[492]DO MARCINKA WIEDZKIEGO.
(Po przeczytaniu powieści J. Korzeniowskiego, „Emeryt“).
Biédny Marcinku! szlachetny Marcinie!
Toć że się w nizkim urodziłeś gminie,
Żeś rósł sierota w nędzy i niedoli:
To choć potęgą twéj myśli i woli
Wzrosłeś do uczuć najwyższych w ludzkości:
Do światła w Prawdzie, do prawdy w Miłości,
Do poświęcenia bez miary i granic. —
Wszystko to tobie nie przyda się na nic.
Jesteś syn gminu — musisz ugrąźć w błocie.
Ale kto z młodu przewala się w złocie,
Kto w marmurowych pałacach się gnieździ,
Kto w pięknym koczu tęgą czwórką jeździ:
Ten — chociaż depcąc świętość czci i czucia,
Tonie aż na dno ziemskiego zepsucia,
Pije aż do dna z kielicha rozpusty,
I z kosterskiemi para się oszusty:
To nic! nie trzeba rozpaczać o panu.
Przez samą ciężkość gatunkową stanu
Wyjdzie on na wierzch — jak pączek z tłustości.
[493]
Choć krwawiąc serce niewinnéj miłości,
Igra w zaloty dla płochéj igraszki,
I łamie świętość swych przysiąg: — to fraszki!
Byle był pałac, wioska, i karéta,
Krzywdę kochanki przebaczy kobiéta:
Polor zagładzi szkaradę uczynku.
Lecz ty, syn gminu! — ty biédny Marcinku!
Ty! — choć twa miłość, nie z błyśnienia oczek,
Nie z form wydatnych przez lekki szlafroczek,
Nie z brzmienia głosu wdzięcznego dla ucha,
Lecz wzrosła w tobie z czci wyższego ducha,
I choć ją w każdéj stwierdziłeś potrzebie
Najcięższą z ofiar — zapomnieniem siebie:
Tyś jest syn gminu — wszystko to czcza mara!
Ni taka miłość, ni taka ofiara,
Wznieść i uzacnić nie mogą cię przecię:
Boś ty syn wioski — boś ty gminu dziecię!
O! jeśli prawda, że tak jest na świecie,
Toć — mówiąc twoim — „Ściechurskim“ — wyrazem —
„Niechże go wszyscy djabli porwą razem!“ —
Lecz że i wieszcz to za prawdę obwieszcza.
Kraj i potomność zapytają wieszcza.
Bo on, mistrz słowa, wysoki, promienny,
On, kapłan myśli i prawdy plemiennéj,
I co go naród jak kapłana słucha:
On, wobec Prawny, Sumienia i Ducha,
Winien próbować myśli swoich stróny,
By na ich nótę chór serc nastrojony
Nie zmącił hymnu Nadziei i Wiary:
W Boga, i w ludzkość i w świętość ofiary.
1852.