Droga (Orkan, 1912)
←Wszystkie moje rozpacze... | Droga Z martwej roztoki z cyklu Pustka płacze... Władysław Orkan |
Wygnańcy, Ewy synowie...→ |
DROGA.
Smutna ta moja droga
Przez pustkę wśród zamieci —
Jeno to jedno światełko
Na nieboskłonie mi świeci...
Jakże długo już idę!
Jakiże kres daleki!
Zda się duszy znużonej,
Że brnie już tak przez wieki...
Spotkana ongi rozkosz
Gdzieś się w tym trudzie podziała —
A tylko nędza przy mnie trwa,
Nędza duszy i ciała...
Zaczynam wątpić sercem,
Żem widział kiedy słońce —
Tak się pogrąża dusza
W te mroki czerniejące...
Innąm ja drogę śnił
W swoich chłopięcych planach —:
Że będę jako tancerz szedł
Po słonecznych polanach —
Że będę jako młody bóg
W zawiei kwiatów się tarzał
I że naprzeciw wszelkich trwóg
Sam drogę swoją będę stwarzał...
I oto tarzam się, ach,
W tej mrace, w tej zawiei —
Jedno to światło tam,
Ta iskierka nadziei...
To jedno światło tam,
Tem jednem w drodze się krzepię —
A jeśli to ułuda mgły,
Jeśli to wilcze ślepie? — —