Do przyjaciół (Brodziński)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Do przyjaciół |
Pochodzenie | Elegie Jana Kochanowskiego |
Wydawca | A. Gałęzowski i Komp. |
Data wyd. | 1829 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Kazimierz Brodziński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DO PRZYJACIÓŁ.
Próżno we mnie drużbowie chcecie podnieść ducha,
Bo kiedyż miłość głosu rozumu posłucha?
Wszak ona ani widzić, ani słyszyć zdoła,
A cóż wtedy dopiéro, kiedy rozum woła.
Więc kiedy wszystko błądzi na przemiennym świecie,
Wy mi błąd mój powszechny: miłość, wskazujecie?
Przez nią pod zimném niebem ja twardy Sarmata,
Spokojnym sztukom młode poświęciłem lata,
Ona mię odmówiła od wojennéj wrzawy,
Ojców niegdyś nad Wisłą jedynéj zabawy,
Ona słodszych nad wszystko uczyła mię pieni,
Jakie nucą śmiertelni przez bogów natchnieni,
By kiedyś sława niosła, że nie same Traki,
Lecz i Sarmaty swoje miewały śpiewaki.
Ja, ani pragnę lasów z gór wysokich ruszać,
Ani dzikie zwierzęta za sobą przymuszać;
Jedna żądza, Lydyo: zmiękczyć serce twoje,
Aby otworzyć ryglem zaparte podwoje,
To, jeśli strony moje za czasem przemogą,
Wy lasy i zwierzęta idźcie waszą drogą!
Niech na wozie zwycięskim inny prowadzony
Dumném okiem lud mierzy bijący pokłony,
Niech wiedzie króle jeńce, i wydarte wrogom
Łupy ku wiecznéj chwalbie pozawiesza bogom;
Mnie, ty się o Lydyo uśmiechnij łaskawie,
Innym wozy zwycięskie i berła zostawię;
Bo kto na ziemskie sprawy bacznie zwróci oczy,
Widzi, jak wszystko kołem szalonym się toczy,
Wszystko ślepy traf rzuca, równa i odmienia,
Ledwo co poważnego godne zapragnienia.
Cnotliwi na pustynie wygnani z ojczyzny,
Mędrcom sąd oślepiony zastawia trucizny,
Bogów czciciel wodami ginie pochłoniony,
Zwycięzca wrogów pada z rąk zdradzieckiéj żony —
Gdzie Krezie! twoje skarby i fortunne losy,
Gdy wrogi pod spętanym zapalały stosy? —
Tysiąc ukrytych przygód na śmiertelnych godzi
A nikt niewié, gdzie dobrą albo złą znachodzi,
A po złych, jak po dobrych, bliska, czy daleka,
Zawsze nas w drodze smutna ostateczność czeka,
Kto późniéj ku niéj zdąży, tyle tylko zyska,
Że go z większą lat liczbą cięższe złe uciska.
Starość zazdrosna winną, jakiéj Pryam dożył,
Że w chwilach fortunniejszych życia nie położył,
Że widział jako miasto zdradzone gorzało,
Jak po piasku tarzano Hektorowe ciało,
Widział ołtarz zbroczony, wpętach własną żonę
I od żarów morderczych nieba sczerwienione.