego kuszony był przez djabła w postaci winnego grona, innym zjawiał się jako szklanka miodu, trzos dukatów, nawet jako ogon krowi. Massyljanie (sekta heretycka z w. IV) wypluwali djabła w ślinie, św. Antoniemu ukazał się jako lew i żmija, św. Coletta widziała djabła-lisa, żabę, muchę, mrówkę; do papieża Sylwestra II przyszedł jako pudel, a jako koguta spalono biesa w w. XV. Jeżeli kogut mógł stać się djabłem (lub djabeł kogutem), to cóż dziwnego, że kobieta to „vas daemonum”, taniec — „circulus, cuius centrum est diabolus” (św. Cyprjan), „ubi lascivus saltus, ibi diabolus” (św. Chryzostom), melancholja — „balneum diaboli” etc. etc.
Czarty polskie nie ukazywały się wprawdzie w tak wyrafinowanych postaciach, lecz i tu na rozmaitość narzekać nie można. W roku 1543 urodził się w Krakowie djabeł jako potwór arcystraszliwy[3], z płomiennemi błyszczącemi oczyma, z byczemi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią szerścią, z małpim pyskiem na piersi, z kociemi ślepiami na podbrzuszu, z ponuremi łbami psiemi na łokciach i na stopach, z łabędziemi nogami i podwiniętym ku górze ogonem półłokciowym[4]. Rozpustnemu opatowi cysterskiemu Mikołajowi Besidze, w klasztorze wąchockim, podczas uczty wyprawionej w dzień św. Jakóba, ukazał się w r. 1461 djabeł okropny w postaci czarnego murzyna[5]. Innym razem „był bies w rusznicy, przejeżdżający kapłan przeżegnał, a rurę bies, nie czekając dokończenia krzyża, roztrzaskał… niedawno znów był w jelenia skórze, a kiedy przeżegnano — znalazła się kupa gnoju”[6]. Kiedyś — „przeleciał szarańczą, aż słońca widać nie było, a na skrzydełkach u każdej po żydowsku napisano, że to kara boska”[7]. Annie Stelmaszce przedstawiła owczarka Katarzyna za stodołą „pokuśnika po niemiecku w czerwonej barwie“[8]; spalone na Żmudzi pod Szawłami, w r. 1691, czarownice „mistrza swego miały niemca kudłatego“[9], Anna Szymkowa z Nieszawy (1721) miała djabła szlachcica; Pędziszka „wodziła się z djabłami Bartkiem i Grzegorzem: Grzegorz chodzi w modrzy, a Bartek w zieleni;“ Agata wyszła za djabła Michała („on jest ubogi, ja na niego musiałam robić“)[10]. Ciekawy szczegół: w hierarchji djabelskiej rozróżniały czarownice wyższe i niższe jednostki. Jedna z nich zeznała, że nie mogła wcale struć ani oczarować oskarżyciela, „gdyż on ma u siebie starszego djabła, jak mój“. Autor „Czarownicy powołanej radzi wystrzegać się „aby cię w osobie duchownego djabeł nie bałamucił, co mu nie nowina“; w w. XIV podsłuchiwano djabłów w kościele rozmawiających[11]; uwodziciel tłumaczył się, że chyba bies w jego osobie bywał u dziewczyny[12]; żak figlarz korzystał z rozpowszechnionego zwyczaju przypisywania wszystkiego sprawkom djabelskim i tłumaczył się, że zbroił za podszeptem szatana[13]; jakiś hultaj w r. 1413 obciął babie nos a uniewinniał się w ten sposób, że uczynił to w obronie własnej aby go djabelstwo baby na szwank nie naraziło[14]. Nawet kwestje społeczne i gospodarcze pozostawały pod wpływem szatańskim: opór w oddawaniu dziesięcin kładło duchowieństwo na karb djabła i nazywało go owocem pokus djabelskich[15]. I jeszcze za czasów Kolberga[16] oszust, przebrany za djabła, wszedł w nocy do chałupy starej baby i wyłudził od niej książeczkę kasy oszczędnościowej, obiecując płacić większy procent z tamtego świata!
— Ubique daemon!
Nieskończoną litanję imion, przezwisk i epitetów miał w Polsce ów duch nieczysty. Więc generalia: djabeł, szatan, bies, czart, demon, lucyper, napaśnik, kusiciel, pokusa, kaduk, gniewnik, kusy; więc imiona własne — słowiańskie i obce — jak: Farel, Orkjusz, Opses, Loheli, Latawiec, Chejdasz, Koffel, Rozwod, Smołka, Harab-Myśliwiec, Ileli, Kozyra, Gajda, Ruszaj, Pożar, Strojnat, Bież, Dymek, Rozbój, Bierka, Wicher, Szczebiot, Odmieniec, Fantasma, Wilkołek, Węsad, Dyngus albo Kiczka, Fugas; djablice: Dziewanna, Marzana, Węda, Jędza, Ossorja, Chorzyca, Merkana. Był także Muchawiec, Czerniec, Bajor, Czeczot, Kubeba, Smolik, Gonad, Boruta (katalog powyższy podaje „Postępek prawa czartowskiego“). Czarownica Boroszka, żywcem spalona w Poznaniu w r. 1645, spółkowała z djabłami Tórzem, Rokickim, Trzcinką i Rogalińskim[17], W „Sejmie piekielnym“ występują m.i.: Lewko, Liton, Rogalec, Lelek nocny, Przechera frant, Klekot, Paskuda, Dietko. W żywocie św. Kingi z r. 1502 znajdujemy imiona: Oksza, Natoń i Rożen[18]; według ks. Giłowskiego[19] należą do rodziny djabelskiej „ziemscy skryatkowie, domowe ubożęta, leśni satyrowie, wodni tołpcowie, górne jędze, powietrzni duchowie, rozmaici genjuszowie, morscy lewiatanowie, na insułach rozmaite obłudy“, wspaniałym zaś tytułem obdarza djabła „List czartowski do superintendentów i ministrów ewangelizmu luterańskiego“ (1609): cesarz północny, król głębokiego piekła, książę świata, rządca ciemności, wielki hetman pogaństwa, hrabia zbiegów, wojewoda grubego cudzoziemstwa, groff niecnot, obrońca heretyctwa i rozerwania każdego.

II.

Nie siedzieli djabli w Polsce bezczynnie. Wchodzili w grzeszników nieszczęśliwych, trzęśli niemi, podrzucali, męczyli, tumanili, mroczyli umysł tak długo, aż opętana ofiara oddawała im swą duszę. W roczniku Traskim, pod rokiem 1276[20] znajdujemy historję pewnego człowieka, którego na łożu Śmierci namawiano do spowiedzi. Odrzekł, iż nie może, gdyż oddany jest potędze djabelskiej. „Zaraz też usłyszeli uderzenia, któremi go djabli traktowali, ale nikogo nie widzieli, tylko słyszeli trzask i plask uderzeń i widzieli rany a sińce na ciele. Umierający zaś nie mógł głosu żadnego ze siebie wydobyć, tylko twarz marszczył i wykręcał i tak śród plag djabelskich życie zakończył. W szlachcica sandomierskiego Łukasza Słupeckiego, łotra i rabusia, wlazł djabeł 28 grudnia 1459 r.[21] i dręczył go nielitościwie. „Djabli bili go, wyłamywali mu członki ze stawów. Słupecki krzyczał przeraźliwie. Słychać też było wrzaski djabłów i cięcia suchych razów. Ale nikt djabłów koło opętanego nie widział. Słupecki zażądał wreszcie, aby mu sprowadzono z Chełmna sławnego egzorcystę, Jana Kazimierskiego, „qui energumenos exorcismis curare intrepide solitus erat“. Kazimierski starał się uwolnić chorego od plag. Lecz djabeł odgrażał się głośno, że powetuje sobie na domownikach, jeżeli mu ksiądz przeszkodzi z Łukaszem. I rzeczywiście, pochwycił 14-letniego chłopca, wsadził mu głowę w otwór rozpalonego pieca. Swąd spalenizny odkrył sprawę djabelską. Potem obrzucał djabeł smołą i gnojem księdza, ministrantów etc.“ St. Reszka[22] opowiada o pewnej mieszczce krakowskiej, heretyczce, którą djabeł dręczył za to, iż szydziła z procesji katolickiej. Mąż jej, zacięty arjanin, nie pozwolił wezwać księdza — i opętana umarła w mękach straszliwych. Lecz i mężowi jej, bluźniercy, nie darował bies: chwycił go, ciało zwijał w kłębek, wciskał w najciaśniejsze dziury, rzucał po dachach i murach domów, aż go z okna na bruk wyrzucił i roztrzaskał na miazgę. To samo przytrafiło się pewnemu łaziebnikowi w Poznaniu: djabeł wyrzucił go oknem i roztrzaskał o mur kościoła[23], W r. 1652 połowa mieszkańców Korczyna była opętana przez czarta „za sprawą czarów ruskich“, ludzie wrzeszczeli, broili dziwy. Wtedy ojcowie bernardyni „zaklęli, aby tak nie wołali i około tych ludzi pracowali, uwalniając ich od czarów i pokus“.[24] Na każdym odpuście w kościele można było widzieć tłumy całe takich nawiedzonych, krzyczących głosem przeraźliwym i po kilka słów mówiących różnemi językami[25], — napastujących kobiety, które mdlały lub dostawały słabości. W roku 1649, w Okszy, bies opętał cały dom szlachcica ewangelika Andrzeja Kosny, łamał sprzęty, bił ludzi, miotał rozpalone głownie, wrzucał potrawy w nieczystości etc.[26], „Młot na czarownice“ poucza, że nawet dziatki „przenegabanie szatańskie cierpią“. Lecz prym trzymały kobiety, owe „naczynia pełne demonów.“ W dziennikach ojców jezuitów[27] znajdujemy od czasu do czasu wzmianki, że tę czy ową białogłowę „oppugnavit daemon spectris ac terroribus,“ lecz wkońcu zostaje ona „e faucibus daemonis erepta“, oczywiście po zastosowaniu odpowiednich egzorcyzmów. O skuteczności tego środka opowiada pewien szlachcic w Żurominie[28]. Widział on w dzieciństwie opętanego, który nieopatrznie zażył tabaki od człowieka, umiejącego więcej niż pacierz. W Żurominie podówczas znajdował się ksiądz, który wyganiał djabłów z ludzi. Kiedy ksiądz przystąpił do egzorcyzmów, nie mógł mu djabeł nic więcej zarzucić, jak to tylko, że będąc małym chłopcem, porwał raz bułkę straganiarce. Nareszcie djabeł, nie mogąc sobie z księdzem poradzić, zaczął krzyczeć, że wylezie bokiem. Ksiądz mu na to: „Nie! Wyleź jakeś wlazł!” Czart chciał wyłazić oczami, plecami, brzuchem, a ksiądz powtarzał wciąż jedno: „Wyleź, jakeś wlazł,“ aż djabeł musiał ustąpić.
Traktat księdza Chmielowskiego[29] o opętanych znajdzie czytelnik w „Wypisach”, tak samo rozprawę o czynieniu egzorcyzmów z „Młotu na czarownice”, tutaj zaznaczę tylko, że jeszcze w r. 1826, w Miłosławiu, ksiądz wypędzał djabła z krowy, robiąc nad nią znaki 7 krzyżów[30], Chodźko zaś[31] znał najsłynniejszego na Litwie egzorcystę ks. Obłoczymskiego, do którego przywożono opętanych z całej okolicy. „Szatan w babie dziwnych rzeczy dokazywał: krzyczał, skakał, bluźnił, różnemi językami gadał, i po łacinie, i po niemiecku, i takim nawet językiem, że go nikt nie rozumiał“, lecz ksiądz egzorcyzmami swemi natychmiast wypędzał złego ducha[32].
Niezawsze jednak djabeł był stroną atakującą. Mnóstwo wypadków świadczy o dobrowolnem oddaniu się szatanowi. Tak uczynił np. ścięty przed ratuszem w Poznaniu w r. 1722 Andrzej Bocheński z Grodziska, który, będąc na służbie u pana Załuskiego w Pyzdrach, gdzie cierpiał wiele, „z desperacji i melancholji napisał kartę, oddając się djabłu“. To samo uczynił w Krakowie w r. 1728 osiemnastoletni Kazimierz Kamiński:,„Oddał się był cum anima czartowi i na to cyrograf krwią własną podpisał”. „Pochop do zapisu tego, zeznaje Kamiński, miałem z relacji, którą czynili w domu Imć Pana Jałowickiego o pewnym szlachcicu, który przedtem był chudym pachołkiem, a teraz nietrudno mu o kilka miljonów. Napisawszy tę kartę, zaraz krwi z palca, szpilką ukłuwszy się, w pióro wpuściłem i podpisałem, i z tą kartą podpisaną poszedłem pod Bożą Mękę, invocando złego ducha, ale mi się żaden natenczas nie pokazał, tylko we śnie pokazowały mi się różne osoby, obiecując mi pieniądze, bylem tylko kilka niedziel poczekał. Te malowania jam malował, aby mi się w takich posturach źli duchowie pokazali, a nie w inszych, bym się ich mniej bał; miałem też pochop takiego rysowania z widzenia, co student pewny w Lwowie, zapisując się djabłu, tak samo uczynił. Nie miałem dotąd żadnego podarunku ani pieniędzy od czartów.“ Ze względu na małoletność, zamiast kary śmierci, kazano biednemu chłopcu przez rok solenniter nabożeństwa, różańce, spowiedzi odprawiać i siedmkroć pielgrzymować do miejsc świętych. Odlano mu także 50 batów, „aby i ciało nie było przytem bez jakowej mortyfikacji.” Czacki[33] widział cyrograf w r. 1800 podpisany.

III.

Najwięcej pociechy mieli djabli z czarów. „Czary — to nasz największy furlon” mówi Lucyper do swej armji w „Postępku prawa czartowskiego”, kazał przeto „pijaństwem ludzi zwodzić” i czarami „potajemnie kapturać”. Na lep chytrości szatańskiej szły w pierwszym rzędzie „niewiasty wieskie, gdyż w nich niemasz rozumu przyrodzonego ani nauki pisma świętego.” Były to tak zwane baby, cioty, guślnice, matochy, wiedźmy — słowem czarownice. Spotykały się z djabłem na Łysej Górze. Jest to poniekąd nazwa gatunkowa. Linde powiada, że za łysą uważana jest każda góra, opanowana przez siłę nieczystą. „Gdzie karczma, tam też prawie i łysa góra” mówi Haur[34], W Tatrach odpowiada jej Babie Łono[35], na Litwie — góra Szatryja[36]. Czarownice polskie latały na ożogach i miotłach, ruskie — w stępie, żmudzkie na miotłach, litewskie — na łopatach[37]. Przed wyprawą nacierały się baby maścią: wysmażony tłuszcz z dziecka, eleosilinum, aconitum, gałązki topolowe i sadze albo: z węża, jaszczurki, piórek wróblich i przepiórczych i żabiego skrzeku.[38] „Gdyśmy chodziły na chmiel do lasa, zeznaje jedna czarownica, nalazłyśmy miejsce okrągłe za łąką Maćkową, i mówiły inne, że tu czarownice tańcują, i niedługo wzięły mię z sobą na toż miejsce Bielicka i Kotwaska — i niosło nas coś wszystkie, nie chodziłyśmy piechotą, i tańcowałyśmy tam i innych dosyć było, ale nieznajome, bo miały kaptury na gębie. Grywał nam chłop nieznajomy, czarną gębę miał. Na długiem drewnie pijałyśmy piwo, ale nie wiem kędy je brały. Zbierają się tam na Boże Wstąpienie. Kotwaska i Bielicka były u mnie, namawiając mię z sobą. Te co były w kapturach, były grzeczne, pleczyste, biedrzyste, tańcowały z pany. Kotwaska świeczkę trzymała, a szklanicę ja, nalewając innym paniom. Na Łysej Górze bywa nas tam ćma, że okiem nie przejrzy. Smarowałam się u Kotwaskiej. Kiedy się smaruję pod pachą, zaraz kominem wylecę. Mam też towarzysza Wcieutowskiego, ale ze mną żyć nie chce, bom nie warowna (nie dziewica). Jadwigę Kazimierzową na Łysej Górze poznałam po pasku srebrnym kręconym. Miała pachołka swego Laskowskiego i innych dosyć z nią było nieznajomych… Woźnę z Turku zwałyśmy królową, służyłyśmy jej, kłaniałyśmy się jej ubogie, miała kaptur na twarzy, była w kożuchowym minderaku a w palendorze, i inne z nią miały kapturki czarne na gębach… tylko dziurką przez kapturek piły, a ci zdrajcy, oszukańcy, szatani po jednej dziurze w nozdrzach mieli, a nogi jak bociany. Ta Łysa Góra jest pod Poznaniem. Te starsze dostatnie panie pijały wino, a my, ubogie wsianki, piwo; i my im nalewamy i kłaniamy się za każdym razem niziutko, z wielkim strachem”,[39] Spalony w Koźminie, w r. 1690, klecha Grzegorz wyznał na mękach, że na Łysej Górze grywał na piszczałce, ożenił się tam z jakąś Jaśkową, w czerwień odzianą i w koronie. Djabeł mu ślub dawał. Każda czarownica miała kawalera bardzo urodziwego, tylko nogi miał końskie i kozłem śmierdział. W wyroku, zapadłym w Jarocinie, w r. 1719, niejaki Wawrzyniec Dziad zeznaje, że jest Łysa Góra „jedna pod Cielczą na Golażni, druga pod Roszkowem, gdzie grywał na wąsach”[40], Jan Kostera zaś, stracony w Dolsku, pod koniec w. XVIII, nie przeczy, że hulał z czarownicami na bankiecie, ma jednak pewne zastrzeżenia co do szczegółów: otóż w samej rzeczy grał podczas uczty — ale na piszczałce, nie na radlicy[41]. Annę Ratajkę (proces w Wierzbocicach, r. 1699) nauczyła czarowania Jakomianka Jagna z tej samej wsi: „Przyłudziła mnie do siebie i przykrasiła do mnie szatana. Miałam z nim wesele takie jako drugie. Bywałam na Łysej Górze ku Kaliszowi na sobocie.”[42] Stara Zwonniczka w „Peregrynacji dziadowskiej”[43] opowiada:

Na ożogu wyjadę śrzednim oknem w pole,
W oczu mgnieniu objadę podgórskie granice,
Wywróciwszy odziemną koszulę na nice.
Wiem wiele czartów w piekle i gdzie drudzy siedzą,
Oni też wszyscy o mnie, jak się rządzę, wiedzą.
We czwartek się schodzimy na rozstajnych drogach,
Więcej chodzę na głowie aniźli na nogach.

Choć kto idzie imo mię, żaden mię nie widzi,
Jeszcze się idąc potknie, a człek z niego szydzi.

Opis sabatu wraz z wieloma drastycznemi szczegółami znajdzie czytelnik w „Wypisach”. Na tem miejscu zacytuję tylko dowcipne kpiny autora „Czarownicy powołanej”:
„Kiedy czarownicę na swoje brzydkie bankiety (djabeł) zanosi abo wiec, co częściej bywa, uczyni i sprawi fantazja ich jakoby były na bankiecie; uśpiwszy ją w pościeli, abo w legowisku jej, wystawi jej jakiej sąsiadki jej znajomej osobę w fantazji: że się tej będzie koniecznie zdało jakoby spólnie używały, tańcowały, lub po kościołach na wierzchu (coć mi za plac do tańca!) lub gdzie indziej, a on im na radle gra, by na arfie dawidowej. Piękna muzyka, własne szyderstwo i omamienie! Jaki taniec, taka muzyka, choć czasem baba nie może łazić. Dlategoż w wielkim sekrecie to potrzeba odprawować. Ale kiedy i butlowie i kto się nie leni może przy tem być, to tu butel żonie mało lepszej, do domu przyszedłszy, ona innym, nie tylo rozpowie, ale i przyda tyle troje, że tego będzie nazajutrze pełne miasto! A zacniejsze zaś maciory, chcę rzec matrony, za których podnietą mężowie ich na takie nędznice ostro nastąpili, zrozumiawszy kogo, choć poniewolnie, powołały, jako im mianowano, zarazem rozpisują ową niezbożną utrapionych konfesją, zapraszając drugie, jako wróble na cudzą pszenicę, abo jak na odpust, aby rychło przybywały wypytywać się także, jeśli ich kto nie czaruje lub z domowych lub z sąsiad” (str. 73).

IV.

Zaprzysiężona djabłu czarownica wykonywała najróżnorodniejsze praktyki, „sobie pożytki przywodząc, drugim ludziom psując.” Sprawowała czary mleczne, miłosne, myśliwskie, lekarskie meteorologiczne, wzrokowe, mogła więc: zamyślić na czyjąś zgubę, uroczyć, ozionąć, zaziorać, urzec, oczynić, przekosić, nadąć (oczarować zapomocą tchnienia), „człowieka osuć, ostudzić, oślepić, pokrzywić, małżeństwo w sobie ostroczyć, człowieka nie żywić; wrzekomo uroki leczyć abo ogień żegnać, anioła z domu wypędzić, a djabła tam wegnać; śmieciami ciskać, gdy księża chodzą po kolędzie, do poduszki się wyścigać, tam kędy ksiądz siędzie“ (Sejm piekielny[44]).

Nuż w sobotę wielkanocną, kiedy wodę święcą,
To się w ten czas czarownice po chałupach kręcą.
Biegają około domu, brzękając w siekacze,
A druga, wlazłszy na gniazdo, z kokoszami gdacze.
Wziąwszy ognia Święconego, dobytek nim kadzi,
Do siedmi kościołów każe po wodę czeladzi.
Święcone w dzień wielkanocny wkoło domu noszą,
Aby wężów nie widali, kiełbas o to proszą.
Lecie zasię, kiedy trzaska, gdy się boją gromu,
Oknem naczynie żelazne wyciskają z domu:
Siekierę, motykę, widły, łopatę i grabie,
A ziela nakłaść na ogień każą leda babię. (i b.)

W fantazji Krasickiego (Myszeis, VII) zaklinanie djabłów przez czarownicę zbarwiło się w następujący obraz plastyczny:

Do guseł zatem i czarodziejstw sławnych
Skrzętnie się baba natychmiast udaje.
Cyrkuł na ziemi kreśli z liter dawnych,
Szepce pod nosem, dzikie rzeczy baje,
Rzuca pęk ziółek, czarami zaprawnych,
Zżyma się, siada i znowu powstaje.
Nim zaś te wszystkie gusła uczyniła,
Dziewięć się razy wkoło okręciła.

Okropnym głosem straszy okolice,
Mocarstw piekielnych ku pomocy wzywa.
Na wielowładnej rozkaz czarownice
Jęk się okropny z pod ziemi dobywa,
Lucyper z swojej rusza się stolice
I trzoda duchów podziemnych pierzchliwa;
Gwiazdy swych spuszczać przestały promieni
Księżyc się krwawą posoką rumieni.

Zjadłe padalce i gadziny piszczą,
Żmije się na jej czołgają skinienie,
Drży ziemia, ognie piorunowe błyszczą.
A jakby zginąć miało przyrodzenie,
Wzmaga się coraz burza, wiatry świszczą,
Stuletnich dębów wzruszają korzenie.
Dzielniejsze zatem guślarstwa zaczyna
I zwykłym czarty sposobem zaklina.

