Dama pikowa/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dama pikowa |
Pochodzenie | Czarny orzeł (Dubrowski) |
Wydawca | Tow. Wydawnicze "Rój" i Księg. E. Wende S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Antoni Lange |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W trzy dni po strasznej nocy, o dziesiątej godzinie rano German udał się do klasztoru X, gdzie miało być nabożeństwo nad ciałem zmarłej hrabiny. Nie czując żalu, nie mógł jednak zagłuszyć całkiem głosu sumienia, który twierdził: jesteś zabójcą staruszki! Posiadając mało prawdziwej wiary, miał wiele przesądów. Wierzył, że martwa hrabina mogła mieć szkodliwy wpływ na jego życie i postanowił uczestniczyć w jej pogrzebie, aby prosić o przebaczenie.
Cerkiew była pełna. German ledwie mógł się przepchnąć przez tłumy. Trumna stała na bogatym katafalku pod jedwabnym baldachimem. Nieboszczka leżała z rękami złożonemi na piersi, w koronkowym czepcu i w białej atłasowej sukni. Dookoła stali jej domownicy: służba w czarnej odzieży ze świecami w ręku, krewni w głębokiej żałobie; dzieci, wnuki i prawnuki. Nikt nie płakał, łzy byłyby une affectation. Hrabina była tak stara, że śmierć jej nie mogła nikogo poruszyć, a jej krewni oddawna patrzyli na nią, jak na nieżyjącą. Młody archirej wypowiedział pogrzebową mowę. W prostych i wyruszających wyrażeniach przedstawił spokojną śmierć istoty prawej, której długie lata były cichem, łagodnem przygotowaniem się do chrześcijańskiego skonu. „Anioł śmierci zabrał ją — rzekł orator w chwili błogich rozmyślań, w oczekiwaniu oblubieńca o północy“.
Obrzęd skończył się w bolesnym spokoju. Krewni poszli pierwsi żegnać się z ciałem. Potem ruszyli liczni goście, którzy zjechali się, by pokłonić się tej, co tak długo była uczestniczką ich ruchliwych zabaw. Po nich wszyscy domownicy. Wreszcie zbliżyła się stara ochmistrzyni, rówieśnica nieboszczki. Dwie młode dziewczyny wiodły ją pod ręce. Nie miała sił pokłonić się do ziemi i ona jedna wylała kilka łez, pocałowawszy zimną rękę swej pani. Po niej zdecydował się German podejść do trumny. Pokłonił się do ziemi, wysypanej jedliną, wreszcie podniósłszy się, blady jak sama nieboszczka, wszedł na stopnie katafalku i pokłonił się... W tej chwili zdało mu się, że umarła spojrzała na niego drwiąco, przymrużając jedno oko. German cofnął się pośpiesznie, potknął się i na wznak runął na ziemię. Podniesiono go. Równocześnie wyniesiono na podwórze zemdloną Lizę Iwanownę. Epizod ten pomięszał na kilka chwil powagę ponurego obrzędu. Pośród uczestników podniosło się głuche szemranie, a chudy kamerherr, bliski krewny nieboszczki, szepnął na ucho, stojącemu obok anglikowi, że młody oficer to jej nielegalny syn, na co anglik odrzekł zimno: „Oh?“
Przez cały dzień German był niezwykle rozstrojony. Jedząc obiad w skromnej jadłodajni, pił wbrew swemu zwyczajowi bardzo dużo, chcąc zagłuszyć niepokój wewnętrzny. Lecz wino jeszcze bardziej gorączkowało jego wyobraźnię. Wróciwszy do domu rzucił się w ubraniu na łóżko i twardo zasnął.
Przebudził się już w nocy; księżyc oświecał pokój. Spojrzał na zegar: było trzy na trzecią. Sen go odleciał; siadł na łóżku i myślał o pogrzebie starej hrabiny.
Wtedy to zajrzał ktoś z ulicy przez okno i zaraz odszedł. German wcale nie zwrócił na to uwagi. Po chwili usłyszał, że ktoś otwiera drzwi w pierwszym pokoju. German sądził, że to ordynans jak zazwyczaj pijany wraca z nocnej wycieczki. Ale poznał nieznajomy chód. Ktoś chodził, cicho szurając pantoflami. Drzwi otworzyły się: weszła kobieta w białej sukni. German wziął ją za swoją starą mamkę i zdziwił się — co mogło ją sprowadzić o takiej porze? Lecz kobieta w bieli idąc posuwiście, nagle stanęła przed nim — i German poznał hrabinę!
— Przyszłam do ciebie wbrew swojej woli, — rzekła twardym głosem, — kazano mi jednak wypełnić twoją prośbę. Trójka, siódemka i as wygrają ci po kolei, lecz pod warunkiem, żebyś nie stawiał więcej kart niż jedną na dobę i żebyś przez całe życie potem nie grał. Przebaczam ci moją śmierć z tem, że ożenisz się z moją wychowanicą Lizą Iwanowną...
Z temi słowy odwróciła się cicho, poszła do drzwi i zniknęła, suwając pantoflami. German słyszał, jak drzwi trzasnęły w sieniach i ujrzał, że ktoś znowu spojrzał na niego przez okno.