[117]Do matki.
Myśląc i śniąc o Tobie, tylem łez wysączył,
Iż przez łzy — sny i myśli w jawę mi się mienią;
Zapominam, iż los nas zawistny rozłączył
Taką ogromną świata i czasu przestrzenią,
I zda mi się, że znowu dzieckiem być zacząłem,
Które życie uważa za piękną zabawę,
A Tym nieTy mnie pieścisz — gładząc włosy kędzierzawe —
I znowu mnie całujesz i kochasz tak samo —
Mamo! ach mamo!
I znów mi się tysiące słów twych przypomina,
W których wzrok otwierałaś na życie nieznane
I przed niebezpieczeństwem pragnąc ustrzec syna,
Mówiłaś mi, że wielkim i sławnym się stanę...
Przyszedł czas, żem wygnany z zacisznego gniazda,
Ruszył w burzę wypadków i strzałów armatnich,
Lecz one nie zgłuszyły słów twoich ostatnich
I wzrok mi twój przyświeca jak przewodnia gwiazda,
Gdy błądzę nad posępną zwątpień haceldamą —
Mamo — ach mamo!...