W sprawie przeciw Zuzannie Rozynie (r. 1718) sąd wyszogrodzki kazał podsądną spalić za to, że udoiła cudzą krowę, do mleka wsypała utartych w proszek grzybów, zmieszała to z rosą, przed świtem zebraną, i tą mieszaniną polała grządki w ogrodzie.[45] Agnieszka Wścibidurzyna widziała na łożu Anny Jedynaczki „kokosz czarną, a kąsek popielatą” i znalazła na tem miejscu robaki białe, długie na pół palca, a łby miały czerwone. I widziała, jak je Jedynaczka w ziemi potajemnie zakopała i liściem kapuścianym to miejsce zakryła (Proces w Koźminie, r. 1648).[46] Były to oczywiście jakoweś praktyki czarnoksięskie. Taż Wścibidurzyna twierdziła, że nieraz w swej kapuście jaja znajdowała kokosze i schła od tego, a kiedy je wyjęła, tedy się poprawiała.[47] Zofja Marchewka (Brześć Kuj. w r. 1771) małżonce sławetnego pana Kwiatkowskiego djabła w kaszy zadała.[48] Chałupnica w Wierzbocicach (1699) „zepsowała świnię, którą pies jadł — i ten pies zdechł”,[49] pozatem robiła proszki z koszul trupich i z żab parszywych na różne ludzkie nieszczęścia, tudzież deszcz zatrzymywała, aby nie ożywiał ziemi.[50] Chroma baba z „Peregrynacji dziadowskiej” zapewnia, że „dojdzie wszędzie, choć zamkną by nalepszą kłodką, bo ma do ślepych zamków rozmaite zioła”. Jedna „żabę w skorupie podłożyła pod pańskiemi głowami pod słomę”,[51] inna sprawiła „koni, bydła i drobiazków zdychanie, pasieki niefruktifikowanie,[52] ta nasyłała kury pod chatę, aby śpiewały na szkodę oskarżyciela,[53] tamta „nóż w piwo maczając, po schodach kapała i przymawiała, powiadając, że to od gnilcu i bolączek”,[54] ta znów „guśliła, bo płotami trzęsła, to ogień żar pod próg sypała, to, rozebrawszy się, goła koło budynku latała; i jak nasypie żaru na koszulę pod progiem i garnkiem przyłoży, to koszula nie zgorzała.”[55] W Wiśniczu w r. 1688 Jadwiga Macowa „mlekiem piec oblepiała, żeby w lecie Śnieg upadł”, kopyta wyrzynała, w wodę kładła i „cicaszki” krowom obmywała, Rabiaszka zaś oskarżona była przez sławetnego pana Walentego Chmielowskiego „o powzięcie łajna krowiego przed domem jego… na co pomieniony actor in ipso actu powzięcia tegoż smrodu solennem intulit protestationem”. (Lud VII). A Jagata Korfunka ukradła Pana Jezusa w Biechowie na odpuście i smagała na Łysej Górze aż krew płynęła, inne zaś biły i dźgały, potem to ze sobą wzięły — to na urodzaj.[56] Gdacjusz[57] opowiada, że w roku 1553 dwie czarownice „sąsiedzie swojej były dziecię ukradły, które na sztuki porąbały i w garncu warzyły. A jako je potem tracić miano, wyznały, że kiedyby ono dziecię były uwarzyć mogły, tedyby wszystkie owoce, tak polne jako i ogrodowe przez suszę wniwecz się były poobracały. Ale to tylko zdrada i oszukanie szatańskie było. Bo ponieważ djabeł jest starym physikiem, który to z eksperjencji i doświadczenia powszedniego ma, kiedy deszcz padać i susza być ma więc naczynie swoje, t. j. czarownice, do tego namawia, aby to i owo czyniły: a tedy deszcz padać nie będzie. A tak, gdy to, co im djabeł rozkazał uczyniły, a deszcze gwałtowne i susze wielkie bywają, tedy te biedne niewiasty mniemają, że to one uczyniły”.[58] Aby sprowadzić suszę „czarownica krostową żabę z chlebem do ziemie zakopa. Póki ona żaba onego chleba nie zje, póty deszcze padać nie może. Drudzy zasię udawają, że czarownice mają jakiś miech; przeto, gdy się na deszcz zanosi, on miech otwierają, z niego wiatr wypuszczają, który deszcz rozpędza. Trzeci mniemają, że się czarownice w prochu myją, a miotłą go na powietrze ku niebu rzucają. I niektóre czarownice słowa do tego mówią. I tak dlatego deszcz padać nie może.”[59]

Chcąc wywołać skutek odwrotny, „bierze piasek w ręce, miece przez się, obróciwszy się tyłem ku wschodu słońca, a gdy chce mieć grad, tedy krzemienie. Kiedy ludzi zwadzić abo małżeństwo, tedy drwa poprzek kładzie przeciw onemu domowi, gdzie chce złość wyrządzić, przymawiając czartowskie słowa.”[60]
To przymawianie czartowskich słów, Czyli zaklęcie, stanowiło ważną część rytuału czarowniczego. W rękopisie Akad. Umiej. Nr. 1711 (w. XV) znajdujemy zaklęcie „contra morsum rabidi canis alias wsczyeklego psa: iran, liran, kyrian oferan, cepharan, cakapharan, stolidon.” „Thesaurus magicus domesticus”[61] radzi przywoływać księcia ciemności słowami „Sicclosciu, Panim, Bescialus, Hakodose, Huben, Vernah, Veolim, Echad”. Niektóre z tych słów przypominają brzmieniem język hebrajski, naogół zaś są to zniekształcone imiona władców piekieł. Do dziś dnia wychodzą w Polsce książki, zawierające podobne zaklęcia, np. w „Prawdziwym ognistym smoku”:[62] „Licer, Onia, Kameron, Oliscot, Mandesumini, Poemi, Oriel” etc., tak jak średniowieczne Grimoir’y, Höllenzwang’i i Claviculae Salomonis roiły się od rozmaitych formuł: „Omogiel, Tramoedy, Mimona, Turmilo, Pandi” etc., etc., etc. Według Poklateckiego[63] rozumiał djabeł tylko po egipsku i tatarsku, według akademików krakowskich — upodobał sobie w łacinie,[64] lecz i po polsku można było mówić przy praktykach zabobonnych a nawet posiłkować się Najśw. Trójcą i imionami świętych. W dziełku „Spraua a lekarstua końskie”[65] podane jest „żegnanie na krczycę”: „Mów tak: w tym to koniu są siedm krczyc od siedmi, sześć od sześci, pięć od piąci, cztyry od cztyrzech, trzy od trzech, dwie ode dwu, jeden od jednej, potem nic, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, potrzykroć, poranu”. Rękopis Jag. 5151 zawiera dziełko Szymona z Łowicza „Lekarstpha w osobliwych niemoczach”, a w niem zaklęcia następujące: „od niemocy wielkiej św. Walentego niech mówi pięć pacierzy na pamiątkę pięciu ran bożech i siedm zdrowech Marji na pamiątkę siedmiu wesela panny Marji, a potem niech będzie wzięt garniec wody pełny, którą wziąwszy w prawe ręce, w której niech będzie trzyman i lan na lewą rękę, a ty słowa mają być mówiony: W Nazaret się Pan Bóg począł, w Betleem się narodził, w Jordanie ochrzczon, w Jeruzalem umęczon. Toć jest tak wierna prawda. Tak przestanie wielki wrzód i niemoc wielka Piotrowi albo Annie, a polewając oblicze niemocnego: w imię Ojca i Syna i Ducha świętego. A to masz działać przez trzy piątki pospołu, a będzie zdrów niemocny. To w Gnieźnie jest doświadczono i uzdrowiono od 30 person”; na zażegnanie zaś bolączki: „Daj mi miły Bóg dar, lekuję ja sobie sam, i ze mnie wyszło i ze mnie pójdzie. W imię Ojca i t. d.”[66] Dla rozegnania burzy służyły, według „Młotu na czarownice” (II. 276) słowa: „Poprzysięgam i zaklinam was, grady i wiatry, przez pięć ran Chrystusa Pana, i przez trzy gwoździe, które Jego ręce i nogi przebodły, i przez czterech ewangelistów świętych, Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, żebyście w wodę rozpłynąwszy puściły się nadół.” Hanka Czelczonka z Kobylina (r. 1616) zeznaje, że „ziela dawała dziewicom, które zowią limoiza, psując płód, żeby dzieci nie rodziły. Przystojnej miłośnicy Zaleskiego dałam rodzącej kobiecie limoizy, maruny białej, siemienia marchwianego i czerwonej róży. Tem też zepsuje płód, komu chcę”[67]. W Doruchowie (p. str. 46) zarzucano czarownicom m. i., „że raziły ludzi postrzałami, do czego osobliwej używać miały strzelby, t. j. rękojeści od stłuczonych tyglów.”[68] Maciejowa Sieczczyna (Poznań, r. 1559) chodziła pod szubienicę po powróz od szubienicznika „ku wyszynkowaniu miodu.”[69] I pani Mańkowska z Kamieńca (r. 1717) oświadcza, że szynku nie miałaby, „gdyby od Michałka kata postronka nie dostała, który od złodziejów zostaje się.”[70] Po „rzeczy naturalne” (genitalia) wisielca chodził także zabobonny Sebastjan Porębecki: chciał je ukraść dla znajomego szynkarza, aby mu się lepiej powodziło.[71] Wyżej wymieniona Sieczczyna, pragnąc przywrócić jakiejś Kachnie miłość kochanka, uprzędła nić naopak, obwinęła nią grzebień i położyła wszystko pod ogień; kazała też łykać oczy, wyłupione żywemu gołębiowi. Z aktów kobylińskich dowiadujemy się, że „roku pańskiego 1658, podczas żniw, idąc pani Piotrowa mieczniczka, po małżonka swego na gospodę do pani Szotki, z trefunku nadepnęła nogą mieszeczek z czarnego aksamitu, w którym był palec wielki człowieczy, przy nim igiełek trzy bez obu końców.” Gdy po upływie pewnego czasu nikt się po te relikwje nie zgłosił „urząd zupełny” (t. j. burmistrz z rajcami i wójt z ławnikami) rozkazał „nanieciwszy wpół rynku ogień, spalić je, dając napotem znać każdemu, któryby się śmiał poważyć takie relikwie nosić i chować, iż mu się także stanie simili modo, jako tym relikwiom”. Był to prawdopodobnie palec skazańca, który według rozpowszechnionego zabobonu służył do czarów. Nawet 10-letnia dziewczynka Anna stawała w r. 1703 przed sądem wyszogrodzkim, oskarżona o czynienie kolorowych myszy z liścia różanego: „Wzięła 4 listki, złożyła je na krzyż i dwa razy chuchnęła.”[72] Żyd z Kowla Hirszowicz musiał w r. 1700 złożyć w bóżnicy przysięgę, iż otrzebił kota, należącego do p. Andrzejewicza, „nie dla czarów lub złości przeciw chrześcijanom, lecz dla ulżenia własnej dolegliwości i że obciętych części nie moczył ani w miodzie ani w piwie ani w wódce ani w wodzie”, corpus zaś delicti złożyć musiał w prześwietnym magistracie kowelskim.[73]
„Żydy niewierne, których szatan za jedno naczynie sobie obrał”[74] czarowali m. i. zapomocą mleka z piersi kobiet chrześcijańskich, które kupowali rzekomo w celu szerzenia moru śród „gojów”. Potrzeba do tego szubienicy, wiszącego na niej złodzieja i najętego chłopa, który po odprawieniu „gusłów i zabobonów”, ma to mleko lać wisielcowi w ucho i pytać go, coby słyszał. Pewna kobieta oszukała żydów, sprzedając im mleko krowie. Kiedy więc najęty parobek pytał wisielca, co słyszy, ten odpowiedział, że ryk bydła. Żydzi „zasmęciwszy się odeszli od oney białogłowy, łaiąc iey,” a wkrótce nastąpił „on mór bydła gwałtowny po wszystkiey Polszce”;[75] Skarga zarzucał żydom, że czarnoksięstwa uczą,[76] tę samą skłonność przypisywał im Michał z Wrocławia w kalendarzu na r. 1494 („cierpiąc na głębokość rozumu, poświęcą się nigromancji”), skutki zaś tego czarowania żydowskiego były zaiste straszliwe, bo oto według ks. Tyszkowskiego żydówki ciężarne po śmierci rodzą przez czary![77]
Czarownice tatarskie umiały pono tak rusznice czarować, że żadna nie wystrzeliła.[78] „Dokumentem do czarów” tych poganek był m. i. fakt, że posiadały pieniądze z napisami arabskiemi (djabelski język!). W r. 1609 spalono za to przewinienie kilka żon tatarskich.[79] Znane były oczywiście także wróżki i czarownice cygańskie:

Kiedy one Maenades zeszły się w gromadę,
O czarach i o gusłach czyniły więc radę.
Jedna drugą uczyła, zwłaszcza stara młodą,
Owa przed tą rozumem, ta miała urodą
Jak motacją omamić, kwoli białym głowom,
Jako owcom i mleko odjąć cudzym krowom,
Jako wróżyć na ręku, jak poznać przygody,
Tak przeszłe jako przyszłe pożytki i szkody.
Tamże się też ćwiczyły w onej swojej szkole
Jak sąsiedzkie przewabić żyto na swe pole
I jako niecić ogień pod słomianym dachem,
Jako mieszek wyszypłać, jako szalić Lachem.
I dziś temi sztukami u nas nadrabiają,
Gdy z cudzego pieniądze worka wysączają
Cyganki farbowane.(Klonowicz. Worek Judaszów I, 2).


V.

Przykłady powyższe świadczą, jak rozmaite były sfery, z których rekrutowały się czarownice i jak różnorodne sposoby czarowania. Rzecz charakterystyczna, że w bezbożnych praktykach swoich czarownice chętnie posiłkowały się przedmiotami kultu religijnego, kościelnego. Z „Synodu klechów podgórskich“ (w. XVII)[80] dowiadujemy się, że sprzedawano im wosk poświęcony i strzępy z chorągwi kościelnych; gromnic używały baby do odpędzania gradu,[81] czarowały palmami poświęcanemi,[82] z synodu r. 1248 mamy wiadomość o praktykach zabobonnych z wodą chrzestną, olejem św. i najśw. sakramentem,[83] djabeł zaś Rogalec z „Sejmu piekielnego“ uprawia agitację poprostu w kościele. Podczas nabożeństwa stoi z dziewkami w kącie i uczy je:

Jednej każę, aby strzępków w kościele dostała
Od chorągwi, od obrusów, by przy sobie miała.
Jako ludzie kupą chodzą za temi strzępkami,
Tak za tobą będą chodzić, ba, i djabli sami.
A drugiej każę napalić w ogniu trupich kości,
Żeby drugie osypała, naczyniła złości.
Dostawszy jej wieńca z głowy, włóż na trupią głowę,
A z konwie obrączki popal, osyp trzecią owę.
Czwartej stopy wykroiwszy, w czeluście je ulepisz,
Jedną ostudzisz, ususzysz, a drugą oślepisz.
Trzecią uczę, chceli, żeby młodzieńca miała,
Żeby włosów z jego głowy, jak może, dostała.
K temu wosku z kościelnej świece, a świeczkę udziałaj
Z onych włosów, którą sobie we czwartki zapalaj.
Póki ono światło będzie u ciebie gorzało,
Póty się mu serce będzie ku tobie pręgało.
(962—977)

Profesję swą i stosunki z djabłami starały się czarownice ukrywać w największej tajemnicy. Istniały jednak sposoby zdemaskowania podejrzanych. „Chcesz wiedzieć, kto jest czarownica, mówże jedną pewną choć świętą modlitwę, o której nie powiadam; myśląc, gdy mówisz, o tej, którą masz podejrzaną, jeśli się natenczas wezdrgniesz, już jest pewna czarownica ta, o której pomyślasz.“ Na Białej Rusi rozpoznawano czarownice w ten sposób, że „kąpano je w wodzie, pierwej wodę przez prześcieradło przecedziwszy z pilnością, a potem wrzkomo exorcyzując i krążąc około wanny i nieco mówiąc, kość spróchniałą ostrożnie i rzęsę wodną abo i czem innem natkaną wpuszczają, czasem i różne zboża abo kamyki, zaczem rzęsa po wierzchu wody pływa. I z jednego gnata siła gnatów, które z czarowanego wyszły, sława i gęba szczebietliwa narodzi. Głosząc, że za egzorcyzmem w wannie nalazły się wierutne czary, kości trupie, rzęsa, rozmaite zboża, kamyki. Jeszczeby powtórzyć, aby wszystkie wypłynęły. (Czarownica powołana, 97.)
Najczęściej jednak oskarżenie o czary było dziełem „świegotliwych białychgłów, co o wszystkiem chcą wiedzieć, aby miały o czem świegotać, boby im gęba spuchła milcząc, i owszem rozpisują do sąsiadek swoich, aby przybywały, chcąli wiedzieć, jeśli ich kto nie czaruje. A zleciawszy się by sroki do ścierwa, mianują same i tę i ową, grożąc, że się nie przyznasz poniewoli, i obiecując przyczynę ze strony wyzwolenia. Zaczem muszą nędznice pleść troje niewidy“… „Naźrze się druga krup surowych, grzybów, bedłek, korzenia, gliny, wapna, fruktów niewczesnych, smażanek i innych rzeczy, swojej naturze szkodliwych, za czem niezdrowie, zła cera, żołądek niestrawny, uroki, osypanie, czary, czarownice. Napadnie na takiego, co rad smaczne kąski po dworach zobie, wmówi w nie czary, nuż tu djabelstwa po pierzynach, po wannach szukać, nuż tu i te i owe posądzać przed mężem o czary, udawać. On dla klekotanie ustawicznego, musi chudzina w takie plotki się wdać, wrzkomo dla swego pokoju, a ono wielkiego dusznego i doczesnego nabędzie niepokoju, jako sami nieraz z płaczem dobrowolnie, choć nie w czas, wyznawają, i na żony i na tych, którzy im to w głowy lekkomyślne mocno wbili, narzekają.“ (Czar. pow. 92–93).
Przez te plotki „kobiecisk nikczemnych, małocnockich, wyuzdanej gęby“, cała Polska tak się, według „Czarownicy powołanej“, zagęściła czarownicami, że „na posiedzeniach i schadzkach zwyczajnych o żadnej materji więcej nie było słychać, jako o czarownicach.“ Światopogląd wieku był nawskroś demoniczny. Doszło do tego, że przyczyny naturalne zjawisk przestały jakoby istnieć. Wszystko zło zwalano na sztuczki czarownic:

Kiedy wiosna nastąpi, a deszcz ustał w maju,
Czarownice przyczyną. Zdechł wół jeden, drugi,
Albo tam co z przychowków, czarownice winą.
Każą tedy niewinną babę wziąć i męczyć,
Aż ich z piętnaście wyda. Ciągnie kat i pali,
Aż powie i powoła wszystkie co ich we wsi,

A baba dziw że pana z panią nie powoła,
Którychby raczej spalić za to, że niewinnie
Męczyć i tracić każą swoich bez przyczyny.
I tak nie będzie we wsi trzydzieści człowieka,
A piętnaście pogłowia spalą! Co dla Boga
Za przyczyna? Pan chory i nie ma wskórania,
Schnie i dzieci mu często umierają w domu.
Jakoby i suchoty i śmierć przyrodzone
Nie były i zesłane od Boga samego!

(Opaliński. Na ciężary i opresję chłopską w Polsce.)

Zobaczmy, jak odbywało się w Polsce owo męczenie i tracenie czarownic.

VI.

