<<< Dane tekstu >>>
Autor Theodore Roosevelt
Tytuł Dobre i lepsze
Pochodzenie Życie wytężone
Wydawca Biblioteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1904
Druk A. T. Jezierski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Ludwik Włodek
Tytuł orygin. The Best and the Good
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VIII.
DOBRE i LEPSZE.
(Artykuł w Churchman, z d. 17 marca 1900 r.)

Między ludźmi, którym winni jesteśmy głęboką wdzięczność za pomoc, udzielaną dążącym do dobrego rządu w Albany, trzeba wymienić biskupa Doane. Wszyscy z nas, którzy poszli do stolicy stanu, usiłując ciężko wydrzeć możliwie najlepsze rezultaty wpośród niesprzyjających okoliczności, czuli się wzmocnieni i zachęceni pod każdym względem żywem zainteresowaniem, jakie biskup okazuje każdej dobrej sprawie, bystrą inteligencyą, jaką wykazuje przy ocenianiu „potrzeb chwili” i zdrowym równie dalekim od fanatyzmu, jak od cynizmu, czystym duchem, z jakim przystępuje do wszelkich spraw publicznych.
Przed niedawnym czasem biskup podał zupełnie nieświadomie doskonałą charakterystykę swego własnego postępowania, cytując ustęp z życiorysu arcybiskupa Bensona. W liście, który arcybiskup pisał do swego kanclerza o prawie, regulującem sprawę patronażu w kościele anglikańskim, znajduje się takie zdanie:
„Naturalnie, bil ten nie jest moim ideałem, ale zawiera staranny zbiór przepisów, co do których można reklamować, których odrzucenie byłoby nieprzyzwoitem i które wprowadzą znaczne różnice we władzy naszej postępowania przyzwoitego, stosownie do okoliczności. Zdobądźcie tę platformę, a będzie to krok do bardziej idealnych środków. Nie chcę, aby w dalszym ciągu lepsze było śmiertelnym nieprzyjacielem dobrego. Idziemy naprzód przy pomocy stopni porównawczych”.
Jest to rzeczywiście równie doskonały, jak lapidarny wyraz stanowiska, jakie musi zachowywać każdy człowiek publiczny, każdy przywódca i kierownik myśli publicznej, który zamierza dokonać dzieła istotnie pożytecznego dla społeczeństwa. Z żywem uczuciem melancholii stwierdzamy fakt, że wiele najgorszych, praw, zapisanych w księgach statutu, zostało wniesionych w najlepszych zamiarach przez ludzi najzupełniej dobrej woli. Proste życzenie czynienia dobrze samo w sobie nie może stworzyć dobrego męża stanu, jak nie może stworzyć generała. Bezużytecznie nadmieniać, że nic nie jest w stanie zrównoważyć tej chęci czynienia dobrze. Równie jak wielkie zdolności wojskowe Arnolda czynią zdradę jego jeszcze bardziej wstrętną, tak samo nasza polityka państwowa nie może być wzniesiona na właściwy poziom czystości i zdolności, póki potępienie, wyrażone zdradzie Arnolda, nie będzie stosowane z taką samą surowością względem każdego męża stanu, który zdradza lud przez zepsucie. Jedno jest równie wielkim skandalem, jak drugie. Kiedy nie można zaufać honorowi żołnierza, kończy się wszelka władza wojskowa, a ściśle biorąc, ginie wielkość społeczna, kiedy podstawą jej przestaje być prawość obywatelska.
Naturalnie, każdy wie, że żołnierz, który jest w stanie przynieść zaszczyt swemu krajowi, musi być więcej niż zwyczajnie uczciwym; to samo sprawdza się i na mężu stanu. Trzeba, aby miał ideały wysokie, a przywódca opinii publicznej na trybunie, w prasie, na kazalnicy, w zgromadzeniach wyborczych musi głosić wysokie ideały. Ale wyznawanie, czy głoszenie tych wysokich ideałów może być nietylko bezużytecznem, ale może być nawet wyraźnem złem, jeżeli nie prowadzi do wysiłku osiągnięcia możliwie najlepszego, jeżeli doskonałość nie może być osiągnięta, a w życiu tem zdarza się to bardzo rzadko. Wszelki przywódca i promotor wielkiej reformy musi walczyć nietylko z otwartymi i wyraźnymi jej wrogami, ale z drugiej strony z jej skrajnymi obrońcami, którzy domagają się niemożliwości i podają rękę skrajnym oponentom w zwalczaniu rozsądnych zwolenników reformy. Typowym przykładem może tu służyć Wendel Philipps, który poparł swym wpływem, jakkolwiek nieznacznym, opozycyę „miedzianogłowych” przeciwko ponownemu wyborowi Abrahama Lincolna.
