[37]33. Do P. Olbrychta Łaskiego.
Olbrychcie, słuchaj, nie mam nic godnego,
Czymbych cię poczcić miał pana swojego,
Bo na mych górach złoto się nie rodzi,
Ni w puszczej jeleń prędkonogi chodzi.
Lecz też w tym, widzę, kochanie nie twoje, 5
Wolałbyś raczej jakie łsnące zbroje,
Albo pełne strzał tatarskie sajdaki,
Albo pancerze i k temu szyszaki.
Bo to Marsowy upominek prawy,
Gdy kto przyniesie jaki koncerz krwawy, 10
Albo też szablę ostrą jako brzytwę,
Albo gdy powie kto, jako zwiódł bitwę.
Tego wszytkiego dać tobie nie mogę.
Bo mieczów, szabel, rusznic nie przemogę.
Wszakoż miałlibych z gołemi rękoma 15
Przyść, tedy bych snać wolał siedzieć doma.
Niech się nie łomią stare obyczaje
Przez mię: bo panu każdy pocztę daje.
Iż to wiem pewnie, iż nie jest sromota,
Gdy dawa jabłka ten, co nie ma złota: 20
Wierszów ci swoich garść nie małą niosę,
Które, byś wdzięcznie przyjął, o to proszę.
Owoc, jako znam, nie dojrzał do końca,
Lecz też podobno nie miał zpotrzeb słońca.
[38]
Wszakoż za czasem, gdy sad hojniej zrodzi, 25
Przyniosę pewnie, co-ć się lepiej zgodzi.
Nie wątpię, będzie czas taki pogodny,
Że przyniesie dar twoim cnotom godny.