„Nie słychać po innych państwach i nacjach o tak gęstych ekscesach i nagłych a raczej bezprawnych egzekucjach,“ narzeka ks. Gamalski w „Przestrogach duchownych“,[84] „nasza tylko w tem nieszczęśliwa Polska, której wkrótce borów i lasów na stosy nie stanie, a podobno tem prędzej po miastach, miasteczkach i wsiach ludzi nie będzie na podniecenie tych pożarów.“ Jest w tym okrzyku szlachetnym wiele przzesady, gdyż historja świadczy, że w sąsiednich „państwach i nacjach“ męczono i palono stokroć więcej niź w Polsce ofiar. Chociaż już od w. XIV rozlegało się echo o inkwizytorach „haereticae pravitatis“ (był to jeden z urzędów klasztornych zakonu dominikańskiego)[85], to aż do połowy w. XVI nie zajmowano się u nas sprawami o czary, gdy np. we Francji, już w w. XIV (od 1320 do 1350) w samej Karkassonie spalono 400 czarownic i czarowników, w Tuluzie zaś, w tym samym czasie, 600.[86] Proces o czary był jedną z gałęzi św. inkwizycji, która przez usta swych popleczników stworzyła zasadę „haeresis est maxima opera maleficarum non credere“, opierając się na piśmie św.: „Czarownikom żyć nie pozwolisz“ (Exod. 22, 18), „Mąż albo niewiasta, w którychby był duch czarnoksięski albo wieszczy, śmiercią umrą (3 Mojż. XX, 27) i na dogmacie, przez św. Tomasza z Akwinu utwierdzonym: fides catholica vult quod daemones sint aliquid et possint nocere suis operationibus. Gorszył się ks. Chmielowski, że istnieją ludzie, którzy „cale negują, aby czarnoksięstwa i czary miały się znajdować a co większa: niektórzy twierdzą, że nawet i czartów niemasz. Jak oni temu ważą się kontradykować, czemu kościół boży nigdy nie kontradykował?̈́“[87] Kościół utrwalał w ludzie wiarę w djabła,[88] a jednocześnie walczył z czarami, jako „cudami nielegalnemi“, jako z herezją, bo czarownicy, według Alexandra IV, „aperte haeresia sapiant“, djabeł zaś do dziś dnia tak lubi włazić w kacerzy, jak niegdyś w świnie, a kacerze tak się zwykle przemieniają w czarowników, jak stare nierządnice w rajfury.[89] Czary zaliczone były do crimina excepta, atrocissima.
Najdawniejszy przepis prowincjonalnego prawa polskiego o czarodziejstwie znajdujemy w synodzie, odbytym w Budzie przez legata papieskiego Filipa w r. 1279. Czytamy tam: „Ze społeczności wiernych wyłączamy i wyklinamy wszystkich czarowników, którzy czynią czary przez wzywanie djabłów, lub użycie rzeczy poświęconych, surowo zabraniając, aby nikt, prócz własnego ich biskupa, nie dawał im rozgrzeszenia, wyjąwszy w godzinę śmierci; inni zaś czarodzieje mogą być rozgrzeszeni przez miejscowych kapłanów, po naznaczeniu im odpowiedniej pokuty.“[90] Z w. XV pozostało kilka zapisek, jak np. o tem, że „wyeszcza baba z Zakrzewa scilicet czari“ (r. 1476) została pociągnięta do odpowiedzialności za gusła,[91] w roku 1502 „Małgorzata Bilkowska oczyszczała się przed kapitułą poznańską z zarzutów sobie uczynionych;“[92] są ślady, że za króla Aleksandra oskarżono o czary Sapieżynę,[93] lecz aż do roku 1543 wiadomości te są nader skąpe. Dopiero sejm z r. 1543 (Vol. legum I, f. 578, § Differentias) zajmuje się sprawami czarnoksięskiemi i oddaje sądzenie ich władzom duchownym.
„Różnice sądowe między duchownemi a świeckiemi na tym sejmie z radami naszemi obojga stanu i z posły ziemskiemi tak postanawiamy, aby więcej jeden drugiego do prawa sobie nienależytego nie pozywał ani pociągał. Aby tedy wiedzieć, które kauzy do duchownego prawa, które do świeckiego przysługują, tem opisaniem oznajmujemy. Postanawiamy za przyzwoleniem panów prałatów duchownych i panów świeckich i posłów ziemskich: naprzód prawu duchownemu należy sąd rozeznać różnicę około wiary chrześcijańskiej, o heretykach, o schizmatykach, bluźniercach bożych i apostatach. Nadto sądowi duchownemu podległy wróżki, czary, czarnoksięstwo“, etc. (Czar. powołana, str. 9).
Sądy świeckie miały jednak prawo ingerencji, o ile wynikała dla kogo szkoda materjalna — i w ten sposób sprawy o czary przeszły całkowicie pod sądy landwójtowskie, chociaż o formalnej translacji praw sądów duchownych na świeckie nie znajdujemy nigdzie wzmianki.[94] Poza uchwałą z r. 1543, przepisującą sądzenie spraw o czary i uchwałą z r. 1776, znoszącę je, nie znajdujemy w konstytucjach nic, coby określało sposób sądzenia, śledztwa etc. Znamy tylko dekrety królewskie (Warszawa 1672 i 1713) oddające sądom duchownym pierwszeństwo przy badaniu spraw o czary, i reskrypt Augusta III (z r. 1745), zakazujący rozpatrywanie ich sądom miejskim pod karą mille hungaricalium a wiejskim sub poena capitis. Dekrety te i reskrypty nie były jednak nigdy ściśle wykonywane. Praktyka zaś sądowa powstała sama przez się, poczęści na gotowym wzorze niemieckim. Według kalamburu „Czarownicy powołanej“ była to zaprawdę „jurisprudentia — jurisperdentia“. Byle plotka zawistnej sąsiadki wystarczyła, aby „ująwszy gromnicę palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownicę,[95] lecz chcąc pierwej dociec zupełnej pewności, pławił ją na powrozie w stawie podstarości.“ O pławieniu niema wzmianek w źródłach archiwalnych, był to jednak obyczaj powszechny: oskarżoną zanurzano w wodę, a jeżeli nie tonęła — był to „wielki dokument do czarów“. — „Z tej przyczyny mnie wzięto, zeznaje Anna Strzeżeduszyna, żem pływała. Ale niejednakowo rzucano w wodę: jedną z ochroną, a drugie — jako mogło być. Tom też od ludzi słyszała, że, kiedy która czarownica, chociaż ją pogrążają, tedy ona przecie pływa jako kaczka.“ Niektórzy księża zwykli byli pierwej poświęcać wodę, w której baby pławić miano[96] i chociaż Innocenty III zakazał takiego poświęcania, czynili to w dalszym ciągu. Mylnie jednak twierdził autor „Czar. pow.“ że pławienia „w porządnych państwach jako we Włoszech, w Hiszpanji, we Francji nie obaczysz“ i „nigdzie też czarownic nie pławią, tylko u nas.“ Zwyczaj ten istniał w Niemczech i we Francji. U nas jednak przetrwał najdłużej. Walczył z nim bisk. Załuski,[97] pisząc że „próba niewinności przez pławienie w wodzie jest niegodziwa i płonna, chcąc aby niewinny tonął a winny pływał, i sprawiedliwie mówić można, że to jest wynalazek ludzkiego dowcipu, przez który częstokroć fałsz prawdzie miejsce bierze — i lubo się czasem uda, to czyni czart, aby tym utwierdził w błędzie człowieka, chcąc go łudzić przez pomaganie mu w niegodziwości... Dlaczego z usilnością zabraniać tego czynić każdy jest obowiązany.“ Nawet po konstytucji r. 1776 zdarzały się wypadki pławienia. W r. 1789 ekonom z Zagościu pod Pinczowem „zdesperowany brakiem deszczu“ kazał baby pławić,[98] Huculi topili wiedźmy w r. 1827;[99] w r. 1836 we wsi Chałupach (pow. Wejherowski) zarzucono 50-letniej Cejnowej, że zczarowała rybaka Kąkola. Przez dziesięć dni bito ją, szarpano, kopano, potem pławiono i utopiono[100]; Gloger wspomina[101], że w r. 1860 włościanie oskarżyli pewną komornicę o rozpędzanie chmur i prosili, aby im pozwolono pławić ją; i jeszcze w r. 1872 we wsi Dżurkowie (powiat stanisławowski) pławiono naskutek posuchy wszystkie ze wsi kobiety.[102]
Po pławieniu, „dla lepszego wyrozumienia strony czarowania i inszych wielu rzeczy“ wydawano oskarżone na tortury. „Porządek sądów miejskich“ z r. 1618 zawiera następujący „dowód przeciw czarownikom i tym wszystkim, którzy się z czarnoksięstwy a z gusły obchodzą“:
Gdy się pokaże, iżeby kto takowych rzeczy innego chciał uczyć, abo że komu tem groził, a temu, któremu grożono, żeby się stąd co złego przydało, abo też, żeby w tem podejrzanym się być pokazał, słowy, obyczajmi, postawą i inszemi sprawami, które się w takowych ludziech najdują, a których takowi ludzie używają, ażeby się tem już osławił — takowemu każdemu słusznie ma być o to wina dana i za takiemi znaki może być i na mękę skazan, ponieważ takowe wszystkie umiejętności, które są naprzeciwko Panu Bogu, i też ludziom chrześcijańskim nie przystoi żeby się z niemi obchodzić mieli, mają być prawem zapowiedziane i srogo karane.
Zeznania wydobywano „wodą, octem, laniem wrzącego oleju w gardło, smarowaniem siarką, smołą gorejącą lub słoniną, głodem, pragnieniem wielkiem, przyłożeniem na pępek myszy, szerszeni albo jakich innych chrobaków jadowitych, nakrytych bańką, ażeby tak wyjść nie mogły, ciało cierpiącego dręcząc; jako też, gdy złoczyńcę ku ławie przywiążą, nogi jego słoną wodą namażą, potem kozę przywiodą, która rada sól jada, aby pięty onego złoczyńcy lizała: który ból powiadają być okrutny bez obrażenia cielesnego... dalej przez ciągnienie powrozami, gdy nago złoczyńca (wszakże wstyd przyrodzony mając nakryty), na węższej ławie niż ciało jest, bywa pod pachę przez piersi przywiązan, potem wielkie palce u nóg bywają związane, a powróz od nich około osi u koła okręca, aby tak obracaniem koła ciało złoczyńcę ku wypowiedzeniu prawdy było ciągnione. Niektórym też, którzy na męki mają być dani, pierwej wszystkie włosy brzytwą ogolą, dla opatrzenia, aby jakich kunsztownych pomocy we włosiech nie miał według czarnoksięstwa abo czarów inych, za któremi więc żadnej męki nie czują... Przed innemi mękami złoczyńca naprzód był bit miotłami“ (ib., 217—218). Przebieg wypełniania tormentów według prawa świętobliwego magdeburskiego opisuje Kitowicz:[103]
„Przed ratuszem była tak urządzona piwnica, że w ścianach jej osadzony był hak żelazny gruby z kółkiem, wysoko od ziemi na półtrzecia łokcia do posadzki w środku piwnicy utwierdzony. Tam stawiano stołek. Na nim kat sadzał więźnia, wiązał mu z tył ręce jednym powrozem, drugim wiązał nogi, końce zaś powrozu przywiązał mocno do kółka niższego; przez powróz u rąk przełożył inny postronek, przez kółko wyższe pojedyńcze przewleczony raz drugi około ręki okręciwszy trzymał, aby mu się w ciągnieniu nie wymknął. Przywiązawszy tak więźnia, stanął przy nim w pewnej odległości. Na boku przy ścianie naprzeciw więźnia stawiano stolik i stołki, kałamarz, pióro, papier, za którym zasiadał wójt z dwoma ławnikami. Gdy tak już wszystko było przygotowane, instygator miejski, stojący przy wójcie, imieniem skarżącego w krótkiej przemowie upraszał owegu sądu: że ponieważ więzień dobrowolnie wzbrania się przyznać do występku popełnionego, aby go wskazał na tortury, podług praw krajowych. Poczem wójt, przystępując do zwykłej formy badania obwinionego, mówił wprzód do niego łagodnie, zachęcał go do szczerego wyznania prawdy. Gdy to nie odnosiło skutku, wójt zaklinał go na wszystkie świętości, na zbawienie duszy jego etc. Gdy i to nie pomagało, wówczas wójt na instygatora zawołał. „Mów więc mistrzowi sprawiedliwości, niechaj postąpi sobie z nim według prawa.“ Instygator zaś zawołał donośnym głosem: „Mistrzu! postąp z winowajcą według prawa.“ Kat, jeszcze nim przystąpił do zadawania mu męczarni, wołał po trzykroć: „Mości panowie zastolni i przedstolni![104] Czy z wolą to waszą, czy nie z wolą?“ Instygator odpowiadał za każdym razem: „Z wolą“. Dopiero kat silnie pociągnął za powróz. Wtenczas ręce więźnia poczęły się wyłamywać ze stawów, ramion, podnosić się wgórę tyłem głowy, postać zaś więźnia, poddając się wyższą częścią ciała za sznurem, znajdowała się na stoliku, nogi zaś, wyciągnięte i do haka przywiązane, wisiały jak na powietrzu. Jeżeli po tej męce więzień w dalszym ciągu trwał w uporze, kat przyzywał wówczas swego pomocnika i obydwaj z całych sił za sznur ciągnęli. Wówczas więzień wyciągnięty był, jak struna. Ręce wykręciły się tyłem i stanęły w prostej linji z ciałem nad głową, w piersiach zrobił się dół, w który tłoczyła się głowa, cały człowiek wisiał na powietrzu. Wszystkie żebra, kości, stawy i żyły stały się wydatnemi. Jeżeli zdarzyło się, że więzień na torturach skonał, wszystko się natenczas kończyło i zmarłego pochowano, a sprawa upadła. Niekiedy obwinionemu kładziono na nogi ostre żelaza, karby nakształt zębów, kształt piły mające, z dwuch sztuk złożone, przez które przechodziły z obu końców śruby; temi śrubami ściągano żelaza zębate na wierzch piszczeli nóg, które pod spodem przymocowane były. Te więc, coraz bardziej gniotąc i kalecząc nogi, nieznośny ból sprawiały. Mistrzowie, żelaza podobne dybom, po swojemu nazywali butami hiszpańskiemi. Utrzymywano powszechnie, że nie było zbrodniarza, któregoby obuwie to do przyznania winy nie przymusiło.
Kropienie gorącą siarką, przykładanie do boków blach rozpalonych, nie było tak bolesne jak buty hiszpańskie.
Kiedy miano czarowników lub czarownice torturami próbować, golono im zwykle włosy na głowie, utrzymując, że we włosach kryje się djabeł i nie dopuszcza czarownicy sumiennego wyznania prawdy, i że ukryty we włosach za niego lub za nią znosi męczarnie, biorąc za powód owe spokojne wytrzymywanie tortur wyżej wymienionych, co zapewne z omdlenia lub opuszczenia sił przychodziło, nie zaś z pomocy szatana. Żydom pospolicie (jak to utrzymują pisarze) o jakibądź występek obwinionym i na tortury skazanym, regularnie to uskuteczniano. Gdy nieraz winowajca, jak żyd bez mydła ogolony, tortury wytrzymał, kat udawał wówczas, że mu jakiś wielki czarownik tortury oczarował, iż swego skutku osiągnąć nie mogły.[105] Skoro zaś przyznał winę, zdejmowano mu z nóg buty hiszpańskie, sadzano na stołku, wziąwszy potem za ręce powykręcane, odkręcano je napowrót z nowym bólem, potem złożywszy je nakrzyż, przed piersi więźnia, kolanem między łopatki tłocząc, tym sposobem naprowadzono w stawy; co było nierównie boleśniejszem niż same tortury. Takowe męczarnie były niekiedy powtarzane do trzeciego razu, po kilkodniowym jednak odpoczynku. Poczem dopiero następował wyrok Śmierci lub uwolnienia, a to podług okoliczności. Tortur jednak nie nakazywał sąd szlachecki, ale jeżeli sądy wójtowskie albo gród skazywały kogo na nie, wtenczas odsyłano go na wykonanie onych do urzędu miejskiego. Toż samo czyniono z wyrokami kryminalnemi, w których na końcu, po wyroku już śmierci, zwykle dodawano: pro cuius modi excutione rerum ad officium scabinale civitatis praeventis remittit.“
Takiemi to mękami wydobywano z nieszczęśliwych ofiar zeznania. Były jednak tak odporne istoty, które „mało do czego na torturach przyznawały się.“ Zawdzięczały to może sui generis „trenningowi“, o którym wspomina „Porządek sądów miejskich“ (str. 221): „Wiele ich najdzie, którzy, będąc w towarzystwie, przemieszkiwając w lesiech, w gajoch, społem sobie męki zadawają i ćwiczą się na wycierpienie rozmaitych mąk, aby potem, gdyby byli pojmani, mocne męki wycierpieli krom wyznania złych uczynków i towarzystwa swego. Co z wyznania złoczyńców poznano.“
Wtedy wynajdywano na ciele piętna djabelskie: „Ręce od plec i nogi od kolan sine, krwawe, zmęczone“ (jeszczeby też !) i „z takowych jawnych dowodów i znaków“ urząd nakazywał spalić czarownicę na drogach rozstajnych, albo, co jest bardzo charakterystyczne, „na miejscu zwyczajnem, gdzie czarowników palą.“ Aktowi egzekucji towarzyszyły nieraz wyrafinowane męczarnie:
„W roku 1526 straszne męki zadawano dwiema białogłowom (piekarce z Krakowa i Kliszewskiej ziemiance), iakoby ony Janusza Xiąże Mazowieckie zgładziły ze świata: wkopali słup pod Warszawą y dwa łańcuchy przy nim, ktoremi ie opak za ręce nago przywiązali, y drew koło nich stosami nakładłszy zapalili: piekły się przez cztery godziny, biegając około słupa, a gdy się z sobą zeszły, kąsały ciało na sobie wzajemnie, aż upieczone pomarły.“[106]
W r. 1699 w Wierzbocicach jedna z oskarżonych Jagata skazana została na spalenie „zachowując tę kondycję, aby wprzód ręce obiedwie jej, po kikut smołą i siarką polane, wzgórę wyniesione i tak gorzały za to, iż się ona rękoma ważyła dotykać Najśw. Sakramentu, a to na ukaranie wszystkich ludzi, aby się złego wystrzegali, a. do dobrego pobudkę mieli.“[107] Były wypadki, że czarownice palono razem z bydłem.[108]
W procesach o czary nikt nigdy nie występował w obronie oskarżonych. Jedynie w pewnej sprawie na Żmudzi w r. 1695 koniuszy inflancki Konstanty Knoff stanął w obronie oskarżonych małżonków Ubów. (,„Ubowa ciałko dziecięcia, nierządnie spłodzonego, cały tydzień w dymie ciepłym suszywszy pochowała, a potem, wygrzebłszy z jamy, w ogrodzie Rudzia, sąsiada swego, kości rozsypała, od którego rozsypania rodzina Rudziasa choruje.[109] Świadków zato nie brakło nigdy.
„Ja Kazimierz Szymon Piotr przysięgam Panu Bogu wszechmogącemu, w Trójcy świętej jedynemu, iż ta pracowita Anna, z tejże wsi Wierzbocic, Ratajka jest prawdziwa i jawna czarownica, którą biorę na sumnienie swoje, a co czynię nie z gniewu, nie z nienawiści, nie z zawziętości, nie z namowy, nie z przenajęcia, ale z samej wiadomości i sprawiedliwości. I cokolwiek mnie się i inszym ludziom stało, tylko przez nią. Jako i syna mego o śmierć przyprawiła. A że ta moja prawdziwa i nieomylna jest przysięga, tęż Annę Ratajkę po pierwsze, po wtóre i po trzecie poprzysięgam i na sumnienie swoje biorę. Z tego wszystkiego na strasznym sądzie boskim rachunek dać obiecuję. Tak mi pomóż Panie Boże wszechmogący i Jego niewinna męko.“ (Z procesu w Wierzbocicach, r. 1699, z Księgi miejskiej miasta Pyzdr.)[110]
Młynarz Jan Januszewicz zeznaje (akta miasta Słomniki r. 1674), że widział oskarżoną szewcową „gdy ta zbierała a rwała jakieś ziele koło chałupy. Więcej nie wiem (sic!), chyba to, że mówili na nią, że ona musi umieć co.“ Inny świadek opowiada, że, gdy mu się krowa ocieliła, oskarżona przychodziła pożyczyć mąki. Adam Pajączek też widział szewcową, gdy zbierała ziele. A Krzysztof „słyszał tylko, iż ona zbierała co raz patyki i trzaseczki,“ na półce zaś w komorze jej znalazł nietoperza ususzonego. Na mocy tego rodzaju „obciążających dowodów“ stawiono szewcową przed sądem, gdzie do niczego nie chciała się przyznać, nawet po trzykrotnych torturach. „Także gdy była palona od mistrza szynami rozpalonemi, tedy nie przyznała się ni do czego.“
Wyrok zaś zapadł następujący:
„Ponieważ Dorota Pilecka szewcowa, poddana jejmości pani Oraczewskiej, bawiła się temi czarami i gusłami różnemi, czego przez zioła zazywała....... tedy ma być za ten występek żywo ogniem spalona od mistrza na to wezwanego, na rozstajniach i na miejscu na to przygotowanem; którym dekretem wszystka gromada kontentowała się przez mistrza stołecznego, przesławnego Krakowa, imieniem Jakuba, magistra, który dekretowi i swojej robocie na też skazanej dość uczynił i przystojnie zrobił i sprawił.“[111]
Innym razem wyrok brzmi:
„Za takowy występek przeciwko Bogu samemu, nie pamiętając na przykazanie Pana Boga: nie będziesz miał Bogów cudzych przedemną, a wyście się czarta chwycili, a to dla czarostwa wielkiego, którem Pana Boga ciężkoście obrażali i ludziom szkodzili, za co abyście były od mistrza ogniem spalone na drogach rozstajnych.“
Czasami używano zwrotu: abyście z tego mizernego świata ogniem były spalone cale na stosie przez mistrza.[112]
Niekiedy wystarczyło czyjeś poręczenie lub przysięga oskarżonej, że nie miała złej intencji, aby sprawę umorzyć. W akcie zr. 1601 mąż ręczy całym swym majątkiem, iż żona jego „żadnych czarów czynić nie będzie i kogo innego na nie nie naprawiać i najmać“.[113] W roku 1598 niejaki Luzar Krzysztof, „upatrzywszy i zrozumiawszy niejaką krzywdę sobie od Orłowej Andrzejowej, mianowicie w tym, iż w stodole swej niejakie rzeczy plugawe położone przez nią nalazł“, pozwał ją przed urząd wójtowski. Eksperci — „wierni“ — uznali wprawdzie, że „tych rzeczy ku dobremu niepodobne“, lecz oskarżona przysięgła, że uczyniła to bez złej myśli, i została zwolniona.[114]
W aktach miast naszych XVI i XVII w. niema prawie jednej karty bez skarg na czarownice. Czarownicami nie były jednak nigdy żony burmistrzów, wójtów, cechmistrzów lub majętniejszych obywateli, lecz zwykle kobiety biedne. Gdy jednak podejrzenie padało na zamożniejszą mieszczkę, znajdywał się zaraz sposób uniewinnienia jej. Tak np. w roku 1673 posądzono w Kobylinie o czarostwo żonę Wojciecha Frydryka, zamożnego obywatela Kobylińskiego. Na prośbę Frydryka stanął w sławetnym urzędzie burmistrzowskim mieszczanin kobyliński Bijak i oświadczył, iż on, będąc przedtem wójtem, sądził wiele czarownic i egzekucje ostre nad niemi ad instantiam instigatoris czynić kazał, lecz nigdy nie słyszał, aby sławetna Urszula Frydrykowa o czarostwo była posądzona. To zeznanie byłego wójta wystarczyło, aby panią Urszulę zwolnić.[115]
Tak wyglądała jurisperdentia ciemnych sędziów w ciemnych katowniach, owych rajców sławetnych, co to „ex codice modice a ex digestis non potestis.“

VII.

Według Damhoudera, słynnego kryminalisty w. XVI, za kodeks prawny w procesach o czary uważano wszędzie słynny „Młot na czarownice.“ Młot ten obuchem uderzył w głowy sędziów i inkwizytorów, zamroczył uderzeniem uczone mózgi i rozpętał istną orgję podejrzeń, oskarżeń i egzekucji. Oryginał - „Malleus[116] maleficarum“ — wyszedł w r. 1489,[117] przekład polski Ząbkowica w r. 1614.[118] Autorami jego są Henryk Institoris i Jakub Sprenger, inkwizytorowie nieprawości heretyckiej w Niemczech z ramienia papieża Innocentego VIII. Dla spopularyzowania swej działalności zabrali się oni przedewszystkiem do prześladowania czarownic. Gdy zarzucono im na tem polu niekompetencję, udali się do Rzymu i uzyskali od papieża bullę „Summis desiderantes affectibus“ (z dnia 5 grudnia 1484 r.),[119] stanowiącą pierwszy w dziejach kościoła dokument usankcjonowania przez stolicę apostolską wiary w herezję czarodziejską i urzędowego oddania procesu o czary w ręce inkwizycji haereticae pravitatis. Ten to papież Innocenty VIII, który pono octo nocens pueros genuit idemque puellas“, skarży się w bulli swej, iż słyszał, jakoby wiele osób płci obojga, niepomnych na własne zbawienie, para się z djabłami, którzy w postaci mężczyzn i niewiast wstępują z niemi w związek cielesny śniami zaś, czarami i zaklęciami szkodzą dobytkowi i zdrowiu ludzkiemu, niszczą zasiewy, władzę rodzajną psują i t. d. Poczem narzeka bulla, że przemądrzali klerycy i laicy mają czelność odmawiać inkwizytorom kompetencji sądzenia spraw czarowniczych, którą to kompetencję bulla wyraźnie im przyznaje i nie dozwala stawiać inkwizytorom przeszkód w ściganiu nowej sekty czarownic. Mając taką bullę w ręku, wzięli się „dilecti filii, Henricus Institoris et Jacobus Sprengerus“ do usystematyzowania nauki o herezji djabelskiej, dzieło swe poprzedzili otrzymanem świadectwem „błagonadiożnosti“ i przedłożyli wydziałowi teologicznemu w Kolonji, który je uznał za prawowierne. Przy tak możnej protekcji mogli autorowie „Młotu“ wydać swą księgę i zacząć działać. Cel pracy swej scharakteryzowali bardzo dobitnie:
O Boże wszechmogący! ponieważ sądy Twoje wszystkie słuszne są, któż wybawi ubogich ludzi uczarowanych i w ustawicznych prawie boleściach umierających, a to za grzechami naszemi? Nieprzyjaciel barzo górę wziął. Gdzie teraz ci są, którzyby przystojnemi egzorcyzmami sprawy wszytkie szatańskie wątlili i wniwecz obracali? To tylko jest ostateczne lekarstwo, żeby urząd złości czarownic uskramiał rozmaitem karaniem; zaczem się i chorzy będą obawiać u nich ratunku szukać. Lecz, że z żałością o tem powiemy, żaden do tego serca przyłożyć nie chce, o swoje własne rzeczy, nie o Chrystusa Pana, starając się. (Cz. II, str. 190).
„Malleus maleficarum“ nie był jednak, jeżeli o inwencję chodzi, dziełem Sprengera i Institora, lecz konsekwencją prądów nurtujących społeczeństwo średniowieczne od wielu stuleci, był uwieńczeniem budowy, nad którą pracowały pokolenia pogrążonych w zabobonie i lęku „doktorów“, tak że dziwićby się właściwie należało, gdyby ta biblja ciemnoty i okrucieństwa nie powstała.
Musiały oczywiście istnieć także przyczyny, dla których tłumaczenie i wydanie „Młotu“ w Polsce okazało się potrzebnem czy nawet koniecznem. „Rozumiałem być za potrzebną, pisze Ząbkowic w przedmowie, opisać zwierzchowny postępek i sposoby, których zażywają czarownice w odprawowaniu swej bezbożności... mając nadzieję, że za tą pracą moją ludziom się oczy na te zbrodnie otworzą i urzędy do odprawowania powinności swojej się pobudzą.“ Wydaniem „Młotu“ otworzył wprawdzie Ząbkowic oczy społeczeństwu polskiemu w. XVII, otworzył aż nazbyt szeroko, lecz dla niewiadomych powodów zaniechał przekładu całej trzeciej części dzieła a mianowicie o sposobach tępienia i karania czarownic „tam in foro ecclesiastico quam civili.“[120]
Tę lukę wypełnił Jakub Czechowicz w „Praktyce kryminalnej“ wydanej w r. 1769.[121] Rozdział XVIII, o postępku czarostwa, traktuje szczegółowo o procesie i torturowaniu czarownic; składa się nań sześć artykułów: „,O sposobie i jaki proces formować w sprawie czarostwa“, „Jakiemi czarostwa dowodzić potrzeba probacjami,“ „O prezumpcjach, które dostateczne indicium do tortur czynią“, „Że sprawiedliwie magistraty i sądy czarowników i czarownice karzą na życiu“, „Jako mają być karani czarownicy i czarownice, z djabłem w ugodę wchodzące i jemu się oddające“ i „O tych, którzy nie mając wyraźnego z djabłem przymierza, nauką się czarowską bawią.“ Autor, prześwietny sędzia miasta Chełmna, skompilował traktat swój z dzieł takich klasyków i specjalistów, jak Damhouder, Carpzow,[122] Bodinus,[123] Sprenger i in., dał więc istny „manuel“, znakomite compendium do spraw „postępku czarowskiego“. Podane w „Wypisach“ wyjątki dadzą czytelnikowi pojęcie o duchu książki. Spóźnił się jednak Czechowicz co najmniej o jedno stulecie. W drugiej połowie w. XVIII coraz częściej zaczęły rozlegać się głosy humanitarne, domagające się bądź rewizji, bądź całkowitego skasowania haniebnych procesów i tortur.

