Melchior Pudłowski i jego pisma/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Melchior Pudłowski i jego pisma | |
Redaktor | Teodor Wierzbowski | |
Wydawca | Biblioteka Zapomnianych Poetów i Prozaików Polskich | |
Data wyd. | 1898 | |
Druk | K. Kowalewski | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
MELCHIOR
PUDŁOWSKI
i jego pisma.
Przyczynek do historyi literatury polskiej
XVI wieku
PRZEZ
Teodora Wierzbowskiego
Z zapomogi Kasy pomocy
dla osób pracujących na polu naukowem im. d-ra Mianowskiego.
WARSZAWA.
Druk K. Kowalewskiego, Mazowiecka 8.
1898. Дозволено Цензурою.
Варшава, 21 іюля 1898 года. |
Geniusz Mickiewicza niepodzielnie panuje nad całą rzeszą poetów romantycznej szkoły. W poprzednim okresie epitet księcia poezyi dano Krasickiemu, który przodował poetom Stasławowskim. W XVII wieku Potocki stoi na czele całego wierszopisów grona. Czyżby więc Kochanowski, główny przedstawiciel poezyi polskiej w XVI stuleciu, nie miał swojej szkoły i swoich naśladowców? Istotnie, historycy literatury wskazują ich niewielu: Szarzyński i Wiśniowski uchodzą dotychczas za jego uczniów, poczęści może i Mikołaj Kochanowski; nic się zaś nie mówi o Melchiorze Pudłowskim, chociaż w szeregu naśladowców Kochanowskiego, jemu właściwie należy się pierwsze miejsce. O to stanowisko pretenduję dla niego, na podstawie zapomnianych płodów jego pióra, zebranych w niniejszym zeszycie „Biblioteki“.
Pudłowscy, według twierdzenia Niesieckiego (VII, 574) należeli do herbu Kościesza i pochodzili z Sieradzkiej ziemi, zkąd wywędrowali w Przemyskie. Jeden z nich wszakże powrócił w rodzinne strony: było mu na imię Jan i uwiecznił się w końcu panowania Zygmunta I, gdy posłując z Sieradzkiego na sejm Piotrkowski, wypowiedział mowę przeciw staremu królowi, domagając się w niej, ażeby złożył berło i rządy w ręce młodego syna i następcy swego (Wiszniewski, Historya literatury polskiej, IX, 420).
Według Niesieckiego także, Jan Pudłowski ożeniony był z Urszulą Bogusławską i dochował się z niej trzech synów: Stanisława, Melchiora i Jana. Nie był on posiadaczem, miast, ani włości“ (Fraszka 170): widać, że dzierżawami chodził; miał się jednak dobrze, skoro mógł posyłać synów do uniwersytetu. Umarł zapewne w szóstym dziesiątku XVI wieku, kiedy Melchior pełen był życia i nadziei: nie chce bowiem prędko podążać za ojcem w niebiańskie sfery.
Stanisław Pudłowski znany jest jako autor wierszy i właściciel najlepszego kodeksu wierszy Krzyckiego[1]. Niewiadomo wszakże, czy on był synem Jana; może to jest jaki inny Stanisław i ten sam, który w roku 1552 występuje jako dziedzic wsi Szaszorowice, leżącej w Przemyskiej ziemi[2].
Mieszkając w Sieradzkiem Pudłowscy weszli w stosunki z rodziną Wolskich, jako „klienci“. Obaj bracia Melchior i Jan na dworze Wolskich rozpoczynają swoję karyerę i zawdzięczają dalsze powodzenie swoje poparciu tych „patronów“. Młodszy Jan wysługuje się Stanisławowi Wolskiemu, kasztelanowi Rawskiemu, potem Sandomierskiemu: 23 marca roku 1564 w Warszawie odbiera od Szymona Ługowskiego 500 talarów, które się należały Wolskiemu za poselstwo do cesarza Maksymiliana II w drażliwej sprawie pożycia Zygmunta Augusta z Katarzyną Rakuszanką (Archiwum b. Komisyi Skarbu, dział IV, vol. 5, fol. 518). Po śmierci Stanisława Wolskiego został dworzaninem królewskim, gdyż z takim tytułem występuje w roku 1574 w Krakowie, gdy synowie Stanisława: Mikołaj, miecznik koronny i starosta Krzepicki, i Jan z Podhajec Wolscy, nagradzając usługi, okazywane ich ojcu, nadają Janowi Pudłowskiemu wieś Łazy w ziemi Sochaczowskiej z warunkiem wykupienia jej z rąk ówczesnego posiadacza, co Henryk Walezyusz dla większej mocy powagą swoją zatwierdził (Metr. kor., vol. 113, fol. 160). Pudłowski pozostał nadal przy dworze, gdzie w następstwie zdobył tytuł rycerza Jerozolimskiego Grobu Pańskiego i sekretarza królewskiego, już przy Stefanie Batorym. Brał także udział w wojnie moskiewskiej i w obozie pod Wielkiemi Łukami, 30 września 1580, król nadał mu dożywotnie prawo wycinania drzew w puszczy Kampinoskiej na własny użytek we wspomnianej wsi Łazy, przyczem pochwalony został „za niezwykłą prawość i rozsądek, znajomość rzeczy i pilność w wielu sprawach, które mu były powierzane (Metr. kor., vol. 123, fol. 410)“. Po wojnie osiadł na wsi i zajął się gospodarstwem, gdyż przez sługę swego Glińskiego, 29 kwietnia 1583, odbiera w Krakowie 100 złp. (własnoręczny kwit w archiwum b. Komisyi Skarbu, dział IV, vol. 10, fol. 105).
Melchior śladem braci prowadził studya w uniwersytecie Krakowskim, gdzie zawarł stosunki przyjaźni z Wojciechem Wędrogowskim i Wawrzyńcem Goślickim, którzy pochwalnemi epigramatami ozdabiali wydane przezeń broszury; przyjacielem jego był i Stanisław Orzechowski, którego,,Chimerę“ chwalił przed czytelnikami w pochwalnym wierszu łacińskim. Umiał się również zalecić Jakóbowi Górskiemu, poważnemu i uczonemu rektorowi uniwersytetu: był jego uczniem i przyjacielem, a nawet, jak chce Starowolski (Hecatontas, Vratislaviae, 1733, str.
35) cenzorem był ksiąg jego, co figurycznie tylko rozumieć należy jako pochwałę za polecającą przemowę, którą Pudłowski pomieścił na czele dzieła Górskiego: „Commentariorum artis dalecticae libri X“ (Lipsk, 1563).
Po skończeniu kursów uniwersyteckich Melchior Pudłowski wstąpił na dwór Stanisława Wolskiego, bo nazywa go „księciem swoim“ i „patronem“; jako homo litteratus pełnił przy nim obowiązki sekretarza. Śmierć Jana Tarnowskiego, najpopularniejszego wówczas dygnitarza, a zarazem krewnego Wolskich, zachęciła Pudłowskiego do pierwszego literackiego debiutu w formie łacińskiej dyalogowanej elegii na cześć zmarłego. Jest to elegia dosyć prozaiczna, niewymowna i zimna, skąpa nawet w udzielaniu pochwał; uważać ją można raczej za akt grzeczności dla spokrewnionego z Tarnowskim Wolskiego, niż za utwór poetyckiego natchnienia o szerszym zakroju i z pretensyą do popularności. Dla szerszego czytelników koła przeznaczony był polski wierszowany traktacik, który wydany został w tym samym roku 1561-ym pod tytułem: „Lament i upominanie rzeczypospolitej polskiej“, a zatem chronologicznie zbiegł się z pierwszym drukowanym utworem Kochanowskiego: „Pieśń o zimie“. Pudłowski w imieniu rzeczypospolitej wywodzi w nim żale, „iż moi synowie obrócili się wszyscy zaraz ku tej mojej głowie“, co naprowadzać może na myśl, że traktacik wywołany został przez sfery dworskie w celu podziałania w uspakajający sposób na opinie szlachty, poruszoną religijnemi i finansowo-państwowemi sprawami, tudzież zaniedbaniem ich przez króla przed sławnym Piotrkowskim sejmem roku 1562/3. Zasadnicza ideja „Lamentu“ jest ta sama, jaką później Kochanowski rozwinął w „Zgodzie“ i „Satyrze“ z daleko większym talentem, szerszym zakrojem myśli i wyższym polotem fantazyi. Darów takich Pudłowskiemu brakło; w jego wierszu za mało liryzmu i szczerości uczucia i niema w nim żadnej dodatniej programowej myśli; wiersz kuleje nadto pod względem technicznym: miała to być próba zastosowania do rymowanego polskiego wiersza miar łacińskich, lecz nie udała się, albowiem niektóre wiersze (55, 85, 86, 101) nie trzymają miary, inne znowu (5, 10, 45, 57, 64) z samych prawie trzechsylabowych stóp złożone, niektóre zaś przeciwnie z samych dwusylabówek się składają (13, 18, 19, 26).
Z tego samego źródła wzięła początek „Mowa za rzecząpospolitą i religią“, po łacinie wydana w następnym roku 1562. Autor dedykował ją Mikołajowi Wolskiemu, biskupowi nominatowi Kujawskiemu, Jakób zaś Górski opatrzył ją polecającym listem, w którym chwali Pudłowskiego, że się oddaje studyom nad krasnomówstwem, a nie grze w kości i wypitkom, jak inni zazwyczaj dworzanie. Mowa odznacza się gładkim i płynnym stylem Cycerona, według wzorów którego rzeczywiście pisaną była; treść zaś w wielu ustępach natchnioną została przez Turcyki Orzechowskiego. Pudłowski tak samo chce pokoju wewnątrz z obawy, ażeby zewnętrzny nieprzyjaciel nie skorzystał z tego rozdarcia i zamieszania, jakie wówczas panowały w Polsce. Pierwszą przyczynę tego objawu Pudłowski widzi w długiej nieobecności króla w Koronie i zaniedbaniu przez niego spraw koronnych, a specyalnie w tej okoliczności, ze sejm dawno zwołany nie był, na czem cierpi wymiar sprawiedliwości, a wielka ilość zaległych spraw kryminalnych wdrażać może złym ludziom przekonanie, że do wszelkich nadużyć i przemocy mają otwarte pole i mogą je popełniać bezkarnie. Drugą przyczyną złego jest rozszerzanie się fałszywych nauk, pogardzanie religią, dotychczas wyłącznie panującą, zajmowanie się kwestyami religijnemi ludzi, którzy do tego nie są powołani, odmawianie posłuszeństwa i wyłącznego prawa nauczania biskupom i duchowieństwu. Wobec tego w niebezpieczeństwie są i wolność, i religia, złemu zaś jedynie zaradzić może zwołanie sejmu, gdyż to jest najlepszy środek uśmierzenia rozbujałych namiętności społecznych i religijnych. O zastosowanie tego środka autor zwraca się do zwierzchniego urzędu w Polsce, bardzo delikatnie wymijając kwestyę, kogo pod tem rozumieć należy: króla czy senat?