Związek między Bilfilem a Black Georg’em jest stary jak świat. Bilfil występuje zawsze w imię moralności, aczkolwiek naturalnie często wcale nie jest moralny. Wielkim błędem jest wiara, że człowiek skrajny jest lepszy niż umiarkowany. Zazwyczaj różnica polega nie na tem, że jest moralnie mocniejszy, ale że jest umysłowo słabszy.
Nie jest cnotliwszy, jest tylko poprostu bardziej szalony. W naszem życiu politycznem sprawdza się to szczególnie na tych, którzy są największymi pesymistami w ocenianiu warunków naszego życia politycznego. Istnieje oczywiście olbrzymi obszar ulepszeń, nieskończona potrzeba ostrej i nieustraszonej krytyki, ale polepszenie może być tylko następstwem prawego i mądrego wysiłku. Opóźniają je ci skrajni, których przesada wywołuje reakcyę, a nadewszystko opóźniają je ci najgorsi wrogowie naszej uczciwości publicznej, którzy przez swoje nieustanne napaści na dobrych dają możliwie najdoskonalsze poparcie złym.
Szkodnicy tego rodzaju nie zajmą nam dużo czasu. Chociaż skrajni w pewnym kierunku są moralnie gorsi, a nie lepsi od umiarkowanych, pozostaje przecież cała gromada ludzi, którzy istotnie usiłują osiągnąć lepsze, a którzy z powodu nieporozumienia, choć w dobrej wierze, pozwalają na to, aby lepsze było wrogiem dobrego. Postępowanie ich może być uzasadnione w rzadkich okolicznościach, a ponieważ mają słuszność w jednym wypadku na sto, więc bywają dziewięćdziesiąt dziewięć razy ślepi na szkodę, którą przynoszą. Ludzie ci powinni nadewszystko zrozumieć, że zdrowy rozwój normalnie nie może być następstwem rewolucyi. Rewolucya bywa czasami potrzebną, ale jeżeli rewolucye stają się przyzwyczajeniem, to kraj, który pustoszą, stacza się po równi pochyłej. Historya we wszystkich swych formach jest zgodną ze zdrowemi i rozumnemi wysiłkami.
Nigdy nie trzeba zgadzać się na kompromisy, które ciągną za sobą uwstecznienie. Ale nieustannie idąc naprzód, musimy zdawać sobie sprawę, że normalnie warunkiem prawdziwego postępu jest, ażeby nie był dość szybki do wywołania wzburzenia, a przez to i przestanku w ruchu postępowym. Zwłaszcza w tym kraju, gdzie właściwie nie mamy do zwalczenia jakiegoś zła konkretnego, ale raczej ogólne obniżenie ideałów, trzeba pamiętać, że dzierżyć wysoko sztandary, to nie znaczy wcale zatykać ich na niemożliwych wysokościach, które w końcu trzebaby porzucić. Nie może być kompromisu z wielkiemi zasadniczemi prawami moralności. Mąż publiczny, który pośrednio lub bezpośrednio gwałci siódme przykazanie, jest zupełnie tak samo winny, jak wydawca, czy mówca, który gwałci ósme, a bez znaczenia jest wzgląd, czy w jednym razie przyczyną winy jest przedajność, czy w drugiem chorobliwa próżność i nizka zawiść. Jeżeli człowiek jakiś jest nieuczciwy, to powinien być wygnany z życia publicznego. Jeżeli jakaś polityka jest występna i powoduje zło, to powinna być zwalona za wszelką cenę. Ale kiedy tylko dochodzimy do niezliczonych środków i wysiłków, aby czynić dobrze, miejmy zawsze wyraźnie i jasno przed oczyma, że podczas gdy musimy się zawsze wytężać w kierunku najwyższego dobra, jakie może być osiągnięte i nie powinniśmy się zadawalać mniejszem, to przecież robilibyśmy tylko źle, gdybyśmy, broniąc niepowstrzymanie dobra niemożliwego, zamknęli sobie sposobność dokonania istotnego zmniejszenia zła istniejącego i groźnego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Theodore Roosevelt i tłumacza: Ludwik Włodek.