<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Ejsmond
Tytuł Dzieci
Pochodzenie Patrząc na moich synków
Wydawca nakładem Janiny Ejsmond
Data wyd. 1931
Druk Piotr Pyz i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIECI.


Dziecko ma w swojem spojrzeniu niepokalaność, czystszą nad niepokalaność leśnego źródła. Śmiech dziecinny jest najpromienniejszym z głosów świata żyjącego: jest w nim szczęście niczem niezamącone i wesele nie znające żadnych trosk. Smutek dziecięcy podobny jest do białego obłoczka na słonecznem niebie: pomimo małej chmurki niebo jest promienne, a o słońcu wiemy, że ukaże się znowu za chwilę. Nawet łzy dziecka, spływające po różanej buzi przypominają bardziej rosę poranną, niż łzy człowieka...

*

Jakżeż godnym litości jest ten, kto nie rozumie piękna dziecięcej duszy. Nigdy ów ślepiec nie zobaczy tego, co jest na świecie najcudniejsze.
Jakżeż wielką zbrodnię popełnia ten, kto czyni krzywdę dziecku.
Jakże śmiesznym jest człowiek dorosły, który chce dziecko poprawiać. Jakgdyby można poprawić słońce, kwiaty, śpiew ptaków albo wiosnę! Jakgdyby można kazać jaśminom, ażeby piękniej pachniały, różom — ażeby były czerwieńsze, skowronkom żeby ich pieśń harmonijniej łączyła niebo z ziemią. Nie poprawiajmy kwiatów, pieśni słowiczych, biegu leśnych strumieni, ani dzikiego piękna zieleni wiosennej. Nie poprawiajmy również dzieci. Nie psujmy ich jedynie. Do tego powinna się ograniczyć wdzięczna praca dorosłych.

*

Każda perła w otchłani morza rodzi się z bólu małży perłowej. Każdy kwiat leśny i polny rodzi się z radosnej miłości wiatru i ziemi, słońca i ziemi... Dziecko, jak kwiat, z miłości powstaje i jak perła przychodzi na świat w bólu. I jest w tej radości i w tym bólu tyle błogosławieństwa Bożego, iż gdyby Bóg nic na świecie nie stworzył, prócz dzieci, musielibyśmy Go miłować ponad wszystko na ziemi i na niebie. W trzepocie różanych łapek, w promienności ślepek, w wierzganiu radosnem tłuściutkich nóżek jest bowiem zaklęte wszystko piękno świata. I niema nic, coby to piękno mąciło. I niema nic, coby zaćmiło to piękno niepokalane.

*

Nietylko ludzkie dzieci mają w sobie czar. I dzieci zwierzęce i dzieci ptaszęce są czemś rozkosznem i zachwycającem.
A nawet czasem są grzeczniejsze od ludzkich dzieci. Małe niedźwiedziątka nie mówią podobno nigdy brzydkich słów. Gdy tatuś albo mamusia wychodzi z niemi na spacer, nie targują się nigdy o włożenie futerek. Zawsze chodzą w ciepłym futerku.
Jagniątko nie rozlewa mleczka przy śniadaniu.
Słoniątko zawsze słucha starszych. Rodzice za grzeczność dali mu trąbę, której nigdy nie psuje. Bawi się nią przez całe życie.
Zajączki nie kapryszą przy jedzeniu: nie trzeba im opowiadać bajeczek, ażeby jadły ładnie i bez figlów. Potem figlują, to prawda, i nawet bardzo. Ale podczas jedzenia nigdy. Nawet jeżeli niema gości.
Malutka łania nie targuje się ze swoją opiekunką przed nocą, gdy trzeba iść spać. Kładzie się grzecznie i zasypia szybko, nigdy w łóżeczku nie rozmawiając ze swoją przyjaciółką maleńką antylopą.
Nawet tygrysiątko jest też czasami grzeczne, choć jego tatuś pasjami lubi zjadać ludzi i czyni to przy każdej sposobności z wielkiem zamiłowaniem.
Spójrzmy, jak wilczęta wychodzą na spacer z nianią. Czy się awanturują, czy jej mówią rzeczy przykre? Nigdy. Idą cicho i grzecznie, aż miło patrzeć. A potem mają wilczy apetyt.
A liski? Czy kto widział kiedy liska, któryby powiedział jakąś niegrzeczność? Chociażby coś niewinnego? Nigdy! Wskażcie mi choć jeden przykład, a uznam się za pokonanego.
Rozkosznemi dziećmi są ptaszęta. W ciepłem gniazdku czekają na pokarm, który im przynoszą rodzice. Jajka z których się wykluwają, to jedyna rzecz w ich życiu, jaką im się zdarza zbić. Pozatem nie zbiją i nie stłuką nigdy nic. Przez całe życie.

*

Dziecko ludzkie czy zwierzęce jest radością tego świata i jego najcudniejszym uśmiechem. Choć rodzi się w bólu — koi bóle i troski.

Dziecko jest tem dla ziemi, czem słońce jest dla nieba.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Ejsmond.