Dramaty małżeńskie/Część pierwsza/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dramaty małżeńskie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Piotr Noskowski |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les maris de Valentine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zmięszany niemiec, rzucił na swego interlokutora spojrzenie nieokreślone, w którem groźba, osłupienie, przestrach i nienawiść zarówno się przebijały.
— Chcesz mnie pan zgubić zatem? — wykrzyknął. — Nic ci przecie złego nie uczyniłem!
— My chcielibyśmy zgubić pana? — powtórzył Roch. — Ależ to szaleństwo! Jakąż by to nam korzyść przyniosło, młody nasz przyjacielu?... Nie obchodzi nas zupełnie twój pryncypał, nie mamy z nim żadnych interesów pieniężnych, gdy tymczasem pan, jako przyszłe nasze a bardzo użyteczne narzędzie, interesujesz nas nadzwyczajnie, dla tego postanowiliśmy cię zbogacić...
— Na cóż więc jakieś groźby?
— Nie my, lecz położenie twoje groźnem jest, panie kochany! Chciałbym, abyś zrozumiał to nareszcie, abyś nie myślał stawiać oporu, abyś stał się gorliwym wykonawcą naszych kombinacyj.
— Mówicie o zbogaceniu... po cóż więc miałbym się opierać?
— A no, przecieżeś się odezwał rozumnie... notuję to sobie i kończę w krótkości.
Zręcznością i sprytem, jakie zasługują na zupełne moje uznanie, potrafiłeś przy pomocy pseudohrabiego Lorbac, serdecznego przyjaciela twojego, który pod własnem nazwiskiem Karola Laurent, po trzykroć przez policyę poprawczą karany był za złodziejstwo, postarać się o wysokie sumy pieniężne, szanując jednak najzupełniej pozory; wiesz atoli równie dobrze jak ja, że strnna przeciągnięta, pęknąć może...
Obecnie czujesz się blizkim katastrofy, struna twoja, pęknie lada chwila...
Mina wybuchnie i żywcem cię pochłonie, jeżeli jakiś traf niespodziewany i nieprawdopodobny, nie przyjdzie ci z pomocą...
Ażeby uniknąć fatalnego rozwiązania, nie wiedziałeś sam, jakiego chwycić się sposobu, któremu dyabłu duszę zaprzedać i wtedy umieściłeś w dziennikach to małe ogłoszenie, jakiemu zawdzięczamy przyjemność poznania się z tobą...
Postanowiłeś zatem poślubić za grube pieniądze, albo pannę, której dziecko mógłbyś przyznać za swoje... albo nierządnicę, pragnącą rehabilitacyi przez małżeństwo... albo potwora szpetnego i garbatego...
— Dosyć! — odparł Herman Vogel gwałtownie — ponieważ domyślacie się mego położenia bez wyjścia, powinniście zatem zrozumieć, iż jestem na wszystka zdecydowany!
— Coraz mówisz lepiej, coraz też lepiej się rozumiemy — odpowiedział ex-adwokat — w ciągu miesiąca, ogłoszenie twoje było już w czterech dziennikach — powtórzone razem szesnaście razy, — czytała je niezliczona moc mężczyzn i kobiet, a pomimo to nie otrzymałeś ani jednej odpowiedzi...
— Prawda...
— Nie powinno cię to dziwić wcale... Bardzo łatwo o dziewczęta uwiedzione i stare nierządnice, ale nie łatwo o miliony!...
Nadzieja zatem ożenku sromotnego a zyskownego, przepadły z kretesem... Czy podzielasz moje zdanie?
— Niestety!
— Nie martw się niepowodzeniem, młody mój przyjacielu! przeciwnie, pociesz się tem właśnie! Mamy już, co nam potrzeba... Poszukujemy męża dla osoby godnej współczucia, a jeżeli potrafisz zabrać się dobrze do interesu, zostaniesz jej małżonkiem..
— Macie zapewne jakąś istotę skażoną, jakąś dziewczynę okrutnie upadłą... mruknął kasyer z goryczą, Czy chodzi o potwór w znaczeniu moralnem, czy fizycznem?...
— Bynajmniej... odpowiedział spokojnie pan Roch, bawiąc się złotemi okularami — mówię o panience siedmnastoletniej, sierocie ślicznej, jak amorek, jak anioł niewinnej...
— Jakto!... zawołał Vogel. — Żadnej wady?...
— Żadnej a żadnej...
— Zawsze może skompromitowanej przez jakąś nierozwagę?...
— Cień podejrzenia nie dotknął jej nigdy... Brylant bez skazy mniej jest czystym...
— Zatem rodzinie pilno jej się pozbyć?
— Sierota, mieszka z siostrą, ośmioletnią dziewczynką...
— A majątek?...
— Tysiąc dwieście franków dochodu, z których połowa należy do siostry... Pracą ręczną artystyczną dopełnia braków...