VIII.

Pierwszym, który w Polsce przemówił w obronie męczonych czarownic był anonimowy autor „Czarownicy powołanej“ (1639).[124] Nie jest rzeczą ważną, czy dzieło to jest utworem oryginalnym czy też, jak twierdzą niektórzy, powstało pod wpływem „Cautio criminalis“ Fryderyka Spee,[125] zawiera bowiem tyle szczegółów Ściśle lokalnych, takie bogactwo materjału obyczajowego, że śmiało możemy je uznać za dzieło polskie, w każdym razie przez Polaka i tylko dla Polaków pisane. Autor przyznaje wprawdzie „że Bóg i prawo rozkazuje czary karać, ale niezawsze ani każdego pomówionego, chyba, kiedy są dowody tego pewne i dostateczne. A ponieważ wszyscy, tak w duchownem jako i w świeckiem prawie biegli, jednostajnie uczą ten grzech o czarach i spółkowaniu z czartem bardzo trudny do pojęcia i wyrozumienia, nie trzeba skokotliwie ale rozmyślnie, mając bystre oko na różne w tej sprawie trudności, omyłki i zdrady szatańskie i nadto na lekkomyślnych niewieścisk potwarze i obojętne mowy, pełne niestatku.“ (Czar. powoł. 56).
Radzi dalej, aby urząd raczej łaskawością grzeszył: lepiej dziewięciu winnym pofolgować, aniżeliby dziesiąty bezwinny miał z nimi marnie i niewinnie zginąć. „A cóż masz z tego za pożytek, choćbyś i całą prowincję od czar uwolnił, kiedy przytem stracisz duszę twoją? Rzeczesz: będzie gorsza i szkodliwsza, gdy ją (t. j. czarownicę) wypuszczę. Odpowiadam: że się nie zatają szydła w miechu... Pokaże się co na nią, sam bies roztrąci się o bożą mękę, jako mówią.“ Jeżeli zaś wtrącono już czarownicę do więzienia, nie należy jej zaraz męczyć, niech ochłonie z przestrachu i myśl ma swobodną; tortury nie powinny być tak srogie, aby osoba wytrzymać ich nie mogła; nie wolno czynić protokułu z zeznań uczynionych podczas „ciągnienia“, — ani pytać o wspólników, wyliczając ich po imieniu. Gromi autor sędziów, którzy zmuszają poturbowane mękami kobiety, aby plotkowały na sąsiadki, które sami (t. j sędziowie) mianują. „A gdy naplotą, mianując tę i ową, uwierzywszy jako ewangelji płonnym ich bajkom, one piszą i bez żadnego braku ani respektu na dobrą i nigdy nienaruszoną sławę ich i zachowanie starożytne w sąsiedztwie bez żadnej nagany, one, by wierutne złoczyńce, okrutnie łapają, wiążą, niewstydliwie obnażają, męczą, morzą, palą, bez żadnego polutowania, nie dopuszczając się im sprawić ani o sobie sprawę dać, że im i sam żywot w takich katowniach obrzydnie i za takim nierządnym postępkiem przychodzi im do tego, że to wszystko, choć bezwinne, na się czasem wyznawają, o co ich pomawiają, byle onemu utrapieniu przez śmierć jakążkolwiek koniec miały: abo się więc z desperacji wieszają i djabłu oddają. Czego się trafia bez miary.“ (ib. 50—51).
Celem autora nie jest jednak bynajmniej przekonanie rodaków o bezpodstawności zarzutów, czynionych czarownicom, wierzy on święcie w djabła i złość popleczników jego, występuje tylko przeciw okrutnej samowoli sędziów i broni zasady sądów mieszanych (mixtum forum), „albowiem grzech czarownic dwojakiej jest natury: raz, że bliźniemu szkodę przynoszą na zdrowiu, dobytku i majątku — i to należy do sądów świeckich; drugi raz, że duszę własną zatracają, zwykły bowiem wyrzekać się Boga i wiary katolickiej, djabłu cześć boską wyrządzać, jako przemożnemu i szczęśliwemu duchowi, który je wszelakiego szczęścia nabawić może, zaczem i herezją pachną. Sąd zaś o tem należy do duchownych pasterzy. Przeto też papieżowie takowe sądy inkwizycjom, gdzie jest inkwizycja, albo miasto nich mixto foro zlecają. W ślady tych najwyższych pasterzów kościoła poszli też pobożni przodkowie polacy i królowie, i konstytucją toż samo co i oni obwarowali. Masz o tem jasną konstytucję na walnym sejmie krakowskim za Zygmunta Starego z r. 1543.“
W konkluzji czytamy:
Z tych tedy rzeczy wzwyż przełożonych, czytelniku łaskawy, jaśnie obaczyć możesz jako to materja sądowa o czarach i czarownicach zawikłana jest i jako sędzia w niej, by po brzytwach ostrożnie ma postępować, by nie zaraził i nie zawiódł nierozmyślną ciekawością sumnienia swego, bez uważnej a zdrowej porady w tak trudnej sprawie ladajako poczynając. (Str. 108).
Cała zaś książeczka kończy się następującą apostrofą:

Do Czytelnika.

Kto chce radzić o czarach z rozsądku zdrowego,
A nie szpecić człowieka sławy bezwinnego,
Niechże przećci uważnie, co ta księga radzi.
Sąd i zdanie doktorów wiedzieć nie zawadzi.
Kto się bowiem na własnem swem zdaniu funduje,
Jak po ledzie snadnie na sumnieniu szwankuje.

(Str. 110).


W niespełna 20 lat po „Czarownicy powołanej“ ukazała się Instructio romana, którą Florjan Kaźmierz Czartoryski, biskup kujawski, kazał przedrukować po łacinie i dołączył do niej list pasterski z wymienieniem licznych nadużyć sądów:[126]
1) Że odmawiają obwinionym obrońców, a choć na nich pozwalają, to na śmierć skazują, bo tak osądzili zgóry. 2) W wyrokach nie wymieniają przyczyn potępienia, aby w ten sposób ukryć swą niesprawiedliwość. 3) Że wierzą byle jakiemu doniesieniu; zapominają, że prawdziwe czarownice czyhają na zgubę dusz cnotliwych. 4) Nie pozwalają apelować od wyroku tortury, a tem samem sądzą nieważnie. 5) Wymyślają nowe sposoby tortur... każą tak długo męczyć, aż się nieszczęśliwa ofiara nie przyzna: i takie wyznania mają za nieomylne. 6) Czarownice, zostające na torturach, pytają o wspólniczki, poddając im nazwiska i nie spuszczając z mąk, dopóki nie wymienią podsuniętych sobie osób, a jeśli po torturach odwołają wyznanie, znowu je biorą na męki; nie wierzą nawet, gdy na stosie odwołują swe oskarżenia niewinnych osób. 7) Bez nowych dowodów powtarzają tortury albo, przerwawszy je na chwilę, ponawiają je. 8) Po ciężkich mękach umarłym w więzieniu odmawiają chrześcijańskiego pogrzebu, chociaż zbrodnia nie została im dowiedzioną i grzebią je pod szubienicą.
Za główny powód tych błędów uznaje biskup fakt, że sprawy czarownice sądzą ludzie bez nauki, często analfabeci, a przeto nakazuje: 1) ponieważ egzorcyści udają niekiedy, że po pewnych znakach umieją odróżniać czarownic, każdy egzorcysta ma mieć upoważnienie od biskupa, pod klątwą ipso facto, a plebani i dziekani mają innych chwytać i biskupowi odstawiać, nawet przy pomocy władz świeckich, o czem lud ma być zawiadomiony. 2) sędziom zabrania się stosowania tortur na podstawie samego oskarżenia lub wieści bez dowodów (zeznania opętanych). Zakazuje dalej pławienia, więzienia i wydawania wyroku, nim cały proces nie będzie odesłany do biskupa. Gani mieszanie się do tych spraw władz świeckich. Oświadcza, że wprawdzie czarnoksięstwo powinno być karane, lecz naprzód powinni teologowie stwierdzić, czy występek jest magją, kary godną, czy też prostym zabobonem. Za przekroczenie sędziowie odtąd będą karani klątwą latae sententiae. Wkońcu dodaje, iż radby, aby zaprzestano prześladowania czarownic, a raczej zajęto się wykorzenieniem innych zbrodni, nie z głupoty, jak czary, ale ze złości pochodzących.
„Życzymy nakoniec i napominamy wszystkich sędziów którzy mają żarliwość świętej sprawiedliwości, aby według powinności swojej karali grzechy, jednak nie tajemne i niedoświadczone i których trudno dowodzić, ale tylko jawne, które każdemu idą w oczy, naprz.: zabójstwa jawne, kradziestwa, wydarcia, oszukiwania i gwałty, zdrady w kupiectwach, w rzeczach do odziewania abo pożywienia należytych etc... szpetna abowiem i nieprzystojna rzecz jest, opuściwszy jawne grzechy, pytać się o tajemnych i męczyć podejrzane bez dobrego wywodu.“
Następnym etapem walki z prześladowaniem czarownic były „Przestrogi duchowne“ Serafina Gamalskiego.[127] Nie myślał on „bronić obmierzłych czarów i wcielonych czartów“, bo „jeżeliż bluźnierca, który słowami uwłoczy honorowi boskiemu, ma być karany, nierównie ciężej mają być męczone piekielne stośnice, które słowy i uczynkami bluźnią... Na takich złośników i złośnice wielkie są konstytucje i dekreta, opisujące kary, ut pro mensura delicti sit plagerum modus. Jednak, żeby nie był excessus albo defectus sprawiedliwości, żeby nie z pod obucha, ale z drukarskiej wychodziły sentymenta prasy; żeby prawo sub codice, nie pod pańską wolą: — sic volo sic jubeo — zostawało; żeby się bąk nie przebił, a na muchę nie padła wina; żeby przy winnych nie byli karani per fas et nefas niewinni.“
Na podstawie prawa kościelnego dowodzi Gamalski, że nawet inkwizytorom nie wolno używać tortur bez pozwolenia biskupa ani skazywać na nie z błahych podejrzeń: ani trzymać choćby przez jedną godzinę. „O Boże sprawiedliwy i najłaskawszy, a teraz w Polsce mało dwie albo trzy godziny, mało pół dnia, mało drugiego i trzeciego dnia, bez refleksji pofolgowania, reffocylacji etc. nic to, że wycierpiał wszystkie katusze i indicia purgował, skasował, nie dopuszczając apelacji, nie uważając na słabość kondycji, sine novis indiciis, przeciwko wszelkiemu prawu, co raz na okrutniejsze biorą tortury, męczą i dręczą: a jeżeli i te wytrzyma, do niczego się nie przyzna, toż samo za dokument czartostwa mają i na stos dekretują. Żadnem prawem takich nie mogą aplikować katuszów, które duszę wyciskają, nie konfesję. Do tego wszak przez tortury mają się doświadczać, czyli winna czyli niewinna; a przecie czyli się przyzna czyli nie, za obwinioną mają. Toć i przed torturami determinate musieli wiedzieć, że winna, a czemuż niepotrzebnie przez tortury prawdy szukali i nie po chrześcijańsku ale po tyrańsku pastwili się nad mizernem cielskiem? I to niepewne indicium czartowskiej pomocy, że, zostając na mękach, ani łezki z oczu ani słowa z ust wypuści, i owszem — zda się spać; bo naprzód już się dosyć przy pojmaniu napłakała i łzy swoje wszystkie w trapezji wytoczyła, albo też nie może płakać z naturalnego humorów defektu; że nie wrzeszczy, bo bólem ciężkim zdjęta zatnie zęby (jako to w paroksyzmach to bywa), że się zda spać; czyli nie omdlała, albo od strachu nie zdrętwiała, albo też sami kaci od złości zapalczywości nie zalśnęli, albo od wielkich mąk już podobno ostatnim ziewa duchem, i często bywa, że na tak ciężkich torturach umierają. I to mylne indicium, że dobrowolnie sama na się różne śpiewa rzeczy, jak jej pogrozi, albo do żywego smyczkiem mistrz zagra, bo woli umierać, niż takie ponosić męki. W niczem nie będąc winna, do wszystkiego się przyznaje, i to śpiewa, o czem jej (co się nie godzi) przed torturami głowę nabili albo egzaminatorowie albo siepacze albo kat albo warta lub publiczny ogłos, a podobno i sami spowiednicy, nierozumnie pytając się penitentów, ich nauczają i do dalszszego kłamstwa impet dają; na dokument, gdyby i najniewinniejszych gadaczów na podobne wzięto katusze, bodajby im gęba nie pękła, i wywołaliby dziwniejsze akcje na siebie, nie przepuściliby ojcu ani matce, i innym, jako się do tego przyznali niektórzy, a jakże słaba, delikatna, niecierpliwa z natury swojej płci ma nie pleść a baba bajać? Stąd źle czynią sędziowie, którzy, posłyszawszy, że ta lub owa jest czarownicą, odsyłają ją do kata. Tu bowiem czart przeklęty kąkol złej suspicji podsiewa, aby więcej na stos snopków niewinnych przyposobił, a gdzie sam djabeł nie może tam babę posyła i przez nią, jako per organum infernalis vocis, wywoływa, i na języki ludzkie podaje, aby przez złe opinje i porozumienia tem snadniej niewinne dusze pożarł. Zaczem nie zaraz trzeba wierzyć poszczekującej babie, i owszem, to wierzyć trzeba, że ta prawdy nie powie, która się Boga prawdziwego i samej istoty prawdy zaparła; nie zaraz zbierać, łapać, wiązać, kiedy czart, jak cygan, świadczy swemi dziećmi, ale zaczekać i zcierpieć, choćby powołani samą rzeczą byli kąkolem djabelskim... bo nie nowina czarownicom zmyślać, szalbierować, i choćby druga nie była taka, jednak wiele udaje i prawi, według przysłowia naszego: „jak na mękach“; i samej sobie nie przepuszcza, a jakże ma drugim przepuścić? Do tego czart krąży, aby dusze niewinne pożarł; kat nie dosypia, aby sobie więcej roboty przysposobił i zapłaty nabył; a podobno i pan dziedziczny lepiej dopiekać i pociągać rozkazuje, aby mógł rapere pauperem dum attrahit, t. j. aby mógł konfiskować poddanych dobra, albo przynajmniej przymusić, ut redimant vexam; o czem wiele przykładów i eksperjencji w naszem państwie znalazłoby się.“
Dalej protestuje Gamalski przeciw wydobywaniu zeznań podczas tortur. Wolno to czynić dopiero „po ferowanym dekrecie, spowiedzi i należytem przygotowaniu się na śmierć, czego u nas nie uważaj.“
Wyliczywszy te nadużycia w dochodzeniu sądowem czarów, autor dodaje: „Insze racje i fałszywe probacje czartostwa dla krótkości czasu opuszczę, wiedząc, że inni autorowie ex professo o tem traktowali, ad publicum książki wydawali, a że ich temi czasy mało widać, podobno niesprawiedliwi sędziowie wykupili i stosy niemi podpalili. Na ostatek to tylko dodaję: reflektujcie się pp. sędziowie na owe principium naturalne: quod tibi non vis fieri, alteri ne feceris, a bójcie się, aby was samych czasu swego nie powołano i nie palono.“
Następnie podaje rady: o badaniu świadków: czy donoszą z babskiej powieści, czy im się przez pijaństwo w oczach nie dwoiło, albo o tem śniło, czy mają złość, nieprzyjaźń, lub interes do majątku i t. p. „a bywa to, że świadkowie czasem wymyślą więcej, o czem i sam czart nie pomyślał. Djabeł, krążąc około podejrzanych czarownic, wprzód dusze sędziów i świadków niesprawiedliwych łowi, pęta i osiada: i wielki cud, że ich zaraz żywo do piekła nie bierze, o którym cudzie poseł cudzoziesmski, powróciwszy z Polski, relację czynił Rzymowi.“
Szlachetnym uniesiony gniewem, pomstuje na oprawców, którzy ofiarę swą zbili, zmęczyli i wypłakać się nie dadzą. „Siedzi związana, skrępowana, zbolała, w turmie albo lamuzie; nie mieć pocieszyciela i do Boga tylko samego wzdycha: Vide Domine afflictionem meam, quoniam erectus est inimicus. Zawzięci sędziowie rozkazują, aby nikogo do niej nie puszczano, przed kimby się mogła uskarżyć, a bywa o, że i przed spowiednikiem drzwi zawierają; jeżeli zaś wnijść pozwolą, nad godzinę się bawić zakazują, z czego niewypowiedzianie boleje i ostatnie smętna dusza wylewa łzy. Szczęśliwszy w tem czart, na nieszczęście czuwający ludzkie, który ma zawsze przystęp, niż przyjazny człowiek, któryby pocieszył, duchowną umocnił nauką i w Bogu jej nadzieję utwierdził.“
Kończąc dzieło swe, woła autor: „Miłość chrześcijańska wyciąga po prawowiernych, samo prawo natury dyktuje i rozum pokazuje, aby każdy sławy i życia swego bronił, kiedy jeszcze nie jest dowodami pokonany, związany, ani podlega. Wiem, że ciężki jest kryminał czarostwa, ale tem samem większych a większych do konwikcji potrzebuje racji; okrutne za sobą ciągnie kary, ale tem samem na obronę ich wzywać potężniejszych każe patronów. Odniosą kogo do magistratu w kradzieżu, cudzołóstwie, zabójstwie etc., pozwalają mu jurystów, dopuszczają apelacji; prowadzą na szubienicę złoczyńców, naznaczają patronów; a kiedy obwinioną w czarostwie, zmęczoną, zdręczoną i niemowną wyprowadzać mają pod szubienicę, denegują adwokata i słowa na obronę wyzionąć nie dopuszczają. Wtenczas dopiero jasne chcą mieć dowody, kiedy się na stosie zapali! I tu zadumiały stanąwszy zawołać muszę z Eklezjastykiem Pańskim: „Widzę pod słońcem i pod tym zapalonym stosem, na miejscu sądów — niezbożność, na miejscu sprawiedliwości — niesprawiedliwość, okrucieństwo, tyranję. Widzę wielu opętanych spiritu malitiae, ignorantiae et crudelitatis.“
I biskup Załuski w swych „Objaśnieniach“[128] przemawiał do sumienia sędziów, aby żądali od strony oskarżającej stwierdzenia czarostwa „oczywistemi dowodami i naturalnemi probacjami. Nie powinni z taką łatwością, na fundamencie dowodów omylnych, jak pławienia lub innych nienaturalnych sposobów karać śmiercią.“[129]
Podobne przestrogi wychodziły nieraz z synodów duchownych.
Synod wileński r. 1643 nakazuje plebanom często upominać panów świeckich, aby w sprawach o czary nie przekraczali przepisów prawa i nie dozwalali męczyć torturami z lada jakiego podejrzenia. Synod poznański r. 1720, płocki 1733 i żmudzki 1752 ganią barbarzyńskie sposoby śledztwa, to samo biskup Rupniewski w ustawie, wydanej na synodzie łuckim r. 1726: „Często się zdarza że niewiaty i panny, nauczywszy się od innych pewnych znaków czarodziejskich i zabobonnych (w czem niekiedy niema grzechu śmiertelnego), mniemają, że najlepsze rzeczy czynią, a tymczasem za to niewinną krew dają i doczesne życie utracają... Ponieważ jednak osoby o czary podejrzane, nie powinny być oskarżane nim upomniane będą, a to z powodu ich prostactwa i niewiadomości, przeto wpierw przez miejscowego plebana napominane być mają, a jeśli nie poprawią się, mają być doniesione.“ W liście pasterskim z r. 1722 ten sam biskup gani urzędy świeckie, że w zabobonnie prowadzonych śledztwach przeciwko czarownicom najgrubszych dopuszczają się błędów, używając niegodziwych i na fałszu opartych sposobów przekonania obwinionych; sądzą, że Bogu przysługę oddają, gdy więżą niwinnych, gdy męczą ich torturami i innemi środkami chcą wydobyć zeznanie; wreszcie, gdy wydają wyrok śmierci, nie myślą bynajmniej, że popełniają niesprawiedliwość przeciw Bogu, bliźniemu i prawu.
Biskup poznański Czartoryski w liście pasterskim z r. 1739 ostrzega, że „gdyby po miasteczkach i wsiach takowe sądy odprawiać się miały, plebani wszelkiemi sposobami, klątwą nawet grożąc, temu oponować się będą. Jeżeliby zaś uporu przeprzeć nie mogli, o tem do nas albo oficjała naszego znać dawać jako najprędzej będą powinni. Kiedy zaś jaka osoba obwiniona będzie, jakoby na schadzkach czartowskich bywać miała, temu wiary dawać według kanonów kościelnych nie należy, gdyż prawie niepodobna, aby na to świadectwa niepodejrzane być miały.“[130]

IX.

W takiej to atmosferze obudzonych uczuć humanitarnych i nowych prądów umysłowych dojrzewało wiekopomne w historji kultury polskiej dzieło ks. Jana Bohomolca[131] ,„Djabeł w swojej postaci z okazji pytania jeśli są upiory ukazany.“[132] Bodźcem do napisania książki tej, jak z tytułu wynika, była „upioromanja“ społeczeństwa polskiego w. XVIII, lecz dla wywodów swych zgromadził autor materjał nader obfity ze wszelkich dziedzin wiary zabobonnej. Szczegółów, dotyczących Polski, bardzo mało, mnóstwo zato przykładów z dziejów starożytnych i z życia narodów pierwotnych; całość pełna subtelności teologicznych, świadczy o ogromnej erudycji autora.[133] W części pierwszej rozprawia autor o ciele i duszy, o mocy szatana, o opętanych, o cudach, o przenoszeniu ludzi z miejsca na miejsce, o sabatach czarownic, wilkołakach, stosunkach szatana z niewiastą, sprowadzaniu deszczu i piorunów, o dobrych i złych aniołach, o wyroczniach, o hierarchji djabelskiej, o kuszeniu szatańskiem i lekarstwach na nie, o pewnych zabobonach etc. W części drugiej rozpatruje szczegółowo przesąd o upiorach, poczem przechodzi do guseł i czarów. Rejestr tego ostatniego działu podaję w przypisach.[134] Czacki twierdzi, że „Djabła w swojej postaci“ bardzo źle u nas przyjęto, ponieważ uznał czary za chorobliwe urojenie, starając się przekonać ogół, że wiara w gusła „nie jest ani dobrego filozofa ani doskonałego chrześcijanina konsekwencją.“ Dominikanie z ziem ruskich ogłosili nawet pismo, polemizujące z autorem p. t. „Djabeł przeciw djabłu“, na co Bohomolec odpowiedział traktatem „Responsio ad censuram libri de natura et potestate daemonis“ (Warsz. 1775)[135]. Spory namiętne na ten temat, polemiki, głosy pro i contra, artykuły w prasie wszystko to zwróciło oczy społeczeństwa na prześladowanie i procesy czarownic. Edykt cesarski dla krajów austrjackich, znoszący odpowiedzialność sądową za czary zrobił w czasopismach polskich jak najlepsze wrażenie (Wiadomości warszawskie 10. I. 1767),[136] sporadyczne wypadki tracenia czarownic wywoływały już naganę opinji. Na dobre zaś zawrzały w Polsce umysły po słynnej tragedji doruchowskiej (1775). Dziedziczka Doruchowa (ziemia wieluńska) imć pani z Rejczyńskich Stokowska, żaliła się wciąż na prześladowanie ze strony czarownic, twierdząc, że szkodzą jej na zdrowiu i dobytku. Zdarzyło się, że pani ta zachorowała. Wina spadła na „cioty“. Schwytano tedy czternaście wieśniaczek, posądzonych o czarowanie, torturowano je, więziono w beczkach i wreszcie spalono na stosie.[137] Pod wpływem tej zbrodni, zażądał król St. August na sejmie r. 1776 zniesienia tortur, a Wojciech Kluszewski, kasztelan biecki dodał, że warto byłoby zaprzestać wogóle dochodzenia spraw o czary. Oba wnioski przyjęto jednomyślnie (Dyaryusz sejmu r. 1776, str. 432. Vol. leg. VIII, f. 882, tit. konwikcje). Ku upamiętnieniu tego faktu, wybito medal z napisem łacińskim, który w przekładzie brzmi: „„Mękami wyciągać zawsze wątpliwe wyznania zbrodni, pociągać do sądu obwinionych o rzekome związki z mocą szatańską zakazał sejm r. 1776 na wniosek króla Stanisława Augusta.“[138]

X.

