Mieszkaniec Scytyi, przed wieki, Wybrał się pomiędzy Greki,
Mówiąc, że zbadać wielce sobie życzy Kunszt ogrodniczy.
W drodze, sad ujrzał; wszedł doń i spotyka Ogrodnika,
Co opiekuńcze pełniąc obowiązki,
Z drzew niepotrzebne obcinał gałązki. «Co się to znaczy? zapyta Zdumiony Scyta;
Jeśli chcesz chrustu, znajdziesz go dość w lesie;
Lecz drzewo bez gałęzi, jakiż zysk przyniesie?» Na to Grek rzecze: «Drzewko za obficie Puszcza odrośle; skoro część odetnę,
W innych za to dzielniejsze obudzi się życie,
I wydadzą owoce mnogie i szlachetne.» Gdy barbarzyniec usłyszał tę mowę, Wraca do domu i z drzew swego sadu Wyciął konarów połowę. Nadeszła jesień: owoców ni śladu. Więc z wiosną znowu bierze się do dzieła: Znów tnie i wielkich zysków się spodziewa, Ale, nim wiosna minęła, Uschły drzewa.
Niejeden młokos włóczy się po świecie, I odrobinę wiedzy liźnie wszędzie; Ale wam powiem w sekrecie, Że przeto mędrcem nie będzie.