[78]Lata wojny. Poeta działa i pisze
w Warszawie. Od 1915 r. do chwili
śmierci — 1917 r.
DO MOJEJ BRACI.
W was iskra Boża niewidzialna drzemie —
Której niewoli wieki nie zgasiły,
Chociaż was srogie żniwa wciąż kosiły,
Wyście z poddaniem nieśli krzyża brzemie.
Za grzechy braci, za Ojczyzny losy
Szliście bez skargi na ofiarne stosy.
Bracia! nowego życia dziś początek.
W sercach się budzi błogich chwil otucha,
Więc nam rozbudzić trzeba siły ducha.
Z piersi wyrzucić jasny życia wątek;
Trza nam rozdzielać ognie i natchnienia,
Rwać dusze ludzkie w sfery ubóstwienia.
Stając się cząstką nieśmiertelną ducha
Niech twarz zostanie wciąż prosta i czerstwa.
Odróżnić trzeba prawdę od bluźnierstwa,
Niech się myśl wasza w głos tej ziemi wsłucha,
A zwyciężycie nie zmurszałą cnotą
Lecz ogniem Bożym i ducha prostotą.
Nie żądam od was takiego posłuchu,
Któryby trzymał waszą myśl w rygorze.
O bracia! wolni idźcie, w wolnym duchu,
Tylko myśl waszą lejcie w jedno łoże...
Każdy czyn polski, każda myśl człowieka
W jedną Ojczyzny duszę niech przecieka.
Bo wy jesteście tej Ojczyzny łonem
Co zachowało swe kształty pierwotne —
[79]
Przeszedłszy burze ciężkie i sromotne
Startem zostało, lecz nie zeszpeconem.
W obliczu ludu znać niewoli piętno,
Lecz nie zawołam nad nimi: litości!
Bo bracia moi są silni, choć prości.
W sercach ich płomień, w duszy życia tętno.
Gdy ich w ciemnościach trzymano bez końca,
To grzechy możnych nie były ich grzechem.
Niech tylko wzbiera pierś wolnym oddechem,
Wnet myśl wyleci do światła, do słońca.
Więc ku przyszłości trza z odwagą spieszyć,
Będąc piorunem trzeba być człowiekiem,
Bo chwilą życia można więcej zgrzeszyć
Niźli w martwocie przepędzonym wiekiem.
Krzywda doznana niech się dziś zatraci,
Wybaczmy wiekom srogość bezlitosną,
Serca natchnijmy wszechmiłości wiosną,
Walczmy za jasność ducha, za wolność braci!