Duch (Bełza)
Walka skończona. — Już po ofiarach!
I cisza w puszczy litewskiej —
Czasami tylko gdzieś na moczarach,
Zabłyśnie płomyk niebieski.
Czasem puszczona kulka — zdaleka,
W ziemię się wryje lub w drzewo;
Koronę dębu pomuśnie zlekka,
I liście spadną ulewą!
Czasami głosy pijanej tłuszczy
Aż tutaj przedrą się echem,
Na które sowa odpowie z puszczy
Jęczeniem dziwnem — i śmiechem —
Jeszcze gdzieniegdzie zgliszcza się żarzą
I Moskwa obdziera łupy!
A tam wysoko kruki się ważą
I dzióby ostrzą na trupy! —
Szaleje Moskwa, hukają sowy,
Ptastwo się waży i kracze —
A tam w ubogiej chatce wioskowej,
Modli się Hanna — i płacze —
Choć noc już późna — nietknięte łoże,
Tak troski piersi jej gniotą —
I tuli dziecię, które już może —
Ach, strach pomyśleć — sierotą!
Jednem ramieniem tuli do łona
Pieszczotkę swoją kochaną —
A drugą ręką, wpół pochylona,
Na komin kładzie polano.
Podmuchem iskrę budzi z popiołów.
Już ogień suty jaśnieje —
Przystawia formę, topi w niej ołów
I kule dla wojska leje! —
Lecz cóż to?... — Burek nagle zawyje,
Zerwał się, na próg przypada,
sierć nasroszył, wyciągnął szyję,
I z głuchym warkiem ujada —
Strwożone dziecię mruży oczęta,
Do matki tuląc się z płaczem —
Struchlała Hanna: „O! Matko święta!
Kto o tej porze i za czem?”
— Nie trwóż się dziecię — a ty, psie wierny,
Wróć do swojego barłogu!
Ukój niewiasto strach swój niezmierny,
Wszak mąż cię czeka na progu!
Dziecię i żono! czyście przeczuli,
Ten powrót swemi sercami?
Oto on z piersią krwawą od kuli,
Przyszedł pożegnać się z wami — —
Łzawym go okiem ścigała Hanna,
Tuląc dziecinę swą małą;
Aż kiedy zorza zeszła poranna,
Zjawisko w mgłę się rozwiało!