Dramaty małżeńskie/Część druga/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les maris de Valentine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Nadedniem Vogel się obudził, a głowę miał ciężką i zbolałą, wszystkie zaś członki jak zbite, choroba jednak, która zdawała się grozić mu wczoraj, zniknęła bez śladu, usunęła ją silna wola, a może gwałtowne lekarstwo, wymyślone przez szaleńców, ale niekiedy skuteczne.
Kasyer Jakóba Lefevre wstał z łóżka z silnem postanowieniem powrócenia do Paryża.
Po chwili uczuł jednakże, że nie może się na nogach utrzymać i musi odłożyć spełnienie zamiaru.
— Co prawda, to niema nic tak znów pilnego — pomyślał — mogę sobie pozwolić choć na krótki wypoczynek... Dzisiaj i tak niczego się nie dowiem i nic robić nie będę... Lepiej daleko obmyśleć w ciszy i spokoju plan, jaki trzeba będzie jutro wykonać...
Zamknął się w swoim pokoju, zabronił Walentynie przychodzić do siebie, i przez cały dzień, oprócz na obiad, krokiem się za próg nie wyruszył.
Rozmyślał nad sposobem wydobycia zkąd pieniędzy, potrzebnych do zamierzonej ucieczki.
Wiadomo, że pieniądze nie przychodzą na zawołanie.
Herman wynalazł też jeden jedyny tylko sposób możebny i pewny, lecz z wykonania tego sposobu bardzo niewiele mogło mu się okroić.
Postanowił przywołać tapicera i sprzedać całe umeblowanie swego baronowskiego mieszkania, za które zapłacił był piętnaście tysięcy franków.
Wyciągnie z tej sprzedaży pięć do sześciu tysięcy franków najwyżej, ale lepsze to zawsze, jak nic.
Zapłaci komorne, zapłaci zasługi lokajowi i kucharce, każe zabrać tapicerowi wszystko i zarzuci jednocześnie pseudonim hrabiego de Précy.
Potem uda się na ulicę Pépinière, gdzie zastanie może list notaryusza Chatelet, list z zawiadomieniem urzędowem, że Ada Bijou została jedyną sukcesorkę Maurycego Villars.
Nazajutrz raniutko Herman odjechał do Paryża, nie przemówiwszy do Walentyny ani raz jeden łagodnie przez cały czas pobytu w Bas-Meudon.
— Kiedy można oczekiwać cię znowu? — zapytało biedne dziecko, z sercem ściśnionem.
— Najlepiej nie liczyć na to wcale... — odpowiedział prusak. — Nie wiem, kiedy powrócę...


