Dwie matki/Część trzecia/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie matki |
Wydawca | Redakcja "Głosu Narodu" |
Data wyd. | 1897 |
Druk | W. Kornecki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Deux mères |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Usiedli małżonkowie, jedno naprzeciw drugiego.
— Nie podpada wątpliwości — przemówiła Melanja — żeś zebrał dowody straszliwe. Skorobyś jutro oddał pana de Perny w ręce sprawiedliwości, przytrzymano by i resztę z nim razem.... Miałaby rozgłos szalony, ta sprawa tajemnicza i niesłychanie zawikłana; twoja zaś ambicja, mogłaby zadowolnić się w zupełności. Zapewne, radząc się jedynie rozumu i bacząc li na twoją powinność, masz wszelkie prawo zadenuncjować gdzie należy, sprawców nikczemnej zbrodni. Nikt by cię nie śmiał potępić, przeciwnie nawet otrzymałbyś za to pochwałę i sowite wynagrodzenie. Tu idzie jednak o ród znakomity, o ludzi powszechnie szanowanych. Wiem dobrze, że prawo jest jedno, dla wszystkich klas w społeczeństwie. Zbrodniarz musi być ukarany, choćby stał i najwyżej. Trzeba jednak mój drogi, zastanowić się nad tem, żeś odkrył i podpatrzył w sposób niezwykły, tajemnicę rodzimą. Nie masz więc przed sobą pospolitych, codziennych złoczyńców. Wiesz, co ci nakazuje powinność w razach podobnych, ale czujesz jednocześnie w głębi twojej duszy uczciwej, że ta sprawa wkłada na ciebie wielką odpowiedzialność. Możesz pozbawić czci ród znakomity, margrabiów de Coulange; i to przeraża cię pomimowolnie.
— W istocie mówisz Melanjo, jakbyś czytała w moim umyśle.
— Tak, czytam w swoich myślach, mój drogi, bo znam je na wylot. Czy wiesz już teraz, dla czego ukradziono dziecko biednej Gabryeli? Domyślasz się, co spowodowało tę zbrodnię?
— Nader łatwo znaleść powód do niej — rzekł Morlot. Pani de Perny i syn, nie mają ani grosza. Margrabia ożenił się li z miłości, bez posagu. Ponieważ pani margrabina nie miała dziecka, a lekarze skazali byli na śmierć przedwczesną jej męża; umyślili tak matka, jak i jej godny synalek, że podsuną obce dziecko margrabiemu podczas jego pobytu za granicą, aby zagarnąć po jego zgonie olbrzymią fortunę Coulange’ów.
— Prawdopodobnie taki był ich cel potwierdziła Melanja.
— W tej całej sprawie kończył Morlot najwinniejszym jest Sosten de Perny. To jest widocznem. Skoro plan był gotów, wziął się gorliwie do czynu haniebnego.
Trzeba było wynaleźć w Paryżu, czy gdzie indziej, jaką biedną dziewczynę uwiedzioną, a później opuszczoną nikczemuie.... w stanie odmiennym. Owa jejmość Trélat, wspólniczka zbrodni Sostena de Perny, odkrywa w norze przy ulicy Clichy, naszą kochaną Gabryelę. Oh! mówiłem to od początku, i dziś powtarzam; cała sprawa była znakomicie uplanowana i przeprowadzona po mistrzowsku. Ten Sosten to nie zwykły złoczyńca!... Margrabina zaczyna udawać stan poważny. Męża wyprawiają tymczasem na wyspę Maderę. Musiano go oddalić, inaczej bowiem nie dałoby się było planu przeprowadzić. Matka i syn, są przekonani, że margrabia nie powróci z tamtąd żywy. Nie spodziewali się nikczemni intryganci, że chory wyleczy się tam zupełnie i powróci do kraju własnego, z nowym zasobem sił i zdrowia. Gdyby to byli przeczuli, nie byliby się ośmielili spełnić owej zbrodni.
