Czy socyaliści jedzą w wielkim poście kiełbasę?
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Czy socyaliści jedzą w wielkim poście kiełbasę? | |
Wydawca | Robotnik Polski, Wydawnictwo Związku Socjalistów Polskich w Stanach Zjednoczonych Północnej Ameryki | |
Data wyd. | po 1908 | |
Druk | Robotnik Polski | |
Miejsce wyd. | New York | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Wydawnictwo Zw. Soc. Pol. |
w Stan. Zjedn. Półn. Ameryki. |
w wielkim poście kiełbasę?
Zygmunt Klemensiewicz.
229 — 6-th Street — — New York, N. Y.
Gdy kto powyższe słowa przeczytał — zapyta niewątpliwie: A cóż też za głupiec może o taką rzecz pytać? Co to kogo obchodzi? — A jednak wyznać to trzeba, znajdują się jeszcze tacy głupcy, którzy wierzą każdej bajdzie opowiadanej przez rozagitowanego klechę i sami dalej w świat podobne głupstwo puszczają! Nas socyalistów ani to dziwi, ani smuci. Tyle już bredni i oszczerstw na nas wygadano, tak nas z błotem zmieszać usiłowali nasi najserdeczniejsi przyjaciele z pod czarnego sztandaru i fartucha księżej gospodyni — że jedno głupstwo mniej, jedno więcej, nie robi nam już dziś żadnej różnicy.
Jeżeli o tem piszemy, to dlatego tylko, że chcemy dziś rozprawić się wogóle z tem wszystkiem, co o socyalistach na punkcie wiary, na punkcie religii rozpowiadają wrogowie światła i postępu!
Na głupotę nie ma lekarstwa — to też do zatabaczonych pałek starych głuptasów i dewotek kościelnych nie myślimy się zwracać. Mówimy do ludzi dobrej woli, mówimy do chłopa i robotnika, który mimo tej całej niesłychanej wojny, jaką dziś synowie nocy i wrogowie wolności ludu ze socyalistami prowadzą — od tych socyalistów ani na krok się nie odwrócili. Owszem pomimo wojny religijnej, pomimo prześladowań, pomimo listów pasterskich i klątw szeregi nasze rosną z dnia na dzień! „Dobra nowina” przenika do serc robotniczych i wydaje bujne plony miłości braterskiej i ukochania tego, co głosi partya socyalistyczna — jedyna prawdziwa, nigdy nie zmienna i nie sprzedajna obronicielka ludu krzywdzonego!
Przypomnijcie sobie, czy znajdziecie księdza lub księżego lokaja, któryby w ostatnich czasach nie straszył was widmem masońskiej bezbożnej Francyi?
— Patrzcie, katolicy! — mówią wam wasi fałszywi przyjaciele — patrzcie i uczcie się, do czego prowadzą rządy socyalistów! Ci bezbożnicy zagarnęli władzę we Francyi i teraz prześladują kościół święty, rabują majątki kościelne, napędzają biskupów i księży, zamykają klasztory i kościoły, nawet klerykom biednym nie przepuszczają, jeno ciągną ich za poły do służby wojskowej. Takie heretyki! niedowiarki! masony! Wystrzegajcie się więc katolicy, tych dyabłów-socyalistów, co was na pokuszenie wodzą, bo oni dusze wasze zaprzepaszczą.
Czy znacie, obywatele, przysłowie: Nie taki dyabeł straszny, jak go malują? Przekonacie się zaraz, jakie to przysłowie jest mądre. Pokażemy wam, jak wyglądają z bliska te „dyabły” francuskie i aż się zadziwicie, co to za szczególne „dyabły” i zakrzykniecie: Bodajby u nas takich jaknajwięcej było! Powiadają nam, że teraz we Francyi socyaliści prześladują kościół. Kłamstwo bezwstydne! Posłuchajcie tylko, a sami osądźcie.
Trzecia Rzeczpospolita francuska istnieje 35 lat. Nigdy we Francyi nie nabudowano tylu kościołów, ile za czasów tej trzeciej Rzeczypospolitej. Departamenty i gminy francuskie łożyły krociowe sumy na cele religijne. Budżet wyznania katolickiego, przyznawany kościołowi przez państwo, wynosił przeszło 40 milionów franków. Duchowieństwo zajmowało ogromne gmachy publiczne i urządzało w nich królewskie siedziby dla swoich arcybiskupów i biskupów. A wiecie, ile we Francyi jest stolic arcybiskupich? Jak ulał, 171. A wiecie, ile jest oprócz tego dyecezyj, rządzonych przez biskupów? Jak ulał, 67! Tym wszystkim dostojnikom kościelnym wypłacało państwo książęce pensye. Ogromne budynki oddawało państwo bez żadnego czynszu na seminarya i konsystorze na probostwa, plebanie, opactwa i inne instytucye kościelne. Kler katolicki żył we Francyi, jak u Pana Boga za piecem i obrósł w pierze.