∗             ∗

Uciekać z Paryża, uciekać z Francyi, dopóki mina nie wybuchnie, oto jedyne w tej chwili pragnienie Vogla.
Wszystko, coby go spotkać mogło na obczyźnie: tułaczka i nędza, wszystko to wydało mu się lepszem, niż sądy i galery.
Nie zakłopotał się ani na chwilę o los Walentyny opuszczonej, nie pomyślał o zostawieniu jej cokolwiek na utrzymanie, obliczył, że tymczasowo wystarczy mu suma osiągnięta ze sprzedaży ruchomości przy ulicy Boulogne i postanowił wziąć całą dla siebie.
Po wyjściu z wagonu, nie poszedł też na ulicę Pépinière, gdzie mógł był zastać list pana Chateleta, ale udał się na ulicę Rzymską do znajomego tapicera.
Jako baron de Précy, miał stosunki z pomienionym rzemieślnikiem, bo urządzał mu on mieszkanie dla jednej z kochanek.
Od owej chwili, pan Rodier uważał mniemanego barona za bogacza i otaczał szacunkiem wysokiem.
Zobaczywszy wchodzącego niespodzianie do sklepu, powitał uniżonym pokłonem.
— Pan baron zamierza wybrać co w moim sklepie? — zawołał. — Byłby to zaszczyt dla mnie niesłychany.
Herman uśmiechnął się gorzko.
— Przychodzę do pana z interesem — odpowiedział — ale z innym, niż pan sobie wyobrażasz.
— Pan baron może mną rozporządzać dowolnie, o co chodzi mianowicie?
— Wyjeżdżam na długo, panie Rodier — rzekł Vogel. — Może przez lat kilka z rzędu nie będę obecnym w kraju...
— Podróż na około świata zapewne?
— Dobrześ powiedział, panie Rodier, podróż na około świata. Wobec tego nie potrzebuję mieszkania w Paryżu...
— Bardzo naturalnie... Komorne takie drogie!... Zapewne pan baron pragnie oddać mi meble na przechowanie?...
— Nie... Pragnę je sprzedać wszystkie hurtem...
— A!...
— Potrzebuję nabywcy, a ponieważ byliśmy w dobrych stosunkach, z chęcią dałbym panu pierwszeństwo...
— Dziękuję panu baronowi, że raczył pamiętać o mnie... Widziałem pańskie meble raz jeden, zdaje się w zeszłym roku... Muszę być strasznie zniszczone...
— Wcale nie są zniszczone, panie Rodier, wyglądają, jakby wczoraj kupione...
— To się tak zdaje, gdy stoją na miejscu, ale gdy się poruszy, to dopiero się pokaże, ile w nich plam, dziur i t. p. Gdzie je pan baron nabywał?...
— U jednego z najsłynniejszych kolegów pańskich, u Lebel-Girarda.
Nieźle wykończa roboty Lebel-Girard, przyznaję, można jednak zrobić tak samo, a nawet lepiej... Pewny jestem, że pan szalenie drogo zapłacił...
— Wcale nie drogo; piętnaście tysięcy franków... Mogę panu rachunek pokazać...
— Piętnaście tysięcy franków! A toż obdarł pana ze skóry! Byłem tego pewnym! Lebel-Girard, ponieważ jest w modzie, obdziera klijentów swoich... Czy panu baronowi bardzo pilno?...
— Bardzo...
— Pan baron chce, aby mu zapłacić gotówką?...
— Ma się rozumieć, przecież wyjeżdżam...
— Kiedyż mógłbym zabrać rzeczy?...
— Dziś zaraz...
— Tam do dyabła!...
— Warunek to sine qua non...
Tapicer pomyślał sobie:
— Znamy się na tem, mój panie: poszedłeś na dno, kochanku! Potrzebujesz pieniędzy, choćby z piekła nawet... Dostaniesz, dostaniesz, ale nie dużo...
Głośno zaś dodał.
— Możemy zrobić interes, jeżeli wymagania pana barona nie będą zbyt wysokie... Pan baron oznaczy cenę, a ja powiem swoję po obejrzeniu mebli.. Czy pan baron mieszka w tem samem miejscu?...
— Tak.
— Pan baron wraca zaraz do siebie?...
— Tak.
— Przebiorę się i w dziesięć minut po panu baronie, będę na ulicy Boulogne...
— Dobrze, lecz zabierz z sobą pieniądze, na wypadek jeżeli się zgodzimy...
— Niech pan baron będzie spokojny...
W kwadrans Vogel był na stanowisku...
— Czy służący mój na górze?... — zapytał odźwiernego.
— Tak panie baronie.
— Przyjdzie tu za chwilę jeden pan do mnie. Powiesz mu, że oczekuję.
— Dobrze, panie baronie...
Służący otworzył drzwi na drugiem piętrze, a ździwiony niepomiernie widokiem pana wśród dnia białego, zrobił minę nadzwyczaj uradowaną.
— Przyszedł do pana barona list wczoraj wieczorem! — zawołał.
— Alfonsie — odpowiedział Herman. — Oczekuję tu na kogoś... Wprowadzisz tego pana do salonu i zawiadomisz mnie...
— Dobrze, panie baronie...
Mąż Walentyny przeszedł do swego pokoju i wziął duży list z etażerki, nieznanym charakterem zaadresowany.
Zaintrygowany nieco, rozdarł kopertę i rozłożył arkusik papieru z nagłówkiem:

„Chatelet
„Notaryusz,
„Ulica Choiseul w Paryżu.“

Vogel ździwił się bardzo.
Z jakiego powodu notaryusz Maurycego Villavs pisze do barona de Précy, o którego istnieniu wiedzieć nie powinien?...
Było to dziwnem, niewytłomaczonem, zatrważającem prawie...
List zawierał kilka wierszy, jakie zamieniły ździwienia kasyera w kompletne osłupienie:

„Panie baronie!

„Bądź łaskaw stawić się bezzwłocznie w biurze mojem. Mam dla pana wiadomość bardzo wielkiego znaczenia i bardzo z blizka obchodzącą szanownego pana.

„Przyjmij, panie baronie e t c.
Chatelet.“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.