....Na nieszczęście panny Liénard, aż do dnia, w którym jej syn przychodzi na świat, życie margrabiego wisi ciągle na cienkim włosku; lekarz będący przy chorym, sam za nic nie ręczy. Nie waha się więc Perny ani chwili, tylko kradnie dziecko. Podaje malca do chrztu, jako urodzonego z margrabiów de Coulange, i tak samo zapisuje go na merostwie w Coulange. Tym aktem urzędowym, który może dopiero unicestwić wyrok sądowy, po przeprowadzeniu procesu cywilnego, syn biednej Gabryeli jest uznany za hrabiego de Coulange.... Margrabia może teraz umierać; ma spadkobiercę swoich miljonów. Majątek dostanie się do rąk wdowy po nim, i będzie nim rządziła dowolnie jej rodzina.... Byłbym ciekawy dowiedzieć się, ile kto komu obiecał przy tym targu nikczemnym? Matka i brat nie pracowali pewno za darmo, dla dobra pani margrabiny. Mąż jej posiada, jak utrzymują, około dwudziestu miljonów. Było więc częm się dzielić.
— Wstydź się mężu — skarciła go z góry Melanja. — Przedstawiasz rzecz całą w takiem świetle, jakby miała być w zmowie z złoczyńcami pani margrabina.
— Tak się sprawa wydaje — bąknął Morlot.
— A jednak w głębi duszy, uznałeś margrabinę za niewinną.
— Zaręczam ci Melanjo, że wołałbym, gdybym osądził ją za wspólniczkę w zbrodni!
— Jak możesz mówić tak brzydko mężusiu! — rzekła smutno. — Dla czegóż wołałbyś przekonać się o jej współwinie?
— Dla czego? Bom zły sam na siebie. Posiadam, przeniknąłem tajemnicę rodzinną; nie jestem jednak ani bogatym mieszczuchem, ani wielkim panem, którym by ubliżała denuncjacja kogokolwiek, skoro na to zasłużył. Jestem po prostu agentem policyjnym, i powinienem oddać złoczyńców w ręce sprawiedliwości. Waham się jednak raz pierwszy w życiu, bo mam w myśli pewne wątpliwości.... Ah! gdybym wiedział, że margrabina była z nimi w spółce!...
— Cóżbyś zrobił w tym wypadku?....
— Przestałbym się wahać, i dopełniłbym mego obowiązku.
Zerwała się Melanja na równe nogi:
— Podczas całego twego wywodu, mężu kochany — przemówiła wolno i z naciskiem — słuchałam cię uważnie, badając jednocześnie moje serce i mój rozum. Otóż jestem silnie przekonaną, że margrabina nie zawiniła w niczem. Jest ofiarą tak samo jak i nasza Gabryela, przewrotności i niegodziwości tamtych zbrodniarzów!
Agent poruszył się niecierpliwie na krześle; — bąknął kilka słów niezrozumiałych, i spuścił głowę na piersi.
— Jakto? — kończyła żona gorąco, głosem podniesionym — ty byś pragnął, żeby margrabina była współwinną tej zbrodni, człowiek na wskróś uczciwy? Ah! jest dość łotrów i bez niej na świecie! Czyń co ci się podoba, ale pamiętaj, że ci nie wolno tknąć margrabiny! Ja ci to zakazuję!.... Wątpisz w jej niewinność, a ja wierzę w nią święcie!... Czyż to możebne, żeby ta młoda kobieta, dobra i miłosierna, posiadająca cnoty najwznioślejsze, opiekunka wdów, sierot i starców niedołężnych, spiesząca na pomoc w każdej niedoli; czująca się sama nieszczęśliwą, pomimo świetnego stanowiska i miłości męża, żeby.... powtarzam.... była zbrodniarką! Dajże pokój! Byłoby grzechem śmiertelnym, przypuszczać coś tak potwornego!... Margrabina mówię ci, jest niewinną, jak dziecię nowo narodzone!
— I ja tak sądzę — mruknął ajent.
— Tak.... ale nie jesteś dotąd pewnym tego.
Morlot spuścił znowu oczy, pod żony badawczem spojrzeniem.
— Cóż ci powiedział dawny odźwierny, pałacu Coulange mężusiu? Ze matka i brat znęcali się po prostu nad biedną margrabiną, trzymając jak w więzieniu; a sami tymczasem burmistrzowali w jej domu, jakby oni tam byli panami. To by powinno ci nareszcie oczy otworzyć i przekonać, że w tej całej sprawie ohydnej, margrabina była jedną więcej ofiarą.... Pan margrabia ma ubóstwiać syna Gabryeli. Ta okoliczność dowodzi, że nie wie dotąd o niczem. Jeżeli w czem zawiniła pani margrabina, to li tem, że zataiła wszystko przed mężem. Ta tajemnica zatruwa jej życie. Dla czego nie wyjawi jej przed margrabią? Dla czego cierpi w milczeniu? Nie chce biedaczka, aby mąż dowiedział się o nikczemności jej najbliższych.
