Duma o hetmanie • Dodatek • Stefan Żeromski
Duma o hetmanie
Dodatek
Stefan Żeromski

W zeszycie mieszczącym brulionową redakcję rozdziałów I tomu Popiołów zachował się fragment pierwotnej wersji utworu zwanego ostatecznie Duma o Hetmanie. Fakt zapisu w tym miejscu pozwala utwierdzić się w przekonaniu, że autor już około roku 1900 miał na warsztacie twórczym rapsod o Żółkiewskim.

Brulionowy fragment ten zaczyna się od pierwszej zaraz linijki na s. 7 zeszytu. Z treści i ze sposobu zapisania widać, że nie jest on redakcją wstępnych zdań utworu, że jest jego dalszym ciągiem. Początek znajdować się musiał w jakimś innym zeszycie. Musiało go być sporo. Dochowana wersja brulionowa ma w redakcji ostatecznej swój odpowiednik na s. 141-142, a więc mieści się niemal pod koniec Prologu.

Tekst fragmentu nie wypełnia całej kartki; na awersie jej trzecia część od dołu została czysta. Autor najwyraźniej przerwał pisanie. Stronice dalsze mieszczą różne notaty zużytkowane później w Popiołach, po czym (od s. 10) już bez przerwy idzie tekst rozdziałów z końcowej części I tomu Popiołów. W tym samym zeszycie mieści się pierwszy akt niezatytułowanego dramatu. Można by mniemać, że cały zeszyt był może przeznaczony zrazu na utwory odrębne, a dopiero później nadał mu pisarz inne przeznaczenie.

Tekst fragmentu o Żółkiewskim pełen jest kreśleń i wariantów; skreślane są wyrazy, wyrażenia i całe zdania. Nie ma co ich tutaj pomieszczać: Podajemy tekst ten w ostatecznym ujęciu, oczyszczony z wyrazów i zwrotów przekreślonych i odrzuconych.


Duma o hetmanie — Fragment pierwszej redakcji edytuj

[...] Siedem dni upłynęło i siedem nocy od chwili wyjścia zastępu z okopów Cecory. Głód wyostrzył twarze żołnierskie jak miecze, w oczach zapalił ogień nocny znad bagien, szczęki zawarł a słowa zmierzwił i wbił w piersi. Nie brakło na pokarm koni bojowych, ale chwili nie było jednej, żeby ogień rozłożyć i mięso piec. Wody w stepie nie było. Deszcz ustał. Ludzie szli bez snu dniami i nocami. Więc jedni walili się na wozy jak martwe kłody wpośród bitwy, inni tracili rozum i krzykiem wzywali pomsty na głowę wodza.

On szedł niespracowany w głodzie i niespaniu. 2u-pan na nim od kurzu sczerniał, żyły się wzdęły w nogach, nie rozzutych od tylu dni. Choć stare kości były zbite, żyły wywinione, włosy stargane — szedł po dawnemu. W wargach na węgiel zgorzałych został uśmiech pogardy. Nikt nie widział, jak osobny, jak popędliwy, jak zaciekły wicher sercem jego włada. Z wolna otwierało się przed nim coś skrytego aż dotąd a osobliwego ponad wszelkie słowo, jakoby drzwi kute schodziły z rdzawych zawias. Wiedział, że ma to ujrzeć i że już widoku tego nic sprzed oczu nie uchyli.

Wiedział, że stanie się z nim wtedy jak z żaglem na morzu lecącego okrętu. Wiatry go, na one pustynie wody spuszczone z otchłani, porwą i nieść będą jako chcą...