[225]DO DEOTYMY.
I.
(Po przeczytaniu piérwszych jéj improwizacyj, ogłoszonych w gazetach Warszawskich).
Deotymo! wieszczko nasza!
Z tego, co nam wieść ogłasza,
Z tego, co w twéj pieśni czuję,
Wiém na pewno — nie zgaduję,
Że ty sama, w owéj świętéj,
Tajemniczéj, niepojętéj,
Uroczystéj chwili ducha:
Gdy jak arfa w mistrza ręku,
Mimo swojéj, z drżeniem słucha
Woli jego, i w słów dźwięku
[226]
Brzmi jak stróna: — że w téj dobie,
Czujesz sama, że nie w tobie,
Nie w twéj myśli gore owe
Światło twórcze, Memnonowe,
Co jak w piersiach głazu budzi
Głos budzący serca ludzi:
Jak z ust ssących wywieść zdoła
Słowo, które świat obwoła:
Tak z wyższego snać przejrzenia,
Zchodzi na cię z sfer swych górnych,
I dziewicze twe marzenia.
Jak mgły lekkie gór nadchmurnych,
Topi w wieszczych pieśni zdroje.
By szły krzewić na płaszczyzny,
Nie laur tylko na skroń twoję.
Lecz i palmę dla ojczyzny,
Na usłanie drogi Pana! —
Deotymo! na kolana!
Bo tak tylko człowiek może
Przyjąć godnie dary Boże,
I zrozumieć, jako niemi
Cel ich spełnić na téj ziemi.
Deotymo! gdy Pan wzrusza
Lud do czynów w Izraelu,
Tchnie głos z ust Elizeusza,
By przodkując zwał do celu. —
Gdy ma skarać — wprzód ogłasza,
[227]
Jękiem słów Jeremiasza,
Groźby swoje, nim je ziści. —
Lecz gdy wzruszon skruchą ludu,
Czeka tylko, aż oczyści
Resztę zmaz, by łaskę cudu
Zjawić nad nim; — wonczas budzi
Chór Anielskich głosów, które,
Tchną z Nadzieją w serca ludzi
Wiarę, Miłość i Pokorę,
Te trzy źródła oczyszczenia,
Te trzy zdroje namaszczenia,
Trzy rękojmie odrodzenia!
Deotymo! w tym to chórze
Stajesz, wieszczko powołana!
Na wzniesienie serc ku górze,
Na świadectwo mocy Pana:
Ducha duchów, co natchnieniem,
Stwórca, rządzi swém stworzeniem;
Na wstyd mędrków, cielców tłumu,
Bałwochwalców sił swych umu;
O! i oby na wzór, który
Twymby braciom wskazał tory,
Do Miłości, do Pokory!
Deotymo! dziś dar Boży
Blaskiem obu w tobie świeci.
Młody zapał miłość nieci,
Przed natchnieniem duch się korzy,
[228]
Świat twe pieśni, jak twe wdzięki,
Wita, jakby wschód jutrzenki,
Ukazuje, nie zaciemia.
Deotymo! lecz to ziemia! —
Przyjdą chwile, gdy pospołu
Burze z góry, mgły od dołu,
(Burze losu, mgły zawiści),
Grozić będą: — boć to droga,
W któréj każdy duch się czyści,
Powołany dojść do Boga.
Deotymo! wtedy pora,
Aby Miłość i Pokora,
Z darów Nieba, w serca próbie,
W twą zasługę przeszły w tobie,
I jak w ogniu piaski złote,
Z uczuć tylko — stwardły w cnotę.
By z niéj pieśni, jak promienie,
Niosły światło i natchnienie.
Deotymo! skarb’ więc z rana
Treść ich mocy! — Nie świat w ludzie,
Lecz w Ludzkości kochaj Pana!
Taka miłość dotrwa w trudzie,
Taka tylko nie omyli.
A gdy słyszysz, w natchnień chwili,
Jak oklaski ku twéj chwale
Wrą gdzieś w dole, jako fale:
[229]
Wzrok twój w Niebo niech się wzbija,
Zkąd Bóg patrzy w myśl człowieka,
I gdzie Święta Cecylija[1]
Na patronkę pieśni czeka.
1854.
|