...Zrzuca nareszcie z siebie jarzmo; buntuje się przeciw tyranji matki i brata. Nie mogąc uczynić więcej, mści się wypędzając oboje z domu własnego na zawsze. Gdyby była współwinną, czyżby się zdobyła na ten krok stanowczy? czyżby miała na to dość odwagi?.... Co przemawia jeszcze wymowniej w obronie margrabiny, to okoliczność, że zamiast udawać przywiązanie dla dziecka narzuconego jej gwałtem: ona odtrąca prawie chłopca od siebie; jest dla niego zupełnie obojętną, całemi latami; nie spojrzy, nie przemówi do niego, narażając się przez to nawet na odkrycie całej prawdy przez margrabiego. Osądź-że sam mężusiu, czy zbrodniarka postępowałaby tak szczerze i otwarcie?
— Z pewnością nie.... Tym razem muszę ci przyznać słuszność żoneczko.
— Przekonałam cię więc o niewinności margrabiny?
— Tak... — Morlot zamyślił się nagle. — Jakże jednak wytłumaczysz mi Melanjo, że obecnie margrabina zaczyna przywiązywać się do dziecka obcego?
— Tego nie potrafię wyjaśnić dokładnie, mężusiu.... Mogłabym łatwo się omylić. Zdaje się istotnie, że pod tym względem nastąpiła zmiana wielka w usposobieniu margrabiny.... Któż wie z jakiego powodu? Nikł z nas nie może przeniknąć jej skrytych myśli. Jak widzieliśmy z fotografji. chłopczyk jest prześliczny. Gabryela utrzymuje, że jest on tak samo dobrym i nad wiek rozwiniętym.... Może też myśl o jego biednej matce, wzbudziła dla niego czulsze uczucie w litościwem sercu margrabiny. Chce mu zastąpić choć w jakiejś cząstce, owe pieszczoty i miłość macierzyńską, której go pozbawiono.
— Być może?... bąknął Morlot.
— Mówiono ci jednak — dodała Melanja — że nie kocha go ani przez pół, tak, jak córeczkę. No, wierzę bardzo!
— Z tem wszystkiem — rzucił się Morlot niecierpliwie — nie dałaś mi dotąd żadnej rady, co mam dalej czynić, i jestem ciągle na rozdrożu, w niezgodzie z samym sobą, a co gorsza, przeniewiercą niejako, wobec włożonego na mnie obowiązku.
— Dowiodłam ci mężusiu, i przekonałam o niewinności margrabiny, to już bardzo wiele!
— Dobrze... ale obok niej, mamy i winnych....
— Nie inaczej, drogi mężu.... Widzę ich czworo. Na czele stoi Sosten de Perny. On widocznie ułożył plan cały; dopomagali mu zaś w spełnieniu zbrodni: Jego matka, owa jejmość, która kazała się nazywać panią Trélat, i ten jakiś nieznajomy, który wynajmował dla niej i dla biednej Gabryeli dom w Asnières. Tych dwoje przekupił widocznie Sosten, aby mu byli pomocni w wykonaniu zbrodni. Na nieszczęście mój drogi, jeżeli każesz aresztować Pernego, uderzysz jednocześnie i jego siostrę....
— Dowiedzie z łatwością swojej niewinności....
— Zapewne... zanim jednak to potrafi, powloką biedaczkę do więzienia; stawią przed sędzią, spiszą z nią protokół, niby z pierwszą lepszą kryminalistką! Ah! mnie zabiłoby po prostu coś podobnego!... i tak samo nie przeżyła by tej hańby pani margrabina! Pomyśl mężu, że tu idzie o cześć wielkiego rodu; nazwiska, dotąd szanowanego powszechnie, któreby utonęło w błocie. Drżę cała na samą myśl, jakiby ta sprawa nieszczęsna miała rozgłos skandaliczny.
— Koniec końców — rzekł Morlot ponuro i głosem zdławionym — każesz mi ręce założyć i pozostać w zupełnej bezczynności. Chcesz więc Melanjo, aby zbrodniarze nie byli wcale ukarani?