Oprócz czarownic, awangardy hufców swoich, miał djabeł w Polsce i innych „sekwitów niemało: mataczów, wróżków, guślarzów, plotkarzów, zabobońców, bałwochwalców, czarnoksiężników, szkolników i szkodników, niepotrzebnych astrologów, proroków, medyków i innych nieprzerachowanych obojga płci pokuśników i zmylników“ (Gamalski). W kazaniach często jest mowa o lekownikach, czasownikach, świętoguślnikach, zaklinaczach, nawęzaczach, czasoguślnikach, ptakoprawnikach, sennikach, badaczach, wróżkach etc.; nie zna to jednak, aby wszystkie te kategorje czarnoksiężników rzeczywiście istniały w Polsce. Ksiądz tłumaczył tylko jak mógł wyrażenia łacińskie: arioli, haruscpices, sortilegi i t. d. – stąd tak obszerna terminologja.[139] Autor „Postępku prawa czartowskiego“ znał „takich wiele, którzy się wizjami nikczemnemi zwierciadłem parali, szukając skarbów abo wietrunków kruszcowych w ziemi“, autor „Czarownicy powołanej“ występuje jako testis oculatus miejsc osób takich, ksiąg, instrumentów i kół czarnoksięskich, zaznaczając, że się ta „przeklęta nauka spólnie z nowem wierzyszczem (t. j. protestantyzmem) w Polsce zagęściła, zwłaszcza po dworach senatorskich i przednich, iż nic nie rzekę o niektórych duchownych, że to sobie osobliwe dworstwo mieli, takie bezecniki, abo, jak je zwali, kunsztmistrze przy sobie chować, przepłacać i one jeden drugiemu odmawiać abo raczej wydzierać.“ (Czar. pow. 34). Monitował biskup Załuski, że trzeba „karać i karcić wszystkich, którzy wróżą przez powietrze, przez wodę, przez ziemię, przez ogień... przez przypatrowanie się na paznogcie, przez znaki na rękach, przez sny, przez umarłych i przez inne sposoby, od czarta wynalezione dla upewnienia niepewnego rzeczy pewnych lub niepewnych. Tych także, którzy przyszłe zdarzenia przepowiadają, którzy szukają przedmiotów ukrytych, którzy chcą odkryć i wynaleźć skarby utajone i innych, podobne rzeczy czyniących dla zwiedzenia ludzi prostych lub ciekawych. Podobnież, którzy przedają pierścionki lub insze rzeczy dla czarów lub jakich zabobonów służące... którzy, będąc w podróżach lub zaczęciu jakiego dzieła, upatrują dni, czasy, momenty, głos zwierząt, śpiewanie, latanie ptactwa, spotkanie człowieka lub zwierząt, z czego wnoszą sobie szczęście lub nieszczęście“.
W aktach kapituł i konsystorzy, w zapiskach sądów duchownych znajdujemy oskarżenia, że ktoś tam np. jest incantator i że „quibusdam litteris febres curare dicitur“ (r. 1473), innego pomawiano „pro querendis thesauris magica arte“ (r. 1497), inny „ritus dyabolicos observat“ posiada bowiem „libros nigromanticos“ (r. 1504).[140] W Krakowie w r. 1505 stają przed sądem rektorskim dwaj bakałarze, Petrus de Nivis i Kasper de Gdana, przychwycono ich bowiem „in certis actibus nigromanticis“,[141] dwaj inni scholarze odpowiadali „ob exercicium ciromanciae“;[142] na okładce dzieła Szymona z Łowicza „Aemilius Macer de herbarum virtutibus“ czytał Czacki uwagę, że i królowa Bona trudniła się praktykami zabobonnemi, wiemy o czarach na dworze Batorego,[143] o gusłach i przesądach Zygmunta Augusta (str. 49 i 50), jakże się tedy dziwić szlachcie i bakałarzom, jeśli na królewskich dworach wiedzę tajemną uprawiano? Dzieje magji w Polsce, przedewszystkiem zaś astrologji i alchemiji, dzieje literatury magicznej, czarnoksiężników polskich (Twardowski!) i wszelakich zabobonów ludu prostego wymagałyby oddzielnej pracy. Anonimowy autor dziełka „Thesaurus magicus domesticus“[144] praktykował w Polsce jako czarodziej przez 37 lat! Sędziwój, Łaski i inni alchemicy polscy cieszyli się sławą i uznaniem w całej Europie ówczesnej, uniwersytet krakowski był głównem ogniskiem astrologji, która sławę jego rozniosła „apud exteras remotissimasque nationes“ — wszystkich tych arcyważnych w dziejach nauki i kultury polskiej czynnków nie wyzyskano jeszcze, nie opracowano! Co zaś najdziwniejsze: że Faust polski, stokroć od Fausta milszy, czarodziejski i czarowny Pan Twardowski, nie znalazł w Polsce ani swego Göthego ani Kiesewettera![145]
Z braku odpowiedniego przygotowania po pierwsze i miejsca po wtóre, pobieżnie tylko rozpatrzę ważniejsze dziedziny wiedzy tajemnej, uprawiane w Polsce, z kilkoma szczegółami o różnych zabobonach i książkach czarodziejskich.[146]
Czytamy w „Dworzaninie“ Górnickiego,[147] że czarnoksięstwa jawnie w krakowskich szkołach uczono. Wiadomość tę potwierdzają świadectwa obcokrajowców: „Crakaw in Polen, eine der Zäuberey halben vor Zeiten berühmte Hochschul“ (w jednej z t. zw. Faustbücher).[148] Sam Faust uczył się pono magji w Krakowie.[149] Astrologja — „w boską opatrzność wścipianie“ (Giłowski) — miała całe zastępy zwolenników. Pierwsi astrologowie przybyli do Polski z Czech (zwano ich matematykami albo gwiazdarzami); jeden z nich, osiadły w Krakowie w 1427, stawiał horoskop nowonarodzonemu Kazimierzowi Jagiellończykowi.[150] Król ten posługiwał się potem astrologami bardzo często. Pierwszy fundusz dla profesora astrologji przy skademji krakowskiej ustanowił Marcin z Żórawic, lekarz nadworny kardynała Zbigniewa,[151] pomnożył go zaś Miechowita (1456—1523), będąc kanonikiem krakowskim.[152] Kolegjat astrologiczny miał przedstawiać corocznie uniwersytetowi prognozy, zawierające wróżby o urodzajach, aurze, położeniu krajów, ziem i pojedyńczych stanów. Pierwszą tego rodzaju próbę ogłoszono w roku 1451. Później pojawiały się te „judicia“ co, rok. Autorami ich byli Jan z Głogowa, Michał z Wrocławia, Mikołaj z Szadka i in.[153]
Wielkiej sławy zażywali astrologowie: Biernat z Krakowa, Mateusz Bembus, Tomasz Rogalius, Zedzianowski, Muzonius, Jan Latosz, Jan Brożek, Walenty Fontanus, Stanisław z Rawy, Proboszczewicz[154] i in. Wróżenie z gwiazd było bardzo rozpowszechnione śród wszystkich stanów. Lekarze przepowiadali z konstelacji wypadki chorób i nieszczęść, jak ów Foksjusz Marcin, który przepowiedział śmierć Zygmuntowi Augustowi. Pisze o tem Sołtykowicz: „Temuż królowi Marcin Foksjusz, nasz akademik i nadworny także astrolog, podług świadectwa Joachima Pastorjusza śmierć przepowiedział na ten właśnie dzień, kiedy roku 1552, wyjeżdżając do Królewca i wystrzałami z dział witany będąc, mało od kuli armatniej przypadkiem czy przez zdradę czyjąś nie zginął, która tuż przy boku jego jadącego księcia Wiśniowieckiego zabija. O łokieć przecież i tu Foksjusza sztuka była od prawdy!“[155], Podczas choroby zasięgał Zygmunt August rady Turneisera, słynnego astrologa w Berlinie, był bowiem naogół bardzo zabobonny, zajmował się magją i alchemją i miewał schadzki tajemne z czarownicami Budzikową, Korycką, Giżanką i in., które go leczyły.[156] Duchowieństwo walczyło z astrologją, uważając ją za przesąd szkodliwy. Podług statutu Konrada, biskupa wrocławskiego (synod r. 1446) astrologowi „qui videt in astrolabio futura“, naznaczono dwa lata pokuty,[157] synod łucki z r. 1607 zabrania duchownym czytać i posiadać dzieła astrologiczne, plebanom zaś poleca upominać parafjan, aby takich książek nie kupowali i nie dawali wiary rozsiewanym przez nie bajkom.[158]
Niemniej gorliwie zajmowano się alchemją. Gromił wprawdzie Poklatecki „szaleństwo alchimickie, które tak z pospolitego człeka, jako z przednie wysokich stanów znacznej liczby poczet uwichłało i siatkami czartowskiemi okupieło“ (Pogrom czarnoks., str. 6), śmieli się współcześni, że „omnis alchimista nil habet in cista“, za „niepewnego pachołka, ciału strapienie a duszy obrazę przynoszącego“ uważał alchemję autor „Etyki“, Krzysztof Pieniążek,[159] Klonowicz zaliczał ją do „artes heroibus (szlachcie) prohibitae“,[160] bo w samej rzeczy trafiali śród jej adeptów chciwcy i szarlatani (jak np. lekarz Baliński, co to „patrzył alchimiey potajemnie, na którą zadłużywszy się w pieniądze u mieszczan krakowskich, uciekł precz od żony, tyloż go było widać“[161]), śmiał się z nich i ironizował zjadliwie słynny niegdyś profesor medycyny przy akademji krakowskiej, Walenty Fontanus: „Admirandi artifices, mówił, non vulgaribus et media plebe petitis remediis medentur, sed prodygiis: decantato elyxyr, balsamo, auro, coelo, lapide philosophorum. Servate obsecro is aurea medicamina pro venturo saeculo aureo; nunc isto ligneo aevo sinite nos ligno malis hominum subvenire“, — mimo wszystko jednak piękna to była nauka i piękny ów awanturniczy typ alchemika, opętanego poszukiwacza eliksiru życia, kamienia filozoficznego i sztucznego a prawdziwego przecie złota! Taki „Franciszek przedtem pieniacz, teraz alchymista“ uwieczniony został w satyrze Krasickiego „Złość ukryta i jawna“:

Dmucha coraz na węgle, przy piecyku siedzi,
Zagęszcza i rozwilża, przerzadza i cedzi
Pełne proszków chymicznych szafy i stoliki,
Wszędzie torty, retorty, banie, alembiki.

W Krakowie zajmowano się alchemją m. i w klasztorze Dominikanów. W r. 1462 bracia, fabrykujący złoto, wzniecili pożar („alchimiae opera certis fratribus laborantibus“, Długosz. Hist. V, 342). Pod panowaniem Zygmunta II wojewoda sieradzki Albert Łaski,[162] trudnił się z zapałem badaniami alchemicznemi i nauką Paracelsa. Mistrz Theophrastus Bombastus wielu miał zwolenników, zwiedził ją nawet, jak o tem w przedmowie do swej „Wundarznei“ pisze. W innem dziele nadmienia, że śród licznych uczniów, którzy mu się nie udali, Polska posiada trzech zaledwie. Pisma jego w przekładzie łacińskim ślązaka Adama Schröttera, wydane były w Krakowie w r. 1569 i 1590.[163] W w. XV najsłynniejszym alchemikiem polskim był Wincenty Kowski, dominikanin (zm. w Gdańsku w r. 1488),[164] w XVI — Suchten,[165] w XVII zaś — Michał Sędziwój, chluba alchemji polskiej, mistrz o sławie europejskiej, fantasta i awanturnik, postać godna najżywszego zainteresowania. Urodzony w Krakowie w r. 1566, kształcił się początkowo zapewne w akademii krakowskiej, potem zwiedzał uczelnie niemieckie. W sztuce alchemickiej doszedł do takiej perfekcji i sławy, że powoływany był na dwory królewskie, honorowany i obdarzany hojnie. Dzieje przyjaźni Sędziwoja z alchemikiem szwedzkim Setonem i niezwykłe przygody jego opisał szczegółowo Wiszniewski.[166]

XI.

Daremnie siliłbym się na wyliczanie nieskończonego mnóstwa objawów wiary zabobonnej i wszystkich rozpowszechnionych w Polsce za dawnych czasów guseł i przesądów. Z każdą niemal czynnością związany był jakiś zabobon, w każdym fakcie dopatrywano się sprężyn i nici tajemnych, roiło od przestróg, wróżb, prognostyków, zażegnywań. i przepowiedni. Wróżono z wosku i ołowiu lanego, z wody milczącej przed wschodem, z pierścienia rzuconego na ziemię, z lotu ptaków, z popiołu, — „błędów zabobonnych sto tysięcy liczyćby potrzeba, które częścią jeszcze od pogaństwa dotychczas między pospólstwem znajdują się, częścią z inszych krajów, za sekret osobliwszy przyniesione, kwitną, częścią za poduszczeniem czartowskiem wymyślone i rozkrzewione, dziedzictwem i posągiem narodu grubego, próżniaków i kobiet, przez potajemną naukę starszych, zostawają“. (Duńczewski.[167]) Słusznie narzekał Podworzecki we „Wróżkach“[168], że „chociaż się na krzcie szatana i spraw jego zarzekamy, chociaż się ludźmi krześcijańskiemi stawamy, przecie, jako się tych dziwnych gusł szatańskich trzymamy, jako się w nich kochamy, jako bez nich ledwo gdzie stąpimy, rzeczy same świadczą“.
„W dzień wilji Bożego Narodzenia nawarzą w drugim domu potraw rozmaitych i z niemi nie wiem jakie gusła stroić będą, kiedy od każdej potrawy bydłu jeść dadzą. A kiedy ich spytasz, czemu to czynią, tedyć odpowiedzą, że temu bydłu, które takowe potrawy w wigilją warzone jada, czarownice i guślarki zaszkodzić nie mogą, albo jako też niektórzy są takiego mniemania głupiego, że krowom mleka od śledzia jeść dawają; powiadają, że takie krowy przez cały rok mleko mieć będą: inni kładą słomę pod obrus stołu świątecznego i tą słomą wiążą drzewa owocowe, inni znów rzucają mak po kątach“ (Gdacjus).[169]
I Rej w „Postylli“ narzeka:
„Dzień św. Jana bylicą się opasać a całą noc koło ognia skakać i toć też niemałe uczynki miłosierne. A tam nawiększe czary na ten czas się dzieją. Nuż co gromnic, błażejków owych świętych, wiązania ziół rozmaitych, onego chodzenia po rynku z bębny, z dudami i innych wymysłów abo zabobonów, a ktoby się napisał abo napamiętał! tak, iż małochmy tym są różni od poganów".
„Czarownica powołana“ notuje „szarpanie koszuli, gdy kto kaduk albo podobną kadukowi serdeczną chorobę cierpi, i tej koszuli rozbijanie na rozstajniach lub na bożych mękach“; zażywanie pewnych słów, znaków, ceremonji płonnych nakształt baśni, na uleczenie ludzi, bydła, na uśmierzenie boleści; stosowanie lekarstw przyrodzonych, „ale jednak z pewnemi ceremonjami, jako niedawno jeden żyd uczynił tu w Poznaniu, co już zdechł. Gdy krew jednej osobie puszczono, ciec nie chciała. Żyd wziąwszy ono puszczadło od cyrulika, uczynił jedną ceremonję, pewne słowa mamrocąc, a zatem się tylko dotknął puszczadłem otworu żyły, zarazem krew skoczyła. A gdy mu przyganiano o to, powiedział, że nie wadzi doktorowi i to i owo umieć dla poratowania chorych.“ Wspomina dalej o rozmaitych zabobonach, „jako na rusznicę, jako opłatki dawać więźniowi, które leżały na ołtarzu, gdzie ksiądz mszę św. odprawował, choć ich nie święcił. Także poświęconym olejem po wszystkich rogach stołu krzyże pierwej pomazać, nakształt biskupa, gdy ołtarze święci.“ Broszura „Pieśni i tańce zabawom uczciwym gwoli (1614) podaje gusła miłosne:

U której panny w tym roku,
Mąż nie będzie podle boku,
Taka musi już kloc ciągnąć
Albo kury z kwoką lągnąć,
Musi jadać i kapustę,
Siać ogródki rutą puste,
Musi ją zlać wielkiej nocy,
Musi suszyć śrzody, piątki,
Msze kupować w każde świątki[170]

Warzono „filtry miłosne“ z ziół, przyczem istniały najrozmaitsze sposoby zbierania rośliny: w jednym wypadku działał tylko korzeń „kopany na wietchu księżyca,“ w innym — na nowiu; „dzięgiel kopany pod Marsem leczy od francy“, ten sam zaś dzięgiel, znaleziony pod innym aspektem, chronił od morowej zarazy; jedną roślinę należało zawieszać na szyi, drugą pod lewem uchem, trzecią nosić śród tabliczek ze szczerego złota, czwartą z sercem kreta etc. „Jaskier przywiązany czerwoną nicią na schodzie księżyca w znaku Byka na ogolonym tyle głowy, lunatykom pomaga“, „korzeń paproci z ługiem dębowego popiołu i krwią z lewego ucha szczeniaka — na czary“, dać choremu „niedośpiałek kosmaczka i pięćperst po trzy poranki pić: jeżeli chory zrzuci, znak pewny Śmierci, jeżeli zatrzyma — wyjdzie z niebezpieczeństwa“. Kto ciekaw, niech przestudjuje „Zielnik czarodziejski: Rostafińskiego, skąd dane powyższe czerpię.[171] Moc tajemną przypisywano kamieniom, np.: „Jeżeli się chcesz uchronić pośmiechowisków i wszystkie fantazje i wszelkie przypadki zwyciężyć, weź kamień nazwany Chalcedonius, a jest blady, rudawy i poniekąd ciemny. Jeżeli ten będzie przedziurawiony, a z mocą kamienia, nazwanego Seneribus, na szyi będzie zawieszony, pomaga przeciwko wszystkim fantastycznym przenagabaniom i dopomaga zwyciężać wszelkie przygody od przeciwników i siłę ciała zachowuje; a ten ostatni skutek: jest doświadczony teraźniejszego czasu“ (Albertus Magnus)[172], W wypisach znajdzie czytelnik więcej przykładów.
Używano amuletów czyli t. zw. „charakterów, pisanych, rytych na papierze lub metalu, istniały appendicula, ligaturae, plicaturae, kostki zwierzęce, ziarna i korzonki, liście, kwiaty, kamyki wszywane w suknie lub noszone na gołem ciele aż nie opadły, potem je nowemi zastępowano.[173] „Czarownicy powołanej“ mamy wiadomość o obrazach wydrążonych w pierścieniach pod pewnemi konstelacjami („kiedy kto pod znakiem Lwa dał sobie na sygnecie obraz lwa wyrzezać, taki, twierdzą guślarze, pomocny na melankolją, na puchlinę, na gorączkę, przeciw powietrzu morowemu“). O amuletach pisanych dowiadujemy się z kazania „De superstitionibus« anonima z XV w. Wypisywano pierwszy rozdział Ewang. Jana lub mękę św. Jerzego i noszono przeciw wszelkiej przygodzie; inni pisali podczas czytania św. Ewangelji w quadragesime „Lutum fecit Dominus ex sputo“ i nosili przeciw bólowi oczu. Nawet gdy kto idzie „ad rixas et turpitudines“, ma w takim armulecie obrońcę.[174] Posługiwano się t. zw. inkluzem czyli duchem zamkniętym w jakiem narzędziu. Inkluzami nazywano także pewne metale, które czarownicy nosili przy sobie i przez nie działali. Inkluz-pieniądz była to moneta, która właścicielowi swemu sprowadzała inne, wydana — wracała. Wróżono z ręki, posługując się podręcznikami chiromancji,[175] tłumaczono sny — istniał sennik polski „Danielowe sny“ (przekład z bardzo rozpowszechnionego w średniowieczu sennika). Na starym druku napisała nieznana ręka z w. XVI bardzo oryginalny sposób wytłumaczenia snu: po przebudzeniu należało otworzyć jaką książkę i pierwszą literę u góry lewej stronicy odszukać w dodanym kluczu, gdzie wierszem podane było znaczenie każdej litery. Np. na literę p: „Możesz ten dzień czyście plęsać, nie będzie cię gniewnik (djabeł) kęsać.“[176] Przelęknione oczy na niebie i w powietrzu „straszliwe widziały portenta: smoka ognistego, miecze i dziwne straszydła z siebie wypuszczającego, który potem niby na ziemię spadł" — i wierzono, że „takowe i podobne apparycye w tym roku od widzianego komety trzecim, w experymentalnej o tem praktyce od nas opisane, iścić się będą, które zaraźliwemi swemi fumami aby duszy z nas nie wykurzyły, Panu Bogu się pilno polecajmy“.[177] Wierzono, że „owa w Hiszpanji nad Kartageną wr. 1743 w grudniu, gdy już trwał kometa, ognista rzeka, która w jeden glub zeszła się, a ten na 4 części świata cum magno et multo fragore rozstrzasł się, owe portenta i monstra... owe latrocinia, rozboje i najazdy... owe bellorum nieustające astus“ etc. — wszystko to były „teraźniejszego komety effekta“,[178]
W r. 1775 nawałnica pod Lwowem sprawiła popłoch śród ludności. Widziano w chmurach poczwary i straszydła. Nawałnicę przypisywano złym duchom, czyhającym podczas dnia sądnego na żydów. „Rzecz do tej żwawości zła., iż kazano wszystkim żydom popis generalny uczynić się, czy w samej rzeczy żadnego z nich biesi nie porwali. Uspokoiło się pospólstwo, gdy szkolnik, policzywszy, dowiódł, że żydzi są wszyscy.“[179] W r. 1789 pod Strzeżewem, w Małopolsce, proboszcz miejscowy widział smoka o czterech nogach i tyluż skrzydłach, długiego na, półtora łokcia, który tchem swoim sprawiał ból oczu, a nawet powodował ślepotę.[180] W Warszawie oglądano z trwogą przedziwne jajo kurze, na którym wyrysowane były wyraźnie figury miecza, krzyża płomiennego, rózgi i łuku — „ita habemus cometas et tot alia praesagia in coelo et supra terram quae nobis praedicant poenitentiam, cuius adhuc exigua apparent indicia“[181] Pisma ulotne[182] roznosiły wieści o dziwach, cudach, potworach, podawały je zresztą także dzieła pseudo-uczone, jak ks. Rzączyńskiego „Historia naturalis curiosa regni Poloniae“, jako to, iż monstra rodzić się mogą przez złość czarta, który za dopuszczeniem Bożem dzieło siły kształtującej spaczyć może (str. 349), więc o dziewczynce z szyją i uszami zajęczemi, o noworodku nieżywym, na którego plecach leżał wąż, o dziecku z oczyma nad pępkiem i z mysim ogonem, o innem — z jelitami nazewnątrz, z wątrobą na miejscu prawego ramienia, o żydówce, która wydała na świat jednocześnie chłopca wielkości palca, łysego szczura i pięcioro piskląt i t. d.[183]
Duńczewski drukował w „Kalendarzach“ baje o dębach, „które odpowiadały nad Dnieprem w puszczy“, o wilkołakach, „którzy bywali na Żmudzi, Polesiu i innych prowincjach Polski“, o tem że „za Chmielnickiego pod Batohowem i Cudnowem, gdy czarowników przyłapano, łby im uciąwszy, jedna głowa na drugą skakała, gryząc się wzajemnie“; ks. Chmielowski w „Nowych Atenach“ straszył czytelników upiorami i bazyliszkami, Haur w „Skarbcu ekonomji“ plótł trzy po trzy o chłopach latających w powietrzu; wierzono, że „córki pierworodne domu Pileckich, jeżeli zmarły przed zamążpójściem, zamieniały się w gołębie, zamężne zaś w ćmę nocną“[184]; czarom przypisywano kołtun (plica polonica), a gdy biskup Czartoryski, przekonany przez lekarza swego Vinera, że choroba ta pochodzi z jedzenia oleju lnianego, wyrobił bullę papieską, pozwalającą na używanie podczas postu nabiału, zakonnicy podnieśli przeciw bulli tej rokosz.[185] Zabobon doprowadzał ludzi do zbrodni i okrucieństwa. Trupom ucinano głowy, aby nie zjawiały się jako upiory, rozprawiano się w ten sposób nawet z ludźmi żywymi, posądzanymi o zdolność szerzenia moru[186] lub upierstwo.
W roku 1720 mieszkańcy miasteczka Krasiłowa spalili niejaką Prośkę Kapłunkę, „mającą lat sto dwadzieścia, pomówioną o upierstwo.“ Stało się to za namową wróżbity, który w staruszce upatrzył winowajczynię moru w Krasiłowie. „Wewlekli Prośkę prosto w dół, tamże po same ramiona wsadzili, a potem ziemią osypali i mocno wokoło niej ziemię drągiem obili, głowę tylko z trochą ramion na wierzchu zostawiwszy, chróstem około głowy i na wierzch głowy obłożyli i on chróst zapalili.“ Potem przywalono ją kamieniem młyńskim. „Którą Kapłunkę psy z pod kamienia, ile się wgłąb mogli dobyć, jedli.“[187]
Jak o dwa stulecia wstecz klecha z „Synodu klechów podgórskich" włóczył się od chaty do chaty, zarabiając na kawałek chleba opowiadaniem niestworzonych rzeczy o czarach i djabłach,[188] tak u schyłku wieku XVIII.