Czy ten, kto ma trochę oleju w głowie, może wobec tych niezbitych faktów utrzymywać że Rzeczpospolita francuska prześladowała kościół? A może teraz prześladuje? Zaraz się to okaże.
Póki rządy Francyi znajdowały się w rękach możnych panów i klerykałów, państwo z pieniędzy ludu łożyło na kościół 40 milionów franków rocznie, dawało duchowieństwu wszelkie możliwe ulgi i przywileje, ponieważ uznawało kościół za instytucyę publiczną, t. j. za instytucyę taką, która przynosi korzyść całemu narodowi: i biednym i bogatym. Bo zważcie tylko! Korzyść bogatych była z tego świata, a korzyść biednych — z tamtego. Bogaty na kościół mało dawał, ale za to dużo jadł, pięknie ubierał się i sam tłusty, klepał tłustego dobrodzieja po brzuchu. Biedny dużo dawał na kościół, ale za to głodem przymierał, w łachmanach chodził, a kiedy na wyzysk i ucisk bogatych się skarżył, to ksiądz kazał mu się modlić i obiecywał mu za to szczęście na tamtym świecie. Więc też możni panowie, stojący u władzy, mówili, że kościół jest instytucyą publiczną i państwo powinno go wspierać i opłacać — za pieniądze ludu.
Ale jak do władzy doszli prawdziwi demokraci, kiedy do parlamentu wdarli się socyaliści, przyjaciele ludu, wtedy ta korzyść publiczna, którą kościół przynosił, zaczęła jakoś zupełnie inaczej wyglądać. Przyjrzyjmy się jej z bliska, w prawdziwem świetle.
Dzięki ogromnym bogactwom, zagarniętym przez Kościół, klerykali utworzyli z Kościoła potężną partyę polityczną (podobnie jak u nas!) która wywierała przeważny wpływ na bieg spraw publicznych, jak zawsze ku jawnej szkodzie szerokich mas ludowych. Kler opanował całe szkolnictwo ludowe, założył dochodowe przedsiębiorstwa szkolne i wyłamując się z pod kontroli rządu, wypaczał umysły i serca młodego pokolenia, przyszłych obywateli kraju. Liczne zakony religijne zajmowały się sprawami, nic wspólnego z religią nie mającemi. Jedne pędziły wódkę i likiery i korzystając ze swego uprzywilejowanego stanowiska, nie opłacały żadnego patentu przemysłowego. Inne rozrzuciły po całej Francyi sieć zakładów wychowawczych, niby — „dobroczynnych”, w których niemiłosiernie, nieludzko wyzyskiwali pracę dziecięcą. W zakładach tych marniały co rok tysiące dzieci biednego włościaństwa francuskiego. Milionowe sumy, wyciśnięte z krwi i potu tumanionego ludu, szły jako świętopietrze do Rzymu, nie tyle ku chwale Bożej, ile ku zwiększeniu niezmierzonych skarbów watykańskich. Wszystkie reformy, zdążające do poprawy bytu proletaryatu, spotykały silną opozycyę ze strony kleru, — który wogóle zawsze był wrogo usposobiony dla rządów Rzeczypospolitej i marzył o przywróceniu absolutnej władzy królewskiej. Kościół stanowił w Państwie wrogą i niebezpieczną dla Państwa organizacyę polityczną, która za pieniądze ludu działała na szkodę tegoż ludu.
Wtedy rząd powiedział tak: Kościół jest przecież od tego, ażeby oddawał posługi religijne, tymczasem kler nadużywa stanowiska Kościoła dla celów politycznych. Po co więc Państwo ma wypłacać wrogiej sobie partyi politycznej 40 milionów rocznie? Trzeba znieść budżet wyznaniowy! Katolicy w swoich parafiach sami będę księdzu pensye wypłacać za rozmaite posługi religijne, ale żadnych podatków na cele kościelne Państwo lub gminy już teraz pobierać nie będą. Kościół przestanie być instytucyą publiczną i stanie się instytucyą prywatną, wspieraną bezpośrednio przez pobożność wiernych. Państwo nie będzie wtrącało się do Kościoła, do spraw religijnych, do spraw sumienia, a Kościół nie będzie się wtrącał do Państwa, nie będzie politykował za cudze pieniądze. Nastąpi wzajemna separacya, odłączenie Kościoła od Państwa i Państwa od Kościoła.
I przedstawiciele ludu uchwalili takie prawo i prawo to w grudniu 1906 roku weszło już w życie. Prawo to powiada tak: Rzeczpospolita zapewnia wszystkim wolność sumienia i swobodne wykonywanie obrzędów religijnych. Rzeczpospolita nie opłaca i nie wspiera żadnego wyznania, wobec czego wyklucza z budżetów Państwa, departamentów i gmin wszelkie wydatki na cele wyznaniowe. Wszystkie ruchome i nieruchome majątki, któremi dotychczas bez żadnej kontroli rozporządzał Kościół, zostaną oddane do dyspozycyi gmin, które je oddadzą albo do użytku stowarzyszeniom katolickim, albo przeznaczą na cele dobroczynne. Pałace i budynki, stanowiące własność Państwa, przechodzą natychmiast do Państwa. Biskupi, jeżeli chcą mieszkać w pałacach, mogą sobie pałace za pieniądze własne wynająć albo wybudować. Ale dlaczego Państwo ma im darmo oddawać do użytku takie wielkie gmachy? Czy nie lepiej pozakładać w nich szpitale i przytułki dla ludzi ubogich? Biskupi są ludzie bogaci, mogą zapłacić czynsz komorniany, a jeżeli nie chcą, no to trudno! Wtedy Państwo zmuszone jest siłą wydalić ich z budynków publicznych. Tak się też stało. Arcybiskup Paryża, kardynał Richard, sam prosił ministra, żeby go kazał wydalić z pałacu, bo gdyby się dobrowolnie wyprowadził, to papież pogniewałby się na niego. A kardynał, naturalnie, boi się papieża. — A kiedy wasza eminencya rozkaże, żeby ją wydalić z pałacu? — Prosiłbym, w sobotę o I-szej po południu. — Stanie się wedle rozkazu Waszej Eminencyi!… I tak się stało! Kardynał ma inny pałac królewski, a klechy polscy ronią krokodyle łzy nad prześladowaniem Kościoła we Francyi! I gdzież tu jest prześladowanie kościoła. Choćbyś oczy wypatrzył, nie dopatrzysz się żadnego prześladowania! Rząd nie zamknął ani jednego kościoła, nie przeszkodził żadnemu nabożeństwu. Módl się bracie, ile chcesz, choćby od rana do nocy, Państwu nic do tego! Katolicy mogą sobie zawiązać stowarzyszenie religijne, wynająć jednego, albo 10 albo 100 księży, którzy im będą odprawiać msze, dawać śluby, chrzcić, kondukty pogrzebowe prowadzić, spowiadać i wogóle spełniać wszystkie obrzędy religijne. Tylko już Państwo księżom żadnych pensyi dawać nie będzie, bo już podatków na budżet wyznaniowy nie pobiera. Księża żyć będą z tego, co wierna trzódka dla nich przeznaczy. I to właśnie nie podoba się księżom ani we Francyi, ani w Polsce, ani nigdzie! Księża woleliby, żeby rząd ściągał z obywateli podatki i dopiero z tego wypłacał im słone pensye. Ale obywatele wolą inaczej: niech rząd na Kościół podatków nie ściągną, a my już sami wedle możności i zasług księży naszych zaopatrywać będziemy.
Takiem jest to prawo o odłączeniu kościoła od Państwa.
Z tego cośmy wyżej powiedzieli wynika jasno, że socyaliści nie prowadzą żadnych sporów i waśni religijnych, że się wogóle do tego jak kto i w co kto wierzy nigdy niemieszają, albowiem socyaliści nie są partyą religijną, lecz polityczną! Socyaliści walczą tylko o poprawę bytu, o lepszą dolę dla całego ludu, nie mieliby też co lepszego do roboty, jak wdawać się w religijne spory!
Ponieważ socyaliści nie walczą z religią, nie mają więc potrzeby stawać między Bogiem a sercami wiernych. Socyaliści zawsze jasno i otwarcie mówią, że religię uważają za sprawę sumienia każdego człowieka, to znaczy, że uważają, iż każdy sam będzie kiedyś zdawać rachunek ze swojego życia — a teraz tu na ziemi powinien się starać o to, aby sobie zapewnić byt szczęśliwy, spokojną starość, a dla dzieci ludzkie warunki życia. Szanujemy uczucia ludzkie, więc też mamy prawo wymagać, aby szanowano nasze ideały, za które każdy socyalista jest gotów z radością życie swoje oddać.
Tak to prawda — ale jakich księży i kiedy? Jak długo ksiądz występuje jako sługa boży, jak długo spełnia swoje obowiązki kapłańskie przy ołtarzu itp., nikt na niego i palcem nie skrzywi! — Skoro jednakże ten sługa boży wprzągnie się w jarzmo kapitalistycznej polityki i z apostoła pokoju staje się naganiaczem kapitalistycznej psiarni, skoro zamiast słowa bożego z ambony lecą przekleństwa i wyzwiska na parafian, — lepszych może katolików, aniżeli sam proboszcz — za to, że są socyalistami, lub że socyalistyczne czytają gazety, — takich księży zwalczaliśmy i zwalczać będziemy do upadłego, bo są oni tylko rozsadnikami gwałtów i zakałą swego stanu! O takich to kapłanach mówi Pismo: „Dom mój, dom modlitwy nazwan będzie, a wyście go uczynili jaskinią łotrów”!
Powiadają wam księża, że socyaliści wszędzie burzą religię, że prześladują Kościół. — Tymczasem naprawdę dzieje się wprost przeciwnie! Socyaliści wszędzie żądają wolności, walczą o wolność religii. Czy we Francyi, czy u nas w Polsce, czy w Niemczech, — wszędzie[1] socyaliści nietylko że nie burzą religię, ale właśnie występują przeciwko prześladowaniom religijnym.
Wiecie pewnie dobrze o tem, jak teraz podły rząd pruski strasznie prześladuje dzieci polskie, jak im zabrania odmawiać pacierze po polsku. A któż to wystąpił w obronie dzieci polskich, kto tak śmiało i odważnie gromił rząd pruski za jego polakożerstwo? Jedynymi dzielnymi obrońcami polskiego pacierza przed Herodem-Wilhelmem byli socyaliści niemieccy! Oni jedni, nie boją się carskich pogróżek, wystąpili w obronie wolności religijnej. Oni jedni ogniście mówili, że gwałtem jest i bezprawiem zabraniać dzieciom polskim modlić się po polsku. A co robili centrowcy niemieccy? Kiwali palcem w bucie, bo co ich obchodzą jakieś tam dzieci polskie! Centrum niemieckie twierdzi, że dzieci polskie powinny modlić się po niemiecku, bo tak każe sam Wilhelm, a Pan Bóg rozumie także po niemiecku. Socyaliści niemieccy zaś twierdzą, że skoro lud polski chce modlić się po polsku, to zbrodnią jest narzucać mu pacierz niemiecki. Niech więc ten lud polski raczej nie słucha rządu pruskiego, a niech modli się po polsku, tak jak chce. I to właśnie nazywa się wolnością sumienia! I kto teraz ośmieli się twierdzić, że socyaliści prześladują religię? Nikt, kto ma wstyd w sercu, a rozum w głowie! Wszędzie socyaliści jednacy — tak samo jak wszędzie jednakie jest faryzeuszowskie „centrum katolickie”.
A teraz powiedźcie bezstronnie, czy stanowisko socyalistów nie jest jedynie słuszne i sprawiedliwe? Czy można socyalistom cośkolwiek zarzucić? — Zaprawdę — nie! Można tylko ich słowa przekręcić, przenicować, ze strachu o własną skórę, o swój tłusty brzuszek i tłuste probostwo można socyalistów oszkalować — ale to się na nic nie zda! — Już lud zmądrzał — i gdy się rozlegnie w kościele polityczne kazanie — albo się z kościoła wynosi z oburzeniem, albo się śmieje i kpi w duszy z jegomości, który czerwony jak indyk, ciska siarczyste pioruny na „czerwonych bezbogów”, na dyabłów, co zawierają śluby na trzy lata, albo co chcą chłopom grunta i żony poodbierać! Już to dziś nie pomaga i jest tylko wodą na nasz młyn! Gdyby nie agitacya kleru rozpolitykowanego, gdyby nie zaznajamianie z ambon szerokich mas chłopskich ze zasadami socyalistycznymi — ani przez dziesięć lat nie dotarlibyśmy tam, gdzie dziś jesteśmy! Księża nawet „Czerwonego Sztandaru” uczą z ambon swoje wierne owieczki! — A jednak chociaż im za to wdzięczni jesteśmy — w imię spokoju sumień tysięcy wiernych, musimy głośno i stanowczo wołać: Precz z polityką kościoła!