[66]DO JULII.
Pytają na wszystkie strony,
Czemu chodzę zgawroniony,
I cygaro ćmiąc, próżnuję?
Czy młodości już nie czuję?
Co téż przyniosły dla świata
Noce bezsenne w trzy lata?
Juleczko, daj mi swe usta!
Nieco szalona rozpusta
Przyćmiła ich koraliki;
Skrwaw je wonnemi oddechy,
O lube dziecię Afryki;
Daj usta, pragnę pociechy!
Wydawca krzyczéć zaczyna,
Że mu próżnuje maszyna,
Żem od niéj nazbyt daleki;
A pewni klubowcy stali
Przewidzieć nie omieszkali,
Żem złamał pióro na wieki.
Julciu, hiszpańskie masz wino?
Piliśmy wczoraj, dziewczyno,
Może choć trochę zostało?
Juleczko, twe usta płoną,
Pomyślmy farsę szaloną,
Co porwie duszę i ciało.
Mówią, że zołza mnie gnębi,
Że nic już nie mam w swéj głębi,
Że pustka moja aż trwoży!
I sądzę, byliby skorzy
[67]
Pchnąć mnie na świętą Helenę,
Gdyby rak serca miał cenę.
Juleczko, dziecię kochane!
Wkrótce popiołem się stanę,
Jak Herkul wśród sał przed laty;
Lecz skoro konam przez ciebie,
O Dejaniro, zdejm szaty,
Niech się w mym stosie pogrzebie.
Marzec, 1832 r.