<<< Dane tekstu >>>
Autor Prosper Mérimée
Tytuł Dwór Karola IX-go
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1893
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Chronique du règne de Charles IX
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Klasztor Franciszkanów służył podczas oblężenia za szpital; w kaplicy leżeli szeregowcy, w refektarzu, sali wielkiej z gotyckiemi oknami oficerowie.
Na posłaniu przesiąkłem krwią, leżał Jerzy de Mergy. Zdjęto mu pancerz, kaftan i bieliznę, ale na rękach pozostały żelazne rękawice. Jeden z żołnierzy tamował krew, obficie płynącą z rany, otrzymanej poniżej pancerza; druga rana nie groziła niebezpieczeństwem.
Bernard w taką wpadł rozpacz, że lękano się o jego zmysły: zalewał się łzami i błagał Jerzego o przebaczenie, to tarzał się po ziemi, oskarżając się głośno o zabójstwo brata. Jerzy był zupełnie spokojny, starał się uśmierzyć jego boleść.
Nieco dalej leżał Béville, któremu niewiele już się należało. Twarz jego tchnęła smutkiem i niepokojem, jęczał, rzucał się i spoglądał na sąsiada, jak gdyby od niego spodziewał się pomocy.
Do sali wszedł chudy, czterdziestoletni mężczyzna, z łysą głową i żółtą, pomarszczoną twarzą: Brisart, słynny chirurg, uczeń i przyjaciel Ambrożego Paré. Snać przed chwilą dokonał operacyi, bo rękawy miał zakasane i fartuch zakrwawiony.
Zbliżył się do Jerzego i pochylił nad nim.
— Kto jesteś i czego chcesz ode mnie? — zapytał Jerzy.
— jestem Brisart chirurg, a pochlebiam sobie, że znam się na rzeczy. Chciałbym mieć tyle worków z pieniędzmi, ile kul powyciągałem z ran, także ilu prawie konających uzdrowiłem.
— Powiedz mi prawdę, doktorze, czy ja żyć będę.
Chirurg obejrzał ramię.
— Fraszka! — mruknął.
Następnie zaczął sondować drugą ranę, przyczem krzywił się i głową kręcił.
— Dosyć! utrapiony doktorze! — krzyknął — miarkuję po twojej minie, że źle ze mną.
— Obawiam się czy kula nie utkwiła w krzyżu; nogi są sztywne... hm... to nic dobrego nie wróży.
— Dwie kule wystarczają, żeby wyprawić na inny świat najsilniejszego. Nie dręcz mnie, doktorze, i pozwól umrzeć spokojnie.
— On nie umrze! — krzyknął Bernard, chwytając chirurga za ramię.
— Do życia pozostaje mu godzina. Dziwię się, że nie wyzionął ducha dotychczas — chłodno odparł Brisart.
Godzina? — rzekł Jerzy — tem lepiej, cierpienia prędzej się skończą niż myślałem.
— Ty nie umrzesz! nie umrzesz! — jęczał Bernard, łkając — czy to być może, aby brat ginął z ręki brata.
— Uspokój się, dobry Bernardzie: wyrokom przeznaczenia złorzeczyć nie należy.
Bernard ukrył twarz w dłonie. Był nieruchomy jak posąg, tylko od czasu do czasu dreszcz wstrząsał jego ciałem, a z piersi wydobywało się westchnienie.
Chirurg obwiązał rany, zatamował krew.
— Pić — szepnął Jerzy.
— Nie można, to przyspieszy śmierć.
— A niech przyspieszy. Im prędzej, tem lepiej... Idź sobie, doktorze, niejeden pewno oczekuje cię niecierpliwie.
Chirurg ruszył ramionami i zbliżył się do Bévilla.
— Do licha! — wykrzyknął — to rana co się zowie.
— Doktorze, jakże tam ze mną? — słabym głosem zapytał Béville.
— Odetchnij głęboko.
Oddech był ciężki i bolesny; Brisart odchrząknął.
Pokręcił głową, obandażował ranę i zebrawszy narzędzie, podniósł się.
— Cóż doktorze? — nalegał Béville.
— Przygotuj się biedaku na śmierć — rzekł chirurg obojętnie.
Ranny łzami się zalał.
Jerzy domagał się usilnie napoju, lecz żądaniu jego odmawiano; nikt nie chciał przyspieszyć śmierci.
Do sali wszedł La Noue z Dietrichem Hornstein i innymi oficerami. Zatrzymali się przy Jerzym; wódz Żelaznoręki z głębokiem wzruszeniem spoglądał na braci.
Hornstein miał przy boku blaszaną manierkę, która zwróciła uwagę Jerzego.
— Rotmistrzu — rzekł do niego — dawno jesteś żołnierzem?
— Trzydzieści lat z górą.
— Powiedz, cobyś uczynił, gdybyś był tak ranny jak ja?
Rotmistrz uważnie obejrzał jego rany.
— Naprzód pogodziłbym się z Bogiem, a potem zażądałbym szklanki dobrego wina reńskiego.
— Ja proszę tylko o wodę, a i tej mi odmawiają.
Hornstein skwapliwie podał ją rannemu.
— Rotmistrzu, dobijesz go! — zauważył jeden z stojących obok oficerów.
— Tem lepiej dla niego, nie będzie się dłużej męczył; zresztą, niech ma przyjemność przed śmiercią. Żałuję tylko, że nie mogę ofiarować ci lepszego wina, mój zuchu.
— Dziękuję, rotmistrzu, jesteś zacnym człowiekiem. Twoje zdrowie — to rzekłszy, Jerzy wypił wino i uścisnął dłoń Hornsteina.
Hornstein oddał uścisk ze wzruszeniem.
Teufel! — mruknął — to okropne... Biedny Bernard! Wyobrażam sobie, coby się ze mną działo, gdyby mój brat Hennig ginął z mojej winy.
Napój uspokoił go na chwilę, jak gdyby śpiąc, nagle rzucił się gwałtownie. Przerażony Bernard mniemał, że brat kona; z okrzykiem żalu pochwycił jego ręce.
Jerzy otworzył oczy.
— Bracie mój... Bernardzie — szepnął urywanym głosem — idę na sąd Boży.
— Jerzy! mój drogi Jerzy! umierasz przeze mnie!
— Cóż chcesz? Nie jestem pierwszym Francuzem, który ginie z bratniej ręki.. i nie ostatnim. Ale ja sam jestem winien temu. Kiedy książę d’Anjou zabrał mię z sobą, przyrzekłem sobie święcie, że nie dobędę miecza. Tymczasem dowiaduję się, że ten biedak Béville jest w wielkiem niebezpieczeństwie; wtedy nie mogłem już wytrzymać i pospieszyłem mu na pomoc.
Przymknął znowu oczy, ale po chwili otworzył je, mówiąc:
— Bądź szczęśliwy... módl się za moją duszę.. Jeszcze mam ci przekazać ważną dla ciebie wiadomość: pani de Turgis kocha ciebie; poleciła ci to powtórzyć.
Przymknął oczy i jęknął: „Jezu! Marya!“ — To były ostatnie jego słowa.
W kwadrans później wyzionął ducha. Béville poprzedził go o kilka minut.
Wiemy z historyi, że La Noue opuścił Roszellę, że armia królewska musiała odstąpić od oblężenia a Karol IX po raz czwarty zawarł pokój. Temi faktami historycznemi kończymy powieść, osnutą na tle krwawem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Prosper Mérimée i tłumacza: anonimowy.