— Nie pragnę chroń Boże mężusiu, namawiać cię na coś, co by się nie zgadzało z głosem twego sumienia.... a jednak.... Słuchaj: Gdybyś mógł oddać w ręce sprawiedliwości Perny’ego i jego matkę, nie tykając margrabiny, idź natychmiast i powiedz wszem wobec, jakiej dopuścili się zbrodni!... Skoro to jednak niemożliwe, wstrzymaj się... i czekaj....
— Mam czekać... i na co?
— Aby wybiła godzina kary na winowajców. Nie znasz dotąd tego Sostena de Perny. Jakie prowadzi on życie? Przed wszystkiem innem musisz dowiedzieć się o tem dokładnie. Taki łotr nie może poprzestać na jednej zbrodni. Nie nie mylę się z pewnością, sądząc, że odda ci go w ręce jakaś nowa niegodziwość.
Drgnął Morlot, wlepiając w żonę wzrok ponury.
— Wtedy nie powiem ci czekaj, drogi mój mężu — objęła go czule ramionami. — Możesz go przyaresztować natychmiast.
— Zrozumiałem twoją myśl Melanjo.... Pragniesz, żeby kara za zbrodnię popełnioną w Asnières, wsiąkła niejako w tę inną, na którą zasłużyłby teraz, nieprawda?
— Możesz wtedy być zupełnie zadowolonym mężusiu, skoro ujrzysz go pod kluczem.
— A jeżeli nie popełni niczego karygodnego? — wtrącił Morlot.
Uwaga była słuszną.
— Zastanowimy się jeszcze nad tem — odpowiedziała. Melanja, z przykrem zakłopotaniem. — Rozpatrzymy się w całej sprawie, radząc wspólnie, coby się dało w niej zrobić.
— Wszystko to, droga żoneczko — Morlot uśmiechnął się smutnie, głową potrząsając — są wybiegi; ścieżki kręte, które wyszukujemy, zamiast zdążać prostą drogą do celu. Chcesz oszczędzać margrabinę, i ja tego pragnę, wierz mi. Ale powtarzam: że tym sposobem zbrodnia pozostanie nie ukaraną. Jest jeszcze jeden środek, któryby zaradził wszystkiemu lepiej, niż to, cośmy dotąd wymyślili....
— Cóż takiego?
— Żebym podał się po prostu do dymisji....
— Oh! zrób to, zrób mężu kochany!
— Zobaczę.... zastanowię się nad tem.... Zacietrzewieni margrabiną, zapomnieliśmy całkowicie Melanjo, o naszej biednej Gabryeli.
— Prawda!
— Ona musi przecież odzyskać swoje dziecko! — wykrzyknął Morlot, z rodzajem gniewnego wybuchu.
— Naturalnie, że jej oddadzą syna — wtrąciła Melanja.
— Czy mówisz o tem na serjo?
— Przecież nie może być inaczej — potwierdziła Melanja.
Morlot wzruszył miłosiernie ramionami:
— Otóż ja bardzo wątpię, żeby to było możliwem....
— Dla czego mężusiu?
— Stoi na przeszkodzie metryka chrztu. Jeżeli ja nie dostarczą dowodów, że ukradziono syna Gabryeli Liénard, gdyby zażądała nieszczęśliwa matka oddania dziecka, odpowiedzianoby jej w pałacu Coulange:
— Jesteś pani szaloną!
— Gdyby margrabina mój mężu, dopuściła się podobnego okrucieństwa, krzyknęłabym pierwsza w niebogłosy: Bądź i ty dla niej bez litości!
— Koniec końców... zostaw my sobie czas do namysłu... Jak sądzisz żoneczko? Czy powiedzieć od razu Gabryeli, że mały Genio jest jej synem?
Zadumała się Melanja.
— Nie — odrzuciła po chwili — twoje przewidywania mężu drogi, zaniepokoiły i mnie. Trzeba zaczekać i z tem, aby nie budzić za wcześnie nadziei w zbolałej duszy biednej Elli. Lepiej będzie zobaczyć się pierwej z samą margrabiną.
— Phi! — Morlot strzepnął palcami. — Nie łatwo to dostać się mnie, chudemu pachołkowi do takiej wielkiej damy!... Spróbuję jednak, i postaram się odwiedzić panią margrabinę. Tymczasem pójdę za twoją radą Melanjo, i dowiem się dokładnie jak żyją i czem są zajęci, pani de Perny i jej syn. Jutro zaraz zajmę się tem gorliwie.