— Sześćset franków dochodu!... powtórzył Vogel, wzruszając ramionami, żarty, moi panowie!
— Pozwól mi dokończyć, drogi przyjacielu... zaczął prawnik. — Osoba, która nas zajmuje, otrzyma niebawem spadek...
— Znaczny?
— Sześć milionów... Połowa dla niej, połowa dla siostry. — Co myślisz o takiej cyfrze?
— Olśniewa mnie, lecz cóż znaczy spadek w przyszłości... Potrzebuję natychmiast zostać bogatym... Czekać nie mogę...
— Powiedziałem: niebawem...
— Posiadacz sześciu milionów żyje jeszcze?
— Żyje.
— Możnaż przy zdrowych zmysłach rachować na niepewne? Widziano już starców, chorych, skazanych na śmierć przez lekarzy, a żyjących potem jeszcze do nieskończoności!
— Tutaj jest inny wypadek, drogi panie, a w twojem położeniu, jak sądzę, nie można w środkach przebierać... Czy chcesz być otwartym ze mną?...
— I owszem.
— Powiedz mi zatem (jeżeli notabene poste-restante uweźmie się i nie przyniesie odpowiedzi) co zamyślałeś przedsięwziąć, gdybyśmy byli do ciebie nie napisali?...
— Zyskiwać o ile można na czasie, a gdyby się nie udało, w łeb sobie palnąć...
— Na to nigdy nie jest za późno... Samobójstwo to marne rozwiązanie sprawy... Staraj się zyskiwać na czasie wszelkiemi możliwemi sposobami... Pryncypał nie ma żadnego co do ciebie podejrzenia... Czerp śmiało jeszcze z jego kasy, nabierz odwagi i działaj... Przed upływem dwóch miesięcy możesz zostać bogaczem...
— Zgadzam się! lecz chcę przynajmniej wiedzieć cokolwiek... Co mam dla zawarcia tego małżeństwa i zdobycia tych bogactw uczynić? Nie widzę nic dokoła, ciemności mnie otaczają... — Rozproszcie te ciemności...
— Bardzo słusznie... posłuchaj więc...
— Słucham... odparł Vogel.
— Opowiem ci fakty... zaczął ex-adwokat, lecz zamilczę nazwiska, zanim porozumiemy się zupełnie...
— Bardzo słusznie.
— Zresztą historya jest bardzo prostą i niedługą... ciągnął pan Roch. — Będzie temu lat dwadzieścia, może trochę mniej lub więcej, brat i siostra, kochający się serdecznie, stali na czele wielkiej fabryki bronzów, połażonej w Marais...
„Bratu było na imię Maurycy. — Dochodził już łat trzydziestu pięciu, był słabowity, zapadał częsta na zdrowiu, miał usposobione zazdrosne, charakter zacięty, gwałtowny.
„Siostra Klotylda, młodsza o lat dziesięć od niego, różniła się zupełnie usposobieniem. Piękna, pełna życia, łagodna lecz obdarzona silną wolą, kochała brata czule i zostawiała mu swobodę rządzenia domem, pomimo, że prawa ich równe zupełnie były.
„Maurycy miał przyjaciela z lat dziecinnych, jak on, fabrykanta bronzów, kawalera bardzo bogatego.
„Otóż ten przyjaciel, którego nie nazwiemy, rzekł był doń pewnego pięknego poranka:
„— Kocham twoję siostrę i pragnę ją gorąco poślubić...
„— Dobrze się składa... odpowiedział Maurycy, zachwyca mnie twoje żądanie! Żyliśmy z sobą jak bracia, zostaniemy zatem braćmi naprawdę... Marzysz o małżeństwie z Klotyldą, ożenisz się z nią, daję ci słowo!
„— Czy zgodzi się na to?
„— Czemużby nie?
„— Nie wiem, czy mnie kocha...
„— Musiałaby być strasznie wymagającą, gdyby cię nie pokochała! Zresztą ja się zgadzam, a jestem przecie głową domu. — Bądź najlepszej myśli, nie obawiaj się żadnych przeszkód... Ożenisz się z moją siostrą...
„— Zdaje mi się jednak, że wypadałoby zapytać... mruknął zakochany.
„— Zrobimy to, lecz dla formy jedynie, ponieważ między sobą wszystko już ułożyliśmy. Powtarzam ci, bądź spokojny; ożenisz się, daję na to słowo honoru...
„— Kiedy będziesz o mnie mówił?
„— Czy ci tak pilno?
„— Straszliwie...
„— Nie bój się, nie dam ci uschnąć z niecierpliwości, pomówię z siostrą natychmiast... Idź na spacer i wracaj o szóstej; zasiądziemy razem do stołu i zjemy obiad zaręczynowy; naznaczymy dzień podpisania intercyzy, jako też dzień udania się do pana mera i do księdza...