Ponieważ król istotnie zwołał sejm na koniec roku 1562, więc i wywód Pudłowskiego in bonam partem tłomaczyć trzeba. Zdaje się nawet, że ta mowa (obok prawdopodobnej protekcyi Wolskiego) ułatwiła autorowi wstęp do dworu i pozyskanie tytułu sekretarza królewskiego, którym zresztą chciano go może skaptować, jako nieźle władającego piórem. Stać się to musiało jeszcze w 1562 lub 1563 roku, gdyż Zygmunt August, wyznaczając Pudłowskiemu, w Wilnie, 7 grudnia roku 1565, pensyę roczną w ilości 200 złp., płatną na Wielkanoc, zaznacza przy tej sposobności, że Pudłowski w pełnieniu obowiązków tak się zachowywał, iż zacność swoję i wiarę należycie okazał i zaświadczył (Metr. kor., vol. 100, fol. 101).
Stanowisko królewskiego dworzanina i sekretarza nie było pracowitem; każdy mógł dowoli bawić się i kochać, hulać i grać w kości, spędzać czas w gościnie i fraszki pisać. Król nie był wymagający i więcej nagradzał swych dworzanów, niż wyzyskiwał ich czas i zdolności. Pudłowski raz tylko poważniejsze otrzymał polecenie. W roku 1566 franciszkanom Lubelskim zaprzeczono prawa posiadania dwóch placów pod Lublinem z wniesionemi na nich budynkami, korzystając więc z bytności króla na sejmie, odbywającym się w Lublinie, zanieśli do niego skargę. Zygmunt August wydelegował Stanisława Karnkowskiego, wówczas referendarza nadwornego, Melchiora Pudłowskiego i Macieja Kasprowicza, burmistrza Lubelskiego, ażeby na miejscu zbadali sprawę, dokumenty odnoszące się do niej i ściągnęli zaprzysiężone zeznania świadków. Komisarze ci przyszli do przekonania, iż franciszkanie od dawnego czasu byli prawnymi posiadaczami placów i budynków, więc i król własność im potwierdził w dniu 7 września tego samego roku[3]. Jednocześnie prawie z tą delegacyą spotkała Pudłowskiego i nagroda: 3 sierpnia król wydał wyrok, na mocy którego Pudłowski miał objąć w posiadanie wójtowstwo w Krzepicach i sołectwo we wsi królewskiej Zajączkowo Mniejsze po zapłaceniu wszakże 700 i 400 złp. posiadaczowi ich Maciejowi Bleszczyńskiemu, wielkiemu prokuratorowi zamku Krakowskiego (Metr. kor., vol. 100, fol. 203). Stanowisko królewskiego dworzanina nie przeszkadzało Pudłowskiemu przy sposobności wysługiwać się Wolskim w charakterze zaufanego powiernika; wiemy bowiem, że gdy umarł Mikołaj Wolski, biskup Kujawski, egzekutorowie jego testamentu, w Piotrkowie 14 czerwca r. 1567, Pudłowskiemu oddali do czasowego przechowania i wręczenia bratankom biskupa Mikołajowi Wolskiemu, staroście Krzepickiemu, i Stanisławowi 25 pargaminowych dokumentów, odnoszących się do posiadania rodzinnych dóbr: Orzyszewa, Brumowa, Dyabłów i Bożejowa[4].
Pobyt Pudłowskiego przy dworze królewskim przeciągnął się do połowy roku 1571, w tym bowiem czasie poeta nasz występuje jako żonaty z Zofią Balińską: 23 lipca w Warszawie dożywocie na Krzepicach i Zajączkowie król nadaje obu małżonkom, przyczem Melchior Pudłowski zrzeka się na rzecz króla czwartej części wykupnej sumy, ale gdyby żona umarła pierwej od niego, to owa czwarta część wraca do Pudłowskiego i spadkobierców jego, którzy ustąpią z wójtowstwa dopiero w razie spłacenia przez skarb królewski całej wykupnej sumy (Metr. kor., vol. 110, fol. 125)[5]. Odtąd małżonkowie stale przemieszkiwali w tej posiadłości i zajęci byli przyczynianiem majątku. Gospodarstwo szło widać dobrze, bo w roku 1572 w dniu 27 kwietnia małżonkowie Pudłowscy Maciejowi opatowi i priorom klasztoru Częstochowskiego, będącym chwilowo w ciężkiem położeniu z powodu ogólnej biedy, tudzież grabieży i napadów, pożyczają 1000 złp. na zastaw pięciu włościan i sołectwa we wsi Czeczułowie, tudzież dwunastu włościan w Żytniowie (w ziemi Wieluńskiej) wraz ze wszystkiemi prawami właścicieli, dochodami i robociznami. Nie mieli wówczas dzieci, gdyż w układzie ogólnikowo zastrzeżono, że w razie ich śmierci posiadane prawa co do zastawu przechodzą na córkę lub syna. Późniejsze dopiero akty świadczą o troskliwości rodziców względem zabezpieczenia majątku własnemu potomstwu. W uznaniu przysług, wyświadczonych przez Melchiora Zygmuntowi Augustowi, Stefan Batory (w Warszawie 24 kwietnia i w obozie nad Świrem 16 lipca roku 1579) zezwala, ażeby Zofia z Balina Pudłowska swój posag i wiano, zabezpieczone na wójtowstwie Krzepickiem, przekazać mogla dzieciom przed jakiemikolwiek aktami ziemskiemi lub grodzkiemi (Metr. kor., vol. 119, fol. 115, 167); Melchior zaś, w następnym roku w Warszawie będąc na sejmie, w dniu 7 stycznia, na wypadek swojej śmierci, ustanowił jako opiekunów nieletnich dzieci żonę swoję, rodzonego brata Jana, sekretarza królewskiego, Jana z Bużenina Bużeńskiego, Pawła Potworowskiego i Jerzego Radoszewskiego Bokszę (Metr. kor., vol. 121, fol. 139). W roku 1582, również w imię zasług względem Zygmunta Augusta, wyjednał sobie od króla zezwolenie, że wieś Zajączki Większe synowi jego Kacprowi pozwolił król wykupić od Stanisława Bray i trzymać jako dożywocie (Metr. kor., vol. 129, fol. 52). Gdy się ukazały w druku Fraszki Jana Kochanowskiego, Pudłowski pozazdrościł współkoledze dworzaninowi sławy literackiej i w roku 1586 wydał w tej samej drukarni i tym samym drukiem „Fraszek księgę pierwszą“. Był to ostatni fakt z działalności jego, o jakim posiadamy wiadomość. F. M. Sobieszczański twierdzi (Encyklopedya powszechna, XXI, 756), że Pudłowski umarł w roku 1588, ale źródła, na którem się oparł, nie przytacza[6].
Fraszki Pudłowskiego należą do najlepszych utworów jego, pomimo że w każdym calu przypominają wzory swoje — fraszki Jana Kochanowskiego, ale godne są stanąć obok nich ze względu na oryginalność i udatność, zarówno formy, jak i treści. Ogłoszona w druku „księga pierwsza“ zawiera ich 181[7]: reszta, jeżeli była, pozostała w tece autora i nie doczekała się wydania zapewne z powodu jego śmierci. Z tych 181 fraszek Nr. 85 jest przeróbką z Teokryta, trzy zaś (Nr.Nr. 139, 140, 141) tłomaczone są z greckiego. W układzie ich, tak samo jak u Kochanowskiego, zachowaną została umyślna chaotyczność, by nikomu nie dać podstawy do jakichkolwiek pewnych wniosków co do ich genezy lub czasu napisania. Co się tyczy ostatniej kwestyi, napewno można wskazać tylko krańcowe lata, w których Pudłowski pisał te fraszki: za pierwszą uważam fraszkę Nr. 11, napisaną z powodu „Satyra“ Kochanowskiego, a więc w końcu roku 1563, za ostatnie zaś — Nr.Nr. 167 i 168, pisane w roku 1585, w którym umarł Mikołaj Mielecki, wojewoda Podolski. Dwie trzecie wszakże ogólnej liczby musiały być skomponowane w latach 1564 — 1571, to jest w czasie pobytu Pudłowskiego na królewskim dworze, przy którym bawił jednocześnie i mistrz Pudłowskiego w tym zakresie — Jan Kochanowski.
Fraszki Pudłowskiego wprowadzają nas przedewszystkiem w sferę stosunków i znajomości autora, składającą się niemal wyłącznie z kolegów jego i dworzanów królewskich. Wiele z nich autor opatrzył nazwiskami, zwracając się wprost do danych osób; inne zaś pozostały bezimienne. W pierwszych przed oczyma czytelnika przewija się spora garstka osób minorum gentium królewskiego dworu (Nr. Nr. 4, 5, 32, 38, 48, 57, 64, 83, 88, 89, 96, 106, 109, 118, 123, 137, 138, 142, 147, 156, 180), z któremi Pudłowski wspólne pędził życie i w których opiewał rozum, zalety i godność lub szczególny jakiś talent, podnosił swoję przyjaźń dla nich lub przed fałszywą ostrzegał, żartował z ich skłonności do wypitki, szulerstwa albo też z ich przygód erotycznych i humorystycznych. Bezimienne fraszki mają więcej ogólnikowy charakter: wyrażają zdania lub uwagi autora o cnocie, obyczajach, przywarach ludzkich, obserwowanych przy dworze, jak naprzykład o fałszywej pobożności, obłudzie, kłamstwie, kosterstwie, łakomstwie, udanej miłości i przyjaźni, marnotrawstwie, przedajności, skąpstwie i t. p., lub wypowiadają refleksye i wrażenia autora, wywołane poszczególnemi wypadkami z życia różnych osób, których nazwisk nie wypadalo uwieczniać z rozmaitych indywidualnych lub ogólnych względów. Takiego samego pochodzenia są i fraszki humorystyczno-erotycznej treści, tak do świeckich, jak i do duchowieństwa stosowane; ilościowo stoją one na ostatnim planie i zbyt drażliwych lub kostycznych wskazać można w całym zbiorze zaledwie kilka.
O ile Pudłowski wychodzi ze sfery równych sobie, staje się wyłącznie panegirystą. Dla wyższych od niego stanowiskiem społecznem lub dla dygnitarzów koronnych ma tylko uznanie za ich męstwo, rozum, prawość, cnotę, ludzkość albo naukę. Wiele z tych fraszek albo raczej epigramatów pochwalnych wywołanych było osobistemi stosunkami (np. do Kosobudzkiego nr. 98; Kościeleckiego nr. 169; Łaskiego nr. 33, 67, 159, 166, 163; Leśniowolskiego nr. 117; Sarnowskiej nr. 181; Secygniowskiego nr. 116), albo też sympatyą dla nich całego społeczeństwa, co szczególniej można powiedzieć o fraszkach mających formę epitafium i skierowanych do osób świeżo zmarłych (jak np. fraszki do Mieleckiego nr. 167, 168; Wapowskiego nr. 74; [fraszki tego rodzaju były także wywołane uczuciem wdzięczności lub hołdu za doznaną gościnność albo przyjaźń (jak np. do Mikołaja Wolskiego nr. 89, 124, 125; Karśnickiego nr. 75, 76; Kryskiego nr. 92, 93; Tarnowskiego nr. 151). Wypadki ogólno krajowe lub polityczne najrzadziej skłaniały Pudłowskiego do wyrażania swych uczuć lub myśli w formie epigramatu; dwa zaledwie są tej treści: nr. 23 satyra na sejmowego posła od brania dyet i nr. 120 na wojnę moskiewską, będący raczej pochwałą Mieleckiego.
