[49]DO KARDYNAŁA
Inkwizytorze! dłonią wysmuklą, jak struna,
podtrzymuje niedbale, z tkliwością żałosną
Madonna zadumana Dzieciątko ciekawe.
Ono sięga do czary, łyskliwej i lśniącej,
stonowanej smugami owoców; jest chmurno,
a na tle tych obłoków, szumiących muzycznie,
i brunatnych w kolorze, jak draperja sukni,
co okala Jej członki, dziewczęce i szczupłe,
wybłyskuje koronka wokoło profilu
niematerjalną bielą. A w oczach znużenie,
wargi skrzywione lekko grymasem dobroci.
Tak trwają, opuszczeni. Zpoza okularów
patrzysz, samotnie widzisz, smutny kardynale;
bezradnie, jakbyś oślepł, nad purpurą płaszcza
źrenica zamyślona, całkiem nieruchoma,
zukosa wskrzesza Alfę, by zgładzić Omegę.
Tak zabija łagodnie, by mogli zmartwychwstać,
a czoło jest toczone pod szkarłatem piuski
torturą niewymowną: tego, który wybrał.
[50]
Nad aksamitem krwawym liljowość niewinna
zwęża gardło, jak płatki wysmuklą łodygę,
ogołoconą z blasku; a dłoni nie widać:
Inkwizytorze! dzierżysz złotą wagę śmierci.