Ledwo nie codzień przechodzące mnichy
O niczem więcej nad to nie gadają,

Jak się umarli z grobów, przez wytrychy
Szatańskie, nocą na świat dobywają.
Jak z niemi wojnę toczą, jak ich biją,
Jak się przed niemi w groby wchodząc kryją.
(Drużbacka).

Istnienia upiorów dowodzili „prawdziwemi probacjami“ Duńczewski, Rzączyński, Chmielowski, a ten ostatni doszedł w uniesieniu apologji upiorów do tak osobliwego wniosku, że chociaż „ci co to swego zdania trzymają się jak rzepiak korzucha powiadają że w cudzych krajach... ...niemasz czarów i upierów... nie idzie (stąd) konsekwencja, że i w Polsce, osobliwie na Rusi, niemasz ich: bo non omnis fert omnia tellus“. Walkę z upiorami podjął dopiero ks. Fr. Bohomolec — starszy brat autora „Djabła w swojej postaci“ — w „Monitorze“ z r. 1765, 1771, 1773. „Śmiechu godne ale oraz arcyszkodliwe jest owe to powszechne prawie, nietylko ludu pospolitego ale też znaczniejszych wielu osób o upiorach zdanie, jakoby to byli jacyś ludzie, którzy po śmierci zmartwychwstają, z grobów wychodzą po nocy włóczą się, straszą, zabijają i innych wiele wyrabiają złości... tych ma być najwięcej wtenczas, kiedy powietrze panuje“. Autor stwierdza, że „podczas teraźniejszej morowej zarazy, która na Wołyniu, Podolu i Pokuciu poczęści grassowała“, ludzie chwycili się guseł, odbywano procesje, trzem osobom głowy ucięto, trzy spalono, zwłoki z grobów wyciągano, „w piersi koła osikowe, a za pazury trzaski wbijano, na popiół palono.“[189] Walkę z upiorem i przesądem wogóle wcielił Fr. Bohomolec do ogólnego programu reformy, występując w „Monitorze“ (pod pseudonimem Staruszkiewicza), gdzie ironicznie broni rzekomo wiary zabobonnej, bo „od niepamiętnych wieków prawie artykuł wiary jest u nas w Polszcze o upiorach.“ Zabobon ten rozproszył ostatecznie ks. Jan Bohomolec, prawdziwy „malleus superstitionum“.

„Nim djabła Bohomolec dał w swojej postaci,
Wieleż książek, powieści o strasznych poczwarach,
O wróżkach, zabobonach, upierach i czarach
Trwożyły nasze ojce!“
(Krasicki „Pochwała wieku”).

Ale — „satana passa!“ (Carducci)
Znikło to wszystko. Zginął korowód larw i strachów, dziwów i dziwactw, cudów i cudactw, czasem pięknych w swej grozie, czasem groźnych w potworności, ale zawsze ciekawych, zastanawiających, kryjących za sobą coś nieskończenie niedocieczonego, mimo mniej lub więcej udatnych prób wytłumaczenia. Zdechł smok stugłowy, który zaczął konać w promieniach wieku oświeconego, a dobijany powoli zdobyczami nauki padł wreszcie, ogłuszony turkotem maszyn, rażony prądem elektrycznym, zatruty skalpelem uczonego, wyśmiany przez władców mikro i teleskopów. Satana passa! Niema już djabła — a właściwie wiary w moc jego. Został jeno w starych pożółkłych księgach, w podaniach, bajkach dla dzieci. Niema czarownic, ucztujących z biesami na Łysej Górze! Skończyły się tajemnicze schadzki miłosne, noce szalone, wściekłe igrzyska, rozpustne sabaty, msze djabelskie i podgwiezdne podróże na miotłach! Niema już alchemików, upartych szaleńców i marzycieli! Niema astrologów, wypisujących horoskopy z konstelacji gwiezdnych! Nikt już nie warzy o nowiu ziół czarodziejskich i suszonych nietoperzy! Nie słychać już zaklęć, zamawiań, odczyniań! Nikt już na rozstaju nie przywołuje księcia ciemności, nie oddaje mu duszy, nie podpisuje się krwią z serdecznego palca na cyrografie, upstrzonym dziwacznemi znakami! Niema już djabła!
Przyznaję, że w słowach powyższych brzmi pewien żal — w tonie zaś owych trenów mógłby kto dosłyszeć westchnienie za „staremi dobremi czasami“, kiedy to czarownice palono mógłby dosłyszeć jakieś echo wyznania 80-letniego kata, z którym rozmawiał w r. 1834, w Kurniku, Tytus hr. Działyński: „Jak tu nie żałować, że nie palą czarownic? A bywało, jak wolnym ogniem począłem skwarzyć!...“ [190] Lecz to oczywiście żal nie tego rodzaju. Ton jego — to nutka melancholji nad „vanitas vanitatum“, nad ostateczną marnością marności wierzeń i wiedzy ludzkiej. Wstrząs obrzydzenia budzi w nas dzisiaj palenie czarownic, z pobłażliwym uśmiechem czytamy o fantastycznych wysiłkach alchemików, argumentami postępu walczymy z przesądem, a przecież za lat trzysta potomkowie nasi z takim samym uśmiechem czytać będą studja i dysertacje współczesnych nam uczonych, takim samym wstrząsem będą reagowali na rozmaite bezeceństwa naszego wieku, tak samo będą wydobywali z pyłu olbrzymich archiwów dokumenty naszej ciemnoty i zacofania, które obecnie uchodzą za zjawiska całkiem normalne, ba! stanowiące często przedmiot dumy naszej! Kultura! XX wiek! Względność sądu w perspektywie historycznej — oto właśnie ta vanitas, ta melancholja, z jaką mówię o zniknięciu djabła, czarownic i guseł.
Myślę o djable bardzo często. I chcę uwierzyć, że „jedna dusza człowiecza przeważy ciebie, czarcie, i twoje wszytkie złości swoją niewinnością, fałsz twój rozwieje się jako plewa od wiatru, jad twój rozpłynie się jako śnieg od słońca, zdrada twoja na cię się samego obróciła. Przeciw tym wszystkim strzałkom czartowskim lekarstwo jest człowieku łaska boża, której ty jesteś próżen, boś ją stracił z swemi towarzyszami na wieki.“

(Postępek prawa czartowskiego, 84).






  1. Richalmus. Liber revelationum de insidiis et versutiis daemonum adversus homines. (Pez. Thesaurus anecdotorum, I2, 373 i nast.).
  2. „Djabeł w swojej postaci”, I, 250—253.
  3. Ks. Gabrjel Rzączyński. Historia naturalis curiosa regni Poloniae. Sandomiriae 1721, Str. 350.
  4. Jako pendant do faktu z r. 1543 niechaj posłuży artykuł, który ukazał się w dzienniku krakowskim „Naprzód” dnia 26 czerwca roku 1920.
    Narodziny djabła w Krakowie.

    „Od kilku dni krążą po mieście senzacyjne wieści, że w klinice ginekologicznej 10-letnia izraelitka porodziła dyabełka z rogami, kopytkami i ogonem. Wczoraj od rana już poczęły się gromadzić tłumy publiczności przed kliniką położniczą, przy ulicy Kopernika, żądając wpuszczenia ich do wnętrza, celem oglądnięcia dyabła. Wśród tłumów zauważyć było można panie elegancko ubrane, które głośno twierdziły, że dyabła widziały na własne oczy. Jest on przywiązany do łańcuchów w parterowej sali kliniki. Bryka on i bodzie, kto tylko do niego dostąpi. Opowiadano także, że we wtorek chciano go ochrzcić w kościele św. Mikołaja, równocześnie jednak błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad kościołem, który się zatrząsł w posadach. Także i księdzu, który miał ochrzcić dyabełka, wypadło kropidło z ręki. Doktorzy postanowili otruć dyabła i dawali mu najostrzejsze trucizny, jednak bezskutecznie, gdyż dyabeł po zażyciu tychże okazywał większe tylko niezadowolenie i krzesał iskry kopytami.
    Tak tumaniły osoby inteligentne zbierający się coraz większy tłum, który, mając podnieconą wyobraźnię, rozpoczął szturm do bram kliniki. Mimo perswazyi tłumów przez służbę szpitalną i doktorów, kobiety (a nawet i mężczyźni!) poczęły uporczywie nalegać, aby wpuszczono je do wnętrza.
    Gdy im odmówiono i perswadowano, że to jest nieprawdą, w tłumie gruchnęła wieść, że dyrektor szpitala wziął „łapówkę” od rodziny matki dyabła, ażeby zatuszować skandal rodzinny. Popołudniu tłumy wzrosły do kilku tysięcy. Wśród tego znowu jakaś inteligentna pani opowiadała, że zna pewne osoby, które były wpuszczone do dyabła. Naturalnie zawiedziony tłum począł znowu awanturować się ze służbą, a portyer począł się zaklinać, że dyabła niema w klinice położniczej; tłumy ruszyły do szpitala św. Łazarza i św. Ludwika w poszukiwaniu za dyabłem. Po długich poszukiwaniach tłum powrócił wzburzony przed klinikę ginekologiczną i zażądał wpuszczenia do dyabła. Długo przedkładano kobietom, mężczyznom i dzieciom, że w XX wieku dyabły się nie rodzą w tej postaci, w jakiej oni sobie wyobrażają, jednak nie dało się przekonać zebranych, wśród których gruchnęła wieść, że dyabeł będzie przewieziony karetką pogotowia na kolej, skąd osobnym pociągiem ma być odesłany do jednego z zakładów antropologicznych w Berlinie, celem zachowania dyabła w spirytusie.
    Mimo rozpędzania tłumu przez policję, czekały rzesze na ulicy do późnej nocy, by zobaczyć przynajmniej w przelocie utęsknionego dyabełka.”

  5. Mon. Pol. Hist. VI, 588.
  6. Kazanie Jana z Przeworska, z r. 1593, według Czackiego „O lit. i pol. prawach“, II, 103. (Wyd. Turowskiego, Kraków 1861.)
  7. Chodźko. Obrazy litewskie. Wilno 1847, str. 41.
  8. Tripplin. Tajemnice społeczeństwa. 6 tomów. Wrocław 1852. I, 279.
  9. Jucewicz. Wspomnienia Żmudzi.
  10. Wawrzeniecki. Krwawe widma.
  11. Maciejowski. Polska aż do pierwszej połowy XVII w. pod względem obyczajów i zwyczajów. Petersburg i Warszawa 1842. 4 tomy: — IV, 147.
  12. Antonowicz. Kołdowstwo. (Trudy etnogr.-stat. eksped. w zap.-rus. kraj. Petersb. 1877), str. 412.
  13. Dziennik spraw OO. Jezuitów u św. Barbary w Krakowie. Script. rer. pol. X, 41.
  14. Mon. Med. Aev. t. XIII, Acta Capituli Gnezensis, nr. 1507.
  15. Czacki. Dzieła, wyd. Raczyńskiego I, 333.
  16. Lud. Poznańskie VII, 227.
  17. Łukaszewicz. Obraz hist.-stat. miasta Poznania, II, 323.
  18. Rozprawy wydz. hist.-fil. Akad. Um. w Kr. XXV, 275.
  19. Wykład katechizmu, r. 1579.
  20. Mon. Pol. Hist. II, 843.
  21. Długosz II, 45 (wg. Berwińskiego I, 105—110).
  22. De atheismis et phalarismis evangelicorum. Neapol 1596, p. 544 (w rozdziale „Evangelicorum phalarismi in Polonia”).
  23. Łukaszewicz. Obraz II, 322.
  24. Smoleński. Przewrót umysłowy w Polsce w. XVIII. Kraków 1891; str. 15.
  25. Patrz o tem studjum Konowałowa: Religjoznyj ekstaz w ruskom misticzeskom sekstantstwie. Sergijew Posad 1908.
  26. Patrz Wilhelm Bruchnalski „Djabeł w Okszy w r. 1649” („Lud”, Kwart. etnogr. VII, 146).
  27. Dziennik spraw OO. Jezuitów u św. Barbary w Krakowie. Script. rer. pol. X, 41.
  28. Sadkowski. Szlachta w powiecie płońskim i płockim (Wisła XVII, 682).
  29. Nowe Ateny.
  30. Kolberg. Poznańskie VII, 85.
  31. Obrazy litewskie, str. 22.
  32. W bibljotece ord. Zamojskich w Warszawie widziałem niezmiernie ciekawy podręcznik dla egzorcystów (Sygnatura II, T. 304): „Thesaurus exorcismorum atque coniurationum terribilium, potentissimorum, efficacissimorum cum practica probatissima, quibus spiritus maligni, daemones maleficiaque omnia de corporibus humanis obsessis tamquam flagellis fustibusque fugantur, expelluntur, doctrinis refertissimus atque uberrimus. Coloniae 1608. Przeszło 1300 str. druku. Specjalnie ciekawy rozdział XII: „De diversis nominibus diaboli et eorum interpretatione.“
    W „Pamiętniku religijno-moralnym”, r. 1861, luty, str. 151 w artykule „Jaka jest nauka kościoła o djable” pisze X. M. Nowodworski m. i.:
    „W pokusie szatan do człowieka ma się zewnętrznie, pokusą chce wolę człowieka skierować ku przyjęciu woli swojej; w opętaniu wkracza we wnętrze człowieka, działa jak trucizna na cały organizm, dążąc do ogarnienia wszystkich sił duszy, do nadania im kierunku przewrotnego, chociaż w istotę duszy wniknąć i zupełnie jej woli siłą opanować nie może. I dlatego w człowieku opętanym uderzającą jest dwoistość osobowa; dotykalnie prawie rozróżnić można w nim jedną osobę przygniecioną, opanowaną, słabą, drugą panującą i silną. W opętaniu najwidoczniej pokazuje się istnienie i potęga złego ducha. ................ Wiarę w rzeczywistość opętań kościół dostatecznie pokazuje użyciem egzorcyzmów. Bez wątpienia, w czasach bardzo ograniczonej znajomości natury niejeden objaw chorobliwy organizmu poczytywanym był bezzasadnie za działanie szatana; ale również bezzasadnym, choć wręcz przeciwnym przesądem jest tłumaczenie opętania naturalną chorobą ciała. Zjawiska, będące znakami opętania, a mianowicie: znajomość obcych języków bez ich uczenia się poprzedniego, biegłość w umiejętnościach sobie obcych i poprzednio nieznanych, wiadomość rzeczy tajnych, faktów spełnionych w oddaleniu i t. p. oczywiście przechodzą siły naturalne człowieka i stąd też kuszenie się o ich wytłumaczenie sposobem naturalnym jest niedorzecznością”.
  33. O. c. II, 251.
  34. W „Skarbcu ekonomji ziemiańskiej”, str. 158.
  35. Rzewuski. Nie-bajki, str. 104.
  36. Ludwik z Pokiewia. Litwa, str. 227.
  37. Wójcicki. Zarysy domowe. Warszawa 1842, 4 tomy; III, 146.
  38. Z aktów sprawy w Wiśniczu w r. 1688, Lud VII, 302-322.
  39. Milewski. Pamiątki historyczne krajowe. Warszawa 1848; str. 350-352.
  40. Tripplin, o. c., I, 277.
  41. Kolberg. Poznańskie VII, 81.
  42. Tripplin, o. c., I, 269. W innem miejscu — „na Sobótce”. Czy to nie Sobótki?
  43. „Peregrynacja dziadowska” — broszura popularna z r. 1614, opisująca życie dziadów, włóczęgów, bab-czarownic etc. (Przedruk w „Pomnikach do historji obyczajów w Polsce” Kraszewskiego. Warszawa 1843).
  44. „Sejm piekielny straszliwy i examen książęcia piekielnego, abo słuchanie liczby wszytkich czartów, co który zrobił na świecie za te lata od strącenia z nieba aże do sądnego dnia“, r. 1622. Przedruk w Bibljotece Pisarzów Polskich. Wydał A. Brückner.
  45. O. F. Prześladowanie czarów w dawnej Polsce. („Album uczącej się młodzieży, poświęcone Kraszewskiemu”, Lwów 1879, str. 496).
  46. Milewski, o. c. 346.
  47. ib. 349.
  48. O. F. o. c. 502.
  49. Tripplin o. c. I, 270.
  50. ib. 272.
  51. Antonowicz, o. c. 381.
  52. ib. 367.
  53. ib. 384.
  54. ib. 396.
  55. ib. 540.
  56. Tripplin I, 270.
  57. Adam Gdacjusz, ślązak, w. XVII, autor „Ardens irae divinae ignis”, „Postilla popularis” i in., występował przeciw czarom i gusłom. Wspomina pracę teologa Freudiusa „Gründlicher Bericht von Zauberey und Zauberern”, oraz pisma Hartmana i na ich podstawie oraz znajomości stosunków miejscowych charakteryzuje zabobony. (Patrz Kaz. Kolbuszewski „Postyllografja polska”, Kraków 1921).
  58. Kolbuszewski o. c. 246—247.
  59. Gdacjusz, ib. 246.
  60. „Postępek prawa czartowskiego”, str. 114 wg. przedruku z r. 1892 w Krakowie (Bibljoteka pisarzów polskich” Nr. 22, wydał Dr. Artur Benis). Postępek wyszedł w r. 1570 w Brześciu Lit. u Cyprjana Bazylika.
  61. Thesaurus magicus domesticus sive approbatus niger libellus. J. E. R. S. in extrema necessitate dicendus. Cracoviae post partum salutis A. 1637. W 24-ce, kart 16. Na odwrotnej stronie karty tytułowej drzeworyt, przedstawiający młodą osobą, niosącą pod pachą zawiniątko z narzędziami czarodziejskiemi. Nad głową jej unosi się Opatrzność boska, z lewej i prawej ręki wznosi się siedem gwiazd. Wokoło dziwaczne napisy po łacinie.
    Książki tej nie mogłem odszukać. Cytuję w „Wypisach” urywki według Maciejowskiego. (Piśmiennictwo I, 259—265).
  62. „Prawdziwy ognisty smok albo władza nad duchami niebios i piekieł i nad mocarstwami ziemi i powietrza. Z tą tajemnicą aby umarli mówili, zawołanie Lucypera, cytowanie duchów, ugody z duchami i do tego potrzebny inkaust, moc nad kluczem czarodziejskim, tajemnice różczki wieszczbiarskiej laski cudotwórczej, odżycia, oczarowania broni palnych etc. etc. etc.” Tytuł o wiele dłuższy, na całą stronicę. Bzdurna książeczka, napisana straszliwą polszczyzną. Pierwowzór jej sięga w. XVI: por. „Le dragon rouge ou l’art de commander les esprits célestes aériens, terrestes, infernaux; avec le vrai secret de faire parler les morts, lire dans les astres, decouvrir les trésors, sources minières” etc. 1521.
  63. Pogrom czarnoksięskie błędy, latawców zdrady i alchimickie fałsze jako rozpłasza, za pozwoleniem zwierzchności spisany od Stanisława z Gór Poklateckiego na ochronę zbawienia ludzkiego wydany. Trzecie księgi Mojżeszowe położenia 19: Nie chodźcie do czarnoksiężników ani się o czym pytajcie od wieszczków, abyście się przez nie nie splugawili. Ja Pan Bóg wasz. W Krakowie. Z drukarnie Jakuba Siebeneychera 1595. Str. nlb. 60.
    Treść książki:

    Księgi pierwsze czarnoksięstwa rozmaitego poczet przekładają.
    1. Jeśliż godzi się umieć czarnoksięstwo.
    2. Pierwszy herst czarnoksięstwa i jego rozmaitość.
    3. Co jest gwiazdarskie czarnoksięstwo.
    4. Czarnoksięstwo, które zową kabalistyką co zacz.
    5. Czarnoksięstwo niektóre jest prawdziwie przyrodzone.
    Księgi wtóre czarnoksiężniki króla faraona w Egipcie opisują.
    1. Czemu Bóg dopuścił czarnoksiężnikom czynić niektóre cuda Mojżeszowym podobne.
    2. Króla faraona czarnoksiężnicy co zacz byli.
    3. Jeśliż były prawdziwe cuda, a nie zmyślone przez czarnoksiężniki faraonowe w Egipcie.
    4. Jakim sposobem czarnoksiężnicy faraona króla w Egipcie węże poczynili.
    Księgi trzecie sprawy czarnoksięskie okazują.
    1. Spraw czarnoksięskich barzo wiele zmyślonych.
    2. Duchów złych, inkluzów mocy, czarnoksiężnicy używają.
    3. Czemu czarnoksiężnicy bez zwierciadł, ziół, gwiazd, kryształów, figur rozmaitych, nic czynić nie mogą władzą inkluzów czartów.
    4. Czart przez się samego co czynić może gwoli czarnoksięstwu.
    5. Jako rozmaitemi ślepotami są uwichłani od szatana czarnoksiężnicy.
    6. Czart przez Nigromanczyki nie może skrzesząć umarłych.
    7. Czego czart ani przez się, ani przez czarnoksięstwo uczynić nie może.
    8. Nigromanckie w czarnoksięstwie zdrady, przez pisarze katolickie odkryte.
    9. Różnice cudów Boskich od czarnoksięskich.
    Księgi czwarte obłudę alchimicką pokazują.
    1. Alchimja daje swe pożytki.
    2. Złota prawdziwego alchimistowie uczynić żadną miarą nie mogą.
    3. Jako poznać złoto fałszywe i nieprawdziwe.
    4. Nauk czarnoksięskich każda zwierzchność broni.
    Księgi piąte zdrady latawców jawne czynią.
    1. Co jest latawiec.
    2. Czemu latawcy znoszą nabożeństwo i pobożność chrześcijańską.
    3. Obrona przeciw latawcom.