Trzecią z ważniejszych grup fraszek stanowią takie, które dają więcej bezpośredniego materyału do charakterystyki ich autora. Pudłowski, pomimo że cnotę swoję chwali w kilku fraszkach (Nr. Nr. 19, 77, 94, 128, 162), nie był lepszym od wielu innych dworzanów, gdyż i on tam „się cisnął, gdzie dawano“ (Nr. 176), a że mu się nie udawało tak, jak innym, przyczyną były mniejsze zasługi; skarży się nawet, że mu odjęto wrychle jakiś kąsek, „co był spadł z pana mego stołu: odnosi się to zapewne do owego wójtostwa w Krzepinie, o które musiał mieć zatarg z Maciejem Błeszyńskim, o czem była wyżej wzmianka i co go spowodowało do napisania owych nieco pesymistycznych epigramatów „na dzisiejsze czasy“ (Nr. 15), o fortunie zbytnio mu niesprzyjającej (Nr. Nr. 19, 72, 17, 78) i zwodniczych ułudach zrobienia przy dworze karyery (Nr. 96 i 134). Omylone widoki przypisywał wszakże zawiści (Nr. 133) i nie upadając na duchu, pocieszał się nadzieją w lepszą przyszłość (Nr. 52). Istotnie z próżnemi rękoma dworu nie opuścił, a pobyt na własnej „chudobie“, dającej mu wszakże dostatek i szczęście domowe, pogodził go z losem i sprowadził do równowagi nieco górnolotne pretensye lat młodzieńczych z warunkami rzeczywistego bytu w wieku dojrzałym (Nr.Nr. 122, 128, 162, 170). Miłość w życiu dworskiem Pudłowskiego nie grała zbyt wielkiej roli: sądząc z fraszek nie była ani rzutką, ani zmienną; spotykamy w nich tylko jeden chwilowy zapewne ideał, jakąś Annę (Nr. 166); inne fraszki tej treści albo zbyt są ogólnikowe, albo też wskazują na przelotne i wcale nie idealne uczucia; (Nr.Nr. 110, 111, 161, 171, 172). Ideał zresztą rzeczywisty prędko sobie poeta wyszukał i zawinął do portu małżeńskiego, gdyż zaledwie jednę tylko mamy fraszkę krótką i dosyć chłodną, która się odnosić musi do przyszłej żony jego — Zofii Balińskiej (Nr. 86); do historyi tej miłości odnoszą się może i takie fraszki, w których jej przedmiot z imienia nie wspomniany (Nr.Nr. 84, 135, 136), gdyż należy je chyba pojmować w tym sensie: honny soit qui mal y pense.
Do czwartej grupy zaliczam fraszki „literackie“, które znowu podzielić można na dwie kategorye. Pierwsza z nich odnosi się do wybitnych przedstawicieli ówczesnej literatury, których Pudłowski znał osobiście i z którymi ze względu na swe stanowisko i pobyt przy królewskim dworze w częstych musiał być stosunkach. Rzecz prosta, że o takich osobistościach wyrażać się było można jedynie z pochwałą; tak też i Pudłowski robił: nie grzeszył wszakże zbytnim panegiryzmem, dając wyraz słusznemu tylko uwielbieniu za te zalety, któremi dane osoby celowały. Chwali w ten sposób: Stanisława Sokołowskiego (Nr. 10), Stanisława Grzebskiego (Nr. 31), Piotra Skargę (Nr. 40), Łukasza Górnickiego (Nr. 97) i Jakóba z Wągrowca (Nr. 154); dostała się odeń pochwała i Augustowi Rotundusowi, wójtowi Wileńskiemu, wszakże nie jako uczonemu, ale gościnnemu przyjacielowi, który tak uczcił autora, iż go pachołcy z jego domu na rękach musieli wynosić (Nr. 39). Trzy z tych fraszek odnoszą się do Stanisława Porębskiego (Nr.Nr. 101, 148, 173), w którym A. Brückner (Biblioteka Warszawska, 1891, II, 291) widzi poetę; Pudłowski wszakże nie chwali Porębskiego za poetycki talent: w pierwszej z nich uważa go za godnego wszelakiego szczęścia, w drugiej zaś i trzeciej opłakuje śmierć jego przedwczesną: czyżby ten Porębski poetą nie był, albo Pudłowski nie chciał robić wzmianki (skoro to już Kochanowski uczynił) o tem, co było zapewne powszechnie wiadomem w kółku przyjaciół, albo-li też nie cenił w nim daru do wierszoróbstwa? — rozstrzygnąć trudno wobec braku odpowiednich danych. Fraszka 87, zwrócona do jakiegoś doktora, także ma zapewne na widoku osobistość znaną w piśmiennictwie; nie mogłem wszakże wypośrodkować, co za doktor „rybę w hełmie nosił“. Najciekawszemi z literackich fraszek są te, które się odnoszą do Jana Kochanowskiego, a które, jako świadectwa współczesne, biografom i krytykom poety z Czarnolasu dotychczas są nieznane. Piękną i ciekawą jest fraszka Nr. 11 o „Satyrze“ Kochanowskiego, będąca echem tego, co współczesni sądzili o poemacie, którego geneza publicznie wówczas nie była wiadomą. Nr. 25 jest ogólnikową pochwałą cnoty i nauki w Kochanowskim. Wzmiankę o nim spotykamy w dwóch innych jeszcze fraszkach: w Nr. 17 mówi Pudłowski, iż jedynie Kochanowski, jako „składacz doświadczony“, podołałby godnemu opisowi cnót Marcina Leśniowolskiego, kasztelana Podlaskiego; w drugiej zaś (Nr. 124) powołuje się na pożegnalny wiersz Kochanowskiego, wystosowany do Mikołaja Wolskiego[8]. Fraszka Nr. 70 zanadto jest ogólnikową, ażeby przypuszczać można, że niezawodnie odnosi się do Kochanowskiego.
Na literackie fraszki drugiej kategoryi składają się takie, w których Pudłowski, również w ślady Jana z Czarnolasu dążąc, wypowiedział własne zdanie o tych utworach swoich. Takiemi są trzy fraszki na karcie tytułowej, w których zastrzega się przeciw pomawianiu go o lekkomyślność pióra; toż samo czyni we fraszkach Nr. 55 i 56; w Nr. 90 wyrzuca jakiemuś niepowołanemu krytykowi, iż jego wiersze „po karczmach“ zniesławia: obmowa musiała się dotyczeć więcej osobistości autora, niż jego pióra, nie czułby się bowiem zbyt obrażonym taką krytyką, jak przypuszczać można z fraszki Nr. 164. Tutaj wreszcie należą dwie fraszki: jedna „Raki“ (Nr. 126), będąca także naśladowaniem, co prawda udatnem, podobnego wierszyka Kochanowskiego, a druga (Nr. 108), w której znajdujemy wzmiankę o pieśni Kochanowskiego „Dzbanie mój pisany“[9], jako popularnej, i o innej pieśni miłosnej, będącej widać w powszechnem użyciu: „Cóż czynisz miła, czemu mię frasujesz“.
Razem z fraszkami Pudłowski wydał jeszcze trzy mniejsze wierszowane utwory. „Sen“ jest dosyć sztuczną robotą o 284 wierszach, bez natchnienia pisaną, może na cześć przyszłej żony, a może już po ślubie „na obstalunek“ dla jakiej wysoko położonej „panny“. „Elegia polska“, składająca się z 38 dwuwierszy, napisaną została na temat, we fraszkach nieraz traktowany: skargi na stosunki życiowe i szczególniej współczesny autorowi materyalizm, który ceni pieniądz, a nie cnotę i cnotliwych, dla tego że biedni; ta elegia powstała może w chwili przełomu, gdy Pudłowski godzić się zaczął ze swoim losem, że „cnota“ nie doprowadziła go do godności, znaczenia i majątku. „Testament Kumelskiego“, jak sam autor zaznacza, napisany został w roku 1576 dnia „sto i oko“ czyli 11 kwietnia; robi takie wrażenie, jakby umyślnie napisany był z powodu owego biskupa, któremu imię, „zdrada i podstęp“; rozumieć należy pod nim chyba tylko krakowskiego biskupa Franciszka Krasińskiego, którego posądzać o coś podobnego mogli stronnicy habsburskiej kandydatury: Krasiński bowiem na sejmie elekcyjnym w grudniu roku 1575 wotował za cesarzem Maksymilianem II, a na wiosnę roku 1576 był już zdeklarowanym stronnikiem Stefana Batorego. Pudłowski, jako przyjaciel i klient Wolskich, którzy byli rakuskimi poplecznikami, musiał być w tym samym obozie i rachuby na przyszłość opierał, tak jak inni, na udaniu się habsburskich planów: rozgoryczenie i satyra były następstwem zawiedzionych w tym względzie nadziei.
Zdolność do pióra, w szczególności zaś do wierszowania były punktem wyjścia literackiej działalności Melchiora Pudłowskiego. Talent jego był więcej naśladowczym, niż twórczym, dla tego że w nim za słabe były pierwiastki i czynniki poetyczne i to był powód, że Pudłowski nie wysunął się na czele i nie napisał utworów wybitniejszych pod względem myśli, albo celniejszych pod względem formy. Sam on porównywa swoje wiersze z jabłkami, które „nie dojrzały do końca“ (fraszka 33), bo nie miały odpowiedniego słońca; jest to wszakże tylko wymówka, gdyż rzekomo niesprzyjających ma okoliczności winić o to nie można. Zręczny układ i udatna forma wierszy, w szczególności zaś fraszek, z punktu widzenia ówczesnych wymagań poezyi, zapewniają wszakże autorowi poczesne miejsce wśród drugorzędnych poetów naszych XVI wieku: zasługują też w zupełności na to, ażeby miano o nich należyte pojęcie i ażeby wiedziano o nich więcej niż dotychczas.
Niniejsze wydanie zawiera wszystkie znane nam utwory Pudłowskiego, oprócz jednej tylko krótkiej powieści „Dydo“, będącej tłomaczonym zlepkiem ustępów z Wergilego i Owidyusza. Przedruk jej uważałem za zbyteczny wobec tego, że S. Adalberg przedrukował ją niedawno w wydawanej przez Krakowską akademię „Bibliotece pisarzów polskich“ (zeszyt 33, Kraków, 1897, str. 21—39, wierszy 492). „Elegia ob mortem Ioannis comitis de Tarnow“ przedrukowana została z unikatu biblioteki ordynacyi hr. Zamoyskich; „Lament“ i „Fraszki“ z unikatów biblioteki Zygmunta hr. Czarneckiego w Dobrzycy; „Oratio pro republica“ znajduje się w bibliotekach ordynacyi hr. Krasińskich i hr. Zamoyskich (por. Wierzbowski, Bibliographia polonica XV ac XVI ss., vol. II, Nr. 1395 i 1402; vol. III, Nr. 2391 i 2796).
