[382]Dyjogenes.
Raz w Atenach w tej porze, gdy jest pełny rynek,
Przechodził przez plac znanej kurtyzanki synek,
I bogactwem swej matki chwalił się publicznie,
Że przyjmuje gości licznie,
Że zastawia zawsze stół obficie,
Że znajomym uprzyjemnia życie,
Że podaje owoc rzadki,
Że dom jej opływa w dostatki,
Że on sam ma od niej na wszelkie wydatki, —
Słowem, niema w Atenach takiej drugiej matki!
Tłum, co wiedział wybornie, jakie źródło mętne
Ową panią wsparło,
Słysząc te chwalby namiętne,
Śmiał się na całe gardło…
[383]
Spojrzał syn kurtyzanki oczyma wściekłemi
W poczuciu dotkniętej dumy;
Schyla się, kamień podnosi z ziemi
I rzuca go w tłumy…
Naówczas Dyjogenes, co był chwalb tych świadkiem
I tego ataku,
Krzyknie: „Ostrożniej, młody chłopaku,
Bo w ojca trafisz przypadkiem!