  64. Krzyżanowski. Dawna Polska. Warszawa 1857; II. 603.
  65. Bibljoteka pisarzy polskich Nr. 53. Kraków 1905.
  66. Łoś. Przegląd językowych zabytków staropolskich do r. 1543. Kraków 1915. str. 327.
  67. Lud. Poznańskie VII, 262.
  68. Tripplin I, 264.
  69. Łukaszewicz o. c. I, 123.
  70. Antonowicz o. c. 388.
  71. Karłowicz. Czary i czarownice w Polsce (Wisła, I).
  72. O. F. o. c. 497.
  73. Antonowicz 331.
  74. X. Przecław Mojecki. Żydowskie okrucieństwa, mordy i zabobony. Kraków 1589.
  75. Sebastjan Miczyński. Zwierciadło korony polskiej. Kraków 1618. Art. XV: „Jak żydowie czarami i upominkami sczarowanemi o co się pokuszą dokazują.” Według Bartoszewicza: Antysemityzm w literaturze polskiej XV—XVII w., Warszawa 1914, str. 81.
  76. Żywoty świętych. W opisie męczeństwa pacholęcia Szymona Trydenckiego.
  77. Theatrum myśli przez siedmiu aktorów zagajone. Lwów 1780, str. 233.
  78. Wójcicki. Klechdy II, 191. Warszawa 1837.
  79. Krzyżanowski. Dawna Polska II, 568. Azulewicz w „Apologji tatarów” z r. 1630 broni pomówione o czary tatarki: „Mają one zasię pieniądze, które ich bracia im przysyłają. Nie umieją ich czytać, ale dalibóg niemasz tam konterfektu djabelskiego...... Ej, czyż za to palić potrzeba, że kto ma sztuczki srebrne i złote? Czytać nie umiecie, a gadacie, że to djabelskie pismo.”
  80. Berwiński I, 8.
  81. Arch. für slav. Phil. XIV, 185.
  82. Prace filol. IV, 573.
  83. Encyklopedja kościelna III, 627; artykuł ks. Z. Ch. Czarodziejstwo w Polsce, str. 627—645.
  84. „Przestrogi duchowne sędziom inwestygatorom i instygatorom czarownic, napisane przez wieleb. niegdyś ojca Serafina Gamalskiego, exministra prowincji wielkopolskiej, świętej teologji lektora jubilata zakonu św. Franciszka wieleb. ojców bernardynów, a teraz z dozwoleniem zwierzchności duchownej do druku podane. Roku Sędziego Boga człowieka oraz niewinnych Patrona 1742, w Poznaniu, w drukarni akademickiej.”
  85. Krzyżanowski, o. c. II, 601.
  86. Berwiński II, 147.
  87. Echem słów Chmielowskiego jest wyznanie ks. biskupa przemyskiego J. S. Pelczara: „Niestety nawet śród katolików niby to oświeconych spotkać można takich, którzy w szatanie widzą abstrakcyjne uosobienie złego“ („Tajemnice religji katolickiej“ Przemyśl 1918, str. 105); albo ks. Nowodworskiego (W „Pamiętniku religijno-moralnym“, 1861, luty, str. 151 w artykule „Jaka jest nauka kościoła o djable“):
    „I nam istnienie jego (djabła) nie jest bynajmniej przyjemne, i owszem, czem silniej przekonani jesteśmy o jego zgubnym wpływie w życiu, tem chętniej zgodzilibyśmy się na jego niebytność, gdyby tylko jej zaprzeczenie wyłączyć go mogło z liczby istot rzeczywistych, gdyby kościół nic nas nie uczył o tej jego bytności. Ale ponieważ tak nie jest; ponieważ myśl nasza zbyt słaba, aby siła samego przeczenia odjąć mogła duchom istnienie; ponieważ kościół wyraźnie uczy, że djabeł jest, przeto pomimo wszelkich wykrzykników zadziwienia, które z pewnej strony łatwo przewidzieć się dają, pomimo osobistej niechęci do wszystkiego, co z djabłem ma styczność, podejmuję to pytanie.“
    Wreszcie słowa ks. Stieglitza („Szczegółowo rozwinięte katechezy o nauce wiary“. Przełożył ks. dr. Wojciech Galant. Mikołów-Warszawa 1909, str. 84): „Jako myśliwy zasadza się na zwierza, tak czarci zasadzają się ustawicznie na nas, ustawicznie przemyśliwują i pracują nad tem, by uwodzić i gubić dusze ludzkie“. Tamże na str. 26 zabawne curiosum: „Wiara katolicka jest najprostszą drogą do nieba. Wiara protestancka może tam także, ale trzeba bardzo nakładać drogi“ (podkreślenie moje).
  88. W wieku XIII posiłkowano się przytem tak prostemi środkami, jak wprowadzanie do kościołów na postrach ludu maszkar i poczwar, dusz potępionych w orszaku djabelskim (monstra larvarum... ducentes procesiones diaboli). Patrz Berwiński I, 12—13.
  89. „Wstręt do wszelakiej herezji i schyzmy tak dalece starano się w Polsce katolickiej obudzić, że samą już naukę języka greckiego, jako niepotrzebną kościołowi łacińskiemu, nietylko stanowczo potępiano, ale ją narówni kładziono z nauką magji“ ...„kto się greczyzny w Polsce uczył, to był czarnoksiężnik”. Ks. Ign. Włodek w dziele „O naukach wyzwolonych w powszechności i szczególności księgi dwie.“ Rzym 1780.
  90. Encykl. kośc. III, 627.
  91. Łoś, o.c. 85.
  92. Łukaszewicz, Obraz II, 264.
  93. Czacki 103.
  94. O. F. 486.
  95. Adam Gdacjusz, ślązak, w. XVII, autor „Ardens irae divinae ignis”, „Postilla popularis” i in., występował przeciw czarom i gusłom. Wspomina pracę teologa Freudiusa „Gründlicher Bericht von Zauberey und Zauberern”, oraz pisma Hartmana i na ich podstawie oraz znajomości stosunków miejscowych charakteryzuje zabobony. (Patrz Kaz. Kolbuszewski „Postyllografja polska”, Kraków 1921).
  96. Berwiński I, 101.
  97. Objaśnienie błędami zabobonów zarażonych oraz opisanie niegodziwości, która pochodzi z sądzenia przez próbę pławienia w wodzie mniemanych czarownic jako takowa próba jest omylna, różnemi dowodami przez J. W. J. X. Józefa Andrzeja hrabi na Załuskach Junoszy Załuskiego (następuje szereg tytułów) stwierdzone. Dla pożytku każdego, osobliwie sędziów, spowiedników, aby sędziowie poznali niepewność takowej próby, a spowiednicy wierzący takim zabobonnym próbom z błędu wyprowadzać mogli. Kosztem Wielmożnego J. X. Marcina Rostkowskiego kanonika kijowskiego do druku podane roku 1766. W Berdyczowie. Drukarni WW. OO. Karmelitów Bosych Fortecy Najśw. P. M. za przywilejem J. K. Mci. (str. 72)
    Rozdział I.

    O osobach, do których należy zabraniać gusłów i zabobonów; jakim sposobem obchodzić się z temi, którzy się uciekają na poradę w błędach swoich. Zdanie generalne kościoła, pokuty wyraźne w koncyljach i rezolucja wielu przypadków.

    Rozdział II.

    O trudności, którą mieli uczeni ludzie przez kilka wieków w rozsądzeniu tej próby przez wodę, której zażywali w próbowaniu czarownic lub czarowników lub innych występków i w sądzeniu ich na karę przez tę próbę, gdy wrzuceni w wodę tonąć nie mogli, lecz po wodzie pływali, jak pospolicie pławieniem nazywają.

    Rozdział III.

    Odnowienie tego sposobu próbowania przez pławienie czarownic mniemanych. Zwyczaj w Niemczech i sprzeczki między uczonemi o tej materji. Zwyczaj przeniesiony do Francji.

    Rozdział IV.

    Jakim sposobem ta próba przez pławienie nastała we Francji. Takową próbę parlament paryski zakazał. Zdanie parlamentu o czarownicach i czarach.

    Rozdział V.

    Sentencje generalne Kościoła Świętego tyczące się tych osób, którzy (!) zabobony czynią lub do czyniących na jaką uciekają się poradę, to jest kara kościelna.

  98. St. Wodzicki. Wspomnienia przeszłości.
  99. Afanasjew. Poeticzeskija wozrienja sławian na prirodu III, 511.
  100. Karłowicz, o. c. Dokładny opis: patrz „Gryf“ 1910, str. 168—175, 201 — 208.
  101. Encykl. starop. I, 269.
  102. Rozenblatt: „Czarownica powołana. Przyczynek do historji spraw przeciw czarownicom w Polsce." Warszawa 1883; str. 63.
  103. Opis obyczajów i zwyczajów polskich. Poznań 1840. I, 233.
  104. Za stołem siedział wójt z ławnikami, przed stołem stał instygator i pachołcy miejscy.
  105. Por. u Czackiego: „Kiedy powszechnie żydów oskarżano o czary, rozumiano, że djabeł ciało męczonego na torturze przenosi na cień i dlatego żyd nie przyznaje się. Patrz „Żydowskiego procesu odgłos 1720 r.“ („Rozpr. o żydach i karaitach.“ Wyd. Turowskiego. Krak. 1860, 54).
  106. Wawrzeniecki. Krwawe widma.
  107. Tripplin I, 273.
  108. Moszczeński. Pamiętniki do hist. Polski w ostatnich latach panowania Aug III. Warszawa 1905; IV, 25.
  109. Jucewicz, 184—186.
  110. Tripplin I, 268.
  111. Zbiór wiad. do antrop. krajowej, tom III, Kraków 1879 (ks. Wł. Siarkowski: Materjały do etnogr. ludu polskiego z okolic Kielc).
  112. Tripplin I, 277.
  113. Klarner. Sprawy o czary w urzędach bełżyckich (Wisła XVI, 469)
  114. ib. 468.
  115. Łukaszewicz. Opis powiatu krotoszyńskiego. Poznań 1869, 74—75.
  116. Wyrażenia malleus (haereticorum) używał już w r. 400 św. Hieronim. Za tytuł książki posłużyło ono Janowi z Frankfurtu w r. 1420: „Malleus iadaeorum“ (Hansen. „Quellen und Untersuchungen zur Geschichte des Hexenwahns und der Hexenverfolgung im Mittelalter,“ Bonn 1901; str. 361) Nb.: w Thesaurus exorcismorum z r. 1608 czytamy na str. 863: Jesus, malleus maleficiorum.
  117. Malleus maleficarum in tres partes divisus in quibus concurrentia ad maleficia, maleficiorum effectus, remedium adversus maleficia et modus denique procedendi ac puniendi maleficos abunde continetur. Coloniae 1489. Drugie wydanie tamże 1494, potem w Norymberdze 1494 i 1496, później znów dwa razy w Kolonji 1511 i 1520, dwa razy we Frankfurcie 1580 i 1582, wreszcie w Leodjum 1595 (znacznie powiększone), 1620 i 1669. (Patrz Berwiński I, 76 i Soldan „Geschichte der Hexenprocesse," Stuttgart 1880, I, 276). Posiadam wydanie z r. 1669 (Lugduni. Sumptibus Claudii Bourgeat) p. t. „Malleus maleficarum, maleficas et earum haeresim framea conterens, ex variis auctoribus compilatus etin quatuor tomos iuste distributus, quorum duo priores vanas daemonum versutias, praestigios eorum delusiones, superstitiosas strigimagarum caeremonis, horrendas etiam cum illis congressus, exactam denique tam pestiferae sectae disquisitionem et punitionem complectuntur. Tertius praxim exorcistarum ad daemonum et strigimagarum maleficia de Christi fidelibus pellenda. Quartus vero artem doctrinalem, benedictionalem et exorcismalem continet“ etc. etc.
  118. Młot na czarownice. Postępek zwierzchowny w czarach, także sposób uchronienia się ich i lekarstwo na nie, w dwuch częściach zamykający.
    Księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i potrzebna, ale i z nauką Kościoła powszechnego zgadzająca się.
    Z pism Jakuba Sprengera i Henryka Instytora, zakonu Dominika S. teologów i w niemieckiej ziemi inkwizytorów po większej części wybrana i na polskie przełożna.
    Przez Stanisława Ząmbkowica, sekretarza księcia jegomości Ostroskiego, kasztelana krakowskiego.
    Do której w tejże materji przydana jest książka Jana Nidera, tegoż zakonu Dominika S. teologa i inkwizytora, także Ulryka Molitora dialog o wieszczych białychgłowach abo czarownicach.
    W Krakowie, w drukarni Symona Kempiniego, roku pańskiego 1614.
    Zamieszczam poniżej całkowite Spisanie rozdziałów, które się w tej książce zamykają.
    Młotu na czarownice część pierwsza. Postępek zwierzchowny w czarach, szesnastą rozdziałów zamykająca. Przed którymi wprzód się kładzie quaestia abo pytanie: Jeśli kto od aniołów dobrych może tak być obwarowany, żeby mu czarownicze sposoby niżej opisanymi czarami szkodzić nie mogły.
    Rozdział pierwszy.

    O różnych sposobach, którymi szatani przyciągają i wabią ludzi niewinnych przez czarownice ku rozszerzeniu tego odstępstwa.

    Rozdział wtóry.

    O sposobie przeklętej czarownic profesji abo wyznaniu. Także o czynieni przysięgi szatanowi niektóre objaśnienia.

    Rozdział trzeci.

    O sposobie, którym z miejsca na miejsce bywają przenaszane.

    Rozdział czwarty.

    1. Jako czarownice z latawcami obcują. 2. Jeśli w takowych brzydkościach szatani ludzkiego nasienia zawsze zażywają. 3. Jeśli równie każdego czasu i na każdem miejscu tę brzydkość odprawują. 4. Jeśli widocznie tę sprośność łatwie odprawują. 5. Z któremi białemigłowami szatani sprośności takie zwykli odprawować.

    Rozdział piąty.

    O sposobie, którym wobec przez sakramenta kościelne swoje czary odprawują.

    Rozdział szósty.

    O sposobie, którym władzę rodzajną psują.

    Rozdział siódmy.

    O sposobie, którym mężczyźnie członek wstydliwy odejmować swem omamieniem zwykły.

    Rozdział ósmy.

    O sposobie, którym ludzi w bestje przemieniają i same siebie.

    Rozdział dziewiąty.

    O sposobie, którym szatani w głowie bez szkody bywają, gdy zmysły ludzkie mamią.

    Rozdział dziesiąty.

    O sposobie, którym szatani za sprawą czarownic w ludziach podczas osobą swą mieszkają.

    Rozdział jedenasty.

    O sprawowaniu przez czarownice wszelakich chorób, a mianowicie o głównych wobec chorobach.

    Rozdział dwunasty.

    O niektórych chorobach szczególnie.

    Rozdział trzynasty.

    O sposobie, którym baby czarownice, przy rodzeniu posługujące, szkody czynią, dziatki zabijając, abo je szatanom z przeklęctwem oddając i ofiarując.

    Rozdział czternasty.
    O sposobie, którym w bydle wielką szkodę czynią.
    Rozdział piętnasty.

    O sposobie, którym grady i wielkie niepogody pobudzać także piorunmi z błyskawicami bić na ludzie i bydło zwykły.

    Rozdział szesnasty.

    O trzech sposobach, którymi tylko mężczyna a nie białegłowy czarami się parają.

    Młotu na czarownice,
    część druga, sposoby leczenia czarów w sobie zamykająca.

    Quaestia abo pytanie do tej części należące: Jeśli się godzi czarami czarów zbywać abo je leczyć.

    Rozdział pierwszy.

    Lekarstwo kościelne przeciw latawcom.

    Rozdział wtóry.

    Lekarstwa tym, którzy w władzy rodzajnej oczarowani bywają.

    Rozdział trzeci.

    Lekarstwa służące oczarowanym w miłości abo gniewie nieporządnym.

    Rozdział czwarty.

    Lekarstwa tym, którym przez czary wstydliwy członek bywa odejmowany, abo gdy w postaci bestjalskie bywają przemieniani.

    Rozdział piąty.

    Lekarstwa ludziom od szatana opętanym przez czary.

    Rozdział szósty.

    Lekarstwa przez przystojne zaklinanie abo egzorcyzmy kościelne przeciw wszelkim chorobom od czarownic sprawionym i sposób egzorcyzmowania abo zaklinania oczarowanych.

    Rozdział siódmy.

    Lekarstwa przeciw gradom i bydłu oczarowanemu.

    Rozdział ósmy.

    Lekarstwa niektóre przeciw pewnym tajemnym szatańskim sprawom abo tajemnemu przenaśladowaniu.

    Jana Nidera, zakonu Dominika S., teologa i inkwizytora,
    o czarownicach księga.
    Rozdział pierwszy.

    O widmach na niebie i potworach w nocy się pokazujących, i jeśli dusze zmarłych, z miejsc swoich wyszedłszy, pokazować się mogą.

    Rozdział wtóry.
    O niepokoju w domach od duchów nieczystych i prześladowaniu ludzkiem. Przyczyny, dla których egzorcyzmy nie zawsze pomocne bywają. Nakoniec, co zacz ci duchowie są, którzy niepokoje w domu czynią.
    Rozdział trzeci.

    O sposobach, którymi czarownicy ludziom tak w osobach jako i majętności ich szkodzą, także o początku ich przeklętego odstępstwa, jako sobie w niem postępują.

    Rozdział czwarty.

    Różności między czarnoksiężnikami i czarownikami o sprawach czarowniczych i rzeczach, które są czarom na przeszkodzie.

    Rozdział piąty.

    O miłości i gniewie abo nienawiści nieporządnej, które ich przyczyny są, kto od czarów takich wolny bywa i które przeszkody szatan w takiej sprawie miewa.

    Rozdział szósty.

    Lekarstwa na miłość i nienawiść nieporządną i na zepsowanie władzy rodzajnej. Tak też jako leczyć, którzy bez czarów miłością bywają uwikłani i o obronie aniołów dobrych.

    Rozdział siódmy.
    Jako czarownice na ciele i zdrowiu ludziom szkodzi.
    Rozdział ósmy.

    O wielkiej śmiałości białychgłów w wdawaniu się w czary. Także o trzech rzeczach, które są na świecie najlepsze i najgorsze.

    Rozdział dziewiąty.

    O trojakiej pomście abo karaniu. I jeśli szatani latawcami stawają się, dowody i przykłady.

    Rozdział dziesiąty.

    1. Jeśli kiedy latawcy rodzą. 2. Dlaczego więtsze prześladowanie od nich białegłowy miewają niżeli mężczyzna. 3. Jako mogą ci poratowani być, którzy od latawców przenagabanie miewają.

    Rozdział jedenasty.

    O przyczynach i sposobach posiadania ludzi od szatanów. Także lekarstwa, opętanym służące.

    Rozdział dwunasty.

    1. Jeśli ziółmi, kamieńmi i melodją szatani mogą być od ludzi odganiani. 2. O mniemanem posiedzeniu, gdy kto rozumie się być takim a nie jest.

    Książka pożyteczna i bardzo potrzebna, w sposób djalogu o czarownicach pisana przez Ulryka Molitora, w duchownem prawie doktora, którego się wprzód kładzie przemowa do oświeconego książęcia i pana Zygmunta arcyksiążęcia rakuskiego Styrji i Karyntji etc.

    Rozdział pierwszy.
    Quaestia.

    Jeśli czarownice rzeczą samą pioruny i grady sprawować mogą?

    Rozdział wtóry.

    Jeśli czarownice za pomocą szatańską dziatkom małym i ludziom szkodzić mogą i choroby w nich sprawować także niepotężność w małżeństwie czynić?

    Rozdział trzeci.

    Jeśli czarownice twarze ludzkie mogą w inszą postać odmieniać?

    Rozdział czwarty.

    Jeśli czarownice jeżdżą na biesiady na ożogach namazanych maścią, abo na wilku, bądź też na inszem zwierzęciu i jeśli z miejsca na miejsce dla tych biesiad bywają przenaszane: gdzie jadają, pijają i cieleśnie z sobą obcują?

    Rozdział piąty.

    Jeśli szatan w osobie ludzkiej może się pokazać i z takiemi przeklętemi czarownicami cieleśnie obcować?

    Rozdział szósty.

    1. Jeśli z społeczności cielesnej szatanów z białemigłowami może się dziecię urodzić? 2. Jeśli czarownice przyszłe rzeczy mogą opowiadać i tajemnice monarchom objawiać?

    Rozdział siódmy.

    1. Jeśli szatani, bądź też i ludzie, za pomocą i sprawą szatańską mogą powietrze zamieszać, grady przywodzić i ziemi szkodzić? 2. Także jeśli mogą między ludźmi rozmnażać choroby i człowieka niepłodnym uczynić?

    Rozdział ósmy.

    Jeśli czarownice za sprawą szatańską mogą same siebie i inszych ludzi w różnych bestji postacie przemieniać?

    Rozdział dziewiąty.

    Jeśli czarownice zgromadzają się na bankiety i społecznie z sobą jadają, pijają, rozmawiają i cieleśnie obcują?

    Rozdział dziesiąty.

    Jeśli szatan w osobie ludzkiej może cieleśnie z białemi głowami obcować? 2. Jeśli z takowej sprawy może się płód zawiązać?
    Nie wiem z którego wydania oryginału tłumaczył Ząbkowic. Stosunek „Mellei maleficarum“ z r. 1669 (a więc późniejszego niż książka Ząbkowica) do przekładu polskiego jest następujący:
    T. I: 1) Traktat Sprengera i Institora składa się z trzech części, z których Ząbk. przełożył tylko cz. II (Młot: str. 1 —286).
    2) Fr. Joannis Nideri „Formicarium” = Jana Nidera o czarownicach księga. T. II składa się z trzynastu traktatów różnych autorów (Basinus, Molitor, Gerson, Spina, Comensis, Alfons a Castro i in.), z których w „Młocie“ znajdujemy tylko Molitora. (Tractatus utilis et necessarius per viam dialogi de phytonicis mulieribus etc. = Książka pożyteczna i bardzo potrzebna i t. d.).
    Przekład niemiecki wyszedł dopiero w r. 1906 i zawiera tylko traktat Sprengera i Institora. (Der Hexenhammer. Uebertr. V. J. W. R. Schmidt. Berlin 1906, 3 tomy).