Słowniczek obejmuje wszystkie wyrazy nieznane lub rzadziej używane; ponieważ niniejsze wydanie przeznaczone jest głównie dla specyalistów, uważałem za zbyteczne i za kosztowne obarczać tekst historycznemi komentarzami, bez których się może obejść każdy znający literackie stosunki u nas w XVI wieku; dodałem natomiast, godny zapewne naśladowania, spis imion własnych wspomnianych w pismach Pudłowskiego.
ELEGIA
Ob Mortem Illustris Olim Et Magnifici
Domini D. Ioannis Comitis de Tarnow
Castellani Cracoviensis Exercituum Regni
Poloniae Imperatoris etc.
a Malchiaro Pudlovio
scripta.
Albertus Wedrogovius
aequo lectori.
Vir bonus et sapiens moritur Tarnovius ille,
Lazarus Andreae excudebat.
|
castellano Brzezinensi et capitaneo Krzepicensi etc,
domino et patrono colendissimo,
Vides te magnum dolorem ex obitu olim illustris et magnifici domini Ioannis Tarnovii, quem affinitate attigeras, cuique ob singularem saepius ab eo tibi declaratam benevolentiam plurimum debebas, concepisse atque ita affectum esse, ut modum lugendi et deplorandi imponere non videare. Qui vir etsi clarus apud omnes, apprime reipublicae utilis extiterat, ita ut in maximo sui desiderio nos omnes post se merito reliquerit; tamen quia homo natus erat, iis eum aliquando laboribus solutum esse oportuit. Quoniam vero iam illi contigit feliciter ad scopum vitae suae pervenire, gaudere potius decet eum ad perpetuas felicissimasque aedes ex hoc corporeo carcere voluntate Divûm migravisse, naturaeque ipsi concessisse. Horum etenim, qui aetatem suam turpissime transegerunt, mors deploranda est: non istorum, qui, florentissime viventes, summam virtutis gloriam atque honestatis consecuti sunt. Quorum e numero Ioannem Tarnovium voces omnium fuisse indicant. Qui quidem (ut cetera omittam) dignitatem, qua plurimum potuit, et sapientiam, qua erat praeditus, ad alienum commodum potissimum et ad reipublicae utilitatem conferre solebat. Quae orbata tam charo filio quantum etiam dolorem morte illius conceperit, me etiam tacente, facile intelligere potes. Quare hunc dolorem non tuum tantum, sed communem omnium esse existimes; eaque de causa luctum suum minuas, ne videare id tibi assumere plus Ioannem Tarnovium tibi soli quam ipsi reipublicae debuisse. Eam nunc obitum illius iis versibus deplorantem audi. Vale et me tuo patrocinio quod facis tuere.
Cracoviae, in aedibus principis mei. Mense Iunio, 1561.
In arma eiusdem magnifici domini D. Stanislai Wolski
de Podhajce, castellani Brzezinensis et capitanei Krzepicensis etc. Albertus Wedrogovins
(herb Półkozic).
Romani cives asini cognomen habebant, Elegia Reipublicae ob mortem Tarnovii.
Philopolites et Respublica colloquuntur.
P. Cur te tam maesto video respublica vultu? P. Tamne fuit de te meritus bene? dic mihi, quaeso, R. Haec utinam fiant, quae tu praedicis, amice, Epitaphium Tarnovii.
Non hic perpetuae sedes sedesque perhennis, Encomion in funere eiusdem Tarnovii
M. Pudłowski.
Herculeae vires, Pyrrhi quoque et Hectoris acta Misere afflicta respublica Polona loquitur.
Condite tela Getae, Valachi, Turcaeque minaces, Lectori Condido
S. P.
Odi stoicos censores. Vale.
Dat. XI Iunii. 1561.
Malchiar Pudłowski.
Lament y Nápominánie
Rzeczypospolitey Polskiey.
Przez Malchera Pudłowskiego
vczyniony.
W Krákowie, Lázarz Andrysowic
drukował M. D. Lxj.
Ach, niestetyż, mój wszechmogący miły Panie, A trudno więc będzie wskórać, wszak i po chorobie 35
Bo cóż po majętności i co po imieniu, DOKOŃCZENIE.
Melchiaris Pudlovij
Oratio pro Rep.
et Religione ad
Magistratum Poloniae.
(herb Półkozic).
Hoc asini caput hoc non simplex esse putato: |
Cum is et episcopus et vir sis, qui reipublicae salute et religionis ipsiusque veritatis studio, nihil prius et antiquius apud te habeas et constituas, tantoque labore et vigiliis in eam partem incumbas, ut nemini in munere et reipublicae et religionis sustinendo concedere videare, denique omnes morum et literarum honestarum studiosos summopere complectare: non abs re facturum me arbitraturus sum, si sub tuo nomine orationem hanc meam, de religionis reique publicae negotio scriptam, in publicum ederem, tibique dedicarem. Nam cum in hac oratione veritati studendum, quae sane res odium plerumque parere multis solet, et non fucatis speciosisque verbis indulgendum instituissem: certo mihi persuaseram me etiam aliquid de hac ipsa invidia pro veritate reportaturum, maxime quod verbis quibusdam ad orationem non omnino accommodatis utar, planeque in genere ipso scribendi liberior sim: non satis tersi et minus Ciceroniani scriptoris nomen relaturum: facile istorum voces et invidiam tuo fretus praesidio possem contemnere. Si enim veritatis causa in me iniqui esse vellent et me ipsi nimium indulsisse gravius ferrent: te protectore nihil erunt. Is enim es, qui me ab illorum conatu et malevolentia protegere possis. Nam de orationis stylo non multum laboro, quippe cui consilium non fuit verborum ornamento, sed veritati inservire. Qui si sibi constabunt, nihil aut parum me peccasse indicabunt, veritas enim simpliciter nullo adhibito colore incedere solet: nec omnino splendidum verborum apparatum requirit ac postulat. Sed de his hactenus. Tu, praesul amplissime, pro summa tua prudentia et in rebus omnibus solerti dexteritate melius ea omnia vides, quibus haec respublica et religio vetus perturbatur: et de praesenti tuo iudicio facilius ad ea sananda remedia invenire possis, quam ego, qui necdum ab aetate, nec ab ipso usu, ipsa denique eruditione ita instructus sum, ut de tantis rebus iudicium a me quivis merito exspectet. Haec enim quae a me scripta sunt, huiusmodi sunt, ut ab omnibus etiam mediocri ingenio praeditis intelligi et bene perspici possint, et quae ab aliis, usu rerum et ingenio valentioribus, latiora reddi non difficile poterint. Si porro haec mea scripta, qualiacunque illa sunt, a me, praesul amplissime, benigne acceperis, ad maiora facillime non modo me, qui nullus plane sum, sed alios quoque excitaveris. Deum Optimum Maximum precor, ut te diutissime et ecclesiae suae sanctae sospitem et reipublicae nostrae felicem servet. Datum Cracoviae, nonis Maii[10] Anno Domini M. D. Lxij
S. P.
Orationem tuam, qua et reipublicae et religionis avitae casum et ruinam praesentem deploras, suavissime Pudlovi, perlegi, quae utrum mihi plus voluptatis an doloris attulerit, nondum plane constitui. Non mediocrem equidem inde voluptatem coepi, quod tibi, quem ego unice amo, cuiusque ornamentis faveo, inter tot occupationes, quas apud Principem tuum sustineas, studia bonarum literarum, praesertim vero dicendi, quae vel maxime ingenuum hominem deceant, curae non mediocri esse ac te horas succisivas non compotationibus, non aleae, ut nunc in aulis passim fit, sed in hoc honestissimum studium conferre cognovi, teque, qua lege nascamur, memorem esse non difficile perspexi. Nam quid reipublicae, quid religioni debeas te agnoscere haec tua oratio aperte declarat, ad cuius salutem tanta cura et studio incumbis, nec vereris, quid de ea sentias, libere pronuntiare, ac quid a te viro patria praesidii exspectare debeat, iam nunc ea aetate testatum relinquere. Sed illa tua calamitatum, quibus respublica praemitur, ac tempestatum, quibus iactemur, commemoratio, non minorem mihi dolorem attulit, quod cum quibus in periculis simus, quae mala capitibus impendeant nostris: monstras ac plane ante oculos statuis, qui quidem dolor altius in pectore meo radices ageret, nisi singulari Dei Optimi Maximi misericordia erga nos principes tuos, viros magnificos Nicolaum, Vladislaviae et Pomeraniae pontificem designatum, et Stanislaum, castellanum Brzezinensem, Volscios gubernaculis publicis admotos esse viderem, in quorum virtute acquiescamus ac in portum illum, e quo tot tantisque reipublicae fluctibus abrepti sumus, iis ducibus perveniamus. Neque enim obscurum est, Pudlovi, quam animis generosi principes tui sint, quam in periculis constantes ac firmissimi, quam in consiliis capiundis prudentissimi, quam reipublicae, quam religionis amantíssimi, quam pacis et otii cupidissimi. Utinam, Pudlovi, tales multos aliquando respublica habeat, profecto tranquillitatem eam, qua patres nostri perfuncti sunt, non diu desiderabimus. Sed principibus tuis missis, de quorum virtute breviter pro dignitate eorum dici non potest, ad te redeo consiliumque tuum istud et cum bonarum literarum, tum vero salutis publicae ac vineae Christi curam et amorem vehementer amo. Quam ad rem ut eo diligentius incumbas, etiam atque etiam te hortor. Equidem consilii te huius poenitebit nunquam. Vale. Datum ab Academia, Cracoviae, 6 Idus Augusti[11] Anno Domini 1562.
Laurentius Goślicki
ad Melchiorem Pudlovium.
