Mały chłopaczek, bawiąc się nad rzeką,
Wpadł w wodę; szczęściem, wierzba rosła niedaleko: Chwycił za gałąź i ile miał mocy Zaczyna krzyczeć: «Ratunku! pomocy! Gwałtu, utonę!» Przypadek zdarzył, że w tę samą stronę Szedł Nauczyciel; zbliża się powoli,
Staje u brzega I tonącego spostrzega.
«Ach! rzecze, swawolnicy, ileż to niedoli,
Ile zmartwień rodzicom i łez przyczyniacie!
Ten z figlów rękę złamie, ten karku nadkręci,
A biedna matka płacze po dziecka utracie!
Na nic zgoła nie macie względu ni pamięci!
Ciągle was trzeba tylko chronić od przygody, Darmozjady, wartogłowy!»
Wygadawszy się wreszcie, dobył chłopca z wody.
Hojnie Bóg gadułami uposażył ziemię. To szybkojęzyczne plemię, Pojąc się własnemi słowy, Na każdym kroku myśli tylko o tem, Aby swej nudnej wymowy Sążniste składać dowody. Najprzód, mój bracie, wydobądź mię z wody, A kazanie powiesz potem.