Dziecię Symchy (1905)/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziecię Symchy |
Pochodzenie | Liote (nowele) |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1905 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały tekst |
Indeks stron |
Nie przypominam sobie, bym potem z nią rozmawiał. Nie — z pewnością, to było po raz ostatni.
Gdym ją następnie zobaczył — już to nie była Esterka — już to nie był słodko pachnący i śliczny kwiatek, tylko biedne, martwe ciało, skulone pośród zbielałego od dojrzałości żyta, na wązkiej miedzy, i nakryte rogożą.
Zdaje mi się, iż w pobliżu był kopiec graniczny, a na nim siedział, pykając fajeczkę, człowiek stary, któremu polecono zapewne pilnować trupa do zejścia władz i lekarza.
Odchylałem rogożę. Musiałem to uczynić, pomimo całą bolesność tej chwili; musiałem pożegnać dobre dziecko Symchy. — Ach, ten ślad łzy na policzku, ziemią powalanym.
Co się stało? Nic nadzwyczajnego. Doskonale pamiętam, że to było opisane drobnym drukiem. »Na polach podmiejskiej wsi Czarnego Borku znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, Żydówki, ze śladami gwałtownej śmierci. Sprawca zbrodni poszukiwany.«
Pojmano tego człowieka. Był to włóczęga podmiejski. Na bocznej i mało uczęszczanej dróżce polnej — tak brzmiało jego zeznanie — napotkał Żydówkę. Był pijany, zdarł z niej chustkę i zobaczył twarz młodej dziewczyny. Broniła się zajadle, ugryzła go i podrapała. Nóż wyjął po to tylko, żeby jej pogrozić; w jaki sposób nadziała się na ostrze — on nie ma pojęcia. Sekcya wykazała, że gwałt nie miał miejsca.
Biedactwo, niema brylantów na ziemi, któreby warte były twej ostatniej łezki. Śpij. — Gdyby żal po ziemi miał być tą kołatką, na odgłos której umarli obudzą się kiedyś i wstaną, — czy ty wstaniesz? Może — nie, Może mylą się ci, co twierdzą, iż zostawia się na ziemi coś godnego żalu.