Dum veteres revocas mores et facta senatus, |
Cum res nostras iam huc delabi videamus, ut nihil nisi pericula metuenda et ultimum plane salutis nostrae discrimen nobis subeundum exspectandumque sit: non mirum videri debet cuiquam, si quivis tenuissimus licet de salute et tranquillitate communi, in qua sua contineatur, verba faciat: cum impendenti periculo excitus, cum timore quidem, ex animo tamen rebus suis consultum esse cupiat. Neque enim quisquam est tam a sensu alienus, qui et non avidissime tutus esse velit et quem discrimen vitae non move at adeo, ut omnibus rebus postpositis saluti suae non consulat, tantumque restaurandae et recuperandae studeat. Si enim is sit, qui imminens malum sciens vidensque non vitaverit: profecto non solum a ratione hominibus natura indita discedere, sed etiam belluas ipsas feritate superare videatur, praesertim cum mortalibus ipsis, id a natura tributum sit, ut se vitamque suam tueantur, dechnantque ea, quae ipsis nocitura viderentur. Bruta quoque ipsa devitare quaeque pericula videmas. Verum enimvero et si neminem esse existimo, qui salatis suae iacturam et gravius aliquod periculum non pertimescat: nescio tamen quo pacto fiat, ut multi inveniantur hi praecipue, ad quos reipublicae cura spectat et pertinet, ita obdurati, ut cum turbulentissimo in mari una nobiscum sint: tamen in tranquillisimo portu se esse putent atque ita in id incumbere negligunt, quo et se ipsos et ipsam rempublicam ex impendentibus malis eripiant. Quae quidem respublica a nobis ipsis ita misere afflicta, tam graviter vulnerata, ut vix aliquando respirandi spes illi relicta videatur. Ergo nobis etiam minimis tacendum est? ac parente nostra republica saucia relicta omnibus armis reiectis certamine cum summa et turpitudine nostra et pernicie praesenti excedendum? Minime equidem. Nam etsi multa sint, quae malam spem simul et timorem nobis ingerant, non est tamen nostrum malis instantibus succumbere et periculis ipsis non ultro pro patria sese exponere, quin potius decet omnes modos, omnes vias, omnes denique rationes, quibus et ad spem bonam perveniamus et timorem propulsemus, pervestigare atque ad salutem et nostram et reipublicae toto studio incumbere; neque video, quod illius vulneribus aliud remedium adhibere possimus: quam vos appellare, vos obtestari, ut tam misere afflictam ae in ultimo discrimine positam parentem vestram rempublicam respiciatis, vestrum consilium desiderat, vestrum patrocinium implorat, ad vos, qui mens Regiae Maiestatis estis, manus supplices tendit, ne se tot malis afflictam, tot vulneribus confectam deseratis, vestrum hoc officium est, qui ad rempublicam gubernandam acciti estis, ut rerum suarum obliti, publicae utilitati et tranquillitati serviatis. Sed (o corruptos hominum mores) quis est, qui non potius privatae quam publicae rei studeat? aut qui ex animo nobis omnibus pro officio suo consultum esse velit? Nihil fingo, o Magistratus! ita se rem habere, opes vestrae immensae, nostra autem mala, calamitates, anxietates, paupertas, iniuriae liquido id docent, quae nos ita fatigarunt, ut multi sint, qui vitam morte acerbiorem ducant. Nisi porro comitia in hoc tam periculoso tempore et mediis nostris miseriis indicta fuerint: facile iam ab omni spe futuri boni decidemus, neque enim in hanc opinionem perducemur, ut credere vellemus et rempublicam ipsam diu stare posse et nos ab istis molestiis quandoque liberos futuros esse. Haec enim sola et unica via restat, quae nos in tranquillum deducere et omnes modos, quae ad communem pacem perturbandam faciunt, praecludere possit. Quid igitur adhuc exspectatis? aut qua spe salutis tenemini? Si enim dimittitis hoc tempus, vos ipsos una nobiscum sustinendi, ad quae vos reservatis? aut quomodo tandem amissa (quod Deus omen avertat) libertate salvi esse poteratis? Nunc tempus est, si quod ante fuit, quo de salute huius regni diligentius consulere vos oportet. Res autem vestrae sunt huiusmodi, ut non expediat in iuvandis illis diutius consilia differri. Aperite modo oculos et inspicite diligentius: videbitis nunquam nos propiores fuisse tantis periculis, quam nunc sumus. Quid enim boni hoc tempore audimus? quid sentimus? quid denique videmus? nihil omnino. Extra enim hostes nobis instantes, minitantesque gravem, miserandam et foedam servitutem: intra vero legum contemptum, negligentiam magistratus, simulationem praefectorum, libidinum vim, odia intestina, caedem, rapinas, homicidia, pauperum oppressionem. Quid? haec nos salvos esse sinent? haec rempublicam nostram diu stare permittent? immo vero misere afflictam suo flore et robore destituent, nisi vos, qui illius curam suscepistis, et qui pastores rectoresque a Deo nobis constituti estis, tantis malis obviam ieritis. Sed fortassis cupit e me aliquis, quae sunt haec, quae tam diligenter officium magistratus requirant ac plane exposcant, audire? Exposcit haec expilatio bonorum, exposcunt calamitates, exposcit denique cruor et sanguis noster.
Multi enim erant, qui a multis annis litibus assidue vacantes cum facultatibus et ipsam vitam amisere. Reperies plerosque a potentioribus ita afflictos, ut omnibus rebus exuti, vix quo vitam suam sustentent habeant; ceteros, qui nec habeant, unde vivant, atque ita litibus exhausti mendicare coguntur. Nemo tamen est, qui finem se adeptum et ius suum assequutum esse dicat. Denique tantae caedes fiunt, cuius rei vos etiam ipsi testes mihi esse potestis, ut nihil tutum cuiquam etiam domi suae sit. Fiunt domus invasiones, rapinae publicae, homicidia et spolia multa, ut fletum et lacrimas miseris exprimant tantas, ut etiam aethera penetrare credantur, vos tamen nihil haec movent. Audite ergo cetera. Parentes liberis non parcunt, hospes ab hospite tutus non est, in patrem filius, in matrem filia sine ullo discrimine saevit. Parva est haec iniuria, o magistratus? Non parva sane tamen vos in tanta tempestate ac fluctibus veluti in tutissimo, portu in utramque aurem dormitis. Non existimetis velim vos, qui a Deo praefecti estis, ipsum Deum, aequissimum et terribilem iudicem, poenas a vobis non exacturum, atque de manibus vestris sanguinem et iniurias nostras non flagitaturum? Certe non ad hunc finem, neque ea de causa magistratus et consiliarii praeficiuntur, ut dormiant, ut bona publica negligant, sua curent, simulatione utantur, aes cumulent, miseros a potentioribus affligi et affici patiantur: sed ut vigilent, ut bonum publicum concordes spectent, simulationem eliminent, candorem et integritatem ab exilio revocent, afflictos iuvent, liberalitate in egenos utantur, iura pauperis non eripiant, immo vero ea et ipsi observent et alios observare impellant, unius cuiusque mores et facta inspiciant, seditionibus vias praecludant, iuste iudicent et decernant, iura et iustitiam non vendant, in iudicio et senatu aequitatis non amicorum, non pecuniae rationem ducant, exemplo aliis ad honestissima quaeque sint. Sed (o nostri temporis perniciem) qui exemplo aliis esse debent, ii potius scandalo sunt. Non enim a seditionibus ipsi abstinent, immo vero ipsarum seditionum principes sunt, opprimunt debiliores, omne ius et aequum subvertunt, rei privatae et pecuniae cumulandae student, atque inde beatiores se maioribus suis putant, quo ipsi pleniores acervos pecuniae cumulaverint, divitias auxerint, magnificentiora tecta exstruxerint, vasa suppellectilem denique splendidiorem nacti fuerint. Sed fallunt edepol; tametsi enim maiores ab his superantur vestitu, villis, aedificiis, certe multa sunt, eaque praeclara magis, quibus merito superiores haberi debent. Omnes namque curas suas et studia ponebant in sententiis bene et libere dicendis, in libertate patriae tuenda, in odiis exstinguendis, denique eo modo alter cum altero de virtutibus certabant, ut intelligerent homines, quis esset melior, non qui senator ditior. Et hac ratione rempublicam ipsam semper florentem conservabant. Quo etiam, modo si ad exteras gentes et populos oculos converterimus, regna et imperia conservata malis artibus deinde collapsa esse constat. Exemplo nobis sit romanum amplissimum illud imperium, in quo cum iustitia leges omnes, publicae rei cura, privatae contemptus vigebant, boni mores colebantur, denique pro virtute cives inter se certabant: tutissima omnia fuere; postquam autem pro aequitate iniustitia, pro legibus vis, pro reipublicae cura privatum studium irrepsere ac pro vitiis certare coeperunt, simul cum ipso imperio omnes periere. Quid? putatis vos vitia ista seu artes malas non eandem quoque vim apud vos habituras, quam apud Romanos olim habebant? utinam autem non habeant, id nos ex animo optamus; sed mihi credite tantam vim vitiorum esse, ut nihil esse possit tam firmum, tamque bene munitum, quod non ipsis prosterni ac profligari queat. Si enim Caesar et Pompeius de sua superbia et ambitione, ipsa denique avaritia aliquid demisissent, ad ipsamque concordiam animum inchnavissent et rebus propriis publicam salutem praeposuissent: profecto nec se ipsos, nec ipsum statum florentissimae reipublicae in id discrimen perduxissent. Iacet ergo imperium amplissimum quondam et augustissimum, non manu hostili, non armis externis, sed ipsis vitiis ac dissensione interna prostratum. Ne autem et nos ad hunc scopum perveniamus, scilicet, ne pulcherrima libertate amissa, tetram, foedamque servitutem aliquando serviamus, ad vos supplex manus tendit patria communis, vobis vitam omnium nostrum, vobis aras, penates, vobis omnia templa deorum atque delubra commendat, atque hoc vos per liberos atque parentes vestros rogat: subvenite afflictae, ite obviam iniuriae; nolite pati regnum hoc per socordiam et vitia tabescere, consulite vobis, prospicite patriae, conservate vos coniuges, liberosque et fortunas vestras, regni Poloniae nomen salutemque defendite. Non minus autem vobis consultandum est de externo, quam de interno hoste, neque putetis hoste domi incluso, foris vos bene bella gesturos, cum domi pax firmari et non aliunde peti debet. Sed vos speratis fortasse, nihil hic vobis timoris superesse et non restinctis domi odiis atque inimicitiarum scintillis pro animi sententia bella vos confecturos. At nobis contra videtur, quo modo enim foris tuti bene eritis, si domi tutum nihil vobis erit? Domi hostis est, intus inclusum periculum est: cum luxu et avaritia aliisque sceleribus nobis certandum est, quae ita nos possederunt, ut facilius hostis externus profligari, quam haec frangi possint. Quae est enim illa vestitus, cibi et alia id genus superfluitas? quae vero in cumulanda pecunia aviditas? Vix hic poterit tam cito acquirere, quam ille eripere paratus est. Id igitur unum vobis ante oculos proponite, ut pacem primo intra regnum firmetis, iustitiaeque radices optime figatis, incumbatis denique in