[148]DOLA
Świt już na polu... dla mnie nie ma świtu —
Przesłoniły go myśli me rozpaczne
Nic [nie] wyglądam z jasnego błękitu,
Bo wiem, że z wolna już zamierać zacznę...
Straszna konieczność! być od urodzenia 5
Wiecznie przykutym do kamiennej doli
I nie oglądać nadziei promienia —
Jest to, co chyba najwięcej nas boli...
Na wieczne noce spokoję mą duszę,
Bo wiem, że los mój na zawsze jednaki, 10
I beznadziejny wciąż spoglądać muszę —
Jak z tej krainy odlatują ptaki...
Po nowe siły szybują daleko
Ciche jaskółki i głośne żurawie —
Patrzę za nimi... rzewne łzy mi cieką, 15
Patrzę i konam, i życie me łzawię...
Po nowe siły wszystkie uleciały
I opuściły te pola ozime —
[149]
Mnie wiecznie tak być przykutym do skały
Na rozpacz, na ból i na wieczną zimę... 20
I wiem, że jeśli mam tę iskrę bożą,
Wyssaną z piersi mojej karmicielki —
To ją tu wiatry i lody zamrożą
I nie wybuchnie nigdy w płomień wielki!