  119. Hansen (o. c.) przytacza 47 listów papieskich i 46 dzieł, dotyczących czarów i czarownic z okresu lat 1260— 1540. M. i.: Arnaldus de Villanova„De maleficiis“, Zauchinus Ugolini „Super materia haereticorum“, „Spicilegium daemonolatriae“, Bertramus Teuto „De illusionibus daemonum“, Raimundus Tarrega „De invocatione daemonum", Nicolaus Jacquerius „Flagellum haereticorum fascinariorum“, Marianus Socinus „Tractatus de sortilegiis“, Joh. Vicentii „Liber adversus magicas artes“ etc. „Malleus maleficoram“ powołuje się na niespełna setkę innych autorów.
  120. Cz. III „Mall. Mal." podzielona jest na 25 rozdziałów, m. i.: kto powinien sądzić czarownice? Sposób wszczynania procesu. O świadkach. Procedura sądowa. Tortury etc.
  121. Praktyka kryminalną to jest wzór rozważnego i porządnego spraw kryminalnych sądzenia według praw przyzwoitych i przystosowanych, zdaniem autorów poważnych. Przez szlachetnego IMC Pana Jakóba Czechowicza, radcę i sędziego miasta Chełmna. Z rękopisma po jego śmierci zostawionego. Drukowano w Chełmnie roku 1769.
  122. „Practica nova rerum criminalium imperialis saxonica in tres partes in tres partes divisa“ Viteberg. 1635.
  123. „La démonomanie des sorciers“. Paris 1580. (i kilka wydań późniejszych). Jest w bibl. ord. Krasińskich w Warszawie. Egzemplarz ten należał niegdyś do bisk. Załuskiego.
  124. Czarownica powołana abo krótka nauka i przestroga z strony czarownic zebrana z rozmaitych doktorów, tak w prawie Bożym jako i w świeckim biegłych, dla ochrony i poratowania sumnienia, osobliwie na takie sądy wysadzonych. Psalm III. Ćwiczcie się, którzy sądzicie ziemię. W Poznaniu, Roku Pańskiego 1639.
    Treść książki:
    Pytanie I: Co to superstitia abo zabobon, a co maleficium abo czary?
    Pytanie II: Jaki kres, do którego, jako do celu, zmierzają czarami swojemi czarownicy albo czarownice?
    Pytanie III: Czemu więcej białychgłów aniżeli mężczyzn czarownic?
    Pytanie IV: Jeśli sędzia bez wielkich zawodów i dowodów powinien zaraz surowo następować na ludzie, o czary powołane, czyli uważnie trzymając się postępku prawnego?
    Pytanie V: Jaka inkwizycja abo wypytywanie w tym to obwinieniu o czary ma być?
    Pytanie VI: Jakie znaki abo dowody mają być, ogółem mówiąc, aby sędzia mógł się jąć powołanego abo pomówionego?
    Pytanie VII: Jeśli się godzi dla próby albo doświadczenia czarownice pławić?
    Pytanie VIII: Jakich kondycji potrzeba sędziemu upatrować w osobności, za któremiby mógł bezpiecznie jąć się powołanej na inkwizycję i więzienie, kiedyby była powołana od wierutnej czarownice?
    Pytanie IX: Jeśliże sędzia może kogo imać, więzić, męczyć, z prostego samego jednego abo drugiego powołania, bez innych dowodów?
    Pytanie X: Których osób nie godzi się męczyć?
    Pytanie XI: Jako ma sobie sędzia postępować, gdy już męczy czarownice i inne złoczyńce?
    Pytanie XII: Jeśliżeby powołana o czary, z niewczasów, z frasunku i mąk umarła w więzieniu, godzili się ją chować jako i drugie ludzie na miejscu święconem?
    Pytanie XIII: Jako czar pozbywać?
    Drugie wydanie „Za staraniem i kosztem Wiel. Consystorza Gdańskiego... w Gdańsku u Jana Daniela Stolla 1714“, str. 88.
  125. Cautio criminalis seu de processibus contra sagas. Znam wydanie: Solisbaci 1695.
  126. Książki tej nie widziałem. Cytuję według Encyklopedji kościelnej III, 629—630. Tytuł instrukcji brzmi: Instructio circa iudicia sagarum, iudicibus eorumque consiliariis accomodata. Romae primum 1657, nunc iterum pro bono publico anno MDCLXXXII edita. Gedani. 8 str. in 40. Książeczka ta składa się z instrukcji, listu pasterskiego, sententiae et regulae quaedam iuris i notandum, w którem sędziom zaleca czytać Czarownicę powołaną i Cautio criminalis. Wkrótce wydanie to przedrukowano, bez roku i miejsc druku, in 120, dołączając tekst polski.
    Finkiel podaje (4393 i 4499) jeszcze dwa wydania: Kraków 1705 i Wilno 1721.
  127. „Przestrogi duchowne sędziom inwestygatorom i instygatorom czarownic, napisane przez wieleb. niegdyś ojca Serafina Gamalskiego, exministra prowincji wielkopolskiej, świętej teologji lektora jubilata zakonu św. Franciszka wieleb. ojców bernardynów, a teraz z dozwoleniem zwierzchności duchownej do druku podane. Roku Sędziego Boga człowieka oraz niewinnych Patrona 1742, w Poznaniu, w drukarni akademickiej.”
  128. Objaśnienie błędami zabobonów zarażonych oraz opisanie niegodziwości, która pochodzi z sądzenia przez próbę pławienia w wodzie mniemanych czarownic jako takowa próba jest omylna, różnemi dowodami przez J. W. J. X. Józefa Andrzeja hrabi na Załuskach Junoszy Załuskiego (następuje szereg tytułów) stwierdzone. Dla pożytku każdego, osobliwie sędziów, spowiedników, aby sędziowie poznali niepewność takowej próby, a spowiednicy wierzący takim zabobonnym próbom z błędu wyprowadzać mogli. Kosztem Wielmożnego J. X. Marcina Rostkowskiego kanonika kijowskiego do druku podane roku 1766. W Berdyczowie. Drukarni WW. OO. Karmelitów Bosych Fortecy Najśw. P. M. za przywilejem J. K. Mci. (str. 72)
  129. Światłemu temu mężowi dziękowała za działalność Drużbacka w wierszu: „Sprzeczka z różnymi zakonnikami o upiorach, którym autorka tych wierszów wiary nie daje“:

    Że teraz djabłów nie zna Częstochowa,
    Królowa nieba nadgrodzi ci sama,
    Żeś z Jasnej Góry zkopciałe czernidła
    Ztarł, wychędożył, lustr wrócił bez mydła.
    Poznałeś, duchem prorockim natchniony,
    Fałszywych osób bezbożne wykręty.
    Wyniósł się z niemi z granic duch zmyślony;
    Co więc prawiły: mój pyszny, nadęty,
    Mój pijak główny, mój mi kraść pozwala:
    Baba hultajka, a na djabła zwala.
    Oswobodziłeś i szlacheckie domy,
    Chaty wieśniaków prostych, bojaźliwych,
    Bo kiedy do nas przyszedł czart łakomy
    Wymusił, co chciał: jeszcze słów złośliwych
    Nagadał; teraz każdy go wypędza.
    Bez exorcysty, kropidła i księdza.

  130. Więcej szczegółów w „Encyklopedji Kościelnej“ t. III.
  131. Jan Chryzostom Bohomolec urodzony na Białej Rusi 27 stycznia 1724 r., wstąpił do Towarz. Jezus. w r. 1739. Przez dłuższy czas był wileńskim magistrem nauk wyzwolonych i filozofji tudzież prefektem szkół. Był misjonarzem i cenzorem jezuitów warszawskich do r. 1771, wreszcie profesorem prawa kanonicznego. Po skasowaniu zakonu, któremu służył przez 34 lata,był nauczycielem w domu Fr. Bielińskiego, pisarza wielkiego koronnego, aż w r.1775 dostał probostwo skaryszewskie i praskie. Występując szorstko przeciw swym przeciwnikom religijnym, ściągnął na siebie groźby i oburzenie (r. 1794), przed któremi z ledwością obronili go przyjaciele. Zmarł u Bonifratrów 17 lutego r. 1795. Pochowany na Powązkach.
  132. Cz. I wyszła w Warszawie w r. 1772. Drugie wydanie cz. I w r. 1775:„Djabeł w swojej postaci, z okazji pytania jeśli są upiory, ukazany. Przez X. Jana Bohomolca soc. Jesu, nauk wyzwolonych i teologji doktora, proboszcza skaryszewskiego i praskiego. Część pierwsza, edycja druga, za dozwoleniem zwierzchnosci. W Warszawie. Nakładem Michała Grölla bibliopoli nadworn. J.K. M-ci w Marywilu pod znakiem Poetów“.
    Cz. II: „Djabeł w swojej postaci albo o upiorach, gusłach, wrókach, losach, czarach, z przydatkiem o ukazywaniu się duchów i odpowiedzią na zarzuty przeciwko pierwszej części czynione”. Przez etc. (j. w.) W Warszawie 1777. Wreszcie: „Przydatek do książki Djabeł w swojej postaci. O ukazywaniu się duchów". Przez etc. Warszawa 1777.
  133. Ale zabawnie brzmią dzisiaj takie zdania, jak:
    „Błyskawica jest para siarczysta, zmieszaniem się i burzeniem się z innemi parami, jako to: saletrowemi, kleistemi, solnemi, siarczystemi zapalona“. (I, 171)
    a zwłaszcza:
    „... próżne jest usiłowanie ludzi o wynalezienie sposobu latania gdyż tak wielkich skrzydeł do ogarnienia powietrza, mogącego unieść człowieka, potrzeba, iż, luboby z najlekszej były materji, żadna ich siła ludzka ruszyć nie mogłaby." (I, 114.)
  134. Co i wielorakie są gusła? Jakie gusła były Furjusza, kapłanów meksykańskich, Zamolxesa, Hermesa Trismegista, Zoroastra, Indjan, Ghaldejczyków, Persów ? Kto pierwszy pisał o gusłach, jako sztuce jakiej? Przez co gusła stają się niegodziwemi? Co to jest Mandragora? Czemu, według Demokryta, starzy kazali uważać wnętrzności bydląt, na ofiarę zabitych? Kto wieszczby był wynalazcą? Jaki był urząd i znaki wieszczków w Rzymie? Dlaczego choroba wielka nazwana morbus comitialis? Jakie były reguły wieszczków? Jacy ptacy i jakie rzeczy zdawały się być zgodne do przyszłych rzeczy oznajmowania? Co Pismo Św. mówi o wieszczkach? Co ojcowie św. i poganie sami o nich sądzili? Co to są wielorakie losy? i jeżeli godzi się ich używać, i kiedy, i których? Co są losy Homerowe, Wirgiljuszowe i świętych? Jako zwyczaj pobożny obierania losem patronów miesięcznych, rocznych, może być zabobonny? O wróżeniu z słów, przypadkiem wymówionych. O wróżeniu z potwór, deszczów i różnych widoków niezwyczajnych. O wróżeniu z kichania, piszczenia w uszach, drżenia członków. O wróżeniu z upadnienia na ziemię.
    O wróżeniu z potykania niespodzianego ludzi, zwierząt etc. O wróżenia z dni pewnych albo o dniach szczęśliwych i nieszczęśliwych. O wróżeniu z imion i nazwisk. Druga przyczyna, która czyni gusła przyrodzone zabobonami. Co to są gusła albo czary misterne? O głowie gadającej, którą przypisywano Albertowi Wielkiemu, jakby od niego była zrobiona? O głowie gadającej, zrobionej od Roberta Bakona. Co to były Teraphim, o których wspomina Pismo św. jakby wyroki wydawały? Co to są gusła jadowite? O słowach, którym starzy moc osobliwszą przypisowali. Co to jest Kabała? Jaką moc starzy literom i liczbom pewnym przyznawali? Co to jest kwadrat czarodziejski? O dniach krytycznych. O rokowaniu z słów ułożonych, a mianowicie o proroctwach względem przyszłych papieżów, które przypisywano S. Malachiaszowi biskupowi. Co jest genomancja? Co są gusła obrządkowe? Co hydromancja, lekomancja, aëromancja, gastromancja, amniomancja, kataptomancja, krystalomancja, klidomancja, aephitomancja, pegomancja, axinomancja, koscinomancja, cephalecjomancja, onychomancja, rabdomancja, ksylomancja, keromancja, pyromancja, pnomancja? Czy były i czy mogą być czary prawdziwe? Czy czynili i czy mogli czynić czarownicy dzieła, jakie im przypisywano i przypisują? O dzieciach miasta Hamelu, przeprowadzonych przez ziemię od czarownika. O wieży zaczarowanej w Hiszpanii. O czarowniku, zaczarowanym w jaskini kępy jeziora Veter w Gocji. O dziwnych sprawach czarowników. Czy czarnoksięstwo jest sztuką. Czy są jakie do tego reguły? Czy można go się nauczyć? O wynalazcach sztuki czarnoksięskiej. O pisarzach tej sztuki. Dowody próżności tej sztuki, Czy szatan tak jest powolny i posłuszny czarownikom, jako pospolicie rozumieją? Czy może czarownik dręczyć szatana? Czy można wierzyć iż tak wielka jest liczba czarowników, jak powiadają? Jakie szkody przynosi rozumienie o czarownikach i czarach? Czy można wierzyć wyznającym, choćby urzędownie, że są czarownikami? Czy są jakie znaki poznania czarowników? Czy godziwe są ochrony, których przeciwko czarom używają? Czy godziwe teżsame śrzodki, gdy są poświęcone? O żółci ryby, która odpędziła Asmodeusza od Sary, oblubienicy Tobiasza. Jakim sposobem anioł Asmodeusza przykuwał na puszczy? (Potem rozprawa o ukazywaniu się duchów).
  135. Szyjkowski. Dzieje polskiego upiora przed wystąpieniem Mickiewicza. Kraków 1917; str. 16.
  136. Smoleński. Przewrót, 88.
  137. Relacja naocznego świadka egzekucji w „Przyjacielu ludu“ 1835. Przedruk w „Sprawach ponurych“ St. Wasylewskiego.
  138. Smoleński, o. c. 88.
  139. Brückner, kazania średniowieczne. I, 40—41.
  140. Mon. med. aev. t. XVIII, cz. I. Akta kapituł i sądów biskupich, zapiski Nr.Nr. 109, 553, 241 i wiele innych.
  141. Kaz. Morawski. Historja Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2 tomy, Kraków 1900; II, 322.
  142. ib, 321.
  143. Al. Kraushar. „Czary na dworze Batorego.“
  144. Thesaurus magicus domesticus sive approbatus niger libellus. J. E. R. S. in extrema necessitate dicendus. Cracoviae post partum salutis A. 1637. W 24-ce, kart 16. Na odwrotnej stronie karty tytułowej drzeworyt, przedstawiający młodą osobą, niosącą pod pachą zawiniątko z narzędziami czarodziejskiemi. Nad głową jej unosi się Opatrzność boska, z lewej i prawej ręki wznosi się siedem gwiazd. Wokoło dziwaczne napisy po łacinie.
    Książki tej nie mogłem odszukać. Cytuję w „Wypisach” urywki według Maciejowskiego. (Piśmiennictwo I, 259—265).
  145. Kiesewetter. Faust in der Geschichte u. Tradition. Nowe wydanie: Berlin 1921.
    O Twardowskim pisali: Siarczyński Fr „Śledzenie dokładniejsze wiadomości o Twardowskim“, Czasop. Ossol. 1829, Maciejowski: „Polska pod względem obyczajów“ IV, 376; „Piśmiennictwo“ I, 11. Wójcicki Klechdy I, 210—231; II, 165—169. Świeżawski: Bibl. warsz. 1875, III. Chl. Fr.: ib. 1843, III. Jewstigniejew: „Żizń i prikluczenja pana Twardowskawo“ Moskwa 1892 i in. (Patrz Fr. Gawełka „Bibljografję ludoznawstwa polskiego“, Kraków 1914, str. 186—187). Ś. p. Andrzej Niemojewski zostawił podobno w rękopisie studjam o Twardowskim.
  146. Z pominięciem t. zw. „Księgi czarodziejskiej Twardowskiego“, gdyż okazało się, że jest to rękopis Pawła z Pragi (por. Józefa Muczkowskiego „Pauli Paulirini olim Paulus de Praga vocitati viginti artium manuscriptum librum“ etc., Kraków 1835).
  147. Cz. II, wyd. Turowskiego, str. 162.
  148. Kiesewetter I, 81.
  149. Joannes Faustus... Cracoviae magiam, ubi olim docebatur palam, didicit“, pisze Wier w książce „De praestigiis daemonum“, (Kiesew. I, 41). Tak samo Manlius, uczeń Melanchtona, w wydanem w r. 1590 dziełku „Locorum communium collectanea“ etc.: „Hic [Faust] cum esset scholasticus cracoviensis, ibi magiam didicerat, sicut ibi olim fuit magnus usus et ibidem publicae eiusdem professiones". (Kiesew I, 29)
  150. Maciejowski. Polska IV, 139.
  151. Gąsiorowski. Zbiór wiadomości do historji sztuki lekarskiej w Polsce. Poznań 1839; I, 115.
  152. ib. 178.
  153. Morawski o. c. II, 301.
  154. Dla przykładu kilka tytułów dzieł astrologicznych:
    Jan Latosz:
    Przestroga przyszłego znacznego na świecie odmienienia. Kraków 1595.
    Srogiego i straszliwego zaćmienia słonecznego także dwojga miesiącowego, na rok pański 1598 przypadające, krótkie skutków opisanie. Do tego przystępują effekty złączenia obudwu niefortun Saturnusa i Marsa w znaku niebieskim w wadze przez... doktora w lekarstwie z pilnością uczynione. Proff. Crac.
    Strażnik opowiada przypadki rozmaite, które za sobą pociągnie złączenie obudwu niefortun Saturnusa y Marsza. Roku ninieyszego 1596 (Kraków).
    Tomasz Rogalius:
    Prognosticon albo przestroga walnych i celnych przygód i przypadków, które mają przyjść na wszystek lud, pospolicie z nauki gwiazd i biegów niebieskich na 6 lat uczyniona. Kraków 1595.
    Bernath z Krakowa:
    Lucubratio astrologica. Albo pilne uważenie a wyrozumienie astrologskie z postanowienia znamion y planet niebieskich, zacnemu królestwu polskiemu służących. I rozsądek ktemu o kształcie spraw potocznych,państwu temu i wszystkim stanom koronnym należących w tym roku pańskim 1608 przypadających opisany.
    Przestroga i dekret astrologski z strony skutków srogiego zaćmienia słonecznego i złączenia dwu płanetów złych, Saturnusa z Martesem, w roku 1598 przypadającego, przez... w wyzwolonych naukach mistrza i w filozofji doktora opisana.
    Mikołaj Wajs:
    Prognosticon z nauki gwiazdarskiey. Od roku 1572 aże do r. 1588 będące. (Druk u Mac. Wirzbięty 1572).
    W końcu są wiersze „do tego co cżedł ty straszne rzeczy“:

    Straszneć to są iście rzeczy,
    moy naymilszy bracye,
    A iże to zasługuiem,
    snadź to wszyscy znacye.

    Jam Muzonius:
    Prognosticon solis et lunae ecclipsium i obwieszczenie skutku z trojga zaćmienia, dwuch miesiąca a słońca jednego, które 1598 r. przypadają.
    Andrzej Zedzianowski:
    Kometa z przestrogi niebios r. 1618 w niedźwiadku zodjacznym z skutkami pilnie uważanemi. Kraków 1619.
    „Cometologia albo krótki dyskurs astrologiczny o komecie i skutkach jego, który się pokazał ostatnich dni miesiąca grudnia, roku od słowa wcielonego, gwiazdom monarchom ziemskim objaśnionego 1680, i trwał w roku blisko następującym 1681. Na pospolitą świata polskiego przestrogę wydany przez M. J. Wiśniowskiego Fil. Doktora Astrologicy i Geometriey w Collegium Mniejszym Ordynaryusza. Kraków 1681.“

  155. Gąsiorowski I, 237.
  156. Niemcewicz. Pamiętniki I, 127—131.
  157. Wiszniewski. Hist. lit. IV, 156.
  158. O walce duchowieństwa z astrologją patrz Smoleńskiego „Przewrót umysłowy w Polsce w XVIII w.“. Kraków 1891, str. 92 i nast.
  159. Maciejowski. Polska IV, 400.
  160. W poemacie „Victoria deorum“, cap. 28 i 29. (Patrz Kraszewskiego „Nowe studja literackie“. Warszawa 1843, str. 115.)
  161. Stryjkowski. Chron. Polon. XXII, wg. Gąsiorowskiego o. c. I, 102.
  162. Patrz K. Lacha Szyrmy „Z dziejów alchemji“ („Czas“, dod. mies. rok IV, tom XVI).
  163. Archidoxi Philippi Theophrasti Paracelsi magni germani philosophi et medici solertissimi ac mysteriorum naturae scrutatoris et artificis absolutissimi L. X. Nunc primum illustri ac magnifico Domino Alberti a Lasko Palatino Siradiensi, Duce et Auspice, studio et diligentia Adami Schrötteri Philosophi et Poëtae laureati, e Germanico in Latinum sermonem translati et editi. Marginalibus annotationibus et indice copiosissimo per Joannem Gregorium Mairum Philosophum et Medicum adjectis, cum gratia et privilegio imperiali ad septennium. Cracoviae ex officina Typographica Mathiae Wirzbięta Typographi Regii 1569, 4-to;
    De praeparationibus P. Theophrasti Paracelsi ab Hohenheim Germani Philosophi ac Medici omnium judicio absolutissimi Li. II. Cura et studio summaque fide et integritate qua fieri potuit, ab Adamo Schrötero Silesio Philosopho et Poëta laureato, in lucem editi, cum privilegio Caesareo ad septennium. Cracoviae ex officina Typographica Mathiae Wierzbięta 1596, 4-to.
  164. Dzieło Kowskiego: „Tractatum de prima materia veterum lapidis philosophorum“ znajduje się w „Benedicti Figuli Thesaurinella olympica aurea tripartita“, Francfort 1608 i 1682.
  165. Wg. Encykłoped. słowar Brokhauz i Efron art. „Ałchimja“.
  166. „Bakona metoda tłumaczenia natury“. Warszawa 1879, str. 130-136. Roth-Scholz wydał dzieła Sędziwoja w Norymberdze w r. 1718. Traktat „Novum lumen chymicum w przekładzie polskim d-ra Jod. drukowany w „Wiedzy filozoficznej“. Warszawa 1920 — 1921, Nr. 1—4.
  167. „Kalendarz polski i ruski“.
  168. Jan Podworzecki (pseudonim Januszewskiego) „Wróżki“, Kraków 1589. Pięknie zachowany egzemplarz w bibl. Czartoryskich w Krakowie.
  169. Wg. Kolbuszewskiego, o. c., 246.
  170. Maciejowski. Piśmiennictwo III, 84.
  171. „Zbiór wiadomości do antropologji krajowej“, t. XVIII. Kraków 1895.
  172. „O sekretach białogłowskich, mocy ziół, kamieni i zwierząt osobliwych“. W Amstelodamie 1698. Dziełko to jest typowym okazem ówczesnej popularnej literatury lekarskiej. Oprócz poradnika hygjenicznego dla kobiet, zawiera opis ziół, kamieni i zwierząt, obdarzonych cudownemi własnościami, „księgę o przedziwnych cudach“, podającą rozmaite zabobonne recepty, wreszcie traktat „„Michała Skott, fizyka osobliwego, o sekretach przyrodzenia“, składający się z przepisów życia małżeńskiego (część I) i rozprawki o fizjognomice, poprzetykanej wiadomościami o wieszczbiarstwie, snach etc.
  173. Brückner, I, 63.
  174. ib. 64.
  175. 1. „Chiromantia abo praktykowanie z rąk człowieczych. Z starych philosophów i nowych inszych autorów pilnie i porządnie zebrane. Przez Jana Kalkowskiego z Gwoźdźca“ (bez miejsca i roku). 2. Jan Głogowczyk. Recollectio chiromantiae in florigera Cracov. Univ.
  176. Brückner, I, 65.
  177. Kalendarz na rok 1746, wydany w Krakowie przez „w przesławnej akademji krakowskiej w kollegjum większym ordynarjusza“.
  178. Patrz Dr-a Daniela Wierzbickiego „Pogadanki o kometach i kometomancji”. Kraków 1889.
  179. „Gazeta Warszawska“ 7. X. 1775.
  180. ib. 17. VI. 1789.
  181. St. Lubieniecki.„Theatrum cometicum“. Amsterdam 1667. (Korespondencja, otrzymana przez autora z Warszawy 1. V. 1665).
  182. Np.: 1. „Straszny i przedziwny cud, nowopokazany w ojczyźnie Friuli niedaleko Clausy. Nad jednym złośliwym człowiekiem, który fałszywie przysiągł w sądzie, z nienawiści, którą miał przeciw swemu stryjecznemu bratu. A potem szedł do kościoła i tam komunikował, nie spowiadawszy się: za dziwnym cudem od Pana Boga przyszedł djabeł w postaci wężowej na gardło jego i zamorzył go“ etc... (Przekład z włoskiego, Kraków 1641).
    2. Discurs Stanisława Roszyńskiego o Nowinie cudownej, która do Warszawy w dzień S. Łucji przeszłego roku 1631 przyszła. Kozacy zaporowscy idący niedaleko Białocerkwie usłyszeli w jednej górze krzyk i wołanie, którym strwożeni, przystąpić blisko nie śmieli, aż się z nich niektórzy ośmieliwszy podeszli pod górę, która się natychmiast rozstąpiła, z niej strumień krwie z wodą wypłynął i kul niemało wypadło. Na dowód tego przysłana jest do Warszawy jedna kula z klejowatej jakiejsiś materji, spiekłej smole podobnej, zapachu siarczanego, a za uderzeniem żelaza iskry sypiąca. W Warszawie, w drukarni Jana Rossowskiego, Króla J. M. Typographa. Roku 1632.
  183. Antonowicz O. c., 393.
  184. Wójcicki. Klechdy I, 16.
  185. Smoleński. Przewrót, 91—92.
  186. Monitor 1771, Nr. 22.
  187. Antonowicz O. c., 393.
  188. Berwiński I, 8.
  189. Patrz Szyjkowski o. c.
  190. Wójcicki. Zarysy domowe I, 387.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.