Dramaty małżeńskie/Część pierwsza/XXIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les maris de Valentine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIV.

— Wytłomacz się pan jaśniej — odparła Walentyna... Powiedz mi wprost, o co chodzi... Widzenie się nasze musi być koniecznie krótkiem. Z czyjej strony grozi mi niebezpieczeństwo? Kogo mi pan w liście swoim wskazujesz?
— Wie pani to dobrze sama! — odparł hrabia.
— Nie nie wiem... — Nazwij pan tego człowieka...
— Herman Vogel.
— Dla czego mam go się obawiać?
— Dla wszystkiego.
— To żadna odpowiedź, panie... Oskarżenie niejasne i ogólnikowe niema dla mnie żadnej wartości... Bądź pan dokładniejszym, jeżeli żądasz, bym ci uwierzyła...
— Bądź pani spokojna, jak najbardziej będę dokładnym; ale najpierw pozwól mi zadać sobie jedno pytanie i racz na nie odpowiedzieć: „Pod jakim pozorem Herman Vogel wcisnął się do domu pani, i za kogo się przedstawił?“
— Nie mam nic do ukrywania... Siostra moja i ja zupełnie jesteśmy ubogie... Do skromnych naszych środków należy skromny przychód z moich prac artystycznych... Pan Vogel jest kupcem obrazów... Dowiedział się adresu mego od Gabégo i Duvarta, przyszedł, aby umówić się ze mną, przyczem ofiarował mi ceny lepsze niż te, jakie dotąd pobierałam... Oto wszystko, a sam pan widzisz, że niema w tem nic nadzwyczajnego...
— Takby istotnie było — odparł Lionel — gdyby nie to, że pan Vogel dopuścił się grubego kłamstwa...
— Kłamstwa? — powtórzyła Walentyna.
— Tak, pani.
— Herman Vogel nie jest bynajmniej kupcem obrazów.
— Czemże jest zatem?
— Kasyerem domu handlowego Jakóba Lefevre i S-ki.
— Jesteś pan tego pewnym?
— Najzupełniej, proszę pani... Zresztą, nic łatwiejszego, jak przekonać się o dokładności objaśnień moich... Dom bankowy pana Lefevre znajduje się przy ulicy Ś-go Łazarza pod Nr. 21... Zajedź pani tam pomiędzy dziesiątą a trzecią, a zastaniesz Hermana Vogel przy czynnościach jego...
— Niema w tem przecie nic podejrzanego?
— Nie przeczę, lecz po cóż ukrywał się przed panią?... Dla czego udawał handlującego obrazami?... dla tego, że tytuł ten ułatwił mu wstęp do pani, jak dowiódł skutek podejścia... Jako kasyer nie byłby z pewnością przyjęty... Wszak prawda, proszę pani?
— Prawda... szepnęła Walentyna.
— Otóż... zaczął dalej pan de Rochegude — ktokolwiekbądź kładzie maskę i mówi: „To moja twarz prawdziwa!...“ ktokolwiekbądź wciska się do czyjego domu za pomocą klucza podrobionego, pod nazwiskiem przybranem, lub kłamanem zajęciem, ten z pewnością nieczyste ma zamiary... Czy jasno powiedziałem?
— Zupełnie jasno... przyznaję... odrzekła panna de Cernay. — Z pewnością, że postąpienie pana Vogla jest podejrzanem, lecz jaki cel miało to podejście?... Jakie może mieć zamiary pan Vogel?... Domek nasz bardzo ubogi... nie przedstawia interesu dla złodzieja...
— A dobre imię pani?... wykrzyknął hrabia.
— Moje dobre imię! — powtórzyła Walentyna, spojrzawszy na Lionela z nieopisanem ździwieniem. — Jakimże sposobem pan Vogel mógłby znieważyć dobre moje imię?...
W tej chwili młoda dzieweczka jaśniała urodą nadziemską.
Wyraz przedziwnej czystości oświecał twarzyczkę i całej postaci nadawał wygląd anielski...
Zdawało się, iż brakuje tylko nimbu złotego, nad tą prześliczną jasną główką.
— O! wzniosła niewinności! — pomyślał Lionel z uwielbieniem. — Jak wytłomaczyć temu dziecku to, co dlań nie istnieje?
— Milczysz pan? — podjęła Walentyna. — Dla czego mi nie odpowiadasz?
— Odpowiedź bowiem bardzo jest trudną... wyszeptał hrabia. — Człowiek, o którego chodzi, może skraść dobre imię pani, przez nadskakiwanie jej niczem nieusprawiedliwione; zażyłość panny de Cernay z kasyerem Voglem niema żadnej racyi bytu... Cześć młodych dziewic nader jest kruchą; jedno słówko źle zrozumiane, jeden krok niebaczny, wystarcza do przyćmienia przeczystego jej blasku... Przebacz pani, ale na jedno jeszcze zapytanie racz mi łaskawie odpowiedzieć: „Czy Herman Vogel mówił kiedy z panią o małżeństwie?...“
— O małżeństwie? — zawołała Walentyna — nigdy!
— Czegóż chce zatem? Skoro kupno obrazów jest tylko pretekstem, po cóż przychodzi tutaj?... czego się spodziewał?...
— Nie mogę pojąć tego... tak, jak nie mogę odgadnąć, zkąd panu do głowy przyszło, ażeby pan Vogel mógł ze mną o małżeństwie rozmawiać...
— Cóżby w tem dziwnego było?
Walentyna wzruszyła ramionami.
— Jestem bardzo młodą jeszcze — odpowiedziała — stoję zaledwie na progu życia... wiem jednak tyle, że nie bierze się za żonę sieroty bez majątku w teraźniejszości, i bez nadziei posiadania go w przyszłości...
Słowa te podały hrabiemu sposobność upragnioną gorąco, a oczekiwaną niecierpliwie.
— Mówiąc tak, bluźnisz pani — zawołał — za nadto w czarnych kolorach przedstawiasz sobie życie!! — Przyznaję, że jest bardzo wielu mężczyzn chciwych, interesowanych, przekładających pieniądze po nad miłość i szczęście... Lecz zaręczam pani jednakże, iż są i tacy, dla których uczucie jest wszystkiem...
— Czyś pan pewny tego? — rzekła Walenty na z niedowierzaniem.
— Czy pewny jestem? — powtórzył Lionel. — Posłuchaj pani, a jak ci opowiem pewną historyę, nie będziesz wątpić chyba! Znam młodego człowieka... z wielkiej rodziny, posiadającego ogromny majątek... Kocha on, a raczej uwielbia anielskie dziecię, jak pani, uwielbia sierotę biedną, jasnowłosą, jak pani i piękną jak pani... Najdroższem marzeniem tego człowieka, najgorętszą jego chęcią, jedynem jego żądaniem jest, by mógł tę dzieweczkę nazwać żoną swoją.
Walentynę, jako nieodrodną córkę Ewy, zajęła niewymownie ta historya miłości.
— Cóż zatem, proszę pana?... zapytała, przeszkadza owemu młodemu człowiekowi ożenić się z tą, którą pan nazywasz anielskiem dzieckiem?
Hrabia de Rochegude oczekiwał właśnie na takie zapytanie, a nawet pragnął je wywołać swojem opowiadaniem; pośpieszył więc z odpowiedzią:
— O! pani, gdyby to małżeństwo zależało od mojego przyjaciela jedynie, jutroby już zawarte było z pewnością...
— Od kogóż więc zależy? — zapytała panienka — czy pański przyjaciel nie jest wolnym?...
— Nikt na tej ziemi nie może się poszczycić absolutną wolnością... odparł Lionel — prawie zawsze tak bywa, że im położenie jest wyższe, tem człowiek bardziej jest skrępowanym...
— Nie rozumiem... szepnęła Walentyna.
— Zaraz mnie pani zrozumie... Pozwól tylko, abym się wytłomaczył... Mówiłem pani, że mój przyjaciel kocha całą duszą, lecz nie powiedziałem, ażeby był kochanym...
— Czy doprawdy nie jest kochanym?...
— Jakżeby to być mogło?... Anielskie dziewczę, które uwielbia, zna go zaledwie i nie wie wcale, że jest uwielbianem....
— Dla czego nie może jej tego powiedzieć?
— Nie śmie...
— Dla czego?
— Ponieważ w obecności tego anioła staje się nieśmiałym... Drży cały, skoro chce uczynić wyznanie... Pomyśl pani, coby cierpiał, gdyby spadł z wysokości marzeń w rzeczywistość okrutną, gdyby się spotkał z odmową...
— Pocieszyłby się prędko...
— Nigdy a nigdy, proszę pani!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.