id iisdem animis, vocibus et voluntate, quo amissa recuperentur, debilitata confirmentur, diminuta augeantur, negligentia collapsa summa diligentia et studio reparentur, suoque loco mota restituentur: tum demum omnes res etiam belli negotium nobis ex animo cedet: alioqui frustra conamur suis relictis aliena ire oppugnatum. Cum autem nihil bene non modo perfici, sed ne aggredi quidem, sine singulari Dei benignitate possit, huc animos vestros intendite, ut ipsa religio (sine qua nihil firmum et tutum in republica ullo modo esse potest), a patribus nostris inviolate culta et observata, in suis stet sedibus, quam licentia hominum ad hunc scopulum perduxit, ut laniata atque discissa a multis non modo retineatur, sed ne agnoscatur quidem. Quid? parcitur delubris deûm? immo vero ornamentis suis arae divum spoliantur, fana, quae nostri maiores religiosissimi mortales fecere, subvertuntur, atque ita longe in hac re progreditur, ut liceat cuique impune fana et locos sacros deturpare, irridere et (horresco referrens) ipsos denique divos contemnere blasphemareque, ac quod omnium maius est, omnia haec Rege cum senatu spectante fiunt. Quae est ista tua conniventia, o Magistratus? in ore omnium vestrum haec fieri permittitis? vestram auctoritatem quilibet turpissimus licet et sceleratissimus ludibrio habet, o tempora, o mores! Divinae res in praesentia senatus ipsins etiam Regis subvertuntur, et haec quisque pro arbitrio suo in hanc et illam partem inchnare non timet. Hae sunt abominandae faces, hae sunt illae flammae, quibus exarsurum est hoc regnum (Dii haec poenitus atertanv) sperandum sit. Nam Deus ipse, si quod fert, hoc profecto scelus nequaquam ferre potest. Minatur enim omnibus regnis per prophetam voce terribili, ut nisi permanserint in fide, corruant foeda ruina. Ad hanc vocem evigila, o Magistratus! occurre malo tam lato, per tuam conniventiam incenso, sicque habeto nihil intollerabilius existimari et inveniri unquam posse, quam inferre delubris deorum immortalium sceleratas faces, nihil indignius dici, quam vitam a patria susceptam ad illius pernitiem calamitatemque conferre. Perpetrantur haec omnia die hodierno, omnesque concorditer et deorum templis vim inferre, et patriae salutem eripere conantur, sed haec te duce et authore, o Magistratus! Non enim in ipsis principiis obstitisti, neque putaras primum omnium fuisse, auctores malorum istorum multare poenis, sceleribus suis dignissimis, clademque omnium crudelissimam e visceribus reipublicae propulsare. Non tenuisti exempla maiorum atque omnium gentium auctoritatem, qui semper summas ac singulares poenas in eo genere hominum consumendas putabant, putantque, qui rationes habuissent, aut immutandae praevaricandaeque religionis, aut conturbande publicae libertatis. Cuiusquidem publicae pacis conturbatio hinc potissimum fit, cum religio perturbatur. Quam autem sit terribilis ipsius religionis immutatio (ut ceteras nationes omittam et ad vicina veniam) monstrat hoc nobis armis virisque potens Germania, quae dum, prisca religione spreta, novum dogma sequitur, aras exterminat, matris sanctae ecclesiae iugum tollerare recusat, ad eandem venerat metam, ut ipsa nisi arma converteret, quot illic hominum millia ex religionis varietate caesa? quot rura vastata? quot agri populati? quot gladii sanguine humano cruentati sunt? ita certe ut si externus hostis isthuc adesset, maiorem vim illis et damnum inferre non potuisset. Tu autem quid exspectas, o Polonia? Si enim haec nobilissima gens dignam pro factis retulit poenam, ne et tu nisi quamprimum ex ista colluvie evolas, idem tibi evenire speres. Varietas ipsa quoque, non minus exitio fuit regnis et dominiis multis. Hac sola Graecia ab stirpe interiit, hac Romanorum imperium potentissimum concussum est, hac et alia multa regna cecidere. Haec est sola urbium, civitatum regionumque pernicies, pacis et tranquillitatis populatrix. Nonne et hac abundat Polonia? immo vel maxime omnium. Hic probat sancita divina patrum, ille idola esse clamat. Placet hoc illi, displicet huic, delectat licentia carnis istum, ille vero eam abominatur. Quis non ingemiscat, tot in partes ecclesiam Dei dissectam esse videns? Tractantur res divinae a cerdonibus, piscatoribus, sartoribus, coquis et id’genus hominum, prophana manu, ne dicam sacrilega, contaminantur. Magistratus vero quid? pastores etiam quid? Magistratus siquidem tacet, et tacendo quodam modo malis rebus assentiri videtur; pastores autem ereptam sibi potestatem docendi clamant. Quid tum postea? Et magistratus officio suo deesse putatur et pastores, ad quos haec cura praecipue spectat et pertinet, stertunt ad mediam usque diem, genium curant, rumorem captant. O miseram rempublicam, in qua quisque pro libito suo vivit et in qua alter in alterius negotia impune sese intrudit.
Hoc igitur providete, ut suo quisque sit intentus officio, ut qui sint consiliarii, honestum principis et bonum publicum concordes spectent; qui misteriis et sacris iucumbunt, non implicent se saecularibus negotiis; qui concionatores et theologi, recta doceant, vitia insectentur, nec ultra ecclesiae septa ferantur; romipetae qui sunt, viros probos et quietos non turbent; qui iudices, iuste iudicent, qui iurisconsulti, lites moderentur, non serant; qui causidici, non sint bilingues et praevaricatores; qui praefecti — non deglubant; qui conductores — non spolient, qui mercatores — non fallant; qui aratores — aratrum tractent; qui artifices opificesque sunt, suis artificiis insistant, de pellicula cerdo, non de divinis aut publicis rebus, nec sutor ultro crepidam iudicet. Quod cum factitatum primo fuisset, profecto aliam rempublicam nunc haberemus, et si nunc factum fuerit, aliam iamque pulcherrimam brevi habebimus. Per omnia igitur, quae sunt vobis in vita charissima, patria communis nostra plorans vos obsecrat, providete iterum atque iterum, ne per ignaviam ac socordiam perichtemur. Eripite vitam omnium nostrum a miseranda crudelitate, protegite magistratus vestros ab inaudita ignavia et negligentia et expergescemini obsecro, diligenterque prospicite, ut populus aut hic aut ille sit, non sint tot tituli, non hic papista, non hic lutheranus, aut sacramentarius vocetur: sed omnes uno et eodem insigni gaudeamus; quod nisi feceritis, ecce hostes undique nobis instant, quos Deus uti spero, nisi ad officium redierimus, in colla nostra vindices misit et quasi securim ad radicem posuit. Spectant enim hi per parietem ad nostras dissensiones, nec iam servitutem nostram amplius, sed irati sanguinem concupiscunt, quibus nihil prius esse poterit, quam cruor, quam flumina christiani sanguinis, quam ante oculos trucidatio mortalium. Moveat ergo iam vos imprimis metus vindictae Domini pro violatis templis, aut pro non exactione poenarum de istis, qui templa violant. Moveat pulcherrima libertas, moveat iam instans periculum patriae. Moveant bona et possessiones vestrae, moveant fletus et lacrimae nostrae, moveant parentes, coniuges, liberique vestri. Moveant denique dii penates; moveant arae, foci; moveant fortunae omnes vestrae; moveat etiam vos vestra ipsorum salus. Enitemini id consiliis, vocibus et voluntate una, ut et nos a tantis maliseliberetis, et officio suo in hac rerum omnium desperatione satisfaciatis. Neque enim vos stare potestis, nobis languentibus, neque nos vobis deficientibus.
Melchiar Pudłowski
Stanislao Orzechovio.[12]
Sive petis manibus calamos, sive ora recludis: Perfida monstra petis verbis strictaque securi, |
Jacobi Gorscii, optimi et doctissimi viri, egregiam operam et singulare in te excolendo studium, generose iuvenis, liquido hinc perspicere potes, qui cum maioribus negotiis et gravioribus studiis intentus esset, non habuit tamen consilium, ut te ad litteras properantem in ipso cursu relinqueret. Et cum intellige ret absque Dialectices cognitione frustra te aliquid magni velle conari: conscripsit hanc, quam in manibus habes, artem disserendi, ea diligentia, qua potuit maxima: eo consilio, ut tu iis cognitis ad maiora libere aspirare queas. Nescio porro, quo pacto fiat, ut multi inveniantur, qui cum nihil dignum vel edant, vel edi sciant, alieno labori et bonae famae invideant: ipsique ignaviam suam, vel potius ignorantiam, quod nihil scribant, Pythagorico silentio excusent. Sileant ergo potius, quam hominibus ad virtutes et immortalitatem aspirantibus veneno linguae malevolae ac nimium dissolutae noceant, quibus ego suaderem, ut hoc silentio abiecto non in arida et sterili virtutis opinione, sed in nobilium operum aemulatione vitam instituant, eamque veluti pecora silentio non transigant. Quam sententiam cum noster Gorscius, homo ad laborem et assiduam vigiliam natus, sequitur, licet invideam subeat, tamen magna et omni auro praetiosiora assequitur. Nam et nomen suum a mortalitate (quae res inter omnes alias prima et praecipua est) vindicavit et iuventutem, litterarum avidam, perpetuo sibi devinxit. Tuum igitur erit, optime adolescens, hanc operam Gorscii exultante animo amplecti et amare, ipsique pro hac liberalitate plurimum te debere existimare. Vale et nos ama. Cracoviae.
Do ozówce.
Iż ja leda co piszę, cóż to tobie wadzi? FRASZKI
M. Pudłowskiego.
1. O swych fraszkach.
Fraszki, a nie inaczej, tym księgom mym dzieją: 2. O cnocie.
Nie lęka się cnota Potwarz też nie płaci, 3. Do gościa.
Wina niemasz w piwnicy, zwierzyny w Spiżarni, 4. Do Jana Pileckiego.
Rozrywkę czystą masz do swej urody, 5. Do tegoż.
Niech ludzie mądrzy boskie tajemnice Gdy mieszek stękał, żeś na bok styskował? 6. Śmierć.
Napłakał się, że nie mógł Jowisz syna swego 7. Do łakomych.
By wam nakoniec z nieba i złoto padało, 8. Do utratnych.
Jako woda z rzeszota zarazem wypłynie,
9. Do języcznych.
Niechaj kto chce, cnotliwie żyje tu na świecie, 10. O doktorze Sokołowskim.
Heretyk z katolikiem.
Rzekł heretyk: Krzywego teologa macie. 11. Pochlebca do Satyra.
Satyrze, słuchaj, już list padnie z drzewa, Chcę-li też owdzie, gdzie na wierzchu słoma, 12. Kolęda.
Hej, kolęda, panowie! Widzę do kalety 13. Nowy Rok.
Toż będzie w tym idącym, co z zchodzącym było, 14. Suche dni.
Dajcie, Panie, suche dni, bośmy wysuszyli Po obiedzie idziem spać na małą chwileczkę, 5
15. Na dzisiejsze czasy.
Cóż dziś po cnocie, gdy niecnota płaci? Bo oni cnotę drogo szacowali, 16. O skąpym frasownym.
Wierę, ja nie wiem, jako mu ugodzić. 17. Sława.
Wszytki rzeczy, które są, zginąć pewnie muszą, 18. Żart przystojny.
Prawdę mówiąc, nadobny wieniec jest różany, 19. Do sobie.
Czekałem długo szczęścia, lecz iż przyść nie chciało, 20. Do Pana jednego.
Atoliś dość obiecał, miłościwy panie, 21. O frasownym Janie.
Ponieważ Bóg i szczęście i nieszczęście daje, 22. Do Jana R.
Co tak mówią, jest, Janie, ludzi barzo siła, 23. O Stanisławie Grzywie, pośle do Parcewa.
