Do siostry (Leśmian)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Do siostry |
Pochodzenie | Napój cienisty |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DO SIOSTRY
Spałaś w trumnie snem własnym, tak cicho, po bosku,
Nie wiem, czy wszystkich naraz pozbawiona trosk?
W śmierci taka zdrobniała, niby lalka z wosku...
Kocham ten ubożuchny, ten zbolały wosk!
Trup jest zawsze samotny! Sam na sam z otchłanią!...
A właśnie ja — twój brat —
Suknię Tobie sprawiłem za dużą i tanią,
Suknię — na tamten świat!
W każdym zgonie tkwi zbrodnia, co snem się powleka,
Chociaż zbrodniarza brak...
Wszyscy winni są śmierci każdego człowieka!
O, tak! Napewno — tak!
Winnych wskazać potrafię!... I nikt się nie broni!...
I ten — i ta — i ów!...
I ja sam! Ja — najbardziej, choć wiem, że i oni!
I ja — i oni znów...
Wina wszystkich naokół — milcząca, zbiorowa,
A my mówimy: los!
Niech od złego Bóg żywych i zmarłych zachowa!
Módlmy się o to w głos!
Tak się lękam, że jesteś wciąż głodna i chora,
Że złą otrzymam wieść, —
I że przyjdziesz zza grobu któregoś wieczora
I szepniesz: „Daj mi jeść!“.
I cóż wtedy odpowiem? Nic mówić nie trzeba!...
Niech mówi za mnie — Bóg!
Siostro! Już w całym świecie niema tego chleba,
Coby Cię karmić mógł!
Trumna twoja spoczęła w ciężarowym wozie,
Pamiętam nudny wóz.
A była niedorzeczność i drwina w tej zgrozie!
I był nieludzki mus!
Bałem się, że Cię żywcem oddamy mogile
W złym, letargicznym śnie.
I ktoś wtargnął do wozu i rzekł, że się mylę,
I uspokoił mnie.
Czekałem, aż wóz ruszy, by wlec Cię do miasta...
W skwar słońca skrzypnął wóz.
Drgnęła trumna, a była godzina dwunasta.
Żelazny zagrzmiał kłus!...
I sam nagle w tem słońcu musiałem pozostać.
Patrzyłem szynom wślad...
Świat się zmniejszył na zawsze o twą drobną postać,
I zmalał cały świat!
I myśl wątła do mojej wsnuła się żałoby.
Niby pajęcza nić,
Myśl, że niema na świecie tak drogiej osoby,
Bez której nie można żyć!
Noc, przy zmarłych spędzona, nazywa się — pusta!
Brak tego, o kim łkasz...
Zgniją oczy — i wyraz tych oczu — i usta.
Śmierć patrzy w kość, nie w twarz!...
Wiem, że gnijesz nabożnie i że wśród ciemnoty
Pośmiertny dźwigasz krzyż,
Lecz nie śmiem do podziemnej zaglądać Golgoty,
By sprawdzić, jak tam śpisz?
Trup trzeźwieje — wyzuty z krwi i upojenia!
Już złudzeń — ani krzty!
A może Bóg omija twój zgręz bez imienia
I nie wie, że to — Ty?
Boże, odlatujący w obce dla nas strony,
Powstrzymaj odlot swój, —
I tul z płaczem do piersi ten wiecznie krzywdzony,
Wierzący w Ciebie gnój!