[64]DO JUANY.
O nieba! Ciebież to widzę?
Najpierwszą, najmilszą moją,
W tylu miłostek intrydze?
Czy ci się chwile te roją,
Gdyśmy tak byli splątani?
Rok zeszły pamiętasz pani?
Markizo! Jakże czas biegnie!
Ani się człowiek spostrzegnie!
Życie wśród uciech — to strzała.
Wiesz, droga? toć już kończymy,
Ja lat dwadzieścia téj zimy,
A ty ośmnaście bez mała!
Lecz bez pochlebstwa, kochanko,
Choć róża nieco już zbladła,
Jéj piękność, o! nie przepadła.
Dziecko! Nad każdą Hiszpanką
Górujesz wdziękiem i szałem.
Pamiętasz, jak cię kochałem?
[65]
O lube sprzeczki, pieszczoty!
Raz, pomnę, bym gniew ostudził,
Łańcuszek dałaś mi złoty,
A jam co kwadrans się budził,
Całując, blizki obłędu,
Ten skarb przez nocy trzy z rzędu!
A bona! Piekielna bona!
A dzień, gdyś chciała szalona
Brać życie za bawidełko,
Andaluzyjska perełko!
Mąż stary konał z zazdrości,
Kochanek konał — z błogości!
Strzeż się, markizo, miéj baczność!
Uczucie przez nieopatrzność,
Juano, może się wrócić!
Gdyś raz zdołała zakłócić
Me serce żądzą szaloną,
Inne miłostki w niém toną!
Co mówię! Toż świat tak kroczy!
Zbyteczna walka na fali,
Kiedy się woda ustali.
Weź duszę, ramiona, oczy,
I żegnaj na długie lata.
Zwyczajna droga to świata!
Rączemi skrzydły porywa
Czas — i jaskółki, i wiosnę,
I sławę, i dnie radosne;
Jak dym się wszystko rozpływa:
Nadzieja, życia ogniwa,
I ta serc naszych zażyłość,
I w niepamięci twéj — miłość!
1831 r.