Jako wieczór, rad każdy z żarty na plac jedzie, 24. Do Molskiego z wielką głową.
Jakobych cię miał w księgach, dawno myślę o tym, 25. Do Jana Kochanowskiego.
Prawieś się ukochał w nauce i cnocie: 26. Do jednego wojewody.
Nie wstydaj się sam wstąpić, zacny wojewoda, 27. Do tegoż.
Czekają cię z radością moje nizkie progi, 28. Do jednego nieprzyjaciela.
Widzę, czynisz dobrą myśl mym nieszczęścim sobie, 29. O Rożnie.
Za starych lat pieczenie na rożniech piekano, 30. O tymże.
Bodaj go, Boże, zabit w to prawo wprawował, 31. Nagrobek Stanisławowi Grzebskiemu.
To miejsce, w którym ciało twoje pochowano, Świat jeśliże dobrze znał te przymioty w tobie, 5
32. Do Mikołaja Tomickiego.
Alboś się był zapomniał, kiedym ci napisał, 33. Do P. Olbrychta Łaskiego.
Olbrychcie, słuchaj, nie mam nic godnego, Wszakoż za czasem, gdy sad hojniej zrodzi, 25
34. Do jednego.
Uchodzisz mię pięknie w oczy, 35. Jeden rzekł.
Już czołem za cześć szczęście, dalej cię nie czekam: 36. Do jednego.
Wadzi-ć to, kiedy piszę; wadzi-ć, kiedy czytam, 37. Do Mikołaja.
Złoto, srebro i wszytko, co jedno w pokładzie 38. Do Franciszka Masłowskiego.
Wiem to, iż mię miłujesz, acz nie czuję w sobie Wszakoż jednak wiedz do mnie, iż mię masz po woli, 39. Do wójta Wileńskiego.
Mogę rzecz, żeś mię uczcił, Augustynie drogi, 40. O księdzu Skardze.
Nie skarżcie się na Skargę, iże się frasuje 41. Wątpić nie potrzeba.
Wtenczas Pan Bóg narychlej człeku ratunk daje, 42. Do Piotra.
Chcesz koniecznie, aby był też tu u mnie statek; 43. O teologu z medykiem.
Słyszałem gdy teolog strofował medyka: Wiem ja na was, kapłani, medyk odpowiedział, 5
44. O drugim teologu.
Zda mi się, że ten lepiej powiadał więc na się: 45. Do Jędrzeja.
Prosisz się, bych ci wiersze napisał na grobie, 46. O dłużnym.
Nie frymarczyłbych ja z tym na swobodę, 47. Lutnia.
W lesie pókim duszę miała, Teraz jakom duszę zbyła, 48. Do Bekfarka.
Aryon i Orfeusz i choć Dawid trzeci, 49. Na łakomego.
Chłop każdy skąpy, acz jest i nader bogaty 50. Do jednego.
Jeśli mię ty przeto widzisz, 51. Jeden powiedział.
Nie mam ja folwarku i nie mam pieniędzy, 52. Tenże nadobnie rzekł.
Żeglarz, choć nań zły w pół morza wiatr wstanie, 53. Wizerunek pijanego.
Dziwna w głowie niepogoda, K temu równo mi się zdało, 25
54. Epitafium Dzikowi.
Dziśjeśmy z tobą, Dziku, żartowali, 55. O swoich fraszkach.
Bych wiedział, iż dziś kędy płaci statek, Lecz baczę, nim się teraz barzo brzydzą: 56. Do Walka.
Ja ciebie nie rad ganię, chociać nieststeczny, 57. Do Gabryela Grabowieckiego.
Jeśli się kto najduje, który tobie łaje, 58. Do sąsiada.
Wiele mi obiecujesz i dać, i pożyczyć, 59. O Stasiu.
Ten wzleciał w niebo z myślą, tusząc, iż ma wiele, 60. Do Mikołaja.
Chlubisz się ty bugactwy, a skarżysz na szkody; 61. O cnocie.
Oprócz cnoty nic nie masz trwałego na świecie: 62. Do towarzysza.
Tamy się porwały, srodze szumi woda, 63. O jednym pachołku.
Posłał jeden ziemianin do pana wielkiego 64. Do Marcina Goreckiego.
Ten nam wylicza dziwy. 65. Na łgarze.
Trzaśni, Panie, piorunem i bij z góry gromem. 66. Do S.
Byś ty mnie snać na koniec pożyczył swej głowy, 67. Na korab P. Łaskiego Olbrychta.
Próżno się morze niespokojnie burzysz, 68. Nagrobek P. Orlikowi, żupnikowi ruskiemu.
Żałosna żena, z którą cię śmierć rozłączyła, 69. Żenie jego.
Małżonka swego zchowawszy uczciwie, 70. Do Jana K.
Jeszcze się wczora drugi po to spieszył, Ludzkie staranie, patrzaj, jako idzie, 71. O jednej parze ludzi.
To się ci siebie aż nazbyt wstydają, 72. Do fortuny.
Jeśli mię zła fortuna być niegodnym czujesz, 73. O jednej cnotliwej paniej.
Zalecał się gość jeden cicho gospodyniej, 74. Nagrobek Stanisławowi Wapowskiemu.
Słusznie cię wszyscy wobec teraz żałujemy, 75. Do sędziego Sieradzkiego Karśnickiego.
Prawda, sędzia, bych ja był od dekretu twego 76. Do tegoż.
U sądu-ś umiejętny a ochotny doma, 77. Ja mówię.
Nie mam szczęścia przecz winić, że mi nic nie daje, 78. Powtarzam.
Od Boga nie od szczęścia ja czekam pomocy, 79. Do Jarosza Bużynskiego o Szycu wyżle.
Do woza-ć się zawżdy zejdzie, lecz wczesno do gmachu. 80. Do Piotra.
Jeśli masz, pókiś Piotrem, tak długo wiłować, 81. O jednym.
Nie ma pierza potemu, wżdy chce latać wzgórę: 82. O tymże.
Możesz to temu powiedzieć bezpiecznie, 83. Do Jakóba Zardeckiego.
Gdzież one obietnice, kiedyś do Włoch jachał? 84. Do jednej.
Bodaj twej wdzięcznej twarzy starość folgowała 85. Tyrsis.
Kiedy matka zasnęła pod ową leszczyną, Tyś sama oczy moje gwiazdom więc równała, 86. O Zofiej.
Każdemu, widzę, podle jego głowy 87. O doktorze, co rybę z hełmem za herb nosił.
U dyabłaś to widział, albo czytał, żaku, 88. Do Jerzego W.
Nad złoto i nad srebro przyjaźń przekładają 89. Do Pana Mikołaja Wolskiego.
Przysiągłbyś ty, iżeś mię w tej drodze strawował, 90. Do K.
Mówisz o mnie po karczmach, iż złe wiersze czynię, 91. Na obraz miłości.
Przypatrz się jedno piluie tej to dziwnej głowie, 92. Do jego Miłości Pana Stanisława Kryskiego,
wojewody Mazowieckiego. Przeto nie rad do ciebie na biesiadę godzę, 93. Do tegoż.
Próżno mię masz do siebie na wieczerzę prosić, 94. Do Jana.
Mówisz mi, żem ubogi, mówisz, nie mam złota: 95. O nowym lecie do towarzystwa.
Ja wam wierzyć nie mogę, chocia tak mówicie, 96. Do księdza Skaszewskiego.
Złota pewnie nie natkasz trzeciej części woru 97. Do Łukasza Górnickiego.
Co owo drugi złoto za imienie daje, 98. O Mikołaju Kosobudzkim.
Acz mu natura wzrostem nieco ukrzywdziła, 99. O Stanisławie.
Już go tu znają i maluczkie dzieci: 100. Na gwiazdarze.
Wy co tu chcecie wiedzieć, co się w niebie dzieje, 101. Do Stanisława Porębskiego.
Jeśli się znam na ludziach, tegoś, Stasiu, godzien, 102. Do Omnisa.
Teraz słyszę, żórawie już lecieć precz mają, 103. Na grobie jednego prokuratora.
Wżdy mi dopuść mocyej, wszak tak wszędzie bywa, 104. Na grobie jednego bogacza.
Skarby te nic nie ważą: biada mnie głupiemu; 105. Na grobie jednej chudziny.
Ja się nic nie dziwuję, że mię śmierć pożyła, 106. Do Jana Pileckiego.
Z dżdżu w wczorajszą owę wielką niepogodę Bo mię w niej gospodarze mało nie oplwali, 107. Do Stanisława organisty.
Śmieszne to twoje stróny, wszytko coś o niebie 108. Do tegoż.
Kiedy więc Nunc rogemus zagrasz w swe organy, 109. Do Kryńskiego.
Mogę rzecz, iże osobnie miłujesz. Mogę-ć ja z panną rozprawiać szeroko, 110. Do jednej.
Mogłać się Wenus kochać tu w urodzie swojej, 111. Do tejże.
Czasu umiej zażywać, boć wskok idą lata, 112. Do panien.
Panny, wasz byt, mogę rzec, co się wam kłaniają, 113. Nagrobek Janowi Bużyńskiemu M. B.
Temuś mógł rzec bezpiecznie, iże był przed laty 114. Temuż.
Któżby był rzekł, abyś w tak młodym wieku swoim Bo jednoś począł kwitnąć, by kwiatek różany, 115. Do Stasia o żenie.
Nie wiesz Stasiu, co o twej żenie powiedają. 116. Do Jakóba Secygniowskiego,
starosty Szydłowskiego. Patrzaj pilno, gdy owo bądź w boru, bądź w lesie 117. Do pana Leśniowolskiego, kasztelana Podlaskiego.
Hojnie cię Bóg obdarzył cnotami wielkiemi, 118. Do Burdana.
Lepiej było zaraz w bród, starzy tak mawiali, 119. Do łakomego.
Ty, co to pilno szafujesz okręty, 120. O Sokole.
Ba, mógłci sobie Sokół wylatywać w górę, Swego rycerstwa, które mężnie porażone, 121. O jednym kaznodziei, co kazał za panny brzemienne
Pana Boga prosić. Jeśli-że się omylił, czyli też tak z nieba 122. O sobie.
Myślę-ć ja sobie nieraz o filozofijej, 123. Epitafium Maciejowi Żardeckiemu.
Krótko mówiąc nie w karczmie, ani też na bruku Śmierci: chyba-ć to chasza tam zostawa żywa, 124. Do Mikołaja Wolskiego.
Kiedyś już swoję drogę szczęśliwie odprawił, 125. Do tegoż.
Byś widział serce moje, rzekłbyś, że nie moje; 126. Raki na sprawy dzisiejsze.
Płaci dziś cnota nie złotu hołdują, 127. Do doktora.
Wszytko mówisz nademną, a nic mi nie dajesz, 128. Do Macieja L.
Mnie bogactwa, mnie złoto, mnie jedwabne ściany, 129. Do jednej wdowy.
Żałosna matko tych dziatek ubogich, A komuś była pierwszą wiarę dała, 130. Przyjaciel napewniejszy w kalecie.
Zgadł ten, który powiedział, przyjaciel w kalecie: 131. Na toż.
Zda mi się, że to prawda i jam tego doznał, 132. Na toż.
Co bają poetowie, że różne ofiary 133. O sobie.
Kto winien? Jam nie winien, że żywię w chudobie, 134. Dworska zapłata.
Nie wiem, co się zda komu; mnie ni kąska k rzeczy, 135. Jeden powiedział.
I szumi las od wiatru, i grom trzaska z nieba, 136. Do swoich oczu.
Nieobyczajne oczy, czemu tam patrzycie, Ona mi serce wzięła, przez które człek żywię, 5
137. Do Mikołaja Żardeckiego.
Aza nie wiesz, do jakiej był Mars przyszedł trwogi. 138. Do Szymona Tańskiego.
Do tej twojej szpetnej brody masz takie przymioty 139. Z greckiego.
Pallas i sławna Wenus, zacnych bogów żony, 140. Z greckiego.
Ale cóż mnie wymownych mistrzów księgi dadzą? 141. Z greckiego.
Skoro mi to powiedziano, 142. Do Baltazara Lutomierskiego.
Przez pochlebstwa powiadam to wszędy o tobie, 143. Do P.
Kiedy wszyscy mówili, mówiłeś też i ty, 144. Do jednej paniej.
Jeśli to prawda, że czart nikogo nie bierze, Wierzę, iże ty nigdy już w piekle nie będziesz. 145. Do jednego mnicha kaznodzieje.
Wadzą-ć nasze kołnierze, wadzą-ć obercuchy, 146. Do Mikołaja Mieleckiego.
Będą-li pióra co umiały moje, 147. O Mikołaju Mniszewskim.
Nie leda to człowiek, panowie, 148. Epitafium Stanisławowi Porębskiemu.
Acz-ci mię serce boli, Stachniku mój.miły, 149. Do Gabryela Grabowieckiego.
Ty, gdzie rzeczpospolitą bez litości męczą 150. Odpowiedź Grabowieckiego.
Nie dziwuj się, Malcherze, gdy się ci tak bracą, 151. Do pana z Tarnowa, kasztelana Sędomierskiego.
Nie wiem, co mi się stało, mój hrabia, u ciebie, 152. O sobie.
Obiecali mię byli dwa uczcić zwierzyną: 153. O jednym księdzu.
I to dziwak, co gębę wyższej nosa nosi, Na niego fortel czysty, kłaniać mu się nizko, 154. Do Jakóba Wągrowca doktora.
Nie wiem, by natura co zostawiła sobie, 155. O jednej paniej.
Ma zaiste urody dosyć, 156. Do Jana Parysa.
Masz urodę, masz cnotę, piękne obyczaje, 157. Do jednej.
Pewniebyś mię (jeśli dasz) sobie zniewoliła, 158. Za Jędrzejem.
Nie wiem, co wżdy ganicie w Jędrzeju, panowie, 159. Do jednego wojewody.
Co-ć się podoba, zacny wojewoda, Ja mniemam, żebych teraz siedział w niebie: 160. Do tegoż.
Mało miał Mars przed tobą, zacny wojewoda, 161. Do panien.
Patrząc na was rymów mi dostaje: 162. Do Bartosza.
Urągasz mi tym, że masz nad mię więcej złota, A gdy kto jeszcze na tym, co Bóg dał przestaje, 163. Do pana Olbrychta Łaskiego.
Kiedyby ściany te mówić umiały, 164. Na swe księgi.
Jeślim swe księgi fraszkami mianował, 165. Na Wołuckiego.
Albo Polifemus, albo cyklops iny 166. Do Anny.
By on Krezus bogaty wszytki skarby swoje Bo przepłacić twe dary, które-ć gwiazdy dały. 5
167. Nagrobek JMści P. Mikołajowi Mieleckiemu,
wojewodzie Podolskiemu. Tu Miłołaj Mielecki leży pogrzebiony, 168. Drugi.
Polsko, jeśli masz rozum, łzy hojnie wylewaj, 169. Do JMści X. Przemyskiego.
Twoje sprawy uczciwe w to czyście trafiają, 170. Nagrobek ojcu swemu.
Nie mając miast, ani włości, Ojcze, ten grób, w którym leżysz, 171. Do Kupidyna.
Złe z tobą żarty, Kupido szalony, 172. Do jednej.
Chocia serca nie widzisz, lecz znasz po postawie, 173. O Stanisławie Porębskim.
A gdzież on karp, Stachniku, coś go w kojcu chował 174. O jednym panie.
Nie ma nic od fortuny, wszytko od godności. 175. O jednym dworskim pachołku.
Przyjachał do mnie jeden, co się bawi dworem, Nie rozumiem zaprawdę ja Waszej Miłości. 5
176. O sobie.
Rzekł jeden: zależałeś swoję godność doma, 177. Do Jana Lichnowskiego.
Ba, już chocia na saniach Stasia Branickiego 178. Do Mikołaja.
Ba, gniewaj się, jak raczysz, ja inak nie umiem Nie dziw: trzy pary tylko starzy najdowali. 5
179. Na toż.
Jest mój jeden przyjaciel, który to prawdziwie 180. Do Jana Cybulskiego.
Znam ja to, iż przedemną wszyscy wiele mają. 181. Nagrobek P. Annie z Przeręba Sarnowskiej.
Anna Sarnowska, z domu Przerębskich zacnego, Koniec pierwszej księgi Fraszek. SEN
Na dzień urodzenia jednej panny.
Jeszcze było nic nie znać, aby dzienna zorza By się im jako z ludźmi porównać godziło: 35
Do niej Leander płynąc przez głębokie morze Bo takiej żadna insza nie ma, ani miała: Chocia stoi, choć siedzi i cokolwiek czyni, Głowa barzo niewolna, serce rozpalone, 185
Żeś swą piękną urodą wszytki celowała, Koniec Snu.
Elegia polska.
Trzeba i ku urodzie wielkiej majętności O nieszczęśliwe czasy! nie tak przed tym było, Które kiedy porównać chce z teraźniejszemi: 45
Koniec.
TESTAMENT KUMELSKIEGO,
uczyniony w Rzymie dnia sto i oko roku Pańskiego 1576,
Przy którym miał egzekutory: Kokoszkę ślepego dziada i jego drugiego
towarzysza. Źle się czuję na zdrowiu, tęskność mię zejmuje, Tę zaś tabulaturę i puzdro od lutni Actum Romae, ut supra.
Koniec.
Cum Gratia et Privilegio S. R. M.
W Krákowie
W Drukárni Lázárzowéy, Roku Páńskiego.
M. D. Lxxxvj.
|
Słowniczek.
(Liczby w nawiasach oznaczają stronnicę, nr. — numer fraszki, w. — wiersz).
|
SPIS
osób i miejscowości.
|
- ↑ Morawski, Andreae Cricii Carmina, pag. XIV; Wisłocki, Katalog rękopisów biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, str. 571; Nr. 2390.
- ↑ Świadczy o tem własnoręczny list jego, który odszukałem w archiwum b. Komisyi Skarbu (dział I, tom 53, karta 578):, Moj łaskawy panie Pieniążku! Zdrowie WMści pisanim swym nawiedzam a służby swe WMści zalecam etc. Posyłam WMści pobór z wsi swej z Szaszorowycz z kmieci dwnaści (!) po dwa grosze i ze młynka skorecznika gr. 6, a tak WMści proszę, aby mi W Mści raczył kwit posłaci przez tego poddanego mego, a z tym się łasce WMści zalecam. Datum feria quinta ipso die Nativitatis B. M. V. (8 września), anno Domini 1552. Stanisław Pudłowski ręką własną, WMści służebnik powolny“; adres listu:, Urodzonemu panu J. Pyenya szkowi, dziedzicowi w Hawłowicach etc., poborey Przemyskiema, memu łaskawemu panu“. W tamtych stronach siedzieli jeszcze inni członkowie tej rodziny; wiemy bowiem, że Tomasz, syn nieżyjącego Macieja, 10 lutego 1578 w Warszawie, kwituje Stadnickiego z sumy 1500 złp, zapisanej jego ojcu na Starym Żmigrodzie w ziemi Bieckiej (Metr. kor., vol. 122, fol. 318); Stefan Batory Waleryanowi Pudłowskiemu, rotmistrzowi na wojnie moskiewskiej, i żonie jego Eudoksyi Tolmaczównie Borkowskiej, w Krakowie, 5 czerwca 1583, pozwala wykopić i oddaje w dożywocie dobra Chodorowce na granicach ruskich i wołyńskich nad rzeką Sniwotką (Metr. kor., vol. 129, fol. 316).
- ↑ Stefan Batory w Niepołomicach 9 sierpnia 1585 zatwierdził ten wyrok Zygmunta Augusta. Oryginał zatwierdzenia na pargaminie pisany jest własnością p. Zygmunta Wolskiego.
- ↑ Akty Petricoviensia Castrensia Inscriptionum, vol. 16, fol. 323.
- ↑ Franciszek Krasiński, biskup Krakowski, potwierdził ten układ w Bodzentynie 30 grudnia 1572, a Henryk Walezyusz w Krakowie 27 maja 1574 rokn (Metr. kor., vol 113, fol. 178).
- ↑ Zofia z Balina Pudłowska żyła jeszcze 10 września roku 1607, gdyż pod tą datą Zygmunt III pozwolił jej prawo dożywocia na wsi Zajączki przelać na syna Melchiora (Metr. kor., vol. 151, fol. 227). Melchior umarł w roku 1617, mając 36 lat, jak widać z panegiryku Andrzeja Jarochowskiego: „Łzy smutne na śmierć Melchiora Pudłowskiego pani Barbarze Pudłowskiej na utulenie żałości“ (Kraków, 1617). W roku 1609 Zajączki były oddane w dożywocie Kacprowi Pudłowskiemu i żonie jego Jadwidze z Giebułtowa (Metr. kor., vol. 154, fol. 43). W dokumentach z początku XVII wieku wspomniani są Krzysztof, Marcin i Stanisław Pudłowscy, ale niewiadomo jakie było imię ich ojca (Metr. kor, vol. 148, fol. 97, 261; vol. 153, fol. 483; vol. 162, fol. 133, 135; Muczkowski, Statuta, str. 261, 275).
- ↑ Numery kolejne fraszek dodane zostały przezemnie; do liczby 181 nie włączyłem tych trzech, które wydrukowane zostały na obu stronach karty tytułowej.
- ↑ Jana Kochanowskiego Dzieła, wydanie jubileuszowe, II, 433.
- ↑ Tamże, I, 271.
- ↑ 7 Maja.
- ↑ 8 sierpnia.
- ↑ Wiersz drukowany w dziele Orzechowskiego „Chimaera" (Coloniae, 1562, 1563); odnosi się do ryciny, przedstawiającej autora, który siekierą zabija ziejącego jadem i ogniem potwora.
- ↑ Przedrukowano z książki: „Jacobi Gorscii Commentariorum artis dialecticae libri decem“ wydanej w Lipsku, w roku 1536.