Długonogi Iks/List 63
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Długonogi Iks |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Tytuł orygin. | Daddy-Long-Legs |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi Pająku-Ojczulku,
Wybrałam się dzisiaj do miasta po sprawunki. Miałam kupić: czernidło do bucików, materjał na bluzkę, kilka kołnierzyków, słoik kremu fijołkowego i kawałek kastylskiego mydła — wszystko to rzeczy niezbędne. Nie mogłabym ani o jeden dzień dłużej obejść się bez nich. Tymczasem, kiedy chciałam zapłacić za bilet jazdy, spostrzegłam, że zostawiłam portmonetkę w kieszeni innego palta. Musiałam wysiąść, powrócić do domu i pojechać innym pociągiem, tak, że spóźniłam się na boisko.
Straszna rzecz nie mieć pamięci i mieć dwa palta!
Julja Pendletonówna zaprosiła mnie do siebie na wakacje Bożego Narodzenia. No, i cóż pan na to, panie Smith? Pomyśl pan tylko: Agata Abbott, podrzutek z Domu Wychowawczego imienia Johna Griera, siedząca przy jednym stole z magnatami! Nie wiem, z jakiej racji Julja zaprosiła mnie — zdaje się mieć jakąś słabość do mnie ostatnio. Jeśli mam wyznać prawdę, wolałabym pojechać do Sallie, ale Julja zaprosiła mnie pierwsza, o ile więc wogóle pojadę dokądkolwiek, muszę pojechać do New-Yorku, a nie do Worcester.
Trochę jestem speszona, (czy wolno użyć takiego wyrażenia w liście?) na myśl o zetknięciu się z Pendletonami en masse, musiałabym też sprawić sobie moc nowych sukien; jeżeli więc, napisze mi pan, że pan woli, abym pozostała spokojnie w kolegjum, ulegnę pańskim życzeniom ze zwykłą mi słodyczą i uległością.
W wolnych chwilach zajęta jestem czytaniem „Życia i listów Tomasza Huxley’a“ — przyjemna, lekka lektura w międzyczasie pomiędzy poważnemi studjami. Czy pan wie, co to archeopteryx? To ptak. A stereognatus? Sama nie jestem zupełnie pewna, ale zdaje mi się, że to brakujące ogniwo, coś w rodzaju ptaka z rękami lub jaszczurki ze skrzydłami... Nie, ani jedno, ani drugie. Zajrzałam do encyklopedji. To mezozoiczny ssak. Rozumie pan? Bo ja ani krzty.
Stereognatus ma dziób jak żmija, uszy jak pies, nogi jak krowa, ogon jak jaszczurka, skrzydła jak łabędź i jest pokryty miękkiem, ślicznem futerkiem, jak rozkoszne małe kociątko.
Teraz już pan wie, jak wygląda stereognatus?
Wybrałam na ten rok ekonomję polityczną — wielce kształcący przedmiot. Po przesłuchaniu jej mam zamiar chodzić na wykłady o Filantropji i Reformach, a wtedy, panie Opiekunie, będę wiedziała, jak powinna być prowadzona Ochrona dla sierot. Prawda, że byłabym świetną wyborczynią, gdybym miała prawo głosu?
Powiedz pan sam, czy nasz kraj nie jest przeraźliwie marnotrawny? Żeby też dobrowolnie pozbawiać się takiej uczciwej, wykształconej, sumiennej obywatelki, jaką mogłaby być.