[57]DZIECKO UMIERAJĄCE.
(Z ANDERSENA.)
Matko, dzień się już kończy, zmęczone me skronie
Pozwól bym złożył na twem ukochanem łonie,
Ale ukryj przecieraną palące łzy twoje,
Ukryj mi twe westchnienia, ukryj niepokoje!
Zimno mi, lecz patrz matko, jak w koło mnie ciemno!
A skoro już zasypiam, tak miło, przyjemno!
Anioł przedemną stoi z czołem promienistem,
I sny moje okrąża swem skrzydłem złocistem.
Czyż nie słyszysz śpiew jakiś, harmonijne pienia,
Jak gdyby się otwarły niebieskie sklepienia?
Czyż obok nas nie widzisz cudnego anioła,
Co do mnie się uśmiecha, któren na mnie woła?
W koło niego spostrzegam jaskrawe szkarłaty,
Anioł z złotemi skrzydły, rzuca na mnie kwiaty!
Aby mieć takie skrzydła, podarunek z nieba,
Powiedz matko: — umierać czyż koniecznie trzeba?
Czemuż mnie tak do łona przyciskasz z rozpaczą?
Te westchnienia stłumione, te żale, cóż znaczą?
[58]
I czemuż jesteś łzami rzewnemi zalaną?
Ty zawsze dla mnie będziesz matką ukochaną!
Niechaj twój płacz ustanie, niech się żal ukoi,
Bo twe cierpienie matko! moją boleść dwoi...
Czuję uścisk anioła, ciężeją powieki:
Żegnam cię, biedna matko! żegnam cię na wieki!
Leon Potocki.