<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Do Dziewic
Pochodzenie Elegie Jana Kochanowskiego
Wydawca A. Gałęzowski i Komp.
Data wyd. 1829
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Kazimierz Brodziński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ELEGIA  II.

DO DZIEWIC.

Pyrrhy rodzie! naturze niewdzięczne dziewice,
Którym jéj kształt niemiły i rumiane lice,
Po co drutem kędziornym włos niewinny parzyć,
I nowém prawem dziwnie uploty kojarzyć,
Po co ucho Eojskim obciążać kamieniem,
I śnieżne palce drogim roziskrzać pierścieniem,
Brwi czarnym pisać prochem, lub dziwaczną sprawą,
Usta krokodylową namazywać strawą? —
Przyrodzenia posagiem niech każda się zdobi,
Czego one nieskończy, sztuka niewyrobi,
Sztuką sadzony nie tak rozmai się jesion,
Jak od saméj natury na swéj ziemi wzniesion,
Skałom krzemiennym czystsze odtryskują wody,
Niż które sztuka wiedzie drążonemi kłody.
Kiedy Apelles bozkie wydawał utwory,
Jakież na obraz jego składały się wzory,
Czy te, które się wdziękiem natury rumienią,
Czyli, których jagody maściami się mienią?
Ale ani Apelles ni sławni rzeźbiarze,
Tak surowo w piękności osądzali twarze,
Ni tak ostrym był Parys w Frygijskiéj dolinie,
Gdy pod sąd jego przyszły trzy nagie boginie,

Jako wymyślnik Amor brakuje w piękności,
Sam on piękny, do pięknych słuszne prawa rości,
Sam młody, młodość tylko w oczach jego ładną,
Nie schyla się po ciernie, gdy róże opadną,
Nagiemu, nienawistną zbyteczna zasłona,
Gorzéj jeszcze zmyślone zakrąglenie łona,
On strojom prawa daje, w nim wdzięków nauka,
On wie, w czém się z naturą nie pokłóci sztuka, —
Kiedyś, gdy wiek zazdrosny podstąpi nieznacznie,
Gdy po licach jesiennych bruzdy orać zacznie,
Wtedy on już wybaczy na wszelkie sposoby,
Walkę zczasem zwodzoną o wasze ozdoby,
Wtedy niech mu się sztuka usłużna zastawi,
Niech pokrywa to czego skąpy wiek pozbawi.
Dziś kiedy lica wolne od czasu napaści,
Po co je szpecić mają bielidła i maści?
Płeć téż wcześnie bielona swoję białość traci,
I w kwiecie wieku młodéj zbywa się postaci,
Ta co białą bydź mogła jako śnieg téj skały,
Na który prochy ziemskie nigdy niepowiały,
Dzisiaj stara za świéżość, a za białość blada,
W dwudziestym jeszcze roku z babkami już siada.
Która chce długo istną pięknością się zdobić,
Niech nigdy nieprzemyśla piękniejszą się zrobić;
Piękność z natury daną niech szanuje młoda,
Bo w miłości nic nie masz jak świéża uroda.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan Kochanowski i tłumacza: Kazimierz Brodziński.