Dwór Karola IX-go/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwór Karola IX-go |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Chronique du règne de Charles IX |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O naznaczonej godzinie, Jerzy udał się do Luwru. Zaledwie wymienił swoje nazwisko, odźwierny podniósł ciężką kotarę i wpuścił go do pracowni królewskiej. Karol IX siedział przy stole, zajęty pisaniem; dał znak przybyłemu, żeby poczekał. Jerzy stanął opodal niego i ciekawie rozglądał się po komnacie. Była skromnie urządzoną, a jedyną jej ozdobę stanowiły przyrządy wyśliwskie, rozwieszone na ścianach, i obraz Matki Boskiej niezłego pędzla. Na stole leżały papiery, książki, i potrzeby sokolnicze. Wielki biały chart spał na haftowanej poduszce, w pobliżu królewskiego pana.
Nagle Karol zaklął i z wściekłością rzuciwszy pióro na ziemię, zaczął się przechadzać po pokoju, z głową na piersi spuszczoną. Zatrzymał się nakoniec przed Jerzym, spojrzał na niego z przestrachem, jak gdyby teraz dopiero go spostrzegł.
— To ty! — rzekł, cofając się. — Rad jestem, że cię widzę. Chciałem z tobą pomówić, ale...
Umilkł i zamyślił się głęboko; znać było, że w tej chwili jest czem innem zajęty.
Przez kilka minut panowało milczenie. Król usiadł przy stole, wsparł głowę na dłoni, jak człowiek bardzo znużony i nagle zawołał gniewnie:
— Dyabelski rym! — a po chwili zwrócił się do Jerzego:
— Wybacz, kapitanie, ale już od godziny się męczę nad wyszukaniem rymu; to może zniecierpliwić.
— Może przeszkadzam Waszej Królewskiej Mości? — zapytał Jerzy.
— Bynajmniej — zapewnił król i powstawszy, położył rękę na jego ramieniu.
— Jesteś zapewne zmęczony po wczorajszych łowach — mówił z zakłopotaniem — jeleń długo nas wodził po kniei...
— Gdyby taka drobnostka miała mnie zmęczyć, Najjaśniejszy Panie, nie byłbym godny dowodzić oddziałem żołnierzy. Podczas ostatniej wojny, książę Gwizyusz, widząc mię na koniu, dał mi przydomek Albańczyka.
— Mówiono mi, że jesteś doskonałym jeźdzcem, ale czy jesteś równie dobrym strzelcem?
— Mam celne oko i pewną rękę.
— Widzisz tę rusznicę na ścianie? Zdaje mi się, że o sześćdziesiąt kroków trafiłbyś z niej jakiego poganina.
— Sześćdziesiąt kroków to znaczna odległość, możebym jednak nie chybił.
Król podał rusznicę Jerzemu.
— Piękna broń — rzekł de Mergy, obejrzawszy strzelbę starannie.
— Widzę, że się znasz na tem — mówił król cedząc wyrazy powoli — za pomocą tej zabawki można trafić w cel o sto nawet kroków.
Karol IX zwykle nie patrzył w oczy ludziom, z którymi mówił; tym razem jednak utkwił w Jerzego wzrok badawczy, a rysy jego miały wyraz tak dziwny, że młodzieniec się zmieszał.
Przez chwilę milczenie panowało w komnacie; przerwał je Jerzy:
— Co do mnie, przekładam Szpadę i włócznię nad broń palną.
— Także strzelbą nie należy pogardzać — rzekł król, uśmiechając się znacząco. — Mówiono mi, że admirał cię obraził? — zagadnął nagle...
— Najjaśniejszy Panie...
— Opowiedz, jak to było.
— Poszedłem do admirała w sprawie, która mię bardzo obchodziła.
— Wiem, w sprawie pojedynku twego brata. Gracko się spisał, lubię go za to. Comminges zasłużył na taki koniec. Ale dlaczego admirał rozgniewał się na ciebie?
— Różnica przekonań, także moje nawrócenie, o którem sądziłem, że już zapomniano.
— Admirał nigdy nie zapomina.
— Przekonałem się o tem, Najjaśniejszy Panie.
Twarz Jerzego zachmurzyła się.
— Powiedz mi szczerze, co zamierzasz uczynić?
— Ani wiek, ani stanowisko admirała nie pozwalają na to, żebym ja śmiał go wyzwać na pojedynek; lękałbym się stracić przez to względy Waszej Królewskiej Mości.
— Więc nie zemścisz się na admirale? Ależ ten dziad obrzydły staje się coraz zuchwalszym.
Jerzy szeroko otworzył oczy ze zdumienia, słysząc w jaki sposób król odzywa się o wrzekomym swoim ulubieńcu.
— Obraził cię bardzo dotkliwie — mówił Karol — są uchybienia, których się nie znosi nawet od monarchy.
— Admirał nie przyjąłby mego wyzwania.
— Prawdpodobnie, ale...
Król wziął rusznicę i uczynił gest, jakby brał kogo na cel.
— Rozumiesz?...
Jerzy cofnął się.
— Najjaśniejszy Panie, radzisz mi...
— Nic ci nie radzę, do szatana! — zawołał Karol, obrzucając Jerzego piorunującem spojrzeniem.
De Mergy nie wiedział co począć, tymczasem król odezwał się nieco łagodniej:
— Gdybyś strzelił do niego, mszcząc się za honor skrzywdzony, nie popełniłbyś grzechu; cześć szlachcica warta kuli. Coligny jest dumny i zuchwały, wiem, że spiskuje przeciwko mnie, radby zająć moje miejsce... Ile razy go widzę, ręka mi drży, z przyjemnością zdusiłbym go sam.
Jerzy słuchał w milczeniu groźb monarchy.
— Gdybym był na twojem miejscu, czekałbym na niego przy wyjściu ze zboru i palnąłbym bez wahania. Jedna kula wystarczy... Kuzyn Gwizyusz byłby ci bardzo wdzięczny, a we Francyi zapanowałby spokój... Coligny cię obraził, masz prawo go skarcić.
— Morderstwo zostawia wieczną plamę na honorze szlachcica — odparł Jerzy z godnością.
Odpowiedź sprawiła na królu wrażenie gromu; stał nieruchomy, trzymając w ręku rusznicę, był bardzo blady, usta miał otwarte, wzrok osłupiały.
Nagle strzelba wysunęła się z drżących jego dłoni i upadła na ziemię; kapitan poskoczył skwapliwie, żeby ją podnieść, król rzucił się na fotel i zwiesił głowę na piersi. Jakaś ciężka walka toczyła się w jego duszy.
— Kapitanie de Mergy — przemówił nakoniec — gdzie stoi twój oddział?
— W Meaux, Najjaśniejszy Panie.
— Za kilka dni udasz się tam i przyprowadzisz go do Paryża; rozkaz piśmienny otrzymasz niebawem.
Głos króla brzmiał szorstko i porywczo. Jerzy zrozumiał, że popadł w niełaskę i że posłuchanie skończone; stosownie do etykiety dworskiej, wychodził tyłem, kłaniając się co chwila i miał już uchylić portyery, kiedy król zerwał się z fotelu i rzekł, chwytając go za ramię:
— Milcz jak grób, jeśli ci życie miłe!
Jerzy, wróciwszy do domu, skreślił następującą przestrogę, którą potajemnie przesłał admirałowi:
„Honor nakazuje mi ostrzedz cię, panie admirale: życiu twemu zagraża nie tylko książę Gwizyusz, ale ktoś